"Gdy sen nie nadchodzi" to film, w którym nikt nie może zasnąć. Widzowie jednak z nudów zamkną oczy
Netflix już wcześniej podejmował próbę przedstawienia ludzkości w obliczu zagłady innej niż epidemia zombie. "Nie otwieraj oczu" był średniakiem, ale nie można o nim powiedzieć, że nie angażował widza w historię. "Gdy sen nie nadchodzi" to natomiast film, w którym postapokaliptyczny świat leży i kwiczy, mimo ogromnego potencjału. Bohaterowie nie mogą zasnąć, a ja wręcz przeciwnie.
Choć produkcja może pochwalić się naprawdę dobrym aktorstwem, tak scenariusz rozczarowuje. Brak budowanego napięcie przez 3/4 fabuły i dość uboga analiza zastanej rzeczywistości stanowią główny problem filmu. Przed ekranem dosłownie drzemałam lub siedziałam na telefonie, a gdy z powrotem zerkałam na telewizor, żaden wątek - tak po prawdzie - mi nie umknął. Wiedziałam, co się dzieje.
Gdy sen nie nadchodzi, ludzie wariują
- SPOILERY!
Nagle wszystkie urządzenia elektryczne w okolicy zaczynają działać nieprawidłowo, a sieć pada. Z nieba spadają satelity, a ludzie zamiast lamp używają świeczek do rozświetlania pomieszczeń. Dziwnemu zdarzeniu towarzyszy nieoczekiwany symptom objawiający się brakiem snu.
Ariana Greenblatt w roli Matildy w filmie "Gdy sen nie nadchodzi"•Fot. materiał prasowy / Netflix
Deprywacja snu, znana również jako niewystarczalność snu lub bezsenność, jest stanem braku odpowiedniego czasu trwania i lub jakości snu. Może mieć charakter przewlekły lub ostry oraz może mieć bardzo różne nasilenie. (...) Przewlekły stan ograniczonego snu niekorzystnie wpływa na mózg i funkcje poznawcze. (...) Całkowity brak snu przez długi czas nie jest częsty u ludzi (chyba że cierpią na śmiertelną bezsenność lub specyficzne problemy spowodowane operacją)
Nudy na pudy
W niespełna 10 minut fabuła "Gdy sen nie nadchodzi" wrzuca widza w wir chaosu panoszącego się po ulicach. Przez tak szybką akcję budowaną bez napięcia nie jesteśmy w stanie poznać bliżej bohaterów filmu; jakie są ich motywacje, konflikty, i jaką mają osobowość. W podobnej sytuacji znajduje się tło wydarzeń ukazanych w filmie.Powód, dla którego ludzie nie mogą zasnąć, jest nieczytelny i trudny do wyłapania. Poza tym tak szybkie zamieszki po niecałej dobie bez snu wydają się być mało wiarygodne i posuwają fabułę dalej, aby potem gwałtownie zwolnić tempo w możliwie najnudniejszych momentach.
Do tego dochodzi także szablon identycznych zachowań wśród wielu drugoplanowych postaci, które doświadczają stanu psychozy oraz omamów przez bezsenność. Takie tworzenie powtarzających się wzorców behawioralnych daje widzowi uczucie kręcenia się w kółko wokół tego samego przedmiotu.
Gina Rodrigez, Ariana Greenblatt i Lucius Hoyos w filmie "Gdy sen nie nadchodzi.•Fot. materiał prasowy / Netflix
Jednak to Ariana Greenblatt w roli Matildy skradła cały film. Dzieci, które potrafią wiarygodnie grać przed kamerą, są rzadkością. Mimo że produkcji "Gdy sen nie nadchodzi" bliżej jest do katastrofy niż arcydzieła, po tym występie ta trzynastolatka nie będzie mogła odpędzić się od telefonów z najprzeróżniejszych wytwórni filmowych.
"Gdy sen nie nadchodzi" nie jest filmem, który komukolwiek bym poleciła. Pewnie za parę dni kompletnie o nim zapomnę i nie będę go wspominać, chyba że ktoś zapyta mnie o opinię. A teraz idę spać, ponieważ dzieło reżyserii Marka Raso zanudziło mnie na śmierć. Dobranoc!
Czytaj także: Horror o demencji starczej, przy którym uroniłam łzę. "Relikt" to przejmująca metafora tej choroby