15 maja skończył się w Polsce obowiązek noszenia maseczek. Co prawda jak na razie jedynie na świeżym powietrzu, ale nie bądźmy małostkowi. Po długich miesiącach zakrywania twarzy wreszcie możemy odetchnąć pełną piersią za mniej niż 5000 złotych mandatu.Tyle że z poluzowania obostrzeń wiele osób nie ma najmniejszego zamiaru korzystać.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Status związku: to skomplikowane
Jeśli chodzi o stosunek Polek i Polaków do noszenia maseczek, z powodzeniem można by rozrysować graf szybkich zmian nastawienia i emocji.
W lutym zeszłego roku, jeszcze przed odnotowaniem pierwszego przypadku zachorowania na COVID-19 w Polsce, maseczki chirurgiczne (dziś trudno to sobie wyobrazić, ale tych materiałowych nikt jeszcze nie szył) poznikały z aptek, zaś ich ceny na Allegro zaczęły pikować.
Tymczasem eksperci pukali się w głowy z małego ekranu, tłumacząc, że maseczka ma małe szanse uchronić noszącego przed ewentualnym zakażeniem.
Tłum nie dowierzał, jak się potem okazało — całkiem słusznie. Wkrótce zaczął obowiązywać nakaz noszenia maseczek (lub zdelegalizowanych potem przyłbic). Rodacy, którzy jeszcze dwa miesiące wcześniej cieszyli się zdobycznym 10-pakiem maseczek, zaczęli szukać czegoś bardziej twarzowego.
Materiałowe maseczki zaczęły szyć domy mody i młode polskie marki, a handlujące nimi osoby pojawiły się na bazarach, gdzieś między straganem z majtkami na każdy dzień tygodnia a pękami kopru.
Jednocześnie z podziemi zaczęli podnosić łby antymaseczkowcy, nawołujący do "zdjęcia kagańców", rzekomo symbolizujących mentalne niewolnictwo.
Potem ulice, na których już nie raz i nie dwa rodziły się już nowe trendy, wykreowały najmodniejszy maseczkowy print sezonu jesień-zima: czerwoną błyskawicę na czarnym tle.
Kaja Godek usiłowała alternatywnie lansować seksowną i kobiecą maseczkę z czarnej koronki, ale tym razem na szczęście nie udało się jej przebić ze swoją propozycją do mainstreamu.
Wreszcie 15 maja pozwolono Polkom i Polakom ściągnąć maseczki. Okazało się, że nie wszyscy są tak spragnieni oddechu na świeżym powietrzu, jak jeszcze pół roku temu. Powody mają różne. Łączy ich chęć włączenia maseczki na stałe do swojej garderoby. Rzadko kiedy z lęku przed ewentualnym zakażeniem.
Buźki i cycuszki
Kilka tygodni temu Gośka poszła ze znajomą na bazar staroci. Stoją przy straganie z lustrami no i leci tekst: "Oj jak szkoda z tymi maseczkami, bo ja myślę, że śliczne dziewczyny jesteście, a tak to się tylko domyślać można, a nie oko nacieszyć".
Zawtórował pan ze stoiska obok. Powiedział, że to tak jak z pierwszymi upałami — wszystko pozakrywane, a potem nagle wyłaniają się cycuszki. No i śmiechy. Że już niedługo i buźki i nóżki i cycuszki na widoku.
— Niech sobie dziadki pogadają, na zdrowie, krzywdy mi to nie robi, ale pomyślałam sobie wtedy, że może i te maseczki nie są jednak takie złe. Nie jesteś dla obcych facetów obiektem, którego urodę się ocenia.
Gośka nosi okulary, a na domiar ma szereg alergii, więc konieczność chodzenia w maseczce była dla niej katorgą, a już zwłaszcza, gdy było chłodniej.
— Okulary zaparowane, nic nie widać, nos cię swędzi, ale nie powinnaś się drapać, bo żeby maseczka spełniała swoją funkcję, lepiej jej nie dotykać. Do tego gubisz te maseczki, gumki pękają, okazuje się, że nie masz ze sobą zapasowej. No, koszmar — wylicza.
Tyle że, gdy 15 maja wyszła po raz pierwszy od dawna bez maseczki, szybko postanowiła kupić jakąś w najbliższym sklepie, tak niekomfortowo czuła się bez niej.
— Może to zakrawa o lekką paranoję, ale miałam wrażenie, że mijani ludzie się na mnie gapią. Sprawdziłam jak wyglądam obiektywem w telefonie i stwierdziłam, że faktycznie dziwacznie. Umalowałam się tak samo, jak przez ostatni rok — tusz do rzęs i trochę korektora, więc zamiast worów pod oczami, miałam tam jasne smugi odcinające się od reszty twarzy.
Pomijając makijaż, który następnego dnia Gośka nałożyła tak jak kiedyś, kolejna sprawa to robienie min. Zawsze miała problem z tym, że wszystkie emocje od razu po niej widać, ale w pandemii zdążyła odwyknąć od kontrolowania mimiki.
— Jestem z tych, co patrzą na człowieka, jak gdyby zabił im matkę, bo trącił ich łokciem. No i przez ostatni rok miałam z tym spokój, krzywiłam się, ile chciałam, bo nikt tego nie widział. Do tego nie musiałam zdobywać się na sztuczne uśmiechy do ekspedientek czy sąsiadek. A teraz wypadałoby, a ja aktualnie nie mam na te niepisane zasady życia społecznego siły.
Jak długo Gośka zostanie w masce? Tak długo, jak inni ludzie na ulicach mimo braku nakazu będą je nosili. Na razie ich nie brakuje. Uśmiechała się do nich w weekend — rzecz jasna spod maseczki.
Niewolnik zachipowany
Igor żartuje, że nie zdejmuje maseczki, bo jest już niewolnikiem, w dodatku połowicznie zachipowanym. Tak naprawdę po prostu usiłuje zachować rozsądek. Jego zdaniem ściąganie maseczek, mimo spadku liczby zakażeń, do rozsądnych nie należy. Dlaczego? Przez luźny stosunek społeczeństwa do zakazów i nakazów.
— Pamiętasz, jak było z obowiązkowymi rękawiczkami jednorazowymi w supermarketach? Z rozporządzenia wynikało, że sklepy muszą udostępniać albo środek do dezynfekcji albo rękawiczki. Większość postawiła na płyny, których w praktyce większość z nas przestała używać po kilku tygodniach. Ja już widzę, co się dzieje — w komunikacji połowa ludzi bez maseczki, bo przecież weszli z dworu, a tam nie trzeba. W sklepach może trochę lepiej, bo jeszcze personel przypilnuje.
Zdaniem Igora koniec zakazu noszenia maseczek na świeżym powietrzu skończy się tym, że nie będziemy nosili ich też w innych miejscach, gdzie powinniśmy to robić.
— U mnie w bloku od soboty nie spotkałem w windzie ani jednej osoby w maseczce. A widziałaś, co się działo w Warszawie nad Wisłą? Niby otwarta przestrzeń, ale jak dla mnie niewiele różni się to od klubu, skoro ludzie siedzą udo w udo, a w kolejkach do barów chuchają sobie w karki. Stosuję zasadę ograniczonego zaufania — jak na drodze.
Jako ozdrowieniec po jednej dawce AstryZeneki raczej się o siebie nie boi, ale stara się zachowywać minimum solidarności społecznej. Pytam, jak czułby się bez maseczki psychicznie. Przyznaje, że dziwnie. Od jakiegoś czasu spotyka się z dziewczyną poznaną w pandemii przez apkę randkową.
— Byliśmy na kilku randkach. Jak to w pandemii — na spacerach, w odpowiedniej odległości. Teraz po raz pierwszy umówiliśmy się w knajpie. Nie widzieliśmy się jeszcze bez maseczek, to znaczy nie na żywo, bo na zdjęciach to i owszem. Trochę nie mogę się już doczekać, ale jednocześnie mnie to stresuje, trochę jak gdybym miał zrobić przed nią striptiz. I to mimo że nigdy jakoś nie zawracałem sobie głowy zastanawianiem się, czy jestem przystojny. Chodzi tu chyba o to, że zazwyczaj już po pierwszej randce wiesz, czy ktoś podoba ci się fizycznie, a w takim przypadku tak do końca jednak nie wiadomo.
Maskowanie kompleksów
Dominika swoje zamiłowanie do chodzenia w maseczce tłumaczy wieloletnimi problemami z cerą. Całe gimnazjum, a potem liceum słyszałam od mamy, żeby się nie przejmowała. Jeszcze rok i trądzik zniknie.
— Okazało się, że niestety nie w moim przypadku. A paradoksalnie mieć wypryszczoną twarz w wieku 25 lat jest trudniej niż gdy masz 15 lat. Z prostego powodu — ludzie w twoim wieku raczej nie mają już problemów z cerą, a ty ciągle przypominasz mielonkę.
Były takie momenty, że Dominika wstydziła się tak bardzo, że wymigiwała się od spotkań. Wydawała co miesiąc setki złotych na kremy i maści, ale pomagały umiarkowanie. W napadach wyjątkowego obrzydzenia do swojej twarzy wyciskała wszystkie niedoskonałości, chociaż wiedziała, że nie powinna tego robić. Kiedy indziej nakładała grube warstwy makijażu. I jedno i drugie tylko jej szkodziło.
— Jestem po dwóch kuracjach Izotekiem i cerę mam aktualnie niezłą, tylko że jeśli przez 20 lat życia czegoś tak strasznie się wstydzisz, to trudno się tego pozbyć. Nadal mam problem z pokazywaniem się bez podkładu, czuję się, jak bym wyszła na ulicę w bikini. Chodzenie w maseczce od początku mi pasowało, bo spełniało moje długoletnie marzenie — żeby tę twarz jakoś zamaskować. Wiem, że to irracjonalne, ale cóż.
Pierwsze słowo, które kojarzy się Dominice z maseczką? Komfort. Rzecz jasna nie fizyczny, ale psychiczny. Jak długo ma ją jeszcze zamiar nosić. Nie wyklucza, że już zawsze.
— Moim w Polsce będzie teraz jak w Japonii czy Chinach, gdzie wiele osób nosi maseczki w miejscach publicznych. Niektórzy dalej będą się bali zakażenia, albo będą chcieli się uchronić w ten sposób przed zwykłą infekcją, ale sądzę, że dla części osób będzie to po prostu wygodne z zupełnie innych powodów. Mam nadzieję, że maseczki zostaną z nami już na zawsze.
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl