"W Polsce powinno być jak we Francji". Eliza Michalik tłumaczy, jak pokonać covid

Eliza Michalik
W Polsce jak najszybciej powinno być jak we Francji: Sejm powinien uchwalić obowiązek okazywania certyfikatu covidowego (zaświadczenia o szczepieniu lub testu na covid-19) we wszystkich miejscach, w których zbiera się co najmniej 50 osób. Co oznacza, że do wielu firm, sklepów, hal sportowych, restauracji, na wiele imprez kulturalnych, wystaw, wernisaży, koncertów, czy widowisk, ani do obiektów użyteczności publicznej jak urzędy, szkoły, uczelnie czy szpitale, nie weszłyby osoby niezaszczepione i nieprzebadane.
Eliza Michalik Fot. Tomasz Stanczak / Agencja Gazeta
Szczerze mówiąc dziwię się, że jeszcze tego nie zrobiono, bo w obliczu światowej pandemii i śmiertelnego zagrożenia nie tylko dla naszego życia i zdrowia, ale i miejsc pracy, finansów, podróży, rozwoju, równowagi psychicznej, stylu życia i funkcjonowania, bezpieczeństwa i spokoju ducha – to absolutnie jedyne możliwe i rozsądne wyjście.

Dopóki nie ma leku na covid, dopóty musimy z pandemią po prostu żyć – i to żyć tak, żeby nie pochować bliskich, nie zostać kalekami, nie zbankrutować i nie wykończyć finansowo i psychicznie.

Co, umówmy się, nie jest zadaniem prostym, zwłaszcza wobec bierności, niekompetencji i bezsilności polityków obozu władzy.


Jestem gotowa polemizować i debatować z każdym, kto ma odmienne stanowisko w tej sprawie – oczywiście merytorycznie i na argumenty i Państwa także do tego zachęcam. Oczywiście nie ma sensu rozmawiać z tymi, którzy mówią, że:

a) szczepionka to światowy spisek ,
b) ogranicza wolność,
c) jest eksperymentem medycznym.

Bo jest poziom głupoty, na którą osoby trzecie nie mogą nic poradzić i dopóki sam zainteresowany nie uzupełni wiedzy, nie wyedukuje się, nie zada sobie trudu, żeby zdobyć niezbędne informacje – wszyscy mamy związane ręce. W takich wypadkach wszystko, co można zrobić, to nie dokarmiać takich trolli dyskutując z nimi i nie pompować w ten sposób ich ego, zasięgów i znaczenia.

Z tych wszystkich "argumentów" (widzę je najczęściej w sieci) napiszę tylko o jednym, dlatego, że z daleka i z pozoru może wydawać się wart rozważenia (choć absolutnie nie jest) – tym dotyczącym "wolności". Słowo "wolność" wzięłam w cudzysłów, bo wolność to, zaczynając od najprostszej definicji, możliwość podejmowania najlepszych dla siebie wyborów, a za jej granicę uznaje się wolność i dobro drugiego człowieka. Oznacza to, że to że każde zachowanie, które zagraża drugiemu człowiekowi jest naruszeniem jego wolności. Tyle.

Antyszczepionkowcy są skrajnie niesolidarni i nieodpowiedzialni: bez skrupułów, skandalicznie, narażają zdrowie i życie innych ludzi. Skandalem jest, że tolerujemy takie postawy. Bo to nie jest kwestia poglądów, to jest kwestia bezpieczeństwa. Każdy człowiek ma prawo do możliwie najlepszej ochrony swojego i swoich bliskich zdrowia i życia.

Każdy człowiek ma prawo czuć się bezpiecznie w przestrzeni publicznej, tak jak każdy ma prawo wiedzieć, że idąc do pracy, oddając się rozrywce, posyłając dziecko do szkoły czy na uczelnię, nie naraża go na śmierć. Antyszczepionkowcy mimo, że kontrowersyjni, mają prawo żyć jak chcą, ale granica ich wolności kończy się tam, gdzie zaczyna się nasze prawo do zdrowia, życia i bezpieczeństwa.

Wszyscy siedzieliśmy solidarnie w domach, wszyscy ucierpieliśmy na pandemii zdrowotnie, psychicznie i finansowo. Jeśli teraz, z powodów politycznych, PiS wyrzuci to wszystko do kosza na śmieci, tylko dlatego, żeby nie narażać się swojemu elektoratowi, będzie to zbrodnia na ludziach. Na marginesie: kampanie antyszczepionkowe są elementem strategii Kremla obliczonym na dezorganizację i osłabienie UE i sianie w społeczeństwach krajów Unii niepewności i strachu.

PS. Zapomniałabym o koronnym argumencie antyszczepionkowców, także podrzucanym przez rosyjską dezinformację: obowiązek okazywania certyfikatów covidowych to segregacja! Pomijam fakt, że używanie tego argumentu przez nich śmieszy, bo spora część z nich to fanatycy, antysemici, nacjonaliści i rasiści, ale przede wszystkim, zanim się człowiek wypowie, wypadałoby, żeby się dowiedział (znowu ta cholerna wiedza!), co to właściwie jest segregacja.
Czytaj także: Eliza Michalik: Tusk trafił w punkt. O to chodzi w każdym działaniu PiS: o wytresowanie do bierności
Otóż segregacja to dzielenie ludzi, dyskryminowanie i ograniczanie ich praw ze względu na przyrodzone im naturalne cechy, na które nie mają żadnego wpływu, jak rasa, narodowość, wygląd czy orientacja seksualna.

Nie jest segregacją wprowadzanie w życie przepisów chroniących dobro wspólne, bezpieczeństwo publiczne, w tym zdrowie i życie ludzi. Stąd wymuszana ustawami konieczność zapinania pasów (kiedy ją wprowadzano, też niektórzy krzyczeli że to zabieranie wolności), zdawania egzaminów na prawo jazdy, przeprowadzania wielu różnych szczepień, stosowania się do określonych procedur i przepisów np. na lotniku i w wielu innych instytucjach i sytuacjach, stąd także obowiązek szkolny.

Powtarzanie argumentu segregacji przez polityków – ostatnio przez Przemysława Czarnka – to przejaw kompletnego zidiocenia polskiego życia publicznego albo próba odwrócenia przez PiS uwagi od innych, równie wielkich albo większych przekrętów. Interpretacja należy do Państwa.