Zapomniana taśma polskiego dziennikarza z zamachu na Kennedy'ego. Rzuca nowe światło na zabójstwo

Bartosz Świderski
Redakcja "Focusa" przeprowadziła wywiad ze Stanisławem Pruszyńskim - polskim dziennikarzem, który 53 lata temu przypadkiem zarejestrował na taśmie zabójstwo kandydata na prezydenta Roberta Kennedy'ego. Jego nagranie, rzucające nowe światło na wydarzenia, zostało lata później zaanektowane przez CIA.
Robert F. Kennedy w styczniu 1964 roku, na cztery lata przed tragiczną śmiercią fot. Wikimedia Commons / domena publiczna
Robert Kennedy był młodszym bratem zastrzelonego w 1963 roku prezydenta Johna F. Kennedy'ego.

W 1968 roku ogłosił, że ma zamiar wystartować w zbliżających się wyborach prezydenckich.

Choć początkowo nikt nie dawał zaledwie 43-letniemu senatorowi ze stanu Nowy Jork większych szans, szybko okazało się, że porywa tłumy, nie bez udziału swoich bardzo liberalnych jak na owe czasy poglądów i walce o prawa człowieka (dokonał m.in. największej desegregacji rasowej administracji w historii Kapitolu i to mimo że Afroamerykanie nie mieli jeszcze pełni praw obywatelskich).
5 czerwca 1968 Robert Kennedy świętował oficjalne ogłoszenie go kandydatem Partii Demokratycznej. Wygłosił z tej okazji mowę w hotelu Ambassador w Los Angeles. Tam jego drogi na krótko przecięły się ze Stanisławem Pruszyńskim.


33-letni wówczas dziennikarz, syn Ksawerego Pruszyńskiego - również dziennikarza, a także prawnika i bohatera II wojny światowej - od czterech lat mieszkał w Kanadzie i był korespondentem "Montreal Gazette", która wysłała go na materiał do Los Angeles.

Po przemówieniu Kennedy'ego, Pruszyński zabrał z mównicy swój magnetofon, jednak nie wyłączył nagrywania. Następnie, podobnie jak inne osoby zgromadzone w hotelu, udał się w ślad za kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych.

"Nie szliśmy szybko, bo tam była chmara ludzi. Zamach nastąpił jakieś kilkadziesiąt sekund później. Nawet nie słyszałem strzału – hałas był straszny, w sali było jeszcze trzysta-czterysta osób" - relacjonuje Pruszyński redaktorowi Adamowi Węgłowskiemu z Focus.pl przebieg zdarzeń.

Mimo że część osób zaczęła uciekać, Pruszyńskiemu nie przyszło do głowy, że doszło do zamachu, dlatego podszedł bliżej. Zauważył Kennedy'ego leżącego na ziemi i obezwładnianego przez ochroniarza Sirhana Sirhana, który strzelał.

W rozmowie z Focus.pl Stanisław Pruszyński wspomina, że w Stanach nie mówiło się wówczas, że Sirhan jest Palestyńczykiem, jako że legitymował się paszportem Jordanii. Tak też przedstawiały go media. Taśma Pruszyńskiego zawierała dowody, że w hotelu Ambassador mogła strzelać więcej niż jedna osoba, jednak dziennikarz długo nie zdawał sobie z tego sprawy.

"W jakiś sposób dowiedziało się o mnie FBI i pewnego dnia przyszli do mnie kanadyjscy policjanci z pytaniem, czy mógłbym pożyczyć im tę taśmę. To był chyba grudzień 1968 roku. Odpowiedziałem, że nie ma problemu. Potem tę taśmę mi zwrócili. Więc kiedy jakieś dziesięć lat temu zadzwonił w jej sprawie facet z CNN, odpowiedziałem: O, mam ją gdzieś w pudle”. Ale tam jej nie było. Co się stało, nie wiem" - relacjonuje Pruszyński dalsze losy swojego nagrania w rozmowie z Focus.pl.

Czy Sirhan Sirhan, który odsiaduje karę dożywocia, działał sam, do dziś nie wiadomo. Nagranie Pruszyńskiego jest jednak dowodem, że feralnej nocy w hotelu Ambassador w Los Angeles strzelało najprawdopodobniej kilka osób.

Stanisław Pruszyński w 1992 roku przeprowadził się do Polski. Obecnie 85-latek mieszka w Warszawie.

źródło: Focus.pl
Stanisław Pruszyński w 1994 roku. Po powrocie do Polski dziennikarz zajął się prowadzeniem lokali gastronomicznych m.in. Klub Aktora czy Radio Cafefot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta


Czytaj także: Wiadomo, kim była 12-latka pochowana z czaszką ptaka w ustach w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej