Katastrofa na początek Euro 2020. Wróciły dawne koszmary, Biało-Czerwoni zawiedli

Krzysztof Gaweł
Koszmarnie rozpoczęło się dla nas Euro 2020. Po momentami fatalnej grze i porażce 1:2 (0:1) ze Słowacją reprezentacja Polski już na początku turnieju jest w bardzo trudnej sytuacji i będzie jej ciężko awansować do fazy pucharowej mistrzostw. Mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o... Skąd my to znamy, prawda? Paulo Sousa nie pomógł, wróciły dawne koszmary.
Polacy przegrali ze Słowacją na początek Euro 2020 i mają wielki problem Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Pierwszy mecz w dużym turnieju trzeba wygrać, by ze spokojem wejść w rywalizację i nie grać od początku z nożem na gardle. Z taką ideą do starcia w Sankt Petersburgu przystępowali polscy i słowaccy piłkarze na początek swojej drogi w Euro 2020. Biało-Czerwonych można było uznać za nieznacznego faworyta, wszak mają w składzie samego Roberta Lewandowskiego. Nadszedł czas egzaminu z tego, co przygotował trener Paulo Sousa.
Czytaj także: Polacy i Szwedzi zaskoczą Hiszpanów? Najlepszy piłkarz świata kontra gwiazdy

Początek w wykonaniu naszej drużyny był obiecujący, bo nasi rozgrywali piłkę, zamykali Słowaków na ich połowie i próbowali konstruować akcje ofensywne, jak nakazał to selekcjoner Paulo Sousa. Bardzo przyjemnie to wyglądało i gdy czekaliśmy na gola Biało-Czerwonych, rywale srogo nas skarcili. Najpierw w 14. minucie urwał się Ondrej Duda, ale uderzył niecelnie.


Cztery minuty później lewą flanką zaatakował Robert Mak, wykorzystał błąd w obronie Kamila Jóźwiaka i Bartosza Bereszyńskiego, wpadł w nasze pole karne i bez namysłu strzelił. Piłka odbiła się od słupka, od pleców Wojciecha Szczęsnego i wpadła do siatki. Słowacy świętowali gola, a my mogliśmy mówić o wielkim pechu na początek Euro.

To co działo się później już pechem nazwać nie można. To była niemoc polskiej reprezentacji, która długo nie potrafiła wrócić do gry. Próbowaliśmy strzałów z dystansu - jak Maciej Rybus i Grzegorz Krychowiak - szukaliśmy okazji do rozegrania akcji w ofensywie, ale im bliżej nasz zespół był bramki rywali, tym gorzej to wyglądało.

Słowacy tylko raz spróbowali szczęścia, Juraj Kucka uderzył wprost w ręce Wojciecha Szczęsnego. Biało-Czerwoni nie byli w stanie oddać przed przerwą celnego strzału, byli pasywni, nie mieli pomysłu na atak i można było się obawiać o to, co wydarzy się po przerwie. Słowacja nie pokazała wielkiego grania, ale pewnie ogrywała nasz zespół po pierwszej połowie.

Nie wiemy, co wydarzyło się w szatni w przerwie, ale podziałało na nasz zespół jak płachta na byka. Biało-Czerwoni wyszli na drugą połowę nastawieni bojowo i już w pierwszej akcji po przerwie trafili na 1:1. Kapitalnie rozegrali piłkę Mateusz Klich z Maciejem Rybusem na lewej flance, ten drugi wycofał piłkę spod linii końcowej boiska i było 1:1, bo Karol Linetty nie zmarnował doskonałej okazji.

Polacy zaraz ruszyli do ataku, kreowali kolejne akcje i wyglądali na murawie bardzo dobrze. Próbował znów Karol Linetty, okazję miał Maciej Rybus, a z rzutu wolnego strzelał Robert Lewandowski. Minęła godzina i wydawało się, że nasz zespół lada chwila dopnie swego strzelając drugiego gola. I wówczas wszystko runęło jak domek z kart.

W 62. minucie w środku pola Grzegorz Krychowiak nadepnął rywala w mało groźnej sytuacji, obejrzał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. To był moment zwrotny w meczu, Biało-Czerwoni stracili lidera, po chwili bramkę i nadzieję na dobry wynik w meczu. Słowacy zaraz ruszyli do ataku, aż w 69. minucie zyskali rzut rożny.

Piłka zagrana przed Marka Hamsika trafiła do Milana Skrinara, a ten bez problemu ją przyjął w polu karnym i z zimną krwią pokonał Wojciecha Szczęsnego. Bramka padła niemal od razu po głupim zagraniu Krychowiaka, dokładnie tak samo, jak w meczu z Anglią w Londynie w marcu. Wówczas strzelił nam celnie Harry Maguire, tym razem dokonał tej sztuki defensor Słowaków.

Polacy mieli nieco ponad 20 minut, by uratować choćby remis i nadzieje na dobry występ w Euro 2020. Nie można powiedzieć, że się nie starali, ale nic z tego nie wychodziło. Odcięty od gry był Robert Lewandowski, pasywni byli pomocnicy, a kolejne zmiany Paulo Sousy niewiele wnosiły. Zegar tykał, klęska była coraz bliżej. Wreszcie poderwał zespół do walki Tymoteusz Puchacz, który wywalczył dwa rzuty rożne.

Przy drugim milimetry minął się z piłką Robert Lewandowski, który wreszcie miał okazję na zdobycie gola. Niestety, tym razem się naszemu kapitanowi nie powiodło. Dwie minuty później po rzucie rożnym powinien wyrównać Jan Bednarek, ale piłka po jego strzale minimalnie minęła bramkę Słowaków. Po chwili Karol Świderski uderzył w ręce golkipera Słowaków i to był już koniec. Koszmarny początek Euro 2020 stał się faktem.

W drugim poniedziałkowym meczu grupy E Hiszpania podejmie w Sewilli Szwecję. A Polacy, wracają do kraju od razu po meczu ze Słowacją, będą trenować we wtorek w Gdańsku z dziesięcioma tysiącami fanów na trybunach. I mają ogromny problem już na początku Euro 2020.

Polska - Słowacja 1:2 (0:1)
Bramki: Karol Linetty (46) - Wojciech Szczęsny (18-sam.), Milan Skrinar (69)
Żółte kartki: Grzegorz Krychowiak - Tomas Hubocan
Czerwona kartka: Grzegorz Krychowiak
Sędziował: Ovidiu Alin Hetegan (Rumunia)
Widzów: ok. 17 000
Bohater meczu: Milan Skrinar (Słowacja)
Polska: Wojciech Szczęsny – Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek – Kamil Jóźwiak, Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich (85. Jakub Moder), Maciej Rybus (74. Tymoteusz Puchacz), Piotr Zieliński (85. Karol Świderski) – Karol Linetty (74. Przemysław Frankowski), Robert Lewandowski
Słowacja: Martin Dubravka - Tomas Hubocan, Milan Skrinar, Lubomir Satka, Peter Pekarik (79. Martin Koscelnik) - Robert Mak (87. Tomas Suslov), Jakub Hromada (79. Patrik Hrosovsky), Juraj Kucka, Lukas Haraslin (87. Michal Duris) - Marek Hamsik, Ondrej Duda (90. Jan Gregus).