Co łączy motorsport i lotnictwo wojskowe? Przeeksplorujmy te światy pod okiem właściwego człowieka

Michał Jośko
Od pewnego czasu szukałem idealnego przepisu na niebotyczne wręcz podniesienie umiejętności za kierownicą. Wreszcie go znalazłem: otóż trzeba potrenować pod okiem człowieka będącego zarówno świetnym kierowcą wyścigowym, jak i… szkoleniowcem pilotów wojskowych. Zapraszam na (obłędnie szybką) przejażdżkę samochodami Porsche i rozmowę, z której możesz wyciągnąć mnóstwo naprawdę cennych wniosków. Niezależnie od tego, czy należysz do tzw. niedzielnych kierowców, czy w twoich żyłach buzuje wysokooktanowa benzyna.
Kamil Franczak (drugi od prawej) tuż przed szkoleniem redaktora naTemat Fot. mat. prasowe
Fot. mat. prasowe
Pochmurny majowy poranek. Trafiłem do Kamienia Śląskiego, na tor wyścigowy Silesia Ring. Korzystając z zaproszenia Polsatu Viasat Explore, czyli kanału telewizyjnego rozkochanego m. in. w motoryzacji (polecam zwłaszcza serię "Klasyczne-elektryczne"), odbędę dziś szkolenie prowadzone w ramach Porsche Experience, zasiadając zarówno w nieśmiertelnych klasykach motoryzacji (patrz: Porsche 911), jak i najnowszych konstrukcjach zasilanych z gniazdka (rozmaite wersje Porsche Taycana).

Przede mną cały dzień podlany naprawdę dużymi dawkami adrenaliny. Nim zapadnie wieczór, pod okiem sztabu instruktorów przetestuję CAŁĄ gamę samochodów tej niemieckiej marki, stopniowo polepszając swoje czasy na kolejnych okrążeniach. Na tapecie będą rozmaite konfiguracje Panamery, Macana i Cayenne (tym ostatnim przemierzę także tor off-roadowy).
Fot. mat. prasowe
Nie zabraknie wszystkich odmian modelu 718 (włączając w to slalom na czas za kierownicą Caymana), a także sprawdzenia, co oferuje wspomniany przed chwilą elektryczny Taycan. Będę miał okazję sprawdzić empirycznie m. in. to, jak najmocniejsza wersja tego e-wozu (czyli 761-konna, osiągająca setkę w zaledwie 2,8 sekundy, odmiana Turbo S) radzi sobie w konfrontacji ze sławetnymi "dziewięćsetjedenastkami" – włączając w to szalone Turbo S, czyli czteronapędówkę, o której powiedzieć, że jest fenomenalnie szybka i dzika, to jak nie powiedzieć nic.


Zwieńczeniem tego dnia będzie przejażdżka w roli pasażera, dzięki której… uświadomię sobie, jak daleko mi do poziomu mistrzowskiego. Rozsiadłem się wygodnie w Panamerze, która w szalonym tempie driftuje właśnie po kolejnych łukach Silesia Ringu.
Fot. mat. prasowe
Jej kierownicę ściska mój dzisiejszy opiekun, czyli Kamil Franczak. Przepraszam: porucznik Kamil Franczak, gdyż mamy tutaj do czynienia z oficerem oraz instruktorem w Siłach Powietrznych RP. W godzinach służby szkoli studentów Lotniczej Akademii Wojskowej na samolotach PZL-130 Orlik, natomiast po zdjęciu munduru…

… miłość do awiacji ustępuje drugiej z największych pasji owego 31-latka: szybkim (bardzo szybkim) przemieszczaniu się samochodami wyścigowymi. Jego kariera sportowa zaczęła się osiem lat temu, od sukcesów na symulatorach wyścigowych.

Dzięki kolejnym triumfom w świecie wirtualnym mógł przesiąść się do prawdziwych bolidów, mierząc się z torami tak legendarnymi, co Silverstone, Hockenheimring i Laguna Seca. Dziś nie tylko przekaże mi część swojej wiedzy, ale i opowie o tym, na ile umiejętności zdobywane podczas podboju przestworzy przydają się tutaj, na ziemi. Porozmawiamy? Pewnie!
Fot. mat. prasowe
Kamil, zdradź mi proszę, czy ktoś, kto na co dzień wykonuje karkołomne ewolucje w przestworzach, może w ogóle poczuć adrenalinę na asfalcie?

Zdecydowanie tak. Są rzeczy, które zapewnia mi ściganie się za kółkiem, a na które nie mogę na nie liczyć w powietrzu. Najważniejszą z nich jest coś, co kocham niesamowicie wręcz mocno, czyli bezpośrednia rywalizacja.

Jadę przed siebie, obok pędzi mój rywal. Chodzi o to, że widząc więcej od rywala, też lub potrafiąc wycisnąć z samochodu chociażby odrobinę więcej, jesteś od niego szybszy i zwyciężasz. Chociażby o jedną dziesiątą sekundy.

Takich rzeczy – no, może pomijając zawody Red Bull Air Race – nie znajdziesz w świecie lotnictwa. Pilot nie może liczyć na podobne doznania. Oczywiście mówimy tutaj o czasie pokoju, bo już w trakcie prawdziwej walki powietrznej wszystko staje się rywalizacją bardzo bezpośrednią. Bycie choć odrobinę lepszym, wyłapanie zaledwie jednego szczegółu, może zapewnić najwyższą wygraną, czyli przeżycie.
Fot. mat. prasowe
Na ile twoje największe miłości życiowe uzupełniają się, a na ile kolidują ze sobą?

Jedynym minusem jest to, że doba ma tylko 24 godziny, a więc muszę wygospodarować czas i na samoloty, i samochody. Oczywiście nie zapominam, że moim głównym zajęciem jest służenie ojczyźnie za sterami tych pierwszych; to priorytet, który nie zmienia się od lat.

Awiacja jest czymś niesamowicie wręcz romantycznym i jeżeli przez tydzień nie zasiadam za sterami, jestem czuję się nieswojo i czegoś mi brakuje. Jednak robię wszystko, żeby jak najczęściej wsiadać do szybkich wozów, bo wyścigi są czymś, co kocham "od zawsze".

Gdy koledzy grali w piłkę, ja odpalałem symulator jazdy i uczyłem się coraz lepszego panowania nad szybkimi pojazdami. Na początku sterując nimi przy pomocy myszki komputerowej. Pierwszą kierownicę kupiłem dopiero jako 22-latek i, jak się okazuje, była to naprawdę dobra inwestycja, bo niedługo później wygrałem pierwsze zawody simracingowe.

Dzięki temu mogłem polecieć do Kalifornii, gdzie trafiłem do szkoły jazdy sportowej, działającej na torze Sonoma Raceway. Był to moment, w którym pojąłem, że wirtualne symulatory – czyli coś, co dotychczas traktowałem wyłącznie jako formę rozrywki – mogą być przepustką do świata "prawdziwych" wyścigów.
Fot. mat. prasowe
Dodajmy, że byłeś już wówczas absolwentem liceum lotniczego i studentem Lotniczej Akademii Wojskowej, tak więc dzięki "supermocom", którymi dysponują piloci wojskowi (np. ponadprzeciętnemu czasowi reakcji), mogłeś zdobywać przewagę na ziemi. Zdradzisz, ile z tych umiejętności jest kwestią predyspozycji wrodzonych, a ile jest efektem odpowiedniego szkolenia?

Od kiedy pamiętam, świetnie "rozumiem się" z maszynami. To główna z predyspozycji, o których mówisz. Jednak zdecydowaną większość rzeczy, które są niezbędne w karierze pilota wojskowego, trzeba trenować – naprawdę długo i konsekwentnie. Nie mówię tutaj wyłącznie o obcowaniu z dużymi prędkościami i przeciążeniami, albo trenowaniu spostrzegawczości.

Bo równie ważne jest rozwijanie umiejętności działania w niesprzyjających warunkach. Wiesz, gdy w słoneczny dzień wsiadasz do kabiny samolotu, ta może być rozgrzana do 60 °C. W tak niekomfortowych warunkach – dołóżmy do nich jeszcze hałas i silne wibracje – musisz zachować pełne skupienie i w mgnieniu oka podejmować decyzje, od których zależy twoje życie.
Fot. mat. prasowe
Żaden – nawet najbardziej zaawansowany – symulator nie odwzoruje pełnego spektrum doznań, z którymi musi się mierzyć czy to pilot, czy kierowca wyścigowy. Czy oznacza to, że treningi "na sucho" powinniśmy traktować wyłącznie jako substytuty i robić wszystko, aby zdecydowaną większość czasu przeznaczać na ćwiczenia w świecie rzeczywistym?

W obu tych dziedzinach symulatory są niesamowicie wręcz ważnym elementem szkoleń i nie powinno się traktować ich po macoszemu. Niezależnie od poziomu naszego zaawansowania – bo przecież korzystają z nich zarówno asy lotnictwa, jak i kierowcy F1 – pozwalają wytrenować pewne rzeczy w warunkach bezpiecznych, kontrolowanych.

Podkreślmy tutaj pewne różnice: w przypadku lotnictwa symulatory służą głównie do perfekcyjnego opanowania pewnych procedur, wbicia sobie w głowę odpowiednich schematów i poznania wszystkich elementów kabiny.
Fot. mat. prasowe
W wyścigach sprawy wyglądają nieco inaczej. Przecież jest tutaj znacznie mniej ściśle określonych reguł, według których należy działać, a do tego stopień skomplikowania wnętrza samochodu jest nieporównywalnie mniejszy, niż samolotu.

Tak więc można skupić się na doskonaleniu technik jazdy, które – zaznaczmy – w przypadku nowoczesnych symulatorów są odwzorowane w sposób wręcz niesamowity. Idealnym przykładem jest platforma iRacing, gdzie cyfrowe wozy zachowują się dokładnie tak samo, jak prawdziwe. Tak więc – niezależnie od tego, czy mówimy o awiacji, czy prowadzeniu samochodów – symulatory są czymś niezmiernie ważnym.

Nawet jeżeli pominąć wspomniany przed chwilą element bezpieczeństwa, są przecież znacznie tańszą formą doskonalenia umiejętności, dzięki czemu możemy trenować intensywniej. No a do tego analizować na bieżąco każdy element, poprawić pewne rzeczy tak, aby stać się jeszcze lepszym. Przecież czy to w trakcie wykonywania ewolucji w powietrzu, czy przemieszczania się po torze wyścigowym, nie możesz wcisnąć pauzy, żeby na spokojnie przemyśleć swój błąd.
Fot. mat. prasowe
Wcielę się teraz w jednego z wielu polskich kierowców: mam prawo jazdy, a do tego spędziłem sporo czasu przy konsoli Playstation. Tak więc jestem mistrzem kierownicy, potrafię WSZYSTKO, prawda?

No właśnie… Oczywiście, świetnie, jeżeli w szkoleniu takim, jak Porsche Experience, bierze udział ktoś, kto pewne rzeczy dopracował wcześniej; również przy pomocy wspominanych dziś symulatorów. Dzięki temu możemy zacząć szkolenie od wyższego poziomu. Jednak bez odpowiedniej dawki samokrytycyzmu i pokory ani rusz, o czym przekonuje się wiele osób uznających się właśnie za takich mistrzów kierownicy.

Co istotne, nie mówię tutaj wyłącznie o kwestiach czysto sportowych, czyli idealnym wchodzeniu w zakręty, kręceniu świetnych czasów na torze. Takie treningi uświadamiają nam również, jak wiele nieprzewidywalnych scenariuszy może ziścić się, gdy pędzimy przed siebie z pedałem gazu wbitym w podłogę.
Fot. mat. prasowe
Odrobina piasku pod oponą na wirażu? W tym momencie nie liczy się to, że wcześniej pokonywaliśmy go mnóstwo razy z uśmiechem satysfakcji na ustach, ale to, w jaki sposób potrafimy zadziałać w sytuacji nietypowej. W tym momencie do gry wkraczają zarówno umiejętność panowania nad wozem, jak i odporność na stres, szybkość reakcji i zdolność podejmowania właściwych decyzji w tzw. deficycie czasowym.
Fot. mat. prasowe
Wszystkie te rzeczy – które mogą okazać się bezcenne, gdy pewnego dnia dojdzie do sytuacji krytycznej na drodze – tutaj przećwiczymy w odpowiednich warunkach; bezpiecznie, pod okiem instruktorów, nie narażając czyjegoś życia. Co niesamowicie wręcz ważne: podczas takiego szkolenia uczysz się nie tylko tego, jak wyjść cało z rozmaitych opresji, ale i tego, jak można ich unikać.

Bo, niestety, zbyt wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy z tego, że po przekroczeniu pewnego punktu, po odrobinę zbyt mocnym wciśnięciu gazu, nie pomogą już żadne umiejętności. Owszem, dzięki odpowiedniemu treningowi możemy naginać prawa fizyki, jednak nigdy nie zdołamy ich oszukać.