Influencer Janusz. Jak Korwin-Mikke stał się uroczą maskotką i Jerzym Urbanem prawicy

Helena Łygas
Miłośnik broni, naczelny wolnorynkowiec, amant (szóstka potomstwa z trzema kobietami robi wrażenie), a do tego antysocjalista, seksista i brydżysta. Janusz Korwin-Mikke jest postacią obecną na polskiej scenie politycznej, odkąd większość z nas sięga pamięcią. W przededniu swoich 80. urodzin z czarnego charakteru "masakrującego lewaków" zamienił się w sympatyczną maskotkę Konfederacji.
Janusz Korwin-Mikke zasiadał dotychczas w Sejmie dwukrotnie: w pierwszej i ostatniej (dziewiątej) kadencji fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Na zdjęciu czarny T-shirt z grafiką stylizowaną na plakat filmu "The Godfather" – z tym, że zamiast Marlona Brando z koszulki patrzy Janusz, który czerwony kwiat z butonierki zamienił na muchę.

Czytam opis: "Ojciec chrzestny polskiej prawicy może być tylko jeden! Don Korwin, podobnie jak Vito Corleone, ma swoje zasady, szanuje tradycje oraz ceni sobie lojalność". Za T-shirt z napisem "The Rightfather" trzeba zapłacić 60 złotych.

Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że oto jakiś rzutki przedsiębiorca postanowił bezprawnie wykorzystać wizerunek swojego odwiecznego sojusznika. Do sklepu internetowego Wolnorynkowy.pl zawiódł mnie Instagram samego Janusza Korwin-Mikkego, którego twarz — bądź też cytaty — (jak np. "Tfu! Demokracja!") znajdują się na większości produktów.
"Ojciec chrzestny polskiej prawicy może być tylko jeden!" — czytam w opisie produktufot. wolnorynkowy.pl

Wielka trójca po siedemdziesiątce: Wałęsa, Korwin, Urban

Wydaje się, że najwytrwalszy z polskich opozycjonistów zdecydował się wreszcie odejść na emeryturę, choć na razie wyłącznie polityczną.


Nie bez kozery w 2020 roku po raz pierwszy w historii III RP nie kandydował w wyborach prezydenckich, udzielając poparcia Krzysztofowi Bosakowi. Jednocześnie Janusz Korwin-Mikke wszedł gładko w zupełnie nową dla siebie rolę — maskotki prawicy.

Na podobnych zasadach funkcjonują dziś w sieci Jerzy Urban (występujący przeważnie jako postać z memów na fanpage'u tygodnika "NIE") i Lech Wałęsa.

Internetowa aktywność byłego prezydenta dzieli się na posty całkiem poważne — spotkania, rocznice, wykłady, jak i nieskrępowane dzielenie się z obserwatorami szeregiem dziwnych znalezisk.

I tak, Lech Wałęsa potrafi udostępnić filmik, na którym dziewczyna jeździ na rolkach w towarzystwie konia, prześmiewcze nagranie "Jarosław Kaczyński śpiewa dame da ne" czy zdjęcie pola rzepaku.

Szczególnie bliskie jego sercu wydają się klimaty ezoteryczno-fantastyczne — a to filmiki o "punktach mocy" w ciele, a to zapomniane megalityczne miasto, które miało być lądowiskiem UFO ("sprawdziłem, to wszystko prawda" — komentuje Lech Wałęsa udostępnione nagranie). Nowe, internetowe wcielenie Janusza Korwin-Mikkego to jednak nie przypadkowe posty, ale świadome budowanie marki własnej online. A do tego Korwin predyspozycje miał zawsze solidne. A przede wszystkim — sympatię młodego pokolenia, zwyczajowo lgnącego do kontrowersyjnych postaci i radykalnych rozwiązań.

Korwin Krul

Od lat Janusz Korwin-Mikke otoczony był wianuszkiem chłopaczków w garniturach ze studniówek, którzy planując zagospodarowanie swoich przyszłych milionów, postanowili zawalczyć już teraz o to, żeby ich wyimaginowanych majątków nie uszczupliły jakieś tam podatki na nierobów.

Często stosowany dziś termin Korwin Krul powstał właśnie na fali popularności polityka wśród młodych. Wiadomo, że hasło wypłynęło po raz pierwszy w 2011 roku, ale do internetowego slangu weszło dopiero w okolicach 2014. I doczekało się nawet wersji muzycznej.

Pierwotnie miało wykpiwać udzielających się online młodocianych fanów "Krula", którzy nie najlepiej radzili sobie z ortografią. Dziś ówczesny sens się zatarł, zaś "Krul" to po prostu jednej z przydomków Korwina.
Kolejnym przebłyskiem internetowego potencjału Janusza był film (cudownie rozmnożony potem w kolejne, o analogicznych tytułach) "Korwin masakruje lewaka".

W 2013 roku, określenia takie jak "lewak" i "libek" nie trafiały jeszcze na okładki poważnych tygodników opinii, Korwin-Mikke był więc w tej kwestii niejako trendsetterem. Mimo że do chwytliwego tytułu nie przełożył ręki, nagranie szybko stało się viralem. A potem jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się kolejne odcinki serii "X masakruje Y".

Kurczaki Korwina

Od kilku lat to właśnie Korwin kieruje swoim wizerunkiem online, coraz mniej przypominając polityka, ale za to zbliżając się do roli influencera. Należy nadmienić: influencera dość specyficznego.

Nie dalej jak tydzień temu popularność w sieci zyskała zorganizowana przez niego konferencja prasowa, podczas której zajadając się kurczakami z KFC w towarzystwie nastoletnich działaczy, oświadczył, że przez najbliższy miesiąc będzie żywił się wyłącznie w fast foodach.

Zapowiedział też, że umierać nie ma zamiaru, co ma rzekomo dowieść, że burgery i pizza z mrożonki nie są wcale takie niezdrowe jak utrzymują lekarze. Jako że podczas konferencji pytań nie było, Korwin szarmancko częstował przechodniów i dziennikarzy kurczakami z kubełka. Najnowsza akcja to nic innego jak przykład internetowego wyzwania, mającego za zadanie skierować na Korwina uwagę młodych odbiorców, rozmiłowanych w kuriozach. Bo i trudno się łudzić, że dieta składająca się ze smażonego kurczaka jest obliczona na zbicie kapitału politycznego.

Na prowadzonym samodzielnie koncie na Instagramie Janusz Korwin-Mikke pokazuje jednak nie tylko to, co jada. Na jednym ze zdjęć wącha zdjętą ze stopy skarpetkę i pisze, że chyba ma koronawirusa (nawiązując do utraty powonienia).

W marcu oddaje się najpopularniejszej rozrywce minionego sezonu — morsowaniu. Nie zanurza się jednak w przerębli, ale kładzie na śniegu w kąpielówkach i zaczyna udawać morsa.

Z fotografowaniem się w negliżu nie ma zresztą najmniejszego problemu. Gdy tylko wychodzi słońce, wiadomo, że Janusz wkrótce zaprezentuje się niemal 150. tysiącom obserwujących półnagi. Korwin-Mikke na Instagramie jest dziś popularniejszy niż Maryla Rodowicz, Rafał Brzozowski, Monika Richardson, a nawet jego własny protegowany — Krzysztof Bosak. I trudno się dziwić — jest całkiem zabawny, a przy tym ainstagramowo wręcz naturalny. Obserwuje go ponad 147 tys. osób.

Na lifestyle Janusza Korwin-Mikkego składają się głównie zabawy z bronią, prace ogrodowe, prezentacja białych, letnich garniturów, zamiłowanie do hulajnóg elektrycznych, całowanie w rączki pięknych pań i obejmowanie młodych fanek.

Widać też, że poseł jest zapalonym rowerzystą i sporo czasu spędza ze swoimi najmłodszymi pociechami — 10-letnią Nadzieją i 8-letnim Karolem. Można by pomyśleć — oto człowiek z poczuciem humoru i dużym dystansem do siebie. Słowem idealna postać na maskotkę.

Dziadek Janusz


Dzisiejszym 40- i 30-latkom postać pana w muszce, który głosi poglądy nieraz tak dziwaczne, że trudno połapać się, czy mówi całkiem serio czy też żartuje, towarzyszy od dzieciństwa.

Zdążyliśmy już przyzwyczaić się do specyfiki Korwina na tyle, że machamy ręką na wygłaszane przez niego opinie, za które każda inna osoba publiczna ugrzęzłaby na salach rozpraw na długie lata. Może i dlatego, że nigdy nie miał realnej władzy?

Odkąd Korwin "masakruje lewaków" co najwyżej sprzedając magnesy na lodówkę z napisem "Hasta la vista, socjalista" (z grafiką przedstawiającą go jako Terminatora) i zajmuje się śmieszkowaniem w mediach społecznościowych, łatwo wziąć go za sympatycznego starszego pana. Nikt nie wypomina mu dziś tego, że zapytał na antenie niepełnosprawną dziewczynkę, czy nie jest jej przykro, że "przeszkadza kolegom na WF-ie" albo porównywania paraolimpiady do "szachów dla debili".

Podobnie jak mizoginistycznych stwierdzeń z gatunku "kobietę zawsze się trochę gwałci", żarciku, że najlepszym przyjacielem człowieka jest kobieta, o poradach dotyczących używania siły fizycznej w stosunku do nieposłusznych żon nie wspominając. Albo postulatów z 2017 roku: kary śmierci dla morderców, dostępu do broni, zera uchodźców, likwidacji ZUS-u i podatku dochodowego

Nie inaczej stało się z Jerzym Urbanem. Mimo że za czasów PRL-u odpowiadał za propagandę i cenzurę, w latach 90. założył prominentny tygodnik i szybko stał się skandalistą. Tym głośniejszym, że przeważnie nie dało się rozróżnić, czy jest w swoich działaniach i wypowiedziach poważny, czy może gra rolę błazna.

Młode pokolenie Urbana kojarzy przede wszystkim jako śmiesznego pana z dużymi uszami z memów na bijącym rekordy popularności fanpage’u tygodnika "NIE".
87-letni Jerzy Urban dla pokolenia "Z" jest w pierwszej kolejności postacią z memówfot. Facebook / Tygodnik "NIE"
Internet paradoksalnie zatarł przeszłość — zarówno Korwina, jak i Urbana. Panowie stali się poczciwymi starcami, sprawnie wpisującymi się w socialmediowy krajobraz, gdzie obok nastoletnich TikTokerów jest miejsce i na postaci w wieku — mówiąc dyplomatycznie — późno-średnim jak Magda Gessler, Kuba Wojewódzki, Robert Makłowicz, czy wspomniany już Lech Wałęsa.

Na korzyść w budowaniu postaci Korwina-maskotki działa tu też fakt, że do realnej władzy nigdy nie doszedł. Co prawda zasiadł w sejmie w 1991 roku, ale jego przygoda z posłowaniem skończyła się szybko — i to na jego własne życzenie.

W maju 1992 roku Korwin występuje z wnioskiem o ujawnienie agentów SB w polskich władzach, doprowadzając do upadku rządu Jana Olszewskiego. Podczas krótkiej pierwszej kadencji jest jednym z najbardziej aktywnych mówców, często używa ostrego języka, krzycząc z mównicy między innymi o "rżnięciu głupa" (to a propos kolegów posłów).

To nie podoba się wyborcom, którzy zapamiętują go jako oszołoma. Reelekcji na posła nie doczeka się więc ani w 1993, ani w 1997, ani w 2001. Na kilka lat przerzuca się na wybory samorządowe i do Europarlamentu (w czym nie przeszkadza mu bynajmniej status naczelnego eurosceptyka), które rzecz jasna przegrywa. W 2007 po raz czwarty nie dostaje się do sejmu. Poszczęści mu się dopiero w 2019, gdy wystartuje z ramienia Konfederacji.

Dwie dekady prób dojścia do władzy i marzeń o prezydenturze, w połączeniu z niezmiennymi poglądami i trzymaniem się z daleko od dużych partii politycznych sprawiły, że 78-letni dziś Korwin jest bohaterem nieomal romantyczną.

Nikodemem Dyzmą, który do władzy może i nie doszedł, ale za to stał się postacią kultową. I to nie tylko dla kilku pokoleń polskich "kucy", którzy z korwinowskiej pogardy dla demokracji zdążyli już dawno wyrosnąć.

Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: To on tworzy szalone social media tygodnika "NIE". "Udany dzień? Gdy sprawię przykrość politykom"