Piosenkarz, który... nie jest piosenkarzem. Oto Rafał Brzozowski – postać tragiczna polskiej muzyki

Ola Gersz
Jest piosenkarzem, o którego karierze muzycznej prawie nikt nie pamięta. Showmanem, który bawi głównie ciotki i babcie, a młodych "krindżuje". Reprezentantem Polski na Eurowizji, z którego śmieje się Europa i który nie dostał się do finału. Oto Rafał Brzozowski, tragiczna postać polskiej sceny muzycznej. Człowiek, który stara się za bardzo i... średnio mu to wychodzi.
Rafał Brzozowski zaczynał jako piosenkarze, ale mało kto o tym pamięta Fot. YouTube / Eurovision Song Contest
Występ Rafała Brzozowskiego w półfinale Eurowizji oglądało się niełatwo. I wcale nie dlatego, ze reprezentant Polski – powiedzmy to wprost – fałszował i przez większość piosenki zagłuszał go chórek (co niektórzy internauci uznali za celowe działanie). Trudno patrzyło się na to, co działo się na scenie, bo Brzozowski... bardzo się starał.


I na tym polega cały eurowizyjny tragizm. Łatwiej by było, gdyby Rafał po prostu ten występ olał, bo moglibyśmy drwić bez skrępowania. Ale nie – Polak robił co mógł i dał z siebie wszystko: tańczył, skakał, zagadywał widownię, wyciągał wysokie nuty. Tyle że zwyczajnie mu nie wychodziło.
Nie da się oprzeć wrażeniu, że eurowizyjny występ Brzozowskiego – zakończony niepowodzeniem, bo Polska do finału się nie dostała – jest podsumowaniem całej jego kariery muzycznej. Kariery, która zniknęła pod fałdą telewizyjnych programów, wtop i Telewizją Polską.

Prawie piosenkarz

Przygoda Brzozowskiego z muzyką zaczęła się wcześnie: jako dziecko szlifował grę na pianinie, jako nastolatek występował na weselach. Chodził do szkoły muzycznej, nauczył się grać na gitarze, pracował jako prezenter muzyczny, brał lekcje śpiewu. W 2002 roku w "Szansie na sukces" zaśpiewał piosenkę "W saskim ogrodzie" zespołu Szwagierkolaska i otrzymał wyróżnienie.

Jego kariera się rozwijała: w 2003 roku dołączył do zespołu Emigranci, którego wokalistą w latach 90. był Paweł Kukiz. Brzozowski w rockowym zespole śpiewał i grał na klawiszach. Emigranci, którzy wówczas wznowili działalność, nagrali album "...I inne utwory", Kilka lat później współpracował z Markiem Kościkiewiczem i został wokalistą zespołu De Mono, ale później zastąpił go Michał Karpacki.

Przełom nastąpił w 2011 roku – Rafał Brzozowski, wówczas już były zapaśnik, wziął udział w pierwszej edycji programu "The Voice of Poland" na antenie TVP2. Na przesłuchaniach w ciemno, podczas których wspierała go rodzina, zaśpiewał piosenkę Michaela Bublé "Everything". Z czterech jurorów odwróciło się dwóch: Andrzej Piaseczny i Nergal.
– Masz showmańskie zapędy od razu na dzień dobry – stwierdził ten drugi. Z kolei Piaseczny powiedział wprost: "To wcale nie było fantastyczne", a Brzozowski, wyraźnie dotknięty, odparował: "Ciekawe co publiczność na to?". Widownia zgotowała mu owację, a Piaseczny śmiał się: "Bezczelny!". W rezultacie Brzozowski wybrał Piaska, a z programu odpadł tuż przed finałem.

Piosenkarz

"(...) Showbiznes bywa niewierną kochanką, a już zwłaszcza w zamierzchłych czasach, gdy każda z większych stacji telewizyjnych produkowała co sezon kolejnych ćwierćfinalistów, półfinalistów i finalistów "zawodów w śpiewaniu". (...) Rafał Brzozowski na krótko zasilił armię ludzi po talent show, których nazwiska i twarze stopniowo zacierają się w pamięci widzów" – pisze w naTemat Helena Łygas. Brzozowski długo walczył jednak o przetrwanie w świecie muzycznym. Od razu po programie wydał dwa single, w 2012 roku nagrał płytę "Tak blisko", która spodobała się Polakom i zdobyła status platynowej. Wszystko z powodu tytułowego hitu "Tak blisko", który podbił stacje radiowe. Jak dotychczas jedynego hitu Brzozowskiego.

W następnych latach nagrywał singiel za singlem, płytę za płytą (do 2016 roku wydał ich pięć). Występował na radiowych festiwalach i lokalnych koncertach, śpiewał kolędy, jego piosenka pojawiła się w czołówce do hitowego programu "Rolnik szuka żony". Jako śpiewający romantyk i "ładny chłopiec" walczył o sławę, chociaż słuchały go głównie mamy, ciocie i babcie. Sukcesu na miarę "Tak blisko" już nigdy nie odniósł.
Krytyki nie lubił. Gdy jego płytę "Mój czas" skrytykował dziennikarz muzyczny Interii Paweł Waliński ("Pełno tu melodycznych banałów (umpa umpa w 'Jednym tygodniu'), wysilonych power ballad ('Linia czasu', w której przy okazji Brzozowski tragicznie potyka się w górkach) (…). Sęk w tym, że od muzyki robionej po to i tylko po to, żeby się sprzedała oczekiwałbym absolutnej petardy przebojowości. Tu jest zaledwie zamoczony kapiszon. Oby mniej takich płyt na naszym rynku"), Brzozowski postanowił go pozwać. Cztery lata później Interia go przeprosi.

W końcu zaczął flirtować z telewizją: "Taniec z gwiazdami", "SuperSTARcie", "Ugotowani", śniadaniówki. Jego kariera muzyczna rozmazywała się coraz bardziej. Aż w 2017 roku został prowadzącym "Koło Fortuny", w ten sposób zaczynając swój trwający do dziś romans z TVP, o którym szerzej pisze Helena Łygas.

Były piosenkarz z ambicjami

Sęk w tym, że gdy Rafałem Brzozowskim zainteresował się Jacek Kurski, w oczach widzów przestał być piosenkarzem. Na przestrzeni lat stał się czołową gwiazdą Telewizji Polskiej, awansował na prowadzącego "Jaka to melodia" (o co niestrudzenie zabiegał), prowadzi telewizyjne festiwale i sylwestrowe koncerty.
Brzozowski starał się jednak wciąż funkcjonować jako muzyk. W 2017 roku wziął udział w polskich eliminacji do 62. Konkursu Piosenki Eurowizji z piosenką "Sky Over Europe", ale przegrał z Kasią Moś i zajął drugie miejsce. Cztery lata później smak porażki osłodzi mu prezes TVP.

Brzozowski próbuje być muzykiem, ale zamiast tego jest już prezenterem, twarzą TVP, prowadzącym programy, osobowością telewizyjną (w takiej kategorii dostał w 2020 roku Telekamerę). I memem.

Prawie każdy muzyczny występ Brzozowskiego w "Kole Fortuny" staje się hitem internetu bezlitośnie obsmarowywanym przez internautów. Młodzi mówią wprost: występy Brzozowskiego to cringe. Oceniają jego występy jako popisy rubasznego wuja, który stara się być zabawny, ale nie wychodzi.
Dziesiątek przeróbek doczekał się jego wokalny "popis", gdy w "Kole Fortuny" siedzi w samochodzie i wykonuje hit Eiffel 65 "Blue (Da Ba Dee)", a potem tańczy jak robot. Wykonał też "Gangnam Style", co jeden z internautów ocenił: "Tak wygląda ostatni krąg piekła Dantego". Masakrowane są także jego umiejętności wokalne, chociażby pod nagraniem z "Jakiej to melodii", gdy Brzozowski wykonuje przebój "Africa" zespołu Toto. "Już moja babcia lepiej śpiewa" – ocenił ktoś.

Reprezentant na Eurowizji

I właśnie w tej atmosferze przaśności, internetowego hejtu i memów Rafał Brzozowski został wybrany na reprezentanta Polski na Eurowizję. Do Rotterdamu pojechał bez żadnych eliminacji, co widzom wcale się nie spodobało. Liczono, że z nową piosenką pojedzie Alicja Szemplińska, która miała reprezentować Polskę w odwołanym w 2020 roku konkursie. Krytycy drwią wprost: wybrano go, bo jest pupilkiem prezesa TVP.

Na Eurowizji Brzozowski już nie mógł jednak udawać. W otoczeniu potężnych głosów z innych krajów na jaw wyszły wszystkie jego wokalne niedoskonałości. Próbuje być piosenkarzem, bardzo stara się (jak to ma w zwyczaju), ale widzowie, jurorzy, internauci są bezlitośni.

Zdaniem Konrada Szczęsnego, wiceprezesa Stowarzyszenia Miłośników Konkursu Piosenki Eurowizji OGAE Polska, piosenka "The Ride" nie była dopasowana do wokalu Rafała Brzozowskiego. – Niestety to nie zdało egzaminu. Pewne rzeczy da się wyćwiczyć, ale tutaj zdecydowanie to wykonanie nie było takie, jakie mogłoby być – ocenia. – Uważam, że powinniśmy w większym stopniu przygotować się do samego konkursu: przyłożyć się do nagrania, wyprodukowania i dopracowania piosenki. Wielu fanów zarzucało, że "The Ride" brzmi po prostu jak demo. Druga wersja utworu była lepsza – słychać było, że ktoś nad nią przysiadł – mówi Konrad Szczęsny.

Wiceprezes Stowarzyszenia Miłośników Konkursu Piosenki Eurowizji OGAE Polska podkreśla, że Rafał Brzozowski jest "bardzo uprzejmą i fajną osobą", ale niestety jego występ odstawał od poziomu Eurowizji. – Ten konkurs skręca teraz bardziej w stronę samej piosenki. Prezentacja utworu powinna uzupełniać utwór, a nie go zdominować – zaznacza.

Co przytłoczyło piosenkę? Pirotechnika i okrzyki Brzozowskiego, a występ zyskałby na prostocie. – Bardzo dużym mankamentem tego występu było przekrzyczenie wielu partii. Uważam, że okrzyki w stylu "Hello, Europe", "I can't hear you" czy "Are you with me" w nadmiarze nie zdają na Eurowizji egzaminu, gdyż jest to bardziej konkurs telewizyjny niż konkurs na żywo – mówi w rozmowie z naTemat Konrad Szczęsny. I dodaje: – Rafał wkładał dużo wysiłku w śpiewanie i tańczenie jednocześnie, a to nie jest łatwa sztuka. Być może należałoby zacząć te przygotowania wcześniej i wtedy Polak poradziłby sobie lepiej.

Konrad Szczęsny jednak nie ukrywa: nikt nie spodziewał się w tym roku, że zawojujemy Europę. – Bukmacherzy, dziennikarze, fani z oddziałów OGAE z całej Europy nie dawali szans tej piosence. "The Ride" było wskazywane na ostatnie miejsce, chociaż wydaje mi się, że ostatniej pozycji wcale nie zajęliśmy. W moim odczuciu ostatni byli Czechy, przedostatnia Gruzja, a my mogliśmy zająć trzecie, czwarte miejsce od końca, choć również dobrze jedenaste – to zależy już od mobilizacji Polonii – mówi wiceprezes Stowarzyszenia Miłośników Konkursu Piosenki Eurowizji OGAE Polska.
Czytaj także: W starciu z tymi utworami Brzozowski nie ma szans. Tych 9 krajów może w tym roku wygrać Eurowizję

Nie-piosenkarz

"Czy reprezentant Polski był synem prezydenta albo coś takiego? Nie przychodzi mi do głowy żadne inne wytłumaczenie" – pytał na Twitterze australijski dziennikarz Andrew Mueller. I to tylko jeden z wielu krytycznych komentarzy pod adresem Rafała Brzozowskiego na Eurowizji.

Jak tłumaczy to sam prowadzący "Jaka to melodia"? – Kochani, no nie wiem, co powiedzieć. Daliśmy z siebie po prostu wszystko, co się dało. Bawiliśmy się świetnie. To była największa przygoda mojego życia, fantastyczna. Nie udało się, ale trzeba umieć przegrywać. Ja dziękuję za tę przygodę, za to wielkie wsparcie, które czułem – mówił po ogłoszeniu wyników.

Co dalej? Czy Brzozowski się podda, rzuci muzyczne próby i dojdzie do wniosku, że jest bardziej prezenterem niż piosenkarzem? Wszystko zależy od niego i... Jacka Kurskiego.