Napisał ironiczny felieton o Orlenie, został zwolniony. "Do wyboru: albo stracić pracę, albo twarz"

Katarzyna Zuchowicz
Po przejęciu Polska Press przez Orlen kilku redaktorów naczelnych lokalnych gazet już straciło stanowiska. Ale nie tylko oni. Nowy naczelny rzeszowskich "Nowin" właśnie zerwał współpracę ze znanym i lubianym przez czytelników, felietonistą, bo miał nie spodobać mu się jego ostatni felieton. – Felieton o tej tematyce napisałem celowo. Jako taki sprawdzian – mówi naTemat Jan Miszczak
Nowy redaktor naczelny rzeszowskich "Nowin" zakończył współpracę z Janem Miszczakiem. Fot. Jacek Szwic/archiwum prywatne Jan Miszczak
Rzeszowskie "Nowiny" to jedna z gazet regionalnych, które po przejęciu Polska Press przez Orlen już mają nowego redaktora naczelnego. Po 15 latach ze stanowiskiem pożegnał się Stanisław Sowa, jego miejsce zajął Arkadiusz Rogowski, dotychczas dziennikarz TVP Rzeszów.

To on – jak doniosła Jagienka Wilczak z "Polityki", w ostatnich dniach postanowił zakończyć współpracę ze znanym i lubianym felietonistą, który z "Nowinami" związany był od 1989 roku, a nawet dłużej. W swoim ostatnim, ironicznym, felietonie Jan Miszczak napisał m.in.:
Fragment felietonu

(...) moja niesłuszna niechęć do prezesa Orlenu Daniela Obajtka była spowodowana stałym wprowadzaniem mnie w błąd przez media niezależne. Na szczęście ich autonomia została w porę zatrzymana przez samego Obajtka, gdy kierowany przez niego Orlen wykupił całą gamę pism Wydawnictwa Polska Press”.

Efekt? Szybko na własnej skórze miał odczuć rządy nowych redakcyjnych władz. "Niestety postanowiłem zakończyć z Panem współpracę, ponieważ jako redaktor naczelny nie mogę pozwolić na to, by dziennikarz czy publicysta podważał zaufanie do gazety, dla której pisze” – takiego maila miał otrzymać Jan Miszczak.


Kiedy i jak dowiedział się Pan o zakończeniu współpracy z "Nowinami"?

W miniony piątek po raz pierwszy nie ukazały się dwa moje felietony: "Za kraty" i "Do góry dnem". Chodziło oczywiście o ten drugi. Zapytałem wydawcę, dlaczego to nie poszło. Powiedział, że absolutnie nie wie, bo naczelny mówił, że musi się zastanowić. Zadzwoniłem do niego. Akurat prowadził kolegium, powiedział, że oddzwoni. Ale później nie oddzwaniał i nie odbierał ode mnie telefonów. Nie wiem, czy nie miał ochoty rozmawiać, czy odwagi.

Dostałem tylko smsa, że wcześniej wysłał mi maila.

Zna pan redaktora Rogowskiego wcześniej? Rozmawiał Pan z nim?

Zupełnie nie. Rozmawiałem tylko ten raz przez telefon. To, co zrobił, nie rokuje najlepiej.

Redaktor naczelny miał napisać Panu, że dziennikarz podważający zaufanie do redakcji, w której sam pracuje, to sytuacja niedopuszczalna w żadnym medium i nie rozumie, dlaczego Pan o tym nagle zapomniał. Co Pan pomyślał, gdy to przeczytał?

Szczerze mnie to rozbawiło, co zresztą mu napisałem. Odpisałem krótko, że niespecjalnie mnie to zmartwiło.
Odpowiedź Jana Miszczaka

"O niczym nie zapomniałem, a zarzut o "podważaniu zaufania do redakcji" szczerze mnie rozbawił, gdyż doskonale rozumiem, dlaczego zerwał Pan współpracę, która w tej sytuacji byłaby dla mnie poniżająca. Łączę pozdrowienia".

"Tekst został zdjęty, a on wywalony. Nowe zawitało do Rzeszowa szybciej, niż się spodziewaliśmy” – napisała Jagienka Wilczak w "Polityce”. To ona zacytowała treść maili. Lokalni dziennikarze przekazują sobie jej artykuł, nie wszyscy wiedzieli wcześniej, że zakończono z Panem współpracę.

Przyznam, że felieton o tej tematyce napisałem celowo. Jako taki sprawdzian, który – jak się okazało – był trafny, bo reakcja była natychmiastowa. Już wiedziałem, z kim mam do czynienia. Ponieważ dotyczyło to pana Obajtka, jego bezpośredniego szefa, felieton się nie spodobał.

Co chciał Pan sprawdzić?

Napisałem zgodnie z moimi przekonaniami i zgodnie z tym, co uważałem, że jest kolejnym ogromnym nonsensem. Natomiast oczekiwałem na reakcję. Czy będzie taka, jak zapowiadał, że jest duża swoboda i będzie tak samo jak do tej pory, czy będzie cenzura z jego strony? Okazało się, oczywiście, to drugie. W związku z tym sprawa wyjaśniła się natychmiast. Byłbym mocno zdziwiony, gdyby takiej reakcji nie było.

Jak Pan się teraz czuje?

Czuję się świetnie, ponieważ nie wyobrażałem sobie dalszej współpracy z kimś, kto działa wbrew temu, co zostało wcześniej powiedziane, że właściwie profil gazety nie ulegnie zmianie. A zaczyna od felietonów, które mają charakter bardziej ironiczny, trochę prześmiewania z absurdalnych historii.

Często pisał Pan o rządzących?

Owszem. Najwięcej tematów felietonowych dostarczali ludzie z tej strony. Co nie znaczy, że nie było tekstów o beznadziejnych działaniach opozycji. Ale nie sztuka bić w opozycję. Bardziej otwartym trzeba być, bijąc w rządzących.

Widział Pan zdjęcie Adriana Zandberga na stacji Orlen, które wywołało burzę?

Myślę, że gdybym był na jego miejscu, to te parówki by mi nie smakowały. Zandberg dodał, potem, że skok na media jest groźny dla wolności słowa. Ale wielu i tak uznało, że zamieszczenie takiego zdjęcia w takim momencie było niestosowne. Dziennikarka Beata Czuma skomentowała, że to "jak splunięcie w twarz zwolnionym przez Dorotę Kanię redaktorom naczelnym największych lokalnych pism".

Myślę, że to jest bardzo trafna ocena. Mam podobne odczucia. Oprócz redaktora naczelnego, jest pan pierwszą ofiarą czystek w "Nowinach"?

Myślę, że tak. Ale dla mnie to nie pierwszyzna. W 2007 roku, gdy od 32 lat pracowałem w PAP, miałem identyczną sytuację. Pewna treść nie była po pomyśli rządzących wówczas PiS-owców i reakcja była niemal identyczna. To wyrobione już i sprawdzone metody.

Przypomnijmy, wtedy cytował Pan ówczesnego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika, który podczas homilii wygłoszonej w Boże Ciało w Przemyślu, wytknął m.in. że PiS nie promuje życia i rodziny. Wybuchła burza, pana depeszę cytowały wszystkie media, stracił Pan pracę w PAP. W PiS zarzucano Panu, że zabrakło krytyki pod adresem opozycji.

Tak. Ale to, co arcybiskup mówił później, było powtarzaniem rzeczy już znanych, bo mówił o tym wielokrotnie. Natomiast po raz pierwszy skrytykował rządzących. To był dla mnie absolutnie news. Coś nowego. Później, to, co napisał śp. pan Stefan Bratkowski, było dla mnie bardzo miłe i potwierdzające, że miałem rację.
Stefan Bratkowski

"Decyzja o zwolnieniu Jana Miszczaka to niemądra polityczna cenzura. Na miejscu tego dziennikarza dokładnie tak samo bym napisał: krytyka partii rządzącej była absolutnym newsem". Czytaj więcej

Wtedy podobna była metoda tchórzowska. Nie zostałem wyrzucony, odszedłem za porozumieniem stron i jeszcze dostałem jakąś nagrodę.

Nie ma Pan szczęścia do PiS.

Muszę powiedzieć, że sprawia mi to nawet pewną przyjemność. To tylko potwierdza moją opinię na temat tych rządów.

Jakie ogólnie nastroje panują teraz w redakcji?

Ja jestem w sytuacji, że dla mnie nie jest to jakieś bolesne zdarzenie. Dla moich młodszych kolegów, którzy z tego żyją, to jest oczywiste, że to praca i chleb. Mają do wyboru: albo stracić pracę, albo stracić twarz. To jest bardzo trudny wybór. Wiem, że jest duży niepokój i oczekiwanie, jak sprawy potoczą się dalej. Nadzieja umiera ostatnia.

W Rzeszowie zbliżają się wybory prezydenckie.

Być może ten manewr wynika ze zbliżających się wyborów, trzeba odpowiednio przygotować grunt, żeby wygrali swoi.

Jakie są Pana największe obawy?

Że gazeta po prostu przestanie być niezależna. Jej największą zaletą było to, że można było w niej napisać właściwie wszystko i nikt tego nie cenzurował. Oczywiście wszystko, co było zgodne z prawdą, warsztatem i etyką dziennikarską. Natomiast jeśli zakłada się jakiś knebel, wiadomo, że gazeta przestaje być niezależna.

Pan był z nią związany przez ponad 50 lat?

Można tak powiedzieć. Zaczynałem w "Życiu Przemyskim", ale to było jedno wydawnictwo. Do "Nowin" przeszedłem po 1989 roku, wcześniej współpracowałem z redakcją.

Zawsze mógł Pan pisać, to co chciał?

Wiadomo, że w PRL było inaczej, ale mimo wszystko udawało się wykiwać cenzurę. Jeśli chodzi o redakcję nie miałem problemów. Po 1989 roku nie było żadnych takich sytuacji, które by wiązały ręce, czy zamykały usta.

Co teraz? Będzie Pan dalej pisał swoje felietony?

Myślę, że tak. Już mam pewne propozycje, żeby przenieść je do innych pism i pewnie to zrobię. Ich pisanie weszło mi w krew.