Mamy siatkarzy na medal? "Jeśli wytrzymali i się nie pozabijali, to jestem o nich spokojny"

Krzysztof Gaweł
– W 2007 roku jechaliśmy na mistrzostwa Europy do Moskwy jako faworyt, bo rok wcześniej przegraliśmy w mistrzostwach świata tylko z Brazylią. Skończyło się na 11. miejscu i szybko nas wtedy sprowadzono na ziemię. Pamiętajmy, że w turnieju olimpijskim są Brazylia, Rosja, Amerykanie, Francuzi i Włosi. Wierzę, że nasz zespół awansuje do półfinału i że wreszcie przełamiemy klątwę ćwierćfinałów – mówi naTemat przed pierwszym meczem siatkarzy w turnieju olimpijskim Sebastian Świderski, przez lata filar Biało-Czerwonych, dwukrotny uczestnik igrzysk olimpijskich z polską kadrą.
Sebastian Świderski wierzy w sukces siatkarzy w Tokio, ale przestrzega przed lekceważeniem rywali Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Jak pan wspomina ten czas krótko przed igrzyskami, gdy się już czeka na ich początek?
Zawsze przed igrzyskami była niepewność i oczekiwanie na decyzję trenerów, którzy po ostatniej imprezie wybierali skład. Oczekiwanie się dłużyło, a taka niewiedza jest najgorsza. Ciężko się skupić na treningu, ciężko się skupić na obowiązkach. A później są już igrzyska, czyli wydarzenie niesamowite, zjazd wszystkich najlepszych sportowców świata.

Wszyscy się mocno cieszymy, że igrzyska w Tokio dojdą do skutku, bo na początku roku nie wyglądało to kolorowo. Mam nadzieję, że odbędą się bez większych przygód i zagrożenia dla zdrowia sportowców. Żałuję bardzo, że nie mogę tam pojechać, ale nie będzie kibiców, dziennikarze będą mieli ciężko, więc rozumiem.

Jakieś wydarzenia z pana udziału w igrzyskach szczególnie zapisały się w pamięci?
Byłem na dwóch kompletnie różnych. W Grecji wiele rzeczy było niedokończonych, zawsze się pojawiały jakieś mankamenty i niedociągnięcia. Ale dla mnie one schodziły na drugi plan, to była pierwsza dla mnie taka impreza, wielkie łał. Pierwsza możliwość spotkania sportowców z całego świata, łącznie z zawodnikami NBA i gwiazdami tenisa czy innych dyscyplin. Gwiazdy przeważnie spotyka się na stołówce, jak się tam wchodziło, to zawsze był ktoś znany w boksach przeznaczonych dla sportowców.


Mam taką anegdotę, bo zawsze się powtarza, że sportowcy nie mogą jeść fast foodów. My wchodzimy w Atenach na stołówkę, gdzie swój kącik miał McDonalds, który był jednym ze sponsorów igrzysk. A tam wszystkie największe gwiazdy amerykańskie, które stołowały się tylko tam. Totalne zaprzeczenie tego, o czym mówiono. Bo oni jedli wszystkie te burgery i niezdrowe jedzenie.

A w Pekinie było zupełnie inaczej, wszystko było poukładane od a do z. Przepych i porządek. Wyznaczyli nawet osobny pas jezdni na czas igrzysk, żeby sportowcy szybko mogli się przemieszczać autobusami między arenami. Z jednej strony był przepych, ale z drugiej strony za kotarą bieda i ludzie, którzy nie mieli szczęścia w życiu.

To wszystko było poukrywane tak, żebyśmy tego nie wiedzieli. Dwa różne światy. Sam duch, atmosfera, wspaniała wioska olimpijska. Historia na całe życie, którą wspominam z łezką w oku, a czasem ze smutkiem, bo nie udało się awansować do półfinału. A przecież byliśmy równorzędnym rywalem dla Włochów, mogliśmy dalej walczyć o medale.

Słynna klątwa ćwierćfinałów, o której wspomina się od wielu lat.
Rzeczywiście tak się potoczyły nasze losy w ostatnich igrzyskach, ale jestem pewien, że nasza reprezentacja tym razem klątwę ćwierćfinałów przełamie i awansuje do półfinału. Później będzie grało się łatwiej, bo szanse na medal będą dwie. Ćwierćfinał jest jeden, a jeśli powinie się nam noga w półfinale, jest jeszcze mecz o trzecie miejsce. To jest sport, trzeba pamiętać, że faworyci są tylko na papierze i każdy może wygrać.

Gdyby było inaczej, to Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle nie wygrałaby w tym sezonie Ligi Mistrzów. Pamiętajmy, że są jeszcze Brazylia, Rosja, Amerykanie i Włosi. Ciekawi mnie, jak się zaprezentują, bo wybrali zupełnie inny sposób przygotowań do igrzysk. Zobaczymy co zaprezentuje Francja, jesteśmy też my w tym gronie faworytów. Ważne będzie, jak się wszystko poukłada w grupach i na kogo trafimy w ćwierćfinale. Tak naprawdę wszystko zależy od wyników w tej drugiej grupie. Wtedy się okaże, z kim przyjdzie nam grać o awans do czwórki.


Pierwszy raz w historii jesteśmy murowanym faworytem turnieju olimpijskiego.
Chciałem wrócić do 2007 roku i mistrzostw Europy w Moskwie, gdzie jechaliśmy jako faworyt, bo rok wcześniej przegraliśmy w mistrzostwach świata tylko z Brazylią. Skończyło się na 11. miejscu, szybko nas wtedy sprowadzono na ziemię. Wolę nie pompować balonika, choć mówi się o nas jako o faworytach. I sami zawodnicy się od tego nie odcinają. Granie pod presją to dla nas przywilej, musisz po prostu tej roli podołać.

Jestem spokojny o reprezentację Polski, mają niezbędne doświadczenie. Kubiak, Nowakowski, Drzyzga, Zatorski, Leon - wszyscy wielokrotnie występowali na wielkich turniejach. Do tego dochodzi młodzież, powiew świeżości i jakości. Wierzę, że nasz kapitan poprowadzi nas do półfinału i że wreszcie przełamiemy klątwę ćwierćfinałów.

Sama impreza ma wielki wpływ na sportowca. Trzeba wiedzieć z czym sobie na miejscu poradzić?
Trzeba liczyć się z trudnościami, bo może być problem z dostaniem się na halę, może być problem z dostępnością siłowni, z tym że wszystko dzieje się w biegu. Często sam przejazd trwa godzinę, do tego treningi, czas ucieka, a trzeba jeszcze znaleźć czas na posiłki. A na stołówce zdarzają się duże kolejki, zwłaszcza że każda nacja je co innego i trzeba poczekać na swoją kolej.

Rytm dnia jest zaburzony. Jest się na wielkiej imprezie, a wszystko odbywa się w gonitwie i wszystko gdzieś ucieka. Pojawia się chaos, oczywiście w miarę uporządkowany, ale czasem trzeba się nabiegać, coś przynieść czy załatwić. Mam wielkie uznanie dla ludzi, którzy organizują igrzyska i potrafią wszystkimi się zaopiekować. A zwłaszcza teraz, gdy do tego dochodzą maseczki, kontrole, testy. To będzie dla chłopaków trudny turniej, a obostrzenia na pewno nie będą im ułatwiać życia. Pod tym względem im nie zazdroszczę.

Doświadczenie w tym przypadku będzie kluczowe?
Na pewno, bo starsi koledzy z kadry będą mogli trochę pokierować kolegami, coś im podpowiedzieć czy pomóc. Sami zawodnicy wiedzą, jak mają pracować i ile potrzeba im treningu. Mamy fajną mieszankę w drużynie, mamy świetnych rezerwowych, którzy są wartościowymi zmiennikami.

Skład jest dobrze dobrany, fajnie się uzupełniają zawodnicy i mam nadzieję, że tak to będzie działać podczas igrzysk olimpijskich. Każdy nowy zawodnik jest wkomponowywany w drużynę, doskonale ją zna i to mi się bardzo podoba, że do tej drużyny pasuje. Jeśli wytrzymali ponad miesiąc w Rimini i się nie pozabijali, to jestem spokojny o ten zespół.

Udawało się znaleźć czas, żeby oderwać się od turnieju i na przykład wyjść na piwo?
W tym roku na pewno nie jest to możliwe, ale tak faktycznie było. Chodziliśmy na inne zawody, pamiętam że były zapisy na mecze z udziałem amerykańskich koszykarzy i nawet były na nie zapisy. Chcieliśmy oglądać mecze szczypiornistów, ale oni grali tego samego dnia, co my i ciężko było się wybrać.

Był wspólny doping, a później wieczorne spotkania i rozmowy, czasem analizy przed blokiem w wiosce. Czasem rozmawialiśmy długo na trawnikach przed wejściem. A poza tym było wsparcie, wspólne dopingowanie i przeżywanie. Czasem razem oglądaliśmy różne wydarzenia. No i była wielka radość z medali, jak ktoś je zdobywał, to było święto. Życzę każdemu sportowcowi, żeby mógł tam być.

Z kim się trzymaliście na igrzyskach?
Oczywiście z piłkarzami ręcznymi i lekkoatletami, których znamy przecież ze Spały, czyli naszej bazy treningowej. Anegdotycznie mogę powiedzieć, że niektórzy z nas blisko trzymali się z florecistkami (śmiech). Tak, ten sport był nam bliski.

Więcej informacji na temat igrzysk olimpijskich w Tokio znajdziesz w naTemat. Jesteśmy #GotowiNaTokio.
Czytaj także: Koniec oczekiwania, porażek i klątwy. Tak mocnej reprezentacji nie mieliśmy nigdy w historii

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut