Monika Rosa #TYLKONATEMAT: Utrzymywanie szyldu "Nowoczesna" wciąż ma sens

Jakub Noch
– Mam bardzo określone poglądy, wiem, po co poszłam do polityki. A nie poszłam do niej po to, by ciągle zmieniać barwy partyjne. Dopóki więc z Nowoczesną będzie miało mnie co łączyć – czyli podobne idee, ludzie i wartości – to z pewnością pozostanę w tej partii – mówi #TYLKONATEMAT Monika Rosa. Z posłanką rozmawiamy o pozycji Nowoczesnej w KO, możliwości transferu do Polski 2050 i jej ukochanym Śląsku.
Posłanka Monika Rosa w rozmowie z naTemat.pl mówi o Śląsku, podziękowaniach abp. Skworca dla Orlenu, sytuacji Nowoczesnej w KO i zaprzecza, że ma propozycję przejścia do Polski 2050. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Wzięła już pani udział w Narodowym Spisie Powszechny 2021?

Tak, spisałam się już na samym początku przez Internet. Poszło w miarę sprawnie i szybko. Muszę jednak zauważy, że zgłaszałam do Głównego Urzędu Statystycznego pewne problemy. Pierwszy z nich dotyczył narodowości śląskiej i tego, że jest wskazana jako "inna".

Poza tym wskazałam na brak możliwości spisania się przez pary jednopłciowe i problemy dotykające osoby interpłciowe, niebinarne, w tym te w okresie tranzycji, które nie były w stanie prawdziwie podać swojej płci.

A co pani wpisała w pole "narodowość"?


Śląska jako narodowość pierwsza i polska jako kolejna.

Jak wiele podobnych odpowiedzi padnie w tegorocznym spisie? Macie świetną okazję do policzenia śląskich szabel.

Przed 10 laty około 800 tys. osób zadeklarowało w spisie powszechnym narodowość śląską, a 500 tys. posługiwanie się językiem śląskim. Oczywiście chciałabym, aby teraz ta liczba nie była mniejsza, a porównywalna lub nawet większa. Natomiast chodzi nie tylko o liczby.

Spis powszechny daje okazję nie tylko do tego, by się policzyć, ale też podnieść temat narodowości śląskiej, mniejszości etnicznej i języka śląskiego. Mamy u nas "Ślōnskŏ Sztama”, czyli taki nieformalny ruch organizacji, artystów, influencerów, samorządowców i polityków, którzy jasno deklarują się za narodowością śląską i naszym językiem.

W ramach tej współpracy przygotowaliśmy billboardy, plakaty i ulotki informujące o tym, że możemy się spisać jako Ślązacy. A takie kampanie są potrzebne na przykład dlatego, by ludzie wiedzieli, że nie ma czego się obawiać...

Szczególnie w starszym pokoleniu Ślązaków istnieje bowiem duża obawa przed tym, by deklarować narodowość śląską. To jeszcze strach z okresu PRL, który chcemy zwalczyć i pokazać, że możemy być dumni z naszej tożsamości. Ta inność jest fajna.

Jest moda na śląskość?

Może nie tyle modę, co pewien rodzaj buntu przed dekadą zapoczątkował sam Jarosław Kaczyński, który mówił o Śląsku jako „ukrytej opcji niemieckiej”. Przez ostatnie 10 lat dużo się jednak u nas zmieniło.

Mamy bardzo wiele publikacji w języku śląskim. Są to różnego rodzaju tłumaczenia, poezja, sztuki teatralne itp. Po śląsku tworzy się naprawdę dużo. Powstała nawet śląska wersja Facebooka.

Obserwujemy mnóstwo oddolnych działań ludzi, którzy walczą o swoją tożsamość i swój język. Mamy Grzegorza Kulika, Szczepan Twardoch też jest swego rodzaju ambasadorem śląskości.
W rozmowie z naTema.pl posłanka Monika Rosa wskazuje, że moda na śląskość dopiero przybiera na sile.Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Powoli agencje reklamowe dostrzegają, że warto robić billboardy i spoty po śląsku. Pojawia się też coraz więcej sklepów oferujących śląskie produkty i gadżety. Wygląda więc na to, że ta moda na śląskość dopiero się rozkręca.

Mam nadzieję, że jej efektem będzie w końcu uznanie przez państwo śląskiej mniejszości etnicznej i naszego języka.

Ostatnimi czasy, gdy mowa o Śląsku, nie da się nie wspomnieć o abp. Wiktorze Skworcu. Jego podziękowania dla Orlenu to była odpowiedź na potrzebę wszystkich śląskich serc?

Sądzę, że arcybiskup Skworc jest idealnym przykładem tego, jak zrazić ludzi do Kościoła. I to mi nawet nie przeszkadza, że on tych ludzi do Kościoła zraża, ale już bardzo mocno protestuję przeciw powiązaniu Kościoła z władzą. A jego słowa tylko potwierdzają, że związki te są bardzo silne.

Na Śląsku bardzo ceniliśmy sobie "Dziennik Zachodni" - jego niezależność, grono publicystów i redaktora naczelnego, który został zmuszony do odejścia wkrótce po tym, gdy Orlen przejął kontrolę nad Grupą Polska Press.
Czytaj także: Kuriozalne orędzie abp. Skworca w Piekarach Śląskich. Dziękował Orlenowi za przejęcie mediów
"Dziennik Zachodni" to było coś ważnego dla śląskiej społeczności. Istniała pewna tradycja sięgania po to pismo, czytania publikowanych tam felietonów i reportaży o Śląsku. Te orlenowskie zmiany odczuliśmy więc naprawdę mocno. Sprawa ta porusza chyba całą śląską społeczność.

A co można powiedzieć o samym abp. Wiktorze Skworcu? No cóż, on zawsze układał się z władzą i najwidoczniej tak mu do dziś pozostało...

Metropolita katowicki mówił, że dostrzega już widoczne zmiany w lokalnych mediach. O co dokładnie mogło mu chodzić?

Z pewnością chodziło mu o efekty tej wymiany kadr w "Dzienniku Zachodnim", które przekładają się na jakość tworzonych przez tę redakcję treści.

Muszę szczerze przyznać, że od kiedy odszedł redaktor naczelny Marek Twaróg i inni członkowie jego redakcji, to już nie sięgam po "DZ"...

A może abp. Skworc ma jednak rację, że potrzebna była zmiana? Sama powiedziała pani, że "bardzo ceniła" poprzednią wersję tego dziennika, a komplementy od polityków nigdy dobrze o mediach nie świadczą...

Ja po prostu cenię dziennikarzy niezależnych! Także tych, którzy są bardzo krytyczni wobec mnie, mojej formacji, całej opozycji i mojej wizji świata.

Na tym polega rola dziennikarza, żeby nie odpuszczać ważnych tematów, krytykować , drążyć niewygodne sprawy i szukać informacji, które ktoś chce ukryć. A potem dawać ludziom możliwość wyciągnięcia wniosków z postępowania polityków czy zachodzących zmian społecznych.

W taki sposób powinny funkcjonować media, a nie być na usługach władzy. Mam poczucie, że to, co dzieje się teraz w "Dzienniku Zachodnim" budzi niesmak także wielu osób, które są po prawej strony politycznych barykad.

Arcybiskup grzmiał na kapitał niemiecki. "Straszenie Niemcem" jest na Śląsku skuteczne?

Historia Śląska jest bardzo specyficzna. Po pierwsze, oderwanie tego regionu od ziem polskich trwało bardzo długo.

Przypomnę, że my nigdy nie byliśmy pod zaborami, a współżycie z państwem niemieckim było bardzo silne. Podczas plebiscytu przed tzw. powstaniami śląskimi bardzo duża część mieszkańców Śląska opowiedziała się po stronie niemieckiej.

Później przyszły te powstania, o których dziś powiedzielibyśmy zapewne, że były wojna hybrydową, a następnie II wojna światowa. Dużo osób miało tego „dziadka z Wehrmachtu” i rodziny walczyły po przeciwnych stronach.

Wielu Ślązaków ma rodzinę w Niemczech, część z nich sama tam mieszka. Powiązania są więc bardzo silne. Śląsk to też specyficzny obszar pogranicza. U nas takie strachy, po jakie sięga abp. Skworc, niespecjalnie zatem działają.

Prawdziwe są pogłoski, według których jest pani w gronie parlamentarzystów znajdujących się na transferowym celowniku ma Szymon Hołownia?

Szymon nigdy się do mnie nie odzywał z taką propozycją. Mam bardzo dobry kontakt z posłami koła Polska 2050 i cenię ich pracę. To są bardzo porządni ludzie, ale ja się trzymam Nowoczesnej.

Mam bardzo określone poglądy, wiem, po co poszłam do polityki. A nie poszłam do niej po to, by ciągle zmieniać barwy partyjne. Dopóki więc z Nowoczesną będzie miało mnie co łączyć - czyli podobne idee, ludzie i wartości – to z pewnością pozostanę w tej partii.

Jaka jest dzisiaj pozycja Nowoczesnej w Koalicji Obywatelskiej? Utrzymywanie tego szyldu ma sens?

Jak najbardziej ma to sens. Jesteśmy środowiskiem liberalnym o jasno określonych poglądach i wartościach. Każdy z mniejszych członków Koalicji Obywatelskiej ma wyraźną tożsamość i wektor programowy - nie tylko my, ale także Zieloni oraz Inicjatywa Polska. I właśnie dlatego wciąż trzymamy się razem!
Zdaniem Moniki Rosy, siłą Koalicji Obywatelskiej jest możliwość silne podkreślania poglądów wszystkich koalicjantów. Nie tylko PO i Nowoczesnej, ale także Zielonych i Inicjatywy Polskiej.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Ja wiem, co chcę zmienić w Polsce. Mam bardzo jasne poglądy w sprawie praw kobiet, aborcji, równości, walki z przemocą, kwestii transformacji energetycznej, walki o czystość środowiska, czy na temat związków partnerskich i równości małżeńskiej. Jestem więc w Nowoczesnej, bo ta partia moje wartości realizuje.

Czy choćby hipotetycznie Nowoczesna bierze pod uwagę wystąpienie z KO i nawiązanie współpracy z innymi ugrupowaniami?

Przed całą opozycją staje teraz bardzo poważne wyzwanie, które polega na tym, by przemyśleć, w jaki sposób najbardziej optymalnie możemy wystartować w kolejnych wyborach. System przeliczania głosów na mandaty zwany D’Hondtem jest przecież nieubłagany.

Niestety, jesteśmy w okresie, gdy wzajemne zaufanie na opozycji zostało nadszarpnięte i wszyscy trochę patrzą na siebie z nieufnością. Co jest zjawiskiem złym, bo na opozycji nie jesteśmy wobec siebie wrogami. Nie powinniśmy się wzajemnie zwalczać, ale mobilizować do walki i pokazywać jak najwięcej pomysłów programowych...

Opozycja powinna dogadywać się na kolejnych obszarach, wychodzić z inicjatywami i takimi oddolnymi działaniami, by angażować jak najwięcej ludzi.

Decyzje o tym, w jaki sposób staniemy do nowych wyborów, będą zależały więc przede wszystkim od zdrowego rozsądku liderów.

Obserwujemy ostatnio wzmożoną aktywność Ryszarda Petru. Życzyłaby sobie pani, by założyciel Nowoczesnej wrócił do polityki?

To będzie jego decyzja, ale nie wiem, czy on chce na serio wracać do polityki. Ryszard Petru to bardzo wartościowy człowiek. To on stworzył Nowoczesną, za co mam do niego wielki sentyment.

Później podziało się, jak podziało... Moim zdaniem to jednak bardzo dobrze, że Petru znowu częściej pojawia się w mediach i prezentuje swój punkt widzenia. Trzymam za niego kciuki.