To samochód z najbardziej kontrowersyjnym grillem świata. Czy naprawdę jest tak brzydki?

Michał Mańkowski
„Nie ważne jak, ważne by mówili i nie przekręcali nazwy”. W BMW wzięli sobie tę zasadę do serca i stworzyli model, o którym było głośno jeszcze na długo zanim pojawił się w salonach. Choć „głośno” to pewien eufemizm, bo nowa „czwórka” podpaliła internet. Wszystko za sprawą dyskusyjnego grilla. Sprawdzamy w praktyce samochód z tym najbardziej kontrowersyjnym grillem świata. I to w wersji cabrio.
BMW 430i cabrio przyciąga wzrok głównie za sprawą grilla. Fot. naTemat
Złośliwcy mówią, że wielkość ma znaczenie i rekompensuje braki gdzie indziej. Mając to na uwadze, wychodzi na to, że ktoś w centrali projektowej BMW jest bardzo zakompleksiony. Wystarczy przypomnieć sobie nowy grill w modelu X5. A może gigantyczny w nowej serii 7? (dla mnie osobiście wygląda świetnie). Mało? W końcu przecież na świecie pojawiła się seria 4 z grillem, który nie tylko jest wielki, ale i w specyficznym kształcie.
Z kompleksami nie ma to jednak nic wspólnego. Jeśli już, to raczej z marketingowym geniuszem, bo o premierze mówiło się w świecie motoryzacji absolutnie wszędzie. I nie pamiętam tak gorącej dyskusji o żadnym modelu, który właściwie jeszcze nie pojawił się w sprzedaży. Mimo zmasowanej fali krytyki i żartów po premierowym pokazaniu modelu, producent nie wymiękł i utrzymał kontrowersyjnego grilla.


Chwilę po odebraniu auta podjeżdżam na parking i widzę dwóch młodych mężczyzn, którzy zwrócili uwagę na samochód.

– Piękny ten kolor, tyłek też świetny, ale ten przód to przegięty – usłyszałem ich rozmowę. No dobra, tak naprawdę to nie użyli słowa „przegięty”, ale musiałem ocenzurować wulgaryzm.
Zacznijmy więc od tego, co ciekawi najbardziej, bo w przypadku nowej czwórki to właściwie jedyne pytanie, które się pojawia. „I jak?!”. Grill jest charakterystyczny i zupełnie inny niż te, do których byliśmy przyzwyczajeni. Oczywiście zwraca uwagę, ale mam wrażenie, że tak naprawdę dlatego, że sporo się o nim mówiło i każdy chce zobaczyć, jak prezentuje się na żywo, a nie dlatego, że jest... brzydki.

Ta brzydota to właśnie najczęstszy zarzut. I faktycznie, na zdjęciach wygląda... osobliwie, ale w rzeczywistości jest dużo lepiej. Fakt, jest odważny, ale na pewno nie brzydki. Jest „jakiś”, wyróżnia się w tłumie, ale z perspektywy kierowcy po paru dniach staje się – jak każdy grill (niespodzianka!) – obojętny. W ogólnym rozrachunku dla mnie naprawdę na plus.
Za jego sprawką nie ma też mowy, że nową czwórkę pomylimy z jakimkolwiek innym modelem BMW, a to był też jeden z zarzutów, że wszystkie w gamie niemieckiej firmy zaczynają wyglądać bardzo podobnie.

Czwórka w wersji cabrio jest promowana w zielonobutelkowym kolorze, który jest... ciekawy. Gdybyście zapytali mnie, czy zdecydowałbym się na zielone auto, postukałbym się w głowę, ale gdy na żywo widzisz taki odcień, ta odpowiedź wcale nie jest już taka oczywista. Dodatkowo żywo reaguje ze światłem, przez co zależnie od pory dnia potrafi wyglądać inaczej, momentami wpadając nawet w lekką czerń.

Choć BMW serii 4 z założenia jest bardziej sportowe przez swoją stylistykę coupe, to kabriolet ma w sobie więcej elegancji. Pakiet stylistyczny M oczywiście podbija akcenty tam gdzie trzeba, ale gdy po kilku dniach od zakończenia testu przywołuję sobie wspomnienia z tego samochodu, to pierwsze myśli lecą w stronę elegancji i stylu, a nie sportu i dynamiki.
To pewnie w dużym stopniu zasługa silnika. Testowany model to wersja 430i, czyli benzynowy silnik o mocy 245 koni mechanicznych. W zupełności wystarczające do dynamicznej jazdy, zwłaszcza że mówimy o cabrio, czyli bardzo często jeździmy bez dachu, gdzie prędkość odczuwa się zupełnie inaczej i ostatnia rzecz, o której marzysz to deptanie gazu do dechy.

Sam silnik zaskoczył mnie swoją ekonomicznością. Bez problemu na jednym baku zrobiłem trasę Warszawa-Mazury-Warszawa, w międzyczasie sporo jeżdżąc na miejscu. Spalanie po takim weekendzie to 7l/100km.
Jeśli komuś jednak brakuje sportowego charakteru i dosłownego urwania głowy, to do dyspozycji są jeszcze dwie mocniejsze wersje. 440i (374KM) oraz już skrajnie sportowe M4 (510KM). Czy do kabrioletu na weekendowe i relaksacyjne przejażdżki potrzeba aż takiej mocy, każdy musi odpowiedzieć sobie już sam.
Opcjonalnie można zdecydować się też na słabszą benzynę 420i lub dwa warianty dieslowe. Każdy jest wyposażony w automatyczną skrzynię biegów.
I o ile na zewnątrz nie ma wątpliwości jaki to model z gamy BMW, w środku jest już tradycyjnie i podobnie jak w innych autach BMW. Dostajemy tu nowoczesny system infotainment znany ze wszystkich innych modeli.

Pewnym zaskoczeniem była ilość miejsca. Choć z początku wydawało się, że realnie to auto dwuosobowe, a tylna kanapa to de facto drugi bagażnik, okazało się, że z tyłu wchodzą dwie dorosłe osoby i nawet nie jest źle jeśli chodzi o komfort podróży i ilość miejsca.
Tego miejsca jest za to mniej w bagażniku, gdzie sporą część zajmuje mechanizm składania dachu. Pożegnajcie się z wkładaniem tam czegokolwiek wysokiego lub niewymiarowego, natomiast jeśli macie płaskie walizki ub bagaże to sam kufer jest dość długi i upchacie ich tam całkiem sporo.
W wiosenno-letniej aurze przy zakresie prędkości 90-110km/h jesteście w stanie komfortowo zrobić dłuższą trasę. Pomaga w tym wiatrołap na tylnej kanapie plus ogrzewanie zamontowane w zagłówkach foteli. Świetnym gadżetem są też automatyczne podawacze pasów, dzięki którym nie musimy machać rękami i na ślepo szukać pasa.

Ceny za „czwórki” cabrio zaczynają się od 223 tys. złotych. Doposażenie i wybór silnika jednak dorzuci do tej ceny kolejne dziesiątki tysięcy i sensowniejszy wybór to już wydatek rzędu 280-300 tys. złotych.

Jeśli singiel lub bezdzietna para pójdzie na pewne kompromisy, może na upartego być to ich tzw. „daily car”, ale ja bym się na to nie zdecydował. Co innego w przypadku weekendowej zabawki, na którą BMW serii 4 w wersji cabrio nadaje się idealnie. A grill? Strach ma wielkie oczy i w rzeczywistości jest naprawdę w porządku. No i dzięki niemu mamy „jakieś” auto, a nie kolejne, które zniknie w tłumie.