Dubajskie prawdy i mity. Polki mieszkające w ZEA opowiedziały mi, jak wygląda życie w tym miejscu

Michał Jośko
Gorący wieczór w Dubai Marinie, czyli jednej z najbardziej prestiżowych części tego miasta. Siedzę właśnie w restauracji Marina Social, w której szefem kuchni jest nagrodzony gwiazdką Michelina Jason Atherton i sączę idealnie schłodzonego szampana. Panoramiczne okna pozwalają delektować się widokiem wód Zatoki Perskiej, luksusowych jachtów i strzelistych budynków, z powodu których owo miejsce nazywa się dubajskim Manhattanem.
Karolina Sutherland (po lewej) i Sabina Kotarba Fot. naTemat
Naprzeciwko mnie: menedżerka tego lokalu i permanentnie uśmiechnięty wulkan energii w jednej osobie. To Karolina Sutherland; Polka, która przeniosła się tutaj niemal cztery lata temu. Towarzyszy nam jeszcze jedna rodaczka – to Sabina Kotarba, czyli instruktorka spadochronowa, która na dubajskiej ziemi osiadła przed siedmioma laty.

Czytaj także: Dubaj niebanalny. Czy wiesz, że to miejsce oferuje znacznie więcej, niż jedynie wieżowce i pustynię?

Choć dziewczyny nie znały się do tej pory, błyskawicznie nawiązują nić porozumienia, wykorzystując to, co je łączy: należą do osób, które nie mogą usiedzieć w jednym miejscu, a które po zakosztowaniu życia w różnych zakątkach świata postanowiły osiąść właśnie tutaj, w największym mieście Zjednoczonych Emiratów Arabskich…


… mieście, które z jednej strony należy do największych atrakcji turystycznych na świecie (co roku odwiedza je kilkanaście milionów obieżyświatów), choć z drugiej: obrosło wieloma legendami, które bardzo często mają się nijak do rzeczywistości. Porozmawiajmy więc o dubajskich prawdach i mitach, ustalając, jak NAPRAWDĘ wygląda życie w tym oryginalnym miejscu.
Sabina KotarbaFot. Mark Norman
Dziewczęta, wasze lądowania na dubajskiej ziemi przebiegły…

Sabina: …naprawdę miękko. Obyło się bez jakichkolwiek perturbacji, chociaż przeniosłam się tutaj "na wariackich papierach", wszystko zadziało się bardzo spontanicznie. Siedem lat temu planowałam przeprowadzkę do Atlanty, gdzie miałam być instruktorką spadochronową.

Jednak mój ówczesny chłopak – pracujący w Dubaju właśnie – rzucił propozycją: zanim podejmiesz decyzję o przenosinach do Stanów Zjednoczonych, zobacz, jak się żyje w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Miałam niecałe dwa dni na przemyślenie sprawy i spakowanie rzeczy. Po przyjeździe niemal od razu dostałam fajną ofertę pracy, również jako "podniebna instruktorka", a do tego naprawdę polubiłam to miejsce, no i… zasiedziałam się tutaj (śmiech). Gdy wylądowałam w Dubaju, na koncie miałam 300 skoków spadochronowych. Dziś jest ich ponad 8000 i wciąż lubię patrzeć na to miasto z lotu ptaka.

Karolina: Moja decyzja również była spontaniczna. Wcześniej mieszkałam w Londynie, gdzie zarządzałam klubami nocnymi. W pewnym momencie ówczesnego życia zaliczyłam rozwód, który sprawił, że poczułam: mam dosyć Anglii. Tak więc gdy dostałam propozycję pracy w Dubaju, nie wahałam się długo. Ot, spakowałam walizki i ruszyłam przed siebie.

Czy lądowanie było lekkie, łatwe i przyjemne? Cóż, na początku byłam menedżerką odpowiedzialną za otwieranie baru Lock, Stock & Barrel. Wiązało się to z naprawdę dużym stresem i pracą po dziewiętnaście godzin dziennie. Nie ukrywam, że były momenty, w których chciałam wracać do Londynu, jednak stwierdziłam, że nie poddam się tak łatwo.

Zacisnęłam zęby i zostałam. Zaczęłam prowadzić kolejne kluby i restauracje, aż wreszcie trafiłam tutaj, do restauracji Marina Social. Udało mi się ułożyć znacznie sensowniej życie zawodowe – tak, że dziś mogę w pełni sycić się tym fascynującym miejscem, w którym słowo "nuda" po prostu nie istnieje.
Karolina SutherlandFot. archiwum własne
Pamiętacie największe zaskoczenie po przeprowadzce?

Sabina: Wcześniej wielokrotnie słyszałam ostrzeżenia z gatunku: pamiętaj, to kraj arabski, a więc nie będziesz mogła tam chodzić w zbyt skąpych strojach. Tak więc przed podróżą do Dubaju ruszyłam na błyskawiczne zakupy, pakując do koszyka możliwie zabudowane, skromne i zachowawcze ciuchy.

Na miejscu? Byłam wściekła, że wydałam niepotrzebnie tyle kasy, bo okazało się, że te "mądre" porady znajomych mają się nijak do rzeczywistości. Na tutejszych ulicach zobaczyłam mnóstwo naprawdę odważnych bluzeczek i bardzo krótkich spódniczek.

Luz, pełna, niczym nieskrępowana dowolność – byłam w szoku, bo tak odważnego eksponowania własnego stylu nie widziałam nawet na zachodzie Europy, o Polsce nie wspominając.

Karolina: Pełna zgoda, miałam podobnie (śmiech). Oprócz tego pamiętam ostrzeżenia w stylu: uważaj, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich kobiety są pozbawione jakichkolwiek praw; nie mogą wyrazić własnego zdania, ani nawet prowadzić samochodów! Okazało się, że jeden z naprawdę wielu mitów.

Jak wygląda równouprawnienie w wersji dubajskiej?

Sabina: Naprawdę wielu Emiratów, jak ich nazywamy, wręcz zachęca dziewczyny do edukowania się i robienia karier. Efekt? Gdziekolwiek nie spojrzysz, zobaczysz naprawdę silne i niezależne kobiety sukcesu. Pracują na wysokich stanowiskach we wszystkich branżach; począwszy od biznesu, poprzez służbę w policji, a skończywszy na świecie sportu.

Mała dygresja dotycząca mojej pracy: podczas skoków spadochronowych w tandemie muszę wkraczać w strefę intymną mężczyzn – dotykać ich, obejmować, brać na kolana, no i wydawać polecenia.

I choć dla muzułmanów z państw bardziej ortodoksyjnych takie zachowania ze strony kobiety – zwłaszcza białej, obcej – byłyby czymś bardzo niekomfortowym, tutejsi faceci nie mają z tym najmniejszych problemów.

Karolina:
Pracuję w zespole poszukującym miejsc pod nowe restauracje, który składa się z czterech dziewczyn. Gdy pojawiamy się na spotkaniach z tutejszymi biznesmenami, zdarza się, że ci przez moment są lekko zdziwieni.

Być może przez ich głowy przewijają się myśli w stylu: jak to, o wszystkim będą decydowały kobiety?! Jednak już po paru sekundach, gdy nieco ochłoną, stają się naprawdę mili i profesjonalni. Rozmawiają z nami rzeczowo, bez protekcjonalizmu i jakichkolwiek przejawów seksizmu.
Sabina KotarbaFot. archiwum własne
Jednak sporo rzeczy zliberalizowało się dopiero niedawno, bądź wręcz zmienia się dopiero teraz, prawda?

Karolina: Rzeczywiście. Do niedawna nie można było tutaj mieszkać z drugą osobą, jeżeli nie miało się z nią ślubu, o posiadaniu dzieci z nieprawego łoża nie wspominając. Choć w praktyce nie było to zbytnio egzekwowane, to jednak fakt jest faktem: zgodnie z literą prawa niezamężna kobieta w ciąży mogła mieć z tego powodu problemy.

Jednak te przepisy zmieniły się w październiku ubiegłego roku. Zresztą przykładów na to, że Zjednoczone Emiraty Arabskie są coraz bardziej "wyluzowane", jest naprawdę dużo.

Sabina:
Rzucę innym: do niedawna aby kupić alkohol, musiałeś starać się o specjalną licencję. Bez niej mogłeś narazić się na problemy nawet wówczas, gdy chciałeś wychylić lampkę w domowym zaciszu. Dziś, choć to kraj muzułmański, jeżeli chodzi o konsumpcję alkoholu w domu, nie ma już takich obostrzeń, .

Rzecz kolejna, czyli ramadan. O ile wcześniej podczas tego "świętego miesiąca" zamykano na cztery spusty niemal wszystkie bary, kluby i restauracje, w tym roku było zupełnie inaczej – miasto niezmiennie tętniło życiem. Rzeczy, o których ci mówimy dowodzą tego, że Dubaj coraz mocniej otwiera się na zachód.

Zresztą pewnym zmianom trudno się dziwić, skoro mamy do czynienia z bardzo kosmopolitycznym miejscem: my – ekspaci, jak nazywa się tutaj obcokrajowców – stanowimy ok. 90 proc. populacji. No a dubajscy autochtoni naprawdę ochoczo inspirują się zachodnim stylem życia.
Karolina SutherlandFot. archiwum własne
Są wśród nich tacy, którzy dają odczuć, że ekspaci są gorszym sortem?

Sabina: Jeżeli tak, to w ciągu tych lat nie trafiłam na żadnego z nich. Emiraci zawsze są mili, szarmanccy i nastawieni przyjacielsko, a do obcokrajowców odnoszą się z szacunkiem. Owszem, zdarzały się tutaj sytuacje, w których druga osoba traktowała mnie w sposób niegrzeczny. Jednak zawsze stali za nimi albo pijani europejczycy, albo turyści z innych krajów Bliskiego Wschodu.

Karolina:
Pełna zgoda. Przez moją restaurację przewijają się zarówno miejscowi, jak i przyjezdni. Ci pierwsi absolutnie zawsze są grzeczni i sympatyczni. Problematyczni bywają natomiast goście z innych części świata.

Dodajmy przy okazji, że nasi rodacy zachowują się wręcz wzorowo – nie zetknęłam się z żadnym niefajnym zachowaniem z ich strony, ani też nie słyszałam o czymś takim od innych osób. Naprawdę, nie mamy powodów do wstydu.

Przejdźmy do kolejnego stereotypu dotyczącego Dubaju, czyli opinii głoszącej, że w tym miejscu króluje ekstremalna wręcz drożyzna…

Sabina:
Jeżeli weźmiemy pod uwagę proporcje cen do zarobków, życie w tym miejscu jest znacznie tańsze, niż nad Wisłą. To smutne, ale gdy słyszę, ile zarabia mój mieszkający w Polsce brat, zastanawiam się: rany, jak z takiej pensji można opłacić rachunki i kupić jedzenie?! Nie wspominając nawet o ekstrawagancjach takich, jak wyjazd na wakacje albo odłożenie jakichś oszczędności.

Natomiast mając pracę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – nawet przeciętnie płatną – powyższymi rzeczami po prostu nie musisz się martwić. Pomijam nawet wątek dotyczący tego, jak państwo i pracodawcy wspierają tutejsze rodziny. Bierzesz ślub? Z automatu zarabiasz więcej. Pojawiają się kolejne dzieci? Każde z nich oznacza solidną podwyżkę.

Karolina: Porównując koszty życia w tych dwóch miejscach, warto napomknąć o tym, że ceny mieszkań np. w Gdańsku bywają wyższe, niż w tutaj! Jednak przechodząc do wydatków "codziennych": moja mama, która kocha Dubaj i przylatuje do mnie przynajmniej cztery razy w roku, uwielbia robić zdjęcia metek na półkach sklepowych.

Potrafi chodzić tak godzinami, uwieczniając na fotografiach, co ile kosztuje. Na tej podstawie dokonuje poważnych analiz z gatunku: stosunek cen pomidorów w Polsce i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (śmiech).

Oczywiście, co nie dziwi, większość produktów spożywczych jest droższa tutaj, na pustyni. Jednak są i rzeczy, które o wiele bardziej opłaca się kupować w Dubaju. Bazując na badaniach prowadzonych przez moją mamę: zdecydowanie tańsze są tutaj np. meble i sprzęt elektroniczny.
Sabina KotarbaFot. archiwum własne
Opowiecie mi o rzeczach, które najbardziej zaskakują was – osoby przyzwyczajone już do realiów dubajskich – gdy przylatujecie do Polski?

Sabina:
Tankowanie samochodu! Tutaj normą jest to, że gdy podjeżdżasz na stację benzynową, nawet nie wysiadasz z auta. Czekasz, aż pracownik zaleje bak, po czym płacisz mu i odjeżdżasz. Dlatego dziś totalnie nie mogę odnaleźć się na polskich stacjach – za każdym razem muszę odtwarzać w głowie, gdzie mam ten wlew paliwa, do którego dystrybutora podjechać, a później gdzie iść, żeby uregulować należność.

No i rzecz druga, czyli zapach toalet. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich, niezależnie od tego, czy mówimy o WC "na mieście", w centrum handlowym, w knajpie czy na stacji metra, możesz liczyć na sterylną wręcz czystość i ładne aromaty. Natomiast w Polsce, cóż, również są aromaty. Chociaż ze zdecydowanie innej bajki (śmiech).

Karolina: Dołożyłabym do tego bardzo niski poziom przestępczości. Jeżeli w Zjednoczonych Emiratach Arabskich zostawisz portfel lub telefon w jakimkolwiek miejscu publicznym, możesz być pewien, że gdy wrócisz – nawet po paru godzinach – wciąż tam będą. Przyzwyczaiłam się do tego tak bardzo, że… podczas wizyt w Polsce straciłam parę rzeczy, bo nie byłam wystarczająco czujna.

Pamiętam np. wizytę na bałtyckiej plaży. Gdy musiałam odejść na chwilę od swojego ręcznika, zostawiłam na nim wszystko – no bo przecież właśnie tak zrobiłabym w Dubaju.

Niestety, po powrocie zorientowałam się, że był to wielki błąd. Podczas wizyt w Polsce muszę też powtarzać sobie: zamknij mieszkanie, zamknij mieszkanie, no bo tutaj tego nie robię; jest otwarte dniem i nocą.
Karolina SutherlandFot. archiwum własne
Opowiadacie o tym miejscu wyłącznie w superlatywach. Czy naprawdę jest aż tak landrynkowo? Nie da się znaleźć żadnych minusów?

Sabina:
Chyba tylko pogoda w najgorętszym okresie roku, czyli od maja do września, Zresztą wielu zamożnych autochtonów co roku przenosi się na trzy, cztery miesiące w inne miejsce, np. do swoich mieszkań w Londynie. Jak widać, mówimy tutaj o upałach, które mogą pokonać nawet ludzi mieszkających tutaj "od zawsze", od wielu pokoleń.

Karolina:
O ile przez większość roku zachwycam się tutejszą pogodą, to wciąż nie mogę przyzwyczaić się do tych najgorętszych miesięcy, o których wspomniała Sabina.

O ile przyjazd na wakacje w tak ciepłe miejsce ma swój urok, to na pewne kwestie patrzysz zupełnie inaczej, jeżeli mieszkasz tutaj na stałe. Innych minusów – zwłaszcza z perspektywy turysty, który marzy o naprawdę wyjątkowym odpoczynku – chyba nie ma.