Niedoszczepieni. Nie docierają na drugą dawkę szczepionki, rezygnują z własnej woli

Helena Łygas
Eksperci dywagują, czy na jesieni czeka nas kolejna, trzecia już, fala pandemii. A do odporności populacyjnej wciąż daleko. Na razie w pełni zaszczepiło się zaledwie 26 proc. Polek i Polaków. Część osób na drugą dawkę szczepionki nie dociera.
Szczepienie uczniów jednego z wrocławskich liceów (zdjęcie ilustracyjne) fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
Monika mogłaby uzyskać już odporność, ale nie stawiła się na drugą dawkę. Zastrzega jednak, że żadną "foliarą" nie jest. Po prostu pierwsze szczepienie dało jej w kość na tyle, że musiała wziąć trzy dni wolnego w pracy. Nie chce powtórki.

— Mało choruję i nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak fatalnie. Przespałam ciurkiem dobę, miałam gorączkę, ramię bolało mnie ponad tydzień jak po solidnym przetrenowaniu. Nawet po tych trzech dniach czułam się trochę jak na kacu.

Kiedy pójdzie na szczepienie, jeszcze nie wie, ale zapewnia, że w końcu się wybierze. Musi się tylko przygotować — psychicznie, ale też zrobić zapasy, może ugotować rosół? — po pierwszej dawce nie była w stanie nawet zrobić zakupów.


34-letni Tomek, szczepiony tym samym preparatem, czuł się dobrze. Na drugą dawkę nie poszedł z bardziej prozaicznych przyczyn. — Miałem plany na weekend"— mówi. I zapewnia, że na dniach się zapisze.

W punkcie szczepień słyszę, że na drugą dawkę często nie stawiają się panie w ciąży. Choć WHO w lutym tego roku zmieniło swoje stanowisko uznając, że kobiety spodziewające się dziecka mogą się szczepić, wiadomo, że szczepionki nie były testowane na osobach w ciąży. Znane są tylko rezultaty testów wykonanych na szczurach — wypadły pomyślnie.

Z czterech preparatów, którymi szczepi się obecnie w Polsce, trzy (Pfizer, Moderna, AstraZeneca) przyjmuje się w dwóch dawkach. Wyjątkiem jest tu jednodawkowy Johnson&Johnson. Monika i Tomek podbijają statystyki osób, które nie stawiły się na drugie, niezbędne do pełnej odporności, szczepienie. Wedle oficjalnego komunikatu Ministerstwa Zdrowia sprzed ponad dwóch tygodni takich osób było w Polsce ponad 9 tysięcy.

Michał Dworczyk zapowiedział już, że z osobami, które nie stawiły się na drugą dawkę, będą kontaktowali się urzędnicy. Co prawda szczepienia wciąż są w Polsce dobrowolne, chodzi tu jednak o uświadomienie pacjentów, że wciąż nie uzyskali wystarczającego poziomu odporności.

Nie tylko Polacy

Polska nie jest pod tym względem unikania drugich dawek odosobniona. Jak podaje portal Hungary Today, w niespełna 10-milionowych Węgrzech osób, które nie stawiły się na drugie szczepienie, jest już ponad 30 tysięcy.

Z kolei "New York Times" alarmował pod koniec kwietnia, że w Stanach liczba osób, które nie przyjęły drugiej dawki, przekroczyła 5 milionów. To niemal 10 proc. wszystkich osób, które zdecydowały się przyjąć pierwszą.

Amerykańscy dziennikarze, opierając się na wywiadach z zaszczepionymi, zjawisko tłumaczyli dwojako: część osób uznała, że jedna dawka chroni wystarczająco, pozostali zaś bali się skutków ubocznych, które wystąpiły u nich po pierwszym zastrzyku. Pobocznym problemem były braki konkretnych preparatów w punktach szczepień.
Czytaj także: Gdzie najwięcej, a gdzie najmniej zaszczepionych w Polsce? Opublikowano mapę, która daje do myślenia

Odporność zbiorowa na horyzoncie


Wróćmy jednak do Polski. Nad Wisłą wykonano dotychczas w przybliżeniu 26,5 miliona szczepień. Wydaje się, że to sporo. Jednak gwarantowaną przez szczepionki odporność uzyskało zaledwie około 11 milionów osób.

Tymczasem naukowcy szacują, że na tzw. odporność populacyjną (czyli względne bezpieczeństwo osób nieuodpornionych w wyniku zaszczepienia wysokiego odsetka reszty społeczeństwa), możemy liczyć dopiero, gdy zostanie zaszczepione od 40 do nawet 70 proc. z nas. To duży przedział.

Żeby uzyskać podawane jako minimum 40 proc. aż 15 milionów Polek i Polaków musi być w pełni zaszczepiona. Na razie dwoma dawkami (lub Johnsonem) zaszczepiło się 27 proc. z nas.

— Oficjalnie około 10 tysięcy? — dziwi się dr hab.nauk medycznych wirusolog i mikrobiolog Tomasz Dzieciątkowski, gdy proszę o skomentowanie danych.

Jego zdaniem osób, które nie stawiły się na druga dawkę szczepionki, jest w Polsce znacznie więcej. Sam słyszy o takich przypadkach nieustannie.

Szczepionkowy booster


— Powody unikania drugiej dawki preparatu są różne, ale najczęściej wyssane z bardzo brudnego palca. Przede wszystkim wiele osób nie zadaje sobie trudu doczytania, dlaczego dwie dawki są niezbędne do uzyskania wysokiej odporności i wychodzi z założenia, że jedna "wystarczy", bo przecież zawsze szczepiły się jedną. Tymczasem taki, a nie inny, schemat szczepień został ustalony nie bez powodu. Druga dawka to tzw. booster (wzmacniacz — red.) i dopiero ona chroni w pełni przed ciężkim przebiegiem choroby.

Wirusolog dodaje, że kilka tygodni po pierwszej dawce, niezależnie od preparatu, odporność rzeczywiście jest wysoka, ale w przypadku SARS-CoV-2 bez wspomnianego boostera, czyli drugiego zastrzyku, sukcesywnie opadała, koniec końców nie zapewniając wystarczającej ochrony.

Kolejnym powodem unikania drugiej dawki, zdaniem dr-a Dzieciątkowskiego, jest lęk przed złym samopoczuciem, które występuje u części osób po pierwszym szczepieniu.

— Tutaj należałoby zadać sobie pytanie, czy skoro źle zniosło się pierwszą dawkę, w przypadku zachorowania na COVID-19 byłoby lepiej? To mało prawdopodobne. Fakt, że ktoś słabo czuje się po przyjęciu szczepionki, powinien tylko zachęcać go do pełnego zaszczepienia. Niestety często dzieje się na odwrót. Szacunek zysków i strat jest tu oczywisty — choćby bolały nas na przykład mięśnie i głowa, lepiej się zaszczepić, niż narażać się na ciężki przebieg choroby, która w wielu przypadkach okazuje się śmiertelna.
Czytaj także: Zbyt mało zaszczepionych w Europie. "Nie wystarczy by zapobiec kolejnej fali"

Szczepienie do odchorowania


Wirusolog podkreśla, że w przypadku przyjęcia tylko jednej dawki, ochronę szacuje się między 30 a 60 proc. Zaznacza jednak, że badań na ten temat jest niewiele i są fragmentaryczne. Naukowcy pracujący nad szczepionką nie bez powodu uznali dwie dawki za optymalną ochronę.

Pytam dr. Dzieciątkowskiego, skąd bierze się złe samopoczucie po szczepieniu.

— Moglibyśmy teraz spróbować wyjaśnić to zjawisko krok po kroku, ale sedno, które jako społeczeństwo powinniśmy zrozumieć, jest zupełnie inne. Nie istnieje preparat medyczny, którego zastosowanie nie ma tzw. skutków ubocznych. Wystarczy przeczytać pierwszą lepszą ulotkę dowolnego leku. Każdy organizm jest inny, u jednych wystąpią nieprzyjemne objawy, u innych nie. Ta zasada ma zastosowanie nawet w przypadku tak powszechnie dostępnych i stosowanych preparatów jak Ibuprom czy APAP.

Jest jeszcze jedna kwestia — wyciąganie niewłaściwych związków przyczynowo-skutkowych. Jeśli dana osoba zmarznie na spacerze albo "przewieje się" podczas jazdy samochodem, będzie skłonna połączyć skutki ze zbiegającym się w czasie szczepieniem, tym bardziej, że relacji na temat złego samopoczucie w sieci nie brakuje.

— Z jednej strony faktem jest, że część osób rzeczywiście ma krótkotrwałe, "grypowe" objawy po szczepieniu. Z drugiej zaś, nie jesteśmy w stanie ocenić, na ile są one skutkiem szczepienia. Gdyby dobę po przyjęciu pierwszej dawki spadłaby pani cegła na głowę, nikt nie uznałby przecież, że to następstwo zastrzyku — mówi dr Tomasz Dzieciątkowski.

"Niedoszczepieni" to mimo wszystko kropla w morzu problemu z uzyskaniem odporności zbiorowej przed jesienią. Centrum Badawczo-Rozwojowe BioStat oszacowało, że jedna czwarta Polaków szczepić nie zamierza się wcale. Nie wiadomo też, ile jest osób, które z różnych powodów z pójściem na szczepienie zwlekają.

Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Pro-maseczkowcy. Mimo zniesienia zakazu, nadal zakrywają twarze i nie mają zamiaru z tego rezygnować