Oni wrócili do siebie po rozstaniu. Ale czy warto wchodzić do tej samej rzeki? Pytamy ekspertkę

Ola Gersz
Joanna Opozda i Antoni Królikowski wrócili do siebie po kilku miesiącach, Jennifer Lopez i Ben Affleck – po 17 latach. Ci pierwsi planują ślub, ci drudzy są bogatsi o bagaż doświadczeń: dzieci, byłe małżeństwa, sukcesy zawodowe. Ale czy warto "wchodzić drugi raz do tej samej rzeki"? O tym, czy powrót do partnera po rozstaniu może zakończyć się sukcesem, mówi psycholog Monika Dreger, autorka książki "Co boli związek?".
Do dwóch raz sztuka. Ponownie wrócili do siebie ostatnio Jennifer Lopez i Ben Affleck oraz Joanna Opozda i Antoni Królikowski Fot. materiały promocyjne do filmu "Gigli" // Instagram / antek.krolikowski
Powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki?

Pytanie brzmi, czy jest to ta sama rzeka. Po kilku latach pary mają inne doświadczenia życiowe i inaczej patrzą na związki oraz na swoją dawną relację. Ważne jest, co z tą wiedzą robią. Czy po rozstaniu przeanalizowali, co poszło nie tak, a co zdało egzamin? Czy wyciągną z tego wnioski? Jeżeli tak, to dlaczego związek miałby się nie udać? Natomiast jeżeli para nie odrobiła lekcji i faktycznie wchodzi do tej samej rzeki, to – skoro nie udało im się za pierwszym razem – raczej poniesie porażkę.

Bo czeka ją powtórka z rozrywki?


Analogicznie jest z każdym kryzysem w związku. Jeśli wyciągamy wnioski z naszych doświadczeń i próbujemy wdrożyć je w życie, to jesteśmy w stanie wiele zmienić. Inaczej jest w sytuacji, gdy podchodzimy do naszej relacji bezrefleksyjnie. Gdy emocje po rozstaniu już opadną i spotykamy się po dłuższym czasie, nie pamiętamy już, co poszło nie tak i zaczynamy od nowa. W pewnym momencie znajdziemy się niestety w dokładnie tym samym miejscu, co za pierwszym razem.

Czyli przed powrotem do byłego partnera warto to przegadać?

Nie tylko przegadać, ale przemyśleć w swojej głowie. Jeżeli w wieku dorosłym łączymy się w pary i postanawiamy się rozstać, to musi być jakiś powód tej decyzji. Warto zastanowić się, dlaczego ją podjęliśmy – ta wiedza uchroni nas przed popełnieniem tych samych błędów w przyszłości. Nad związkami trzeba cały czas pracować. Jeżeli tego nie robimy, nasze relacje na ogół się wypalają. Przestajemy być nimi zainteresowani.
Jennifer Lopez i Ben Affleck wrócili do siebie po 17 latach. To już zupełnie inni ludzie, niż ci, którym kibicowaliśmy przed laty.

Zupełnie inni może nie – mamy cechy charakteru, które nie zmieniają się na przestrzeni lat. Zmieniają się jednak nasze doświadczenia życiowe. Jesteśmy bogatsi o, chociażby doświadczenie związku z innym partnerem, które może nam uświadomić, że poprzednia relacja była fantastyczna albo że brakowało nam czegoś, co mieliśmy z poprzednim partnerem. Z biegiem czasu, szczególnie będąc w związkach, poznajemy siebie i swoje
potrzeby.

Dojrzewamy?

Uczymy się, co w związku jest dla nas ważne, a co mniej istotne, na czym zależy nam najbardziej, czego oczekujemy od partnera lub partnerki. W każdym relacji nabieramy takiej wiedzy z roku na rok. Po tych 17 latach – jak w przypadku Jennifer Lopez i Bena Afflecka – zupełnie inaczej wchodzimy w związek. Wyobraźmy to sobie na innym przykładzie: związek w wieku 20 lat i w wieku 37 lat. To kolosalna różnica doświadczeń życiowych i świadomości potrzeb. 20-latek nie do końca wie, czego chce i potrzebuje, podczas gdy 37-latek raczej jest już tego świadomy. Czasami mówimy, że poprzednio mieliśmy "zły timing", czyli to nie był dobry czas na nasz związek. Faktycznie może tak być?

To kwestia naszych oczekiwań od życia i związków. Przykładowa sytuacja: mamy 25 lat i jesteśmy w związku, ale bardzo zależy nam na karierze. Stawiamy nacisk na rozwój zawodowy, a związek jest tylko jego tłem, więc dochodzi do rozstania. Po 15, 17 czy 20 latach uznajemy, że nasz rozwój zawodowy jest już na satysfakcjonującym etapie i zaczynamy skupiać się na związku. Z takiej perspektywy możemy mówić o "złym czasie". Zdajemy sobie sprawę, że nasza relacja poprzednio się rozpadła, gdyż stawialiśmy na karierę zawodową, jednak dzisiaj mamy już inne priorytety oraz potrzeby i robimy przestrzeń dla związku. To już nie jest ta sama rzeka.

Niektórzy wracają do siebie z lenistwa lub przyzwyczajenia? Mówimy: "nie chce nam się randkować, jego przynajmniej znam". Cały czas czujemy jednak, że ta relacja nie jest do końca ok. Taki związek ma szansę się sprawdzić?

Jest to głębszy problem terapeutyczny. Z jakiegoś powodu podejmujemy decyzję o pozostaniu w sferze, która nie jest dla nas do końca komfortowa, ale jest bezpieczna. Jest to problem naszego podejścia do życia i osobistych deficytów. Wybieramy bezpieczną opcję, bo boimy się samotności, ryzyka, konfrontacji z oczekiwaniami innych ludzi oraz własnymi potrzebami i emocjami.
Czytaj także: Jennifer Lopez i Ben Affleck znów się spotykają. Oto 5 celebryckich par, które do siebie wróciły
Przykładem może być związek przemocowy. Z zewnątrz sprawa wydaje się prosta: z przemocowego związku trzeba uciec. Tymczasem wcale nie jest to takie łatwe. Bardzo często wcale nie jest to nasz wybór – sytuacja życiowa doprowadziła nas do tego, że jesteśmy tak osłabieni emocjonalnie i fizycznie, że nie możemy się z tego związku wydostać. Podobnie jest w relacjach, które nie są wygodne, ale bezpieczne. Mogą być różne powody decyzji o pozostaniu w takim związku.

Co należy zrobić w takiej sytuacji?

Warto się przyjrzeć, dlaczego zostajemy w związku, który wcale nie jest dla nas najlepszą opcją. Wytłumaczenia, typu "bo nie chce mi się chodzić na randki", są próbą racjonalizacji naszej decyzji przed samym sobą. Wielokrotnie słyszałam od moich klientów: "Mimo że ten związek jest kiepski, to nie chcę go kończyć, bo pewnie nikogo innego już nie spotkam". Być może tak będzie, ale po co tkwić w słabym związku i nie dawać sobie szansy na szczęście? Oczywiście, jest to ryzyko, ale wiele zależy przecież od nas.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut