Kuriozalne zakończenie rywalizacji w Formule E. W bolidach skończyły się baterie
W sobotę w Walencji odbył się wyścig o Grand Prix Hiszpanii w Formule E, w której ścigają się bolidy elektryczne. Tuż przed zakończeniem rywalizacji doszło do sytuacji, która nie miała precedensu. Antonio Felix da Costa, lider rywalizacji, stanął na torze i nie ukończył zmagań. Powód? Skończyły mu się baterie zasilające samochód. Taki los spotkał kilku innych kierowców.
W sobotę doszło do kuriozalnej sytuacji tuż przed finiszem zmagań. Dwa okrążenia przed metą zabrakło prądu w bateriach kilku bolidów, w tym u lidera zmagań Antonio Felixa da Costy. Portugalczyk ścigający się w chińskiej ekipie DS Techeetah stracił zwycięstwo, które zgarnął Nyck de Vries z Mercedesa. Za nim do metry dotarli Nico Mueller (Dragon/Penske Autosport) i Stoffel Vandoorne (Mercedes). Obaj awansowali w stawce o 20 miejsc w porównaniu ze startem.
Skąd taka sytuacja w "formule przyszłości", jak nazywa się zmagania Formuły E? Zespoły przygotowując samochody i kierowców do walki dokonały złych obliczeń, co spowodowało zatrzymanie pojazdów na torze. A to oznacza koniec wyścigu. Margines błędu był niewielki, wszak zawodnicy ścigają się przez 45 minut plus jedno okrążenie po upływie tego czasu. Tempo wyścigu było wysokie, stąd zabrakło energii - i to dosłownie - na udany finisz.
Dziennikarze i obserwatorzy nazwali wyścig "kuriozalnym", a całą sytuację "absolutną katastrofą". Pojawiły się głosy, że "Formuła E musi się jeszcze wiele nauczyć". Tymczasem drugi wyścig w Walencji odbył się już w niedzielę i tym razem do mety nie dotarł tylko jeden bolid. I to przez awarię, a nie z powodu braku prądu. Jak widać nie zawsze łatwo jest zapanować nad nowoczesnymi ale i nieprzewidywalnymi pojazdami.