"Twarz była zdeformowana, ale makijażem cofnęliśmy czas". Ta akcja pomaga kobietom po przejściach

Aneta Olender
– Trafiła do nas dziewczyna, która była poparzona. Zobaczyłyśmy się około 1,5 roku po wypadku. Jej twarz była zdeformowana, ale makijażem mogłam jakby cofnąć czas, w jakimś stopniu wrócić do tego, co było wcześniej. Proszę mi uwierzyć, to są ogromne emocje – mówi Joanna Walaś, wizażystka, która zainicjowała akcję "Moje piękno, moja sprawa". Ona i sztab specjalistów pomagają kobietom po przejściach – chorobach, wypadkach – zaakceptować siebie. Motywują je do działania.
Sztab specjalistów pomaga kobietom poczuć się pięknie. Fot. archiwum prywatne
Często słyszy pani – biorąc pod uwagę zawód, jaki pani wykonuje – narzekanie kobiet na swój wygląd, krytykowanie siebie?

Za często. To niestety jest nagminne. Kobiety patrząc w lustro, bardzo krytycznie oceniają swoje odbicie. I właśnie słowa, które wypowiadały – siedząc choćby w fotelu makijażowym u mnie – były przyczynkiem do stworzenia akcji "Moje piękno – moja sprawa".

Wiele kobiet bez makijażu czuje się źle, ale bywa i tak, że nie zmienia się to, nawet gdy makijaż się pojawia. To złe samopoczucie, złe postrzeganie siebie samej, jest dużym problemem.


Jaki jest cel akcji?

Chodzi o budowanie samoakceptacji. Na tym mi najbardziej zależało, gdy ją tworzyłam. Chciałam pokazać kobietom prawdziwą rzeczywistość, zamiast przefiltrowanej. Historie naszych bohaterek, ich trudne opowieści, uświadamiają nam, że większość z nas nie ma jednak konkretnych powodów do narzekań. One uczą nas pokory.

Same sobie stwarzamy problemy. Choć właściwe robimy to dlatego, że media społecznoościowe karmią nas codziennie idealnymi obrazami. Tracimy pewność siebie i mamy zaburzone postrzeganie własnej osoby, tego, jak powinnyśmy wyglądać i czego oczekuję od nas społeczeństwo.

Bardzo chciałam pokazać, że nie musimy spełniać niczyich oczekiwań, a jeśli już, to tylko swoje. Na Instagramie i wszędzie tam, gdzie publikujemy treści związane z akcją, podkreślam, że musimy być najlepszą wersją samych siebie, ale dla siebie. Bez względu na to, czy chcemy być naturalne, czy też nie, bo na przykład fascynuje nas chirurgia plastyczna. Przecież jeśli chcemy wyglądać jak lalki, to bądźmy nimi.

Najważniejsze jest coś innego. Nie możemy zapominać o tym, że przede wszystkim mamy być dobrymi i wartościowymi ludźmi.

Proszę mi uwierzyć, spotykam mnóstwo osób i niestety często jest tak, że za tym pięknym opakowaniem, które idealnie wpisuje się w kanon obecnego piękna w social mediach, nie idzie wewnętrzne piękno. Wtedy czar szybko pryska, bo okazuje się, że oprócz ładnego wyglądu nie ma się nic innego do zaoferowania. Czy jest tak, że za dużą wagę przykładamy do tego, co "powinnyśmy" i z tego powodu tracimy kontakt ze sobą, ze swoimi potrzebami? Nie wiemy, czego my tak naprawdę chcemy?

Chyba nie wiemy do końca, czego tak naprawdę chcemy. Jeśli chodzi o wygląd, to w tej kwestii sporo nam się narzuca. Musimy wyglądać "jakoś", musimy mieć wysportowaną sylwetkę, duże oczy itp. A przecież każdy z nas rodzi się inny. Super, że różnimy się od siebie. Wcale nie musimy wyglądać jak kopia swojej koleżanki, bo jedna ma takie atuty, druga takie.

Moim zdaniem, wbrew pozorom, wygląd zewnętrzny nie jest aż takim problemem. Tak jak wspomniałam, uważam, że każdy powinien wyglądać, jak chce, tak, jak sam ze sobą czuje się najlepiej. Dlatego właściwie, jeśli chce być czyjąś kopią, to też ok.

Chodzi jednak o to, że ze względu na ten wizualny aspekt, tracimy zaangażowanie w rozwój osobisty. Skupiając się na tym, jak wyglądamy, przestajemy dbać o to, co w środku, co nas definiuje, co rozwija nasz charakter, co kształtuje pasje. Można to jednak pogodzić, co może zaowocować sukcesem. Niestety trudno o taką równowagę...

Mówiła pani, że krytyczne słowa kobiet przyczyniły się do tego, że akcja powstała. Oznacza to, że pewnego dnia obudziła się pani z myślą, że chce robić coś takiego, i już?

W rozmowach ze znajomymi śmiałam się, że mam jakąś misję do spełnienia w tym świecie.
Długo nie wiedziałam, o co mi chodzi. Patrząc na ludzi dostrzegałam raczej ich zalety niż wady. Mam na myśli oczywiście kwestie wizualne, co jest naturalne ze względu na zawód, jaki wykonuję. Okazywało się jednak, że mój odbiór danej osoby i jej myślenie na swój temat były dwoma różniącymi się od siebie obrazami.

Najczęściej widzimy u siebie wady i znajdujemy ich więcej i więcej. Media społecznościowe kształtują nasze przekonanie o tym, jak mamy wyglądać, dlatego później dzieje się tak, że przychodzi do mnie dziewczyna, siada w fotelu saute – zupełnie bez makijażu, i uważa, że nie ma nosa jak modelka na Instargramie, że nie ma przedłużonych włosów, bo np. jej na to nie stać i przez to czuje się gorsza.

Liczba zasłyszanych historii spowodowała, że chciałam coś z tym zrobić, stworzyć przestrzeń, w której dziewczyny będą mogły trochę zmienić perspektywę, zobaczyć realny świat i poczuć, że mogą być tym, kim chcą, że może ten nos i te włosy nie są jednak problemem. Jak wygląda działanie w akcji?

Zbieramy zgłoszenia od osób, które chciałyby opowiedzieć swoją historię, którą moglibyśmy opublikować na naszej stronie internetowej i pokazać na naszych profilach społecznościowych. Wystarczy wysłać mail ze zdjęciem i opisem tego, co się w ich życiu wydarzyło.

Po przeczytaniu wiadomości decydujemy, czy wpisuje się to w misję akcji. Bohaterki są wybierane nieprzypadkowo. W akcję zaangażowani są różni specjaliści. Poza fryzjerami, wizażystami, współpracujemy m.in. i z lekarzami, dietetykami, psychologami.

Czyli można powiedzieć, że to takie holistyczne spojrzenie na metamorfozę?

Już samo zrobienie pierwszego kroku, wyjście ze strefy komfortu, czyli zgłoszenie się do nas i opowiedzenie o sobie na forum, o tym, kim jestem i z czym przyszłam – a są to bardzo osobiste historie – jest niesamowicie terapeutyczne dla każdej z naszych bohaterek.

To, że są otoczone opieką, fajną, dobrą energią, która towarzyszy przedsięwzięciu, sprawia, że czują siłę, która motywuje je do dalszego działania. Po zakończeniu metamorfozy otrzymuję często wiadomości, z których wynika, że uczestniczki akcji odważyły się na kolejne kroki, poszły do innego specjalisty, kontynuują terapię. Im się po prostu bardziej chce.

Praca z nami trwa około 2 dni. Dziewczyna przyjeżdża do Wrocławia, zapewniamy jej nocleg w hotelu u jednego z naszych partnerów i spędzamy ten czas razem, na konsultacjach medycznych, na rozmowach itd. Bardzo ważne jest to, aby nawiązać kontakt, a nie żeby tylko przewieźć bohaterkę z punktu A do punktu B. Wierzę, że dopiero po nawiązaniu bliższej relacji ma to jakikolwiek sens.

Nasza akcja to nie jest program telewizyjny, w którym trzeba pokazać fachowość specjalistów, to oczywiście też, ale najważniejsza jest ta osoba, która się do nas zgłosiła. Ktoś mógłby powiedzieć, najpierw trzeba zająć się tym, co dzieje się w środku, a później zmieniać wygląd. Jednak my kobiety chyba dobrze wiemy też o tym, że często właśnie dostrzeżenie w lustrze zmiany pozwala na kolejny krok, dodaje energii.

Proszę mi uwierzyć, że naprawdę jest niewiele kobiet, którym nie zależy na wyglądzie. Naprawdę stanowią ułamek całości. W większości przypadków, jeśli pomoże się w obraniu odpowiedniej drogi, pomoże się kobiecie poczuć zadbaną i atrakcyjną, to przekłada się to na to, co w środku.

Oczywiście nasze wnętrze jest najważniejsze. Wygląd się zmienia, starzejemy się, a charakter, to, na co pracujemy latami, zostaje z nami. Mówiąc szczerze, w ogóle nie spotkałam się z osobami, które nie przykładają wagi do wyglądu zewnętrznego. Wiem o tym tylko ze słyszenia. Choć to też kwestia sporna, bo być może ich wygląd jest dla nich w punkt. Dokładnie taki, jaki chcą i dlatego są ze sobą szczęśliwe.

Są jednak kobiety, które lubią tę kobiecość w sobie, lubią pomalowane paznokcie, szminkę, sukienki, szpilki. Celebrują to i naprawdę dodaje im to pewności siebie.

Czasami kobiety po prostu nie mają pomysłu na to, jak mogłyby wyglądać. Nasze bohaterki, które np. borykają się z chorobą, faktycznie odstawiły ten wygląd na boczny tor. My z tego bocznego toru tę kwestię zabieramy.

Do tej pory wszystkie metamorfozy były bardzo trafione wizualnie. Dzięki temu dziewczyny faktycznie dostały mocnego kopa energetycznego. Zobaczyły siebie w innej odsłonie, poczuły się piękne, co widać w ich spojrzeniu. O to właśnie nam chodzi.

I znowu chcą na siebie patrzeć...

Dokładnie tak. Trafiła do nas dziewczyna, która była poparzona. To dość świeża historia, bo zobaczyłyśmy się około 1,5 roku po wypadku. Jej twarz była zdeformowana, ale makijażem mogłam jakby cofnąć czas, w jakimś stopniu wrócić do tego, co było wcześniej. Proszę mi uwierzyć, to są ogromne emocje... W takich momentach widać, że wygląd ma znaczenie. Czego byśmy nie mówili, taką zmianą można wpłynąć na człowieka.

Kim są kobiety, które zgłaszają chęć udziału w akcji. Wiem, że słyszy pani to pytanie często, ale czy jest jakaś opowieść, która szczególnie zapadła w pamięć?

Faktycznie często słyszę to pytanie i zawsze odpowiadam tak samo, nie jestem w stanie wybrać konkretnej historii. Każda jest zupełnie inna. Jedne są lżejsze, inne naprawdę traumatyczne i mocniej dają do myślenia. Nie chciałabym tego w żaden sposób szeregować.

To, co jest ważne, to to, że odbiorca, który zapozna się z historiami dotychczasowych bohaterek, znajdzie wspólny mianownik z którąś z nich, do którejś będzie mu bliżej.

Kobiety, które się do nas zgłaszają, są albo po wypadkach, albo borykają się z jakąś chorobą, albo mają inną poruszającą historię do opowiedzenia. Powtórzę, to nie są metamorfozy telewizyjne, czyli polegające na tym, że przychodzi pani, która urodziła trójkę dzieci i nie miała czasu dla siebie, więc teraz trzeba ją uczesać, ubrać i pomalować.

Nam zależy, żeby za tą bohaterką szła opowieść, która przyciągnie uwagę, która nas w jakiś sposób zatrzyma i pokaże trochę inną perspektywę. Dzięki zaangażowaniu różnych specjalistów możemy działać tak, żeby wyjaśniać pewne chorobowe kwestie. Podpowiadać odbiorcom, którzy borykają się z podobnym problemem, ale niekoniecznie chcą się uzewnętrzniać, co można zrobić, gdzie warto się udać, jakie są możliwe rozwiązania.

Teraz rozszerzyliśmy działalność, ponieważ wprowadziłam live'y na Instagramie, podczas których zajmujemy się trochę innym profilem kobiet. To też opowieści z różnych bajek, ale tam nie ma choroby, traumy. To są kobiece rozmowy, które pokazują nam, jak bardzo się różnimy, jak indywidualne są nasze codzienne zmagania. Okazuje się, że jesteśmy ciekawe siebie nawzajem. Te kobiety, które przeszły tak wiele, a chcą opowiedzieć o sobie, muszą być bardzo odważne...

Bardzo. Moim zdaniem to są ogromne fighterki. Mocno motywują mnie do działania, do tego, żeby się nie poddawać. Jeśli one dały radę z takimi traumami, to każdy powinien. Są silnym motorem napędowym.

Wszystko to, co dzieje się wokół akcji, spotyka się z bardzo pozytywnym odbiorem. Trwa ona od około 2 lat i nie zdarzyła się jeszcze – i mam nadzieję, że się nie zdarzy – negatywna opinia dotycząca tego, co robimy.

Dziewczyny są fajnie odbierane, dopingowane. A mi daje to moc do dalszego działania. Wiadomo, że są różne okresy w życiu, czasami człowiekowi się nie chce, ale kiedy chwilę odpocznę i przeanalizuję to, co się dzieje, to chęci wracają.

Czytaj także: Jest trenerką, ale nazywają ją przewodniczka. Nam mówi o aktywności bez presji, ale z efektami