"Ojczyzna i życie", a nie "ojczyzna albo życie". Kubańczycy idą po wolność, ale robi się brutalnie
Choć początkowo przebieg protestów na Kubie wydawał się pokojowy, teraz sytuacja robi się coraz bardziej brutalna. Na ulice wkroczyło wojsko, które pałuje strajkujących. Coraz więcej jest też doniesień o paramilitarnych oddziałach, które wyciągają z domów mieszkańców. Czy protesty, jakich kraj nie widział od lat, obalą panującą tu dyktaturę?
Brutalne protesty na Kubie
Protesty przeciwko komunistycznemu rządowi i prezydentowi Miguelowi Diaz-Canel zostały wywołane przez pogarszającą się od lat sytuację ekonomiczną w kraju, którą pogłębiła dodatkowo pandemia Covid-19. Kubańczycy skarżyli się na brak podstawowych środków higienicznych, które umożliwiałyby walkę z wirusem oraz na brak jakichkolwiek działań rządu, który polepszyłby sytuację obywateli.Dodatkowo nałożone przez rząd restrykcje spowodowały braki w dostawie jedzenia. Z kolei największe ogniska koronawirusa wybuchły tam, gdzie rząd nie zamknął kurortów dla przyjeżdżających turystów.
Rządy po Castro
Obecnie rząd sprawuje Miguel Diaz-Canel, który przez lata był prawą ręką Raula Castro, który władzę przejął po swoim bracie, dyktatorze Fidelu Castro. Pomimo że wielu liczyło na zmianę, ta nie nastąpiła.Na Kubie wciąż panuje ustrój komunistyczny w najgorszym tego słowa znaczeniu –potworna bieda i złe warunki mieszkalne, a sklepy świecą pustkami. Obywatele mają też ograniczony dostęp do internetu, nie posiadają paszportów i nie mogą posługiwać się tą samą walutą, co przyjeżdżający turyści. Obecnie szalę goryczy przelała pogłębiająca się zapaść kraju.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut