Kapela zmierzy się z byłym pracownikiem TVP w walce MMA. "Zdarzało się, że spuszczałem wpie**ol"
Parasportowe wydarzenia MMA z udziałem drugoligowych celebrytów zrobiły w Polsce zasięgową i finansową furorę. Niebawem w oktagonie zobaczymy walkę "prawicy z lewicą", reprezentowanych w tym przypadku przez byłego dziennikarza TVP i wieloletniego publicystę "Krytyki Politycznej". Jaś Kapela mówi naTemat, po co mu event, który sam określa mianem cyrku.
Komentując poemisyjną rozpoznawalność, Kapela opublikował na Twitterze post, w którym napisał, że czeka na zaproszenie do walki w Fame MMA. Nieoczekiwanie żart się zmaterializował.
25 września zmierzy się w oktagonie z Ziemowitem Piastem Kossakowskim, byłym dziennikarzem TVP i kandydatem PiS-u w wyborach samorządowych, znanym głównie z materiału o "luksusowym życiu lekarzy rezydentów" za który został pozwany.
Walka reklamowana jest jako pierwsze polityczne starcie w ramach (Fame) MMA. Po co to wszystko Jasiowi Kapeli, opowiada sam zainteresowany.
Helena Łygas: Nie boisz się, że zostaniesz drugą Martą Linkiewicz?
Jaś Kapela: Faktycznie, przez MMA stała się straszną nudziarą. Bieganie z treningu na trening, pilnowanie białka. Wolałem ją jako patoinfluencerkę, ale oczywiście cieszę się, że jest szczęśliwa. Mam nadzieję, że ja tak nie skończę, choć kto wie. Zdrowy tryb życia i treningi podobają mi się na tyle, że mam nadzieję, że to nie będzie moje ostatnie wejście do oktagonu.
Wpier*** kiedyś dostałeś?
Nieraz.
A spuściłeś?
Zdarzało się, więc Kossakowski nie będzie pierwszy. Niestety całkiem lubię się bić, chociaż oczywiście jestem przeciwny wszelkim formom przemocy.
Wobec tego, dlaczego się biłeś?
W obronie własnej. Chodziłem do dresiarskiej podstawówki i nie bardzo podobałem się dzieciakom ze szkoły. Co jakiś czas ktoś chciał mnie lać, więc się biłem.
Za co...?
Byłem z inteligenckiej rodziny i mocno odstawałem. Za dużo czytałem, za dobrze się uczyłem, byłem zbyt nieśmiały, miałem za długie włosy, chodziłem w dzwonach.
Jak wyglądają treningi przed walkami z rodzaju Fame MMA. Organizatorzy dbają o to, żebyście byli jakkolwiek przygotowani, czy można po prostu wejść do oktagonu i usiłować kogoś zlać?
Można. Nie zdziwiłbym się, gdyby było to wręcz wskazane, żeby było śmieszniej. Chłopak z federacji chciał mi polecić trenerów. Na razie nie skorzystałem.
Dlaczego?
Wolę pracować z kimś, kogo znam i komu ufam. Mam kolegę, który jest trenerem karate olimpijskiego, obecnie jestem na urlopie w Głowaczewie i robimy dwa treningi dziennie w klubie Morote Karate. Mój inny znajomy, z którym będę ćwiczył, jest byłym uniwersyteckim mistrzem Polski w kickboxingu. Mam też kolegę lewaka, który trenuje MMA i też jesteśmy umówieni.
Jaś Kapela•fot. Przemysław Spadło
Na performance wokół walki też mam już kilka pomysłów. Zamiast ring girls zaproponowałem drag queens i organizatorzy są "za". Może nagram też piosenkę?
Znów do melodii hymnu?
A nie, wolałbym chyba coś bardziej na czasie. Wracając do przygotowań – mówiłem już, że lubię się bić, a to świetna okazja. Kontrolowane warunki, Ziemowit jest homofobem i zgadza się oberwać w obronie honoru papieża, a nawet dostanie za to kasę.
Myślę, że nawet bez dodatkowych starań z mojej strony to fajny performance. Nie chcecie czytać moich wierszy? Wolicie patrzeć jak się biję? Proszę bardzo. Oczywiście mam zamiar przy okazji szerzyć propagandę miłości i mówić o tym, że trzeba pokochać swojego wroga.
Ale z tym MMA na początku żartowałeś?
Pewnie, że tak. Poszedłem do Stanowskiego, zrobił się z tego viral i nagle z osoby kojarzonej w bańce lewicowo-warszawskiej stałem się celebrytą, a ludzie na ulicy chcą sobie ze mną robić selfie. Zaczęło się od tego, że wrzuciłem mema z Aleksandrem Jabłonowski i napisałem, że teraz czekam na propozycję walki w Fame MMA. To był żart, który stał się rzeczywistością. Jakiś czas później naprawdę dostałem propozycję wystąpienia w nowo powstałej lidze MMA.
Nie mam złudzeń, że tego typu walki to cyrk. W sumie to nawet wolałbym, żeby w cyrku zamiast zwierząt występowali influencerzy i celebryci. Poza tym lubię niskie formy popkultury i nigdy nie miałem problemu z pajacowaniem. Zawsze chciałem wystąpić w reality show i końcu show biznes przyszedł po mnie.
W ogóle wahałeś się, czy przyjąć walkę?
Nie bardzo. Sam się zdziwiłem, jak bardzo chce walczyć. Może to dla mnie jakaś forma terapii? Uznałem, że to, że mój dowcip się zmaterializował jest na tyle zabawne, że nie mogę odpuścić takiej przygody. Chciałem tylko więcej kasy, niż mi na początku zaproponowano. To świetny marketingowy pomysł, nie było jeszcze takiej walki, więc uważam, że federacja powinna się podzielić milionami, które na mnie zarobi.
To ile w końcu dostałeś?
Wirtualne Media pisały o 20-40 tys. złotych za walkę i się nie pomyliły. Walki będą dwie, bo na wiosnę rewanż.
I na co to wydasz?
Część przeznaczę na aktywizm społeczny, trochę kasy oddam znajomym. Chciałbym też mieć bardziej ekologiczny dom – ocieplić go, zainstalować fotowoltaikę.
Wyjaśnijmy może skąd ten dom. Maglował cię o to Stanowski i robiłeś uniki, a w "Krytyce Politycznej" wypisujesz, że 15 m2 na łeb każdemu powinno wystarczyć.
To dom rodzinny. Rodzice przed pandemią uciekli na swoją daczę w lesie, a moje rodzeństwo ma gdzie mieszkać, więc byłem oczywistym kandydatem. Uciekłem z niego naście lat wcześniej, powrót był trudny. Z czasem rodzice uznali, że chcą zostać na wsi na stałe.
Szkoda, żeby taka duża przestrzeń służyła tylko jednej osobie, więc wziąłem psa i współlokatorkę. Myślałem też o tymczasowym hostelu dla nastolatków LGBT+ wyrzuconych z domów.
Skoro już jesteśmy przy rodzicach, co sądzą o twojej walce?
Z ojcem o niej jeszcze nie gadałem, mama trochę się boi, a przyjaciele mają do niej zróżnicowany stosunek. Niektórzy są zachwyceni, inni niespecjalnie. Moje pomysły od lat bywają uznawane nawet przez bliskie mi osoby za niezrozumiałe, dziwne, niekiedy głupie. Gdybym słuchał tzw. dobrych rad, nie zrobiłbym połowy rzeczy, na które się zdecydowałem i których nie żałuję.
Dlaczego akurat Ziemowit Kossakowski? Chciałeś mu wpier***ić za kłamliwy materiał dla TVP o jedzeniu kawioru przez rezydentów, czy co?
Kossakowski jest trochę z łapanki. Federacja szukała dla mnie przeciwnika, bo oczywiście tak to sobie wymyślili, że jako lewak muszę walczyć z prawakiem. Tyle że trudno było znaleźć kogoś w mojej kategorii wagowej. Dzwonili do Konfederacji, ale najwyraźniej nie wystawiła rekruta. Kossakowski od razu się zapalił.
Znacie się prywatnie?
Piszemy do siebie prywatnie, ale na żywo się nie widzieliśmy. Ziemowit w ogóle wydaje się dość sympatyczny, tylko trochę narwany i poglądy ma zjeb***.
I co tam do ciebie Kossakowski pisze?
Na przykład wrzuca na Twittera rymowany pojazd po mnie i pisze, żebym zerknął i mu odpowiedział wierszem. "Teraz rundę poetycką zróbmy".
Federacja kazała wam prowadzić te internetowe potyczki, żeby zwiększyć sprzedaż biletów na walkę?
Nie musieli, po prostu nas to bawi. Zostaliśmy oczywiście zobowiązani do postowania a propos gali, ale tylko tyle. A nie, przepraszam, musiałem też sobie założyć TikToka, gdzie oczywiście też się wydurniam.
Twitterowa bitwa na rymy Jasia Kapeli i Ziemowita Kossakowskiego•fot. Twitter
Głównie dla zabawy. Do tego fajnie, że dostanę kasę, ale taka gala i zamieszanie wokół niej daje mi też większą platformę do głoszenia bliskich mi idei. Nie wiem, co zrobić, żeby lewica wygrała, ale na pewno powinna przestać unikać takich klimatów – trochę ludowych, a trochę ludycznych. PiS doskonale porusza się w tych rejestrach.
No dobra, ale jak niby masz promować idee napier*****ąc się w oktagonie?
Bardziej w związku z napierdalaniem się w oktagonie. Udzielam wywiadów, coś tam w nich przemycam, wspominałem też, że mam kilka pomysłów na performance'e.
Tyle że lewica, a już na pewno tzw. leftbook (zorientowane lewicowo fanpage'e i grupy na Facebooku – przyp. red.) delikatnie mówiąc za tobą nie przepada. Po Stanowskim ludzie pisali, że przez takie osoby jak ty, lewica traci w sondażach.
Jezu... i właśnie przez osoby, które wolą się kłócić, który lewak nie jest dość lewicowy, nigdy nie wygramy. "Wyrzucano" mnie z lewicy już ze sto razy.
Wszystkim lewakom, którzy rzucili się na mnie po programie, radzę zastanowić się, dlaczego nie zes**li się na Stanowskiego, który w przeciwieństwie do mnie mówił ohydne, nielewicowe rzeczy. Ludzie zgadzają się ze mną światopoglądowo, a jednocześnie to mnie a nie Stanowskiego obrzucają błotem. Przecież to jakaś paranoja.
Uważam, że wychodzenie z lewicowymi ideami do "ludu", właśnie podczas wydarzeń w rodzaju takiego Fame MMA ma znacznie więcej sensu niż kłócenie się na fejsie, kto jest najbardziej lewicowy z lewicowych.
A nie chodzi tu tak naprawdę o to, że jesteś żądny fejmu? Że podoba ci się ta nowa, większa rozpoznawalność a MMA to kolejny sposób, żeby było o tobie głośno?
Oczywiście. Ale nie chodzi mi o fejm dla fejmu, zależy mi raczej na możliwość mówienia do szerokiego grona odbiorców choćby o katastrofie klimatycznej, nieuchronności weganizmu, równouprawnieniu wszystkich osób. I że można budzić taki cringe jak ja, a jednocześnie pozostawać wrażliwą i sympatyczną osobą.
Czyli w zasadzie cieszysz się, że poszedłeś do Krzysztofa Stanowskiego. Myślisz, że dlaczego jest taki popularny?
Świetnie wyczuwa klimat społeczny, albo może raczej klimat pewnej, ale niestety dość licznej grupy osób. Dla mnie to przykład katastrofy mentalnej – braku empatii, nieumiejętności słuchania i rozmawiania. To przemocowy, nieprzyjemny gość, który lubi poniżać innych, a ludziom, czy może bardziej facetom, najwyraźniej się to podoba.
Sugerujesz, że jest kimś w rodzaju patoinfluencera dla mężczyzn 30+?
Porównałbym go raczej do naj***nego wuja na weselu, który żartuje sobie z kuzynek, że są za brzydkie, żeby je zgwałcić, ale daje na chore dzieci, więc ma szacunek rodziny.
Jaś Kapela pilnie trenuje przed starciem w oktagonie MMA z Ziemowitem Kossakowskim•fot. Przemysław Spadło
Tak, picie też.
A ćpanie?
Przerzuciłem się na jakiś czas na trawę.
Nie wolałbyś zachować tego, że jesteś entuzjastą nielegalnych substancji psychoaktywnych dla siebie?
Absolutnie nie, to też sposób na rozpoczęcie dyskusji o polityce narkotykowej w Polsce. Ludzie brali narkotyki, biorą je obecnie, mimo że są nielegalne, i będą je brali nadal.
Paradoksalnie w krajach, w których zdekryminalizowano narkotyki, liczba osób uzależnionych spada, bo dragi nie mają pociągającego nimbu "zakazanego owocu" . Znacząco zmniejsza się też liczba zgonów spowodowana zażywaniem substancji, bo do obiegu nie trafiało tak dużo niesprawdzonego towaru.
Już nie wspominam, że Polska leży i kwiczy, jeśli chodzi o pomoc osobom uzależnionym. Wciąż stosuje się przestarzałe metody leczenia, podczas gdy na Zachodzie od dawna odchodzi się od terapii wymagających stuprocentowej abstynencji jako mało skutecznych.
W Polsce działa właściwie tylko jeden rodzaj programu substytucyjnego – dla uzależnionych od opioidów i to tylko tych, którzy są w stanie dojeżdżać do większych miast. Jeśli jesteś ciężko uzależniony np. od kokainy, a stuprocentowa abstynencja na starcie jest za trudna psychicznie lub fizycznie, zostaje ci tylko bardzo drogie leczenie prywatne.
No dobra, ale czym niby zastępuje się kokainę, żeby miało to jakikolwiek sens terapeutyczny?
Na przykład mefedronem, który jest znacznie mniej szkodliwy dla organizmu niż kokaina, czy amfetamina. Gdy mefedron był legalny w Wielkiej Brytanii, liczba zgonów w związku z przedawkowaniem stymulantów była niższa. Ludzie przerzucali się na mefedron i rzadziej umierali.
Prof. David Nutt, psychiatra i psychofarmakolog, który był przez wiele lat doradcą brytyjskiego rządu, postulował legalizację mefedronu i sprzedawanie go w przebadanej, niezanieczyszczonej postaci w klubach. Ludzie nie przestali ćpać dlatego, że narkotyki stały się nielegalne.
Zamiast badać i kontrolować to, co i tak jest na rynku, delegalizuje się substancje, w miejsce których pojawiają się bardzo niebezpieczne substytuty, jak choćby fentylan.
"Agendę narkotykową" uznaję za zamkniętą, przejdźmy do czegoś innego. Pamiętam twoje dwa pierwsze tomiki wierszy, liczne wygrane slamy (event podczas którego poeci przedstawiają swoją twórczość przed publicznością decydującą, kto wygrywa – przyp. red.). Można powiedzieć, że to dość poważne początki.
Co ty, nigdy nie pisałem poważnych wierszy i może też dlatego te slamy wygrywałem. Ludzie się na nich dobrze bawili.
Pewnie, ale jednak – poezja współczesna, szanowane wydawnictwo, konkursy poetyckie – był to jakiś rodzaju prestiż. Może do końca poważny nie byłeś, ale jednak uchodziłeś za "młodego zdolnego". Potem trochę trollowałeś, trochę wkurzałeś ludzi tekstami w "Krytyce Politycznej", ale miałeś też poważniejsze wejścia jak choćby twoja książka "Polskie mięso" z 2018, gdzie łączyłeś reportaże o hodowli przemysłowej z dużą ilością danych. Nie żałujesz, że nie jesteś dziś traktowany poważnie?
Niektórzy traktują mnie nawet za poważnie, skoro życzą mi śmierci, każą skasować media społecznościowe, albo grożą pozwami jak ostatnio Ordo Iuris. Wolałbym chyba, żeby mieli więcej poczucia humoru. I nie rozumiem, dlaczego miałbym żałować?
Mówiłeś o ideach, które są dla ciebie ważne. Nie sądzisz, że osobie, która jest odbierana bardziej serio, byłoby łatwiej przekazać je ludziom?
Można dywagować – może tak, a może nie, bo jednak kontrowersje dają ci jakąś rozpoznawalność. Ale nie chodzi tu o to, że wymyśliłem sobie jakąś personę Jasia Kapeli Lewicowego Trolla. Lubię żartować i nie jest to żadna kreacja.
Inną sprawą jest to, że dla niektórych oburzające jest, że w ogóle można być kimś takim jak ja. Nie będę się autocenzurował, bo komuś się nie podoba to, co mówię i piszę. Ale mimo że nie wymyśliłem sobie żadnej internetowej kreacji, czuję czasem zgrzyt – na żywo ludzie raczej mnie lubią i są dla mnie mili.
A może ten cały hejt na ciebie na jakimś poziomie cię jara? Od lat się na niego wystawiasz, choć przed wizytą u Stanowskiego nie był pewnie aż tak zmasowany.
Czy jara – nie wiem. Na pewno mnie bawi. To niezły poziom absurdu, kiedy jakiś troglodyta pisze ci, że jesteś debilem. No i nie jest tak, że moje działania są obliczone na wzbudzanie niechęci i takich komentarzy.
Głoszę poglądy w które wierzę, a poza tym dużo żartuję. Nie uważam, żeby były to powody do hejtu. Nikomu krzywdy nie robię, a już na pewno nie świadomie.
W ogóle cię to rusza?
Bywa, że tak. Czytanie kilkudziesięciu wiadomości dziennie, w których ludzie piszą, żebym się zabił, bo jestem śmieciem, jest przykre. Nie dlatego, że biorę je do siebie, raczej to sobie racjonalizuję. Ale przeraża mnie ten świat, albo może raczej polskie społeczeństwo.
Powala mnie to, ile ludzie mają w sobie frustracji i nienawiści. To nie ze mną coś jest nie tak, tylko z tą cywilizacją, która pędzi prosto do samozagłady. Dlaczego na jej zgliszczach nie miałbym tańczyć swojego danse macabre, skoro dobrze się przy tym bawię?
Mnie pytasz?
Nie wiem, ja sam odpowiadam sobie: "dlaczego by nie".
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Okładki Playboya, skandale, własna partia. Wnuczka Mussoliniego od lat nie daje o sobie zapomnieć
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut