Dysleksja matematyczna naprawdę istnieje. “Od 100 odjąć 34? Nie wiedziałabym, jak to zrobić”

Aneta Olender
Dodawanie, odejmowanie, mnożenie i dzielenie to dla niej abstrakcja. Nie jest w stanie odmierzyć odpowiedniej ilości mąki potrzebnej do przygotowania ciasta. W sklepie płaci kartą, bo liczenie pieniędzy też jest poza jej zasięgiem. U Kasi, która zgodziła się nam opowiedzieć swoją historię, dyskalkulię zdiagnozowano już w szkole podstawowej. – Słyszałam tylko śmiech. Było śmiesznie, bo Kasia podchodzi do tablicy i znowu nie umie nic obliczyć – wspomina rozmówczyni naTemat.
Dysleksja matematyczna może utrudniać życie. Fot. Louis Bauer / Pexels
Umówiłyśmy się na rozmowę przed ósmą rano. – I tak pewnie nie zmrużę oka w nocy, bo jestem zbyt podekscytowana – żartowała Kasia. Takie emocje bynajmniej nie są spowodowane wywiadem. Tego dnia premierę ma spektakl "Matplaneta, czyli wiem, że nic nie wiem". To ona jest autorką tej sztuki, sztuki, która opowiada o jej życiu.

– Gdyby ktoś kazał mi od 100 odjąć 34, nie wiedziałabym, jak to zrobić. Nie mam pojęcia ile to jest... Nic mi się nie pojawia przed oczami, zero, totalnie nic – mówi Kasia.

Kasia ma 26 lat. Urodziła się w 6 miesiącu ciąży, ważyła kilogram. Lekarze nie dawali jej zbyt wielu szans na przeżycie. A jednak pokazała wszystkim, jaką siłą i wolą walki dysponuje. Później po tę siłę musiała sięgać jeszcze wielokrotnie, zwłaszcza wtedy, gdy dorastała. W szkole podstawowej stwierdzono u niej dyskalkulię – zwaną też matematyczną dysleksją.


To zaburzenie sprawia – w dużym uproszczeniu – że człowiek ma problemy z rozwiązywaniem nawet prostych zadań arytmetycznych. Dodawanie, odejmowanie, mnożenie i dzielenie nie wchodzą w grę. Rodzajów dyskalkulii jest jednak więcej.

Część osób może mieć problem z nazywaniem matematycznych pojęć, liczb. Innym trudność sprawia zapisywanie liczb i symboli matematycznych. Niektórzy nie potrafią określić, który obiekt jest większy, a który mniejszy.

Objawy dyskalkulii wpływają nie tylko na szkolną rzeczywistość ucznia, komplikują też codzienne funkcjonowanie.
Fot. Keira Burton / Pexels

Szkoła podstawowa

– Miałam problemy w szkole... Nie umiałam liczyć. W klasach od 1 do 3 mogłam używać kalkulatora, dzięki czemu zdawałam sprawdziany. Później jednak poddano mnie badaniom psychologiczno-pedagogicznym i stwierdzono dyskalkulię – mówi Kasia.

Dziewczyna odczuwała ogromną presję. Gdy nauczyciel wyciągał ją do tablicy, pojawiał się stres. – Pamiętam, że cała się trzęsłam. Bałam się, że mnie ocenią. Stałam tam i nic... Słyszałam tylko śmiech. Było śmiesznie, bo Kasia podchodzi do tablicy i znowu nie umie nic obliczyć. Oczywiście nie wszyscy mieli z tego ubaw, ale większość. Nie mam im tego za złe... – podkreśla nasza rozmówczyni.

Z nauczycielami też bywało różnie. Byli tacy, którzy wierzyli w nią, dostrzegali jej talenty – Kasia wyróżniała się np. podczas lekcji języka polskiego – i starali się jej pomóc. Niestety na jej drodze stanęli też ci mniej wrażliwi, tacy, po których zostały traumy.

– Małe dziecko dopiero uczy się uczuć, to jest bardzo wrażliwy materiał i łatwo dziecku zrobić krzywdę – zaznacza.

Kasia musiała powtarzać 3 klasę. Pedagodzy stwierdzili, że tak będzie dla niej lepiej, że może coś ruszy. Tak się jednak nie stało. – Nie wiem, co spowodowało te problemy. Nauczyciele chcieli mi wytłumaczyć matmę, ale żadnemu się nie udało – mówi.

W pamięci Kasiu utkwiła także sytuacja, która wydarzyła się podczas zajęć wyrównawczych z matematyki. – Nauczycielka na mnie nawrzeszczała, ponieważ robiłyśmy po raz kolejny jeden przykład, a ja nadal tego nie umiałam. Wyszła z klasy, a później wróciła, przytuliła mnie i powiedziała, że muszę się modlić do świętego Judy Tadeusza, bo on jest od spraw beznadziejnych – wspomina.

Szkoła średnia


Matematyczne deficyty Kasia chciała rekompensować – zwłaszcza w oczach innych – wiedzą z przedmiotów humanistycznych. Chwaliła się tym, a to niekoniecznie wszystkim się podobało.

– Może to też trochę moja wina, bo ciągle obnoszę się z tym, że coś wiem. Musi pani jednak zrozumieć, że jeśli ma się taki kompleks, że nie umie się liczyć, to uruchamia się mechanizm udowadniania swojej wartości – wyjaśnia.

Czuła się odrzucana, ale nie oznacza to, że nie miała koleżanek, które akceptowały ją taką, jaką jest. – Z powodu dyskalkulii, ponieważ wiedziałam, co oznacza odrzucenie, potrafiłam zrozumieć inne osoby, które były niechciane w grupie – słyszę od mojej rozmówczyni.

– Każdy człowiek jest ciekawy. Nie można się na niego zamykać, każdy jest ogrodem, tylko trzeba do tego ogrodu znaleźć odpowiedni klucz – dodaje Kasia.

Egzaminem nie do przejścia okazała się matura. Nie zdała jej. Zaliczyła wszystkie przedmioty, ale nie matematykę, która dla jej rocznika była już obowiązkowa. – Oddałam pustą kartkę – zaznacza.

– Nie było opcji, żeby w kuratorium uzyskać jakieś zaświadczenie? – pytam. – Byłam w Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Poznaniu, ale pan był tak miły, że nawet mnie nie zaprosił do siebie, żeby zapytać, jaki mam problem. Przyjął mnie na korytarzu i coś odburknął – odpowiada.
Fot. Pexels

Dorosłe życie

Po skończeniu szkoły matematyka nie przestała się liczyć. Być może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale rozwiązywanie matematycznych zadań jest wpisane w nasze codzienne życie.

– Jest to duży problem. Weźmy choćby zakupy, jak ktoś powie, żebym kupiła 20 dag cukierków, to nie wiem, ile to jest, ale 5 pomidorów jeszcze ogarnę. W sklepach przeważnie płacę kartą. Rezygnuję z posługiwania się gotówką, żeby mnie nie oszukano – mówi Kasia.

Niektóre osoby nie są w stanie zapamiętać dat, odczytać godziny na zegarku, gubią się w rozkładzie jazdy autobusów. Kasię akurat to ominęło, ale przygotowanie ciasta byłoby dla niej wyzwaniem. Nie jest w stanie niczego odmierzyć. Nie radzi też sobie z obsługą komputera. Potrzebuje wsparcia także wtedy, kiedy musi opłacić rachunki.

– Mam problem, żeby ogarnąć rzeczywistość, jak mówi mój tata "jestem mało sprawna życiowo". Kanapkę zawsze złożę odwrotnie i nie wiem, dlaczego tak robię. Zawsze przyjaźniłam się z takimi koleżankami, które były dobrze zorganizowane – żartuje moja rozmówczyni.

– Chodziłam do psychologów, mówili mi, że muszę ćwiczyć i ćwiczyć, ale to nie dawało efektów. Nie wiedziałam jak sobie z tym radzić, w sumie do teraz nie wiem. Kiedy spotykam nauczycielkę matematyki, pytam, co u niej słychać i dodaję "ale liczyć, to mnie pani nie nauczyła" – mówi Kasia.

Przyszłość

Kasia nigdzie nie pracuje. Próbowała swoich sił jako sprzątaczka, ale zrozumiała, że to zajęcie nie dla niej. – Nie chodzi o to, że się wywyższam. Chciałam podjąć pracę, ale czułam, że to nie jest dla mnie, że nie chcę tak żyć, że szukam innego rozwiązania. Czegoś, co będzie też przyjemnością – przyznaje.

Udziela się w teatrze integracyjnym "Przestrzeń działań otwartych". W liceum, kiedy przeszła na nauczanie indywidualne, ten rodzaj zajęć zaproponowała jej jedna z nauczycielek.

– Pojawiłam się tam i to, co wydawało się dla mnie niemożliwe - stworzenie własnej sztuki - z tymi osobami mi się udało. Z nimi czuję totalny luz. Dzisiaj ma premierę moja sztuka "Matplaneta, czyli wiem, że nic nie wiem". To jest moje pierwsze dziecko i uczę się tego... – podkreśla Kasia.

Na koniec rozmowy zadaję Kasi jeszcze dwa pytania. Pierwsze dotyczy tego, co lubi robić najbardziej. – Nudzić się. Wtedy przewijają się myśli w głowie, pojawiają się obrazy, dlatego jestem w stanie wymyślić nowe rzeczy – odpowiada.

– A największe marzenie? – zastanawiam się. – O czym dziś marzę? Ciekawe pytanie... Marzę o tym, żeby jakoś sobie ułożyć życie, żeby mój tata był ze mnie dumny. A poza tym przyjmuję siebie, jaką jestem – podsumowuje.https://mamadu.pl/153735,jak-rozpoznac-dysleksje-sprawdz-czy-twoje-dziecko-ma-dysleksje