Tydzień w kamperze. Sprawdziłam, czy praca zdalna "z dowolnego miejsca" to taki świetny pomysł

Alicja Cembrowska
Jesteś jak ślimak. Masz blisko do domu, a wszystko, co potrzebne do życia, znajduje się na wyciągnięcie ręki. Słońce oświetla baterie na dachu, więc naładujesz komputer i telefon, na niewielkiej kuchence ugotujesz makaron, kawusię zaparzysz, prysznic jest, a z łóżka zerknie stęskniona podusia. Sprawdziłam, czy w praktyce praca z kampera to taka super sprawa.
Archiwum prywatne
Pandemia bez wątpienia reanimowała, a raczej upowszechniła inne sposoby podróżowania. Z samolotów chętnie przesiedliśmy się do kamperów i uważniej przyjrzeliśmy się kempingom. Trend widać wyraźnie na polskich drogach, portalach motoryzacyjnych i stronach sprzedażowych – nie da się ukryć, że ceny mobilnych domków poszły znacząco do góry. Nieśmiertelne prawo popytu i podaży.


I tak pojawiła się luka, którą postanowiły zapełnić firmy wynajmujące kampery (coś jak Airbnb) – w końcu nie każdy od razu musi kupować auto, które do najtańszych nie należy, a większość z nas marzy o takiej pachnącej wolnością podróży. Od razu warto zaznaczyć – nie jest to opcja najtańsza. Wynajmując kampera, poza stawką za dzień (300 zł +), zapłacimy jeszcze kaucję (4-5 tys.). Dochodzi do tego paliwo. I cała reszta przyjemności. Spoiler: mimo wszystko warto!
Pierwsza stacja: Camping Nasza Dolina
Koszt zależy oczywiście od tego, na jaką przyczepę lub kampera się zdecydujemy. Na stronie camptoo.pl na pewno znajdziecie taką, która okaże się idealna dla was.

Od dawna miałam z tyłu głowy, że chciałabym wybrać się w podróż kamperem, dlatego gdy Camptoo zaproponowało, że chętnie pomogą mi spełnić to marzenie, zgodziłam się w sekundę. Dopiero, gdy ochłonęłam, zaczęłam zastanawiać się, jak zorganizować wyjazd, by przy okazji przeżyć.
Mam na myśli głównie rozmiary pojazdu, które znacznie różnią się od osobówki. To ważne: zastanów się dwa razy, a potem jeszcze raz, czy dasz radę kierować kamperem. Na stronie przy niektórych pojazdach podany jest nawet minimalny wiek kierowcy, co sugeruje, że potrzebne jest doświadczenie. Ja skorzystałam z umiejętności mojego taty, który z entuzjazmem przyjął propozycję tygodniowego wyjazdu, a ja odetchnęłam z ulgą.
Protip: Ustaw kubki wokół komputera, żeby czuć się, jak w domu
O ile oczami wyobraźni widziałam, jak zgrabnie prowadzę tę bestię, o tyle na żywo się przeraziłam i wiedziałam, że gdyby nie pomoc taty, to pojechałabym, ale co najwyżej 20 kilometrów od Bełchatowa – z którego odbieraliśmy "naszego kampera" (w terminie naszej podróży zabrakło aut w okolicy Warszawy). Jednak na stronie można wybrać dogodną dla siebie lokalizację i/lub indywidualnie umówić się z właścicielem na odbiór.

Przed podróżą sprawdziliśmy kampera i podpisałam dokument, że przyjmuję go sprawnego i czystego i w takim stanie go oddam.

Plan podróży? E tam


Słowa klucze, które padają najczęściej w kontekście podróży kamperem: wolność, niezależność, spontaniczność. "Pakujesz się i jedziesz" – przyjęliśmy i ruszyliśmy. Z jednym zastrzeżeniem – muszę mieć dostęp do internetu. Niektóre kampery mają swoje wifi, nasz jednak nie miał, a że ja chciałam sprawdzić, jak to jest z tą pracą zdalną "z dowolnego miejsca na świecie", musiałam zwracać uwagę na ten jeden aspekt.

Dodam, że na wszystkich polach kempingowych, które sprawdziłam (i na których zdecydowaliśmy się zatrzymać) nie była wymagana wcześniejsza rejestracja, więc decyzje można podejmować bardzo spontanicznie. W przypadku wynajęcia domku czy rozstawienia namiotu trzeba umawiać się wcześniej. Kamperem po prostu przyjeżdżasz.
Zabierz ulubioną małpkę, a poczujesz się, jak w swoim własnym łóżku
Pierwszy stres? Prawdopodobny problem z internetem. Wiedziałam, że szef mnie nie zje, jeżeli przez jakiś czas będę offline, stresowało mnie jednak połączenie podróży i pracy. Nie mogłam całkowicie się wyluzować, a przecież miało być spontanicznie... I chociaż wcześniej brałam udział w podobnych wyjazdach, to najczęściej podczas nich miałam ograniczone obowiązki, teraz chciałam spróbować odwzorować swój cały dzień pracy.

Mieliśmy jedynie wstępny plan podróży: Wyżyna Krakowsko-Częstochowska, Dolny Śląsk, Bałtyk, Kujawy, powrót do Bełchatowa. Zrobiliśmy ponad 1500 km w 6 dni – za paliwo zapłaciliśmy około 900 zł. Pojechaliśmy w składzie trzy dorosłe osoby i pies (do niektórych kamperów nie można wziąć zwierzaka).
Stacja 2: Stanica "Pod Zadzierną"
Podejrzewam, że jeżeli miałabym wyjazd podsumować z różnych perspektyw, rozkład emocji byłby mniej więcej taki:
– tata-kierowca: "Było wspaniale, nigdy tego nie zapomnę"
– partner: "Fajna przygoda"
– ja: "Zmęczona, ale szczęśliwa"
– pies: "Dramat, kampery to zło".

Wyjaśnienie: Dla mojego zwierzaka kamper okazał się za głośny, zbyt trzęsący, a na wszystkich polach kempingowych, na których się zatrzymaliśmy, był obowiązek wyprowadzania psa na smyczy (zrozumiałe). Puchate stworzenie nie zaznało zatem kamperowej wolności i nie dziwię się, że chętnie skorzystało z propozycji rekonwalescencji powyjazdowej w domu rodziców. Mój pies nie jest typem podróżnika.
Kempingowy monitoring

Praca zdalna w kamperze


Tak, jest możliwa i całkiem wygodna. Nasz kamper energię czerpał z promieni słonecznych, więc nawet przy zachmurzeniu dostarczał komputerowi i telefonowi prąd. Jedynie raz, już na ostatnim polu nad Bałtykiem, skorzystaliśmy z podłączenia do słupka (koszt: 20-25 zł). Wszędzie również mogłam podłączyć się do sieci, więc wystarczyło samozaparcie, by otworzyć laptopa.
W kamperze przygotujesz ciepłe napoje i posiłki
No właśnie. Chęci. Podziwiam osoby, które potrafią skupić się na pracy, gdy wszyscy wokół odpoczywają, opalają się, grillują. Gdy świeci słoneczko i najprzyjemniej byłoby po prostu ruszyć na plażę czy w góry. Mnie było odrobinę przykro, ale technicznie – nie napotkałam żadnych komplikacji.
Czytaj także: Mój pierwszy raz w kamperze. Do pewnych rzeczy trzeba przywyknąć, ale życzę takiej przygody każdemu
Najpierw zatrzymaliśmy się na campingu "Nasza Dolina". Pomimo początkowych sugestii, że w okolicy Ojcowskiego Parku Narodowego internet bywa raczej wolny, okazało się, że nie ma z tym problemu. Podobnie w miejscowości Paprotki (woj. dolnośląskie) w Stanicy "Pod Zadzierną", gdzie trudnością okazał się znikający zasięg w telefonie (ups, musiałam przełożyć wywiad, bo nie mogłam dodzwonić się do rozmówczyni) i nad Morzem Bałtyckim na Campingu Tramp.
Stacja 3: Camping Tramp tuż przy plaży
Ceny w każdym miejscu były zbliżone. Za naszą ekipę wychodziło 100-150 zł za noc. Płaci się od: każdej osoby, pojazdu, nieraz psa, podłączenia do prądu. Zdecydowaliśmy się na takie noclegi, żeby mieć dostęp do łazienki. Jedną noc spędziliśmy na parkingu – przed Szczecinem złapała nas straszna ulewa i uznaliśmy, że warto poczekać, aż pogoda uzna, że pora przestać strzelać fochy.

I też jest to rozwiązanie dla chętnych – niektóre stacje, które służą głównie zawodowym kierowcom, mają osobne budynki z prysznicami i toaletami, więc można zaoszczędzić na polach namiotowych, jeżeli chcemy raczej cały czas się przemieszczać.

Cały dom w jednym miejscu


Podróżowałam już z kempingiem, a poza tym mieszkam w niewielkiej kawalerce, dlatego ograniczona przestrzeń nie była dla mnie wielką niedogodnością, chociaż muszę przyznać, że ze wszystkim trzeba się "nagimnastykować".
Po lewej: syf po przyjeździe. Po prawej: przed wyjazdem, na czas podróży wszystko pięknie chowamy do szafek
Zgodnie uznaliśmy, że nie korzystamy z toalety i prysznica w kamperze – głównie dlatego, że nie chcieliśmy po powrocie opróżniać zbiorników. W aucie jednak znajdowało się całe wyposażenie: tabletki neutralizujące zapach i specjalny rozpuszczający się papier. Jeżeli zatem planujecie wyjazd w miejsce całkowicie dzikie i odcięte, to w kamperze jest wszystko, co pozwoli 4-5 dni przebywać "z dala od cywilizacji".

Przy dobrej pogodzie nie trzeba również korzystać z zewnętrznych źródeł prądu. Panele na dachu "zbierają" światło, więc pomimo 8 godzin, podczas których miałam podłączony komputer, ani razu poziom zasilania nie spadł poniżej 12 punktów, które gwarantują, że można pracować.
A po pracy... Plażing!
Po pierwszych smutkach, że nie mogę w pełni korzystać z otaczających mnie okoliczności przyrody, przychodziło pocieszenie – godzina 17:00, która w tym kamperowym tygodniu była jednak piękniejsza niż każda inna w ostatnich miesiącach. Zamiast przenosić się z przed biurka do łóżka, wychodziłam nad morze lub jezioro. Wieczór zamiast z serialem na Netflixie, spędzałam śledząc wzrokiem świetliki lub na zabawie w pogodynkę – przed snem zerkałam w niebo, próbując odczytać z chmur, czy następnego dnia będzie trzeba wykupić słupek z prądem, czy może jednak ponownie słońce dostarczy energię mnie i mojemu komputerowi...

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl