Chodziły na protesty, dziś mają żal do Strajku Kobiet. "To jak splunięcie nam w twarz"
Ogólnopolski Strajk Kobiet poszedł na wojnę z Lewicą, która dogadała się z PiS. Przy okazji podpadł Polkom, bo za krytyczne komentarze rozdaje bany w sieci. Kobiety, które jeszcze niedawno protestowały ze znakami błyskawicy, mają żal do liderek OSK. – Marta Lempart zbliża się do zostania drugim Mateuszem Kijowskim – mówi nam jedna z aktywistek.
- Strajk Kobiet krytykuje Lewicę za sojusz z PiS ws. Funduszu Odbudowy. Organizacja dała ugrupowaniu 24 godziny na zmianę decyzji.
- Wiele aktywistek związanych z Lewicą krytykuje Strajk Kobiet i jego liderki – Martę Lempart oraz Klementynę Suchanow.
- Część internautów dostało w sieci bana od Strajku kobiet. Aktywistki są zawiedzione OSK i wspominają protesty, kiedy walczono o zmianę prawa aborcyjnego.
"Strajk kobiet zajmuje się k***a wszystkim, tylko nie strajkiem i nie kobietami" – to jeden z wpisów, który na Twitterze rozszedł się lotem błyskawicy. Błyskawicy, która jeszcze niedawno zjednoczyła znaczną część Polaków w walce o prawa kobiet. Doszło do tego, że Strajk Kobiet z Martą Lempart i Klementyną Suchanow na czele, poszedł na zwarcie z Lewicą, która dogadała się z PiS w sprawie Funduszu Odbudowy.
OSK postawił Lewicy ultimatum: 24 godziny na deklarację o zerwaniu, albo nienawiązywaniu koalicji z PiS.
– Lewica wspierała OSK. W wielu miastach jedynymi organizatorkami były osoby z partii czy młodzieżówki. Dla wielu z nas skończyło się to mandatami, a nawet rozprawami w sądzie. To oświadczenie jest jak splunięcie nam w twarz – mówi naTemat Dorota Dominików z Młodzi Razem.
Ludzie, którzy na co dzień nie interesują się polityką, szli razem z nami. Przykre, że główna organizacja zapomina, że protesty były nie tylko w Warszawie.
Pani Dorota podkreśla, że mimo to, pójdzie na ewentualny protest w przyszłości, jeśli będzie dotyczył walki o zmianę prawa aborcyjnego. – Spory trzeba odłożyć na bok. Prawa człowieka nie powinny na nich tracić – argumentuje.
Strajk Kobiet zablokował na Facebooku nawet oficjalne konto Młodej Lewicy, która później na Twitterze wspomniała o zawiedzionych aktywistkach. Wskazano wprost, że chodzi o działania liderek – Lempart i Suchanow.
To ona zamieściła jeden z najmocniejszych wpisów odnośnie całej awantury. Napisała m.in., że czuje się, "jakby ktoś dał jej w ryj". Później usunęła ten komentarz, bo – jak wyjaśniła – prawica nie będzie robić sobie "festiwalu na jej podwórku".
Sikora przypomina, że jesienią ubiegłego roku w protesty zaangażowało się mnóstwo osób z szeroko rozumianej lewicy. – Jeżeli liderki Strajku Kobiet każą Lewicy głosować razem z Solidarną Polską i Konfederacją, by wystrzelić w powietrze 250 miliardów i banuje wieloletnie aktywistki, to ktoś tutaj chyba się bardzo mocno pogubił – ocenia dla naTemat.
Jej zdaniem Strajk Kobiet "doświadcza ataków z różnych stron – zarówno od dobrej zmiany jak i opozycji". – Co do banów w sieci, blokowane były niemerytoryczne komentarze oraz te, które atakowały personalnie osoby współtworzące strajk. Albo dyskutujemy, albo wylewamy na siebie jad – wyjaśnia.
Fot. Maciej Jaźwiecki / Agencja Gazeta
– Jestem z Katowic i tutaj organizowaliśmy wszystkie wydarzenia. Chodziłam zawsze, kiedy mogłam i zdzierałam gardło. Czułam, że to jest moja walka. Co by się nie stało, prawa kobiet zawsze będą dla nas ważną kwestią. To był i jest filar naszej działalności – wspomina w rozmowie z nami Sara Waligóra z Młodej Lewicy.
Kiedy pytam ją o blokady w sieci, mówi o "sporym zawodzie". – To jest mieszanka uczuć. Zadziwiło mnie to, bo zawsze nam się dobrze współpracowało. Czuliśmy, że działamy ponad podziałami. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to masowe banowanie to tylko kwestia emocji. Blokady w kierunku sojuszników musiały jednak wywołać zdziwienie – przekonuje.