Polki są piękne do 16. roku życia, potem przestają o siebie dbać. Serio? Pytamy blogera o jego wpis

Ola Gersz
"Bylejakość wkradła się i zagościła na stałe na naszych ulicach. Kobiety zapomniały o tym, że noga pięknie wygląda w szpikach, t-shirt wcześniej pożyczany od męża zastąpił małą czarną. My się nie damy! Ja wychowuję dwie kobietki, od najmłodszych lat uczę dziewczyny dbać o siebie i inwestować w swój wygląd" – napisał na Instagramie Maciej Lisowski – MaTata Samodzielny Ojciec i wywołał burzę. W rozmowie z naTemat wcale nie zamierza wycofywać się ze swoich słów.
– Bylejakość wkradła się na polskie ulice – mówi Maciej Lisowski - MaTata Samodzielny Ojciec Fot. Instagram / matataojciec, Beata Jarzębska
"Małe kobietki"?

Jestem mężczyzną, mam dwie córki. Moja mama zawsze mówi: "Maciusiu, to są małe kobietki. To nie tak jak ty: włosy przeczeszesz i wychodzisz. Je trzeba nauczyć, że należy używać kremu, dbać o dłonie, porządnie myć łokcie, bo po nich widać wiek kobiety". Sam wychowuję dziewczynki, więc jestem przewrażliwiony i zwracam uwagę na takie rzeczy. Bo kto inny ma to przekazać moim córkom?

Tyle że po pana wpisie na Instagramie wybuchła niezła afera.

Byłem zaskoczony! To nie była z mojej strony żadna prowokacja. Zostałem zaatakowany, chociaż nie mamy prawa nikogo oceniać. Uważam, że ocenią nas po śmierci. Ci najostrzej krytykujący to ci, którzy najgłośniej krzyczą za tolerancją. Choćbym nawet uważał tak, jak ludziom wydaje się, że uważam – a absolutnie tak nie jest – to, skoro te osoby domagają się tolerancji, powinny to zaakceptować. Inaczej to trochę hipokryzja, bo przecież każdy ma prawo do swojego zdania, prawda? To nie zmienia jednak faktu, że moje słowa zostały źle zrozumiane. Nie wytłumaczyłem tego, co chciałem powiedzieć, napisałem to na szybko.


A co chciał pan powiedzieć?

Ludzie pisali ironicznie w komentarzach: "No tak, najważniejsze jest to jak córki wyglądają, a nie to, co mają w głowie". Boże, czy ja coś takiego napisałem? Nie mam pojęcia, skąd tyle nienawiści w ludziach. Napisałem tylko, że bylejakość wkradła się na polskie ulice, a szpilek i małej czarnej użyłem jako przenośni. Właśnie to wielu zdenerwowało.

To jest prawda. Marszałkowska nie jest Piątą Aleją, Avenue Hoche czy Via Condotti. Rozumiem, że kobiety nie chcą chodzić w szpilkach, bo to niewygodne obuwie, ale uważam, że są takie momenty w życiu, w których kobieta powinna założyć wysokie obcasy, jak ślub czy uroczyste przyjecie. Nie wyobrażamy sobie chyba iść na raut do ambasady w wygodnych tenisówkach.

Dlatego uważam, że jeśli przychodzi moment na założenie szpilek, to fajnie by było jeszcze potrafić w nich chodzić. Po wpisaniu w Google: "co zrobić, żeby dostać się do pracy", otrzymujemy odpowiedź: "odstroić się". Pierwsze co kojarzy się z odstrojeniem w przypadku kobiety to szpilki, garsonka, sukienka, prawda? Nie wygodny dres czy dżinsy.
Ale nie uważa pan, że to już nieco przestarzałe zasady? Że my, kobiety, mamy wyglądać tak i tak. Szpilki i sukienka za kolano.

Pewnie tak, jestem dość liberalnie konserwatywny (śmiech). Większość osób zarzuciła mi, że kobieta nie musi podobać się mężczyznom, tylko samej sobie. Oczywiście, że tak! Jeżeli ktoś ubiera się z myślą o podobaniu się innym, to ma problem z samoakceptacją. Najważniejsze jest to, jak my się czujemy, bo to my mamy być zadowoleni.

Ale jeżeli kobietę cieszy chodzenie w szpilkach, to moim zdaniem nie ma nic gorszego, niż kobieta w szpilkach, która nie potrafi w nich chodzić. Jak już się chodzi na wysokich obcasach, to należy to robić pięknie, a żeby chodzić pięknie w szpilkach, to trzeba się tego nauczyć.

Nauczy pan tego córki?

Jeśli moje dzieci będą chciały chodzić w szpilkach, to ich tego nauczę. Znam się na tym, bo pracowałem w agencji modelek i korygowałem chód dziewczyn w wysokich obcasach. O to mi chodzi, a nie o wkładanie córkom do głowy, że mają chodzić tylko w szpilkach i sukienkach. Po prostu w pewnych momentach nie wypada postawić tylko na wygodę. Nie oznacza to również, że kobieta w spodniach i z krótkimi włosami nie może być kobieca. Kobiecość i piękno zaczynają się wewnątrz. Wszyscy wszystko źle zrozumieli.

Czyli pana córki mogą być takie, jakie chcą?

Oczywiście, że tak, daję im w tej kwestii wybór, tak samo jak z zainteresowaniami. Nie mówię im: "ty idziesz na akrobatykę, a ty na balet”, koniec kropka! Jeśli mojej córce zamarzy się balet, to zawożę ja na zajęcia, żeby zobaczyła jak to wygląda. Jeśli nagle mówi, że chciałaby grać w piłkę nożną, to jedziemy na trening piłkarski, niech sobie spróbuje. Potem musi sama dokonać wyboru, co jest bliższe jej sercu, ja mogę tylko czuwać, obserwować i umożliwiać realizować ich pasje.

Trzeba dać dzieciom wybór, pytać o to, co im się podoba. Dziecko w wieku 8-9 lat to najlepszy "materiał", bo najwięcej chłonie. W tym wieku trzeba pokazać mu jak najwięcej rzeczy, udowodnić, że świat jest kolorowy i może zrealizować wszystko, co mu się tylko zamarzy. Tłumaczę moim córkom, że właśnie o to chodzi w życiu. O marzenia i ich spełnianie oraz dążenie do postawionych sobie celów.

A tłumaczy im pan, że piękno jest ważne?

Siedzę, powiem brzydko, "w ciuchach" od najmłodszych lat, bo moja mama prowadzi butik. Na pewno mam jakieś zboczenie zawodowe, jeśli chodzi o ocenę piękna. Tłumaczę moim córkom piękno na przykładzie amerykańskich filmów. Zawsze jest w nich cheerleaderka, która jest urodziwa, ale zła. Mimo że jest ładniejsza od głównej bohaterki, to wcale tego piękna u niej nie widać. Na końcu zawsze wszyscy się od niej odwracają. Moje córki wiedzą, że u ludzi widać piękno, dopiero gdy są piękni wewnątrz. A jeśli to piękno opakują w przemyślaną stylizację, to dodatkowy plus. Wróćmy do "bylejakości". Czym ona się przejawia?

Zaniedbaniem. Przykład: nasze polskie dziewczyny. Mamy jedne z najpiękniejszych kobiet na świecie, o czym świadczy to, że pracownicy światowych agencji modelingowych przyjeżdżają do nas na "łowy" i dużo modelek z Polski pracuje w światowej modzie. Często Polki są piękne do 16. roku życia, a potem nagle dzieje się coś dziwnego. Nie dbają o siebie. Robią sobie kolorowe włosy i dziwne paznokcie, kombinują z ustami. Ich naturalność zostaje zabita. Znika.

Chcę moje dzieci nauczyć, żeby wydobywały naturalne piękno, które w sobie mają. Uczę je, żeby dbały o włosy, bo włosy zawsze powinny być zadbane, pachnące i piękne, a nie tłuste i nieułożone. Tak samo jest z mężczyznami. Uważam, że każdy mężczyzna powinien mieć w domu dwa garnitury i umieć zawiązać krawat. Na Boga, czy to aż takie staroświeckie? Jeśli zostajemy zaproszeni na uroczystą kolację do eleganckiej restauracji, to nie wypada pójść w "wygodnym" stroju. Istnieją pewne konwenanse. Świetnie, jeśli je przestrzegamy, ale to nie znaczy, że jest to najważniejsze w życiu – absolutnie nie jest.

Piękne włosy, zadbane paznokcie, szpilki. Czyli to jest według pana kobiecość?

Wie pani, "być kobietą, być kobietą" (śmiech). Kobietą jest się mimo wszystko. Kobiety mają ogromną siłę, bez nich by nas nie było. Wydaje mi się, że ta afera pod moim wpisem to walka z wiatrakami. Jeśli zobaczmy na ulicy piękną kobietę w szpilkach, to będziemy ją wytykać palcami, bo robi coś złego? Absurd.

Oczywiście, że nie, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś chciał ją atakować...

Jestem wychowany w kanonie piękna Marilyn Monroe i Audrey Hepburn. Wiem jak wyglądają modelki i top modelki. Naomi Campbell ma 50 lat i do dzisiaj wygląda cudownie, zawsze jest pięknie ubrana, doskonale się prezentuje. Kiedyś nie było możliwości zrobienia Elizabeth Taylor zdjęcia, jak, za przeproszeniem, żarła hamburgera. Teraz jest moda na pokazywanie wszystkiego, czyli moda na bylejakość.

A nie po prostu na wygodę?

Wydaje mi się, że każda kobieta, która widzi na sklepowej wystawie śliczną sukienkę, wyobraża sobie, że będzie w niej wyglądała pięknie, a nie tylko wygodnie. Niestety każdy projektant zawsze stawia piękno nad użyteczność. Chcesz być piękna, to cierp. Ale to wcale nie znaczy, że musisz i to cały czas. Na co dzień stawiaj na wygodę, co nie oznacza, że wygoda ma być byle jaka. Można być bardziej kobiecym w spodniach , klapkach i bluzce, które są dobrze dobrane do reszty, niż idąc nieudolnie w szpilkach i małej czarnej. Chodziło mi o to, że przestaliśmy ogólnie dbać o siebie: i zewnętrznie, i duchowo, na talerzu i w wielu dziedzinach codziennego życia. Ale z pana wpisu na Instagramie wynika, że kobieta, która ma dość dążenia do perfekcji, zakłada dżinsy, trampki i czuje się fantastycznie, jest "byle jaka".

Nie! Ma iść odwalona w szpilkach do Biedronki? Nie, po Biedronce niech biega w trampkach. Ale na Sylwestra chyba każda kobieta chce założyć szpilki.

Nie każda. Zresztą napisał pan, że obserwuje pan "modę na bylejakość" na ulicy, nie na sylwestrowej imprezie.

"Bylejakość wkradła się i zagościła na stałe na naszych ulicach. Kobiety zapomniały o tym, że noga pięknie wygląda w szpikach, t-shirt wcześniej pożyczany od męża zastąpił małą czarną...”.  Ulica, tak jak szpilki i mała czarna, stanowi w tym poście metaforę. Ta myśl przyszła mi do głowy w niedzielę na ulicy Francuskiej w Warszawie. Niedziela zawsze była dniem, w którym ludzie się odstrajali. A tam? Piknik! Dzieci ubrane ładnie, ale matki i ojcowie byle jak.

Skąd dziecko ma brać przykład, że powinno ładnie wyglądać, gdy idzie na imprezę urodzinową? Że włosy powinny być porządnie uczesane, ubranie z szacunku dla solenizanta powinno być porządne i odpowiednie do okazji. Że po intensywnym opalaniu należy skórę nawilżać itd. Wydaje mi się to naturalne i jestem zobowiązany jako rodzic nauczyć tego swoje dzieci.

Dostrzega pan tę "bylejakość" jedynie w Polsce?

Ta moda na bylejakość skończyła się na zachodzie kilka lat temu, u nas weszła z opóźnieniem. Zobaczmy, jak publicznie wyglądają dziś amerykańscy politycy, nieważne, z której partii. Świetnie skrojone garnitury, perły, piękne garsonki, widać, że "Vogue" działa w USA. Przecież mamy już też magazyny modowe, mamy w Polsce Zarę i H&M. To są naprawdę sklepy z niedrogą konfekcją, można dobrać naprawdę piękne elementy garderoby.
Czyli panu nie chodziło w tym poście o urodę, ale o elegancję i styl.

Broń Boże, nie o urodę! Uroda zewnętrzna szybko mija, piękno wewnętrzne rozkwita przez całe życie. Chodziło mi o nawyki. Czym skorupka za młodu... O to, żeby nauczyć dzieci zasad stylu i higieny, tak jak i zachowania przy stole czy respektowania zdania innych. Dla mnie to są podstawy.

Wydaje mi się, że pana wypowiedź wpisuje się w niedawne niesławne słowa Agnieszki Kaczorowskiej o "modzie na brzydocie".

Ja nie czytałem tego wpisu i zupełnie o tym wcześniej nie wiedziałem.

Nawet jeśli pan nie czytał, to pana wpis ma z "modą na brzydotę" sporo wspólnego.

Nie. Mnie po prostu chodziło o bylejakość. Ona dotyczy wszystkiego, całego życia. Uczę dzieci, że w święta wyciągamy biały obrus i elegancką zastawę. Inaczej w wigilię każdy by siedział osobno na sofie i jadł sam na przypadkowym talerzu. Bylejakość. Trzeba z nią walczyć, bo niedługo wszyscy będziemy ubrani w to co będzie najbliżej ręki z szafy wystawać i jedli w niedzielę obiad w McDonald’s.

W ciepłych krajach ludzie są ubrani kolorowo, mężczyźni nie zostają zwyzywani od gejów, gdy założą różowy t-shirt, kobiety bawią się modą. W Polsce jest za to ciśnienie na to, że "ma być wygodnie”. Wygodnie stało się synonimem byle jak i na to chciałem zwrócić uwagę, bo wcale tak być nie musi. Może być pięknie i wygodnie i to przy małym wysiłku, wystarczy tylko chcieć. A nie uważa pan, że koniec końców wygoda jest najważniejsza? Powiem z mojej perspektywy: całe życie dążyłam do bycia piękną, wciskałam się w szpilki i obcisłe ubrania. Dopiero teraz, kiedy odpuściłam i postawiłam na wygodę i komfort, to poczułam się lepiej w swojej skórze. Nie czuje się byle jaka.

No właśnie. O tym cały czas mówię!

Tak, ale musiałam trochę odpuścić.

Wie pani, ja nie mówię swoim dzieciom, że przed każdym wyjściem mają się kremować, perfumować i zakładać szpilki. Tłumaczę im zasady higieny, a ładne, porządne ubranie to jest wisienka na torcie, wartość dodana. Dlaczego mam ich tego nie uczyć? Zresztą uczę ich również wielu innych rzeczy.

Na pewno zdaje pan sobie sprawę, że dążenie do bycia perfekcyjną doprowadza wiele dziewczynek, dziewcząt i kobiet do zaburzeń odżywiania, depresji, problemów z samooceną. Polki mają obecnie najniższy poziom samoakceptacji w Europie (81 proc.) i jeden z najniższych na świecie. Nie boi się pan, że to może dotknąć również pana córki?

Rodzic boi się cały czas. Od momentu narodzin dziecka do swojej śmierci my, rodzice, zawsze już będziemy drżeć o nasze dzieci. Najważniejsze jest, żeby nauczyć je, aby akceptowały siebie takimi, jakimi są. Jak widać mamy z tym problem, bo ponad 80 procent kobiet w Polsce ma problem z samoakceptacją, jak pani wspomniała. Jeżeli widzimy, że nasze dziecko tyje na potęgę, to albo wynika to z jego metabolizmu, albo jedzenia non stop chipsów czy słodyczy. W takim wypadku nauczmy dzieci dobrych nawyków żywieniowych, a nie je odchudzajmy.

Dla mnie edukacja to najwspanialsza rzecz, jaką dajemy dzieciom. Edukacja  od  matematyki do, za przeproszeniem, mycia tyłka. Pracowałem w modzie, dlatego głupio by było, gdybym nie mówił swoim dziewczynom, jak chodzi się prawidłowo w szpilkach, którą sukienkę założyć i jakie kolory do siebie pasują. Mam tę wiedzę, więc się nią dzielę. Czy moje dzieci wykorzystają ją w życiu? Byłoby fajnie, ale nie każę im tego robić. Jedyne co im każę to pilnie uczyć się języków obcych, będę bardziej liberalny w przypadku właśnie matematyki, bo od biedy wspomogą się kalkulatorem, ale w kwestii języków obcych będę uparty i nie odpuszczę. Czyli nie ma pan parcia na to, żeby pana córki mały modelkami i nosiły rozmiar zero?

Ale one modelkami nie będą, bo mają za blisko rozstawione oczy (śmiech). Zresztą ten zawód jest potwornie ciężki. Żeby dziewczyna została dobrą modelką, potrzebni są rodzice, którzy sprawują nad nią pieczę. A ja się nie rozdwoję. Trudno by mi było latać po Nowych Jorkach i Paryżach i ich pilnować oraz pomagać w podejmowaniu ważnych dla kariery decyzji. Bardzo się cieszę, że moje córki nie będą modelkami. Po prostu już widzę, że nie mają do tego predyspozycji.

Burzę wywołało też pana wyznanie, że córki pytały pana, dlaczego "pani wygląda jak pan".

Rozumiem, że ktoś może mieć określone poglądy lub preferencje i chce manifestować to strojem – to jest prywatna sprawa i prawo każdego człowieka. Tak samo to kobiety powinniydecydować o swoim ciele a nie grupa polityków. Jednak wystarczy czasem spojrzeć na przystanek autobusowy. Jesienią większość kobiet nosi dżinsy i dżinsowe kurtki oraz ma krótkie włosy, bo tak jest wygodnie. I – co jest spostrzeżeniem moich dzieci, a nie moim – wyglądają wtedy jak panowie. To jest właśnie bylejakość.

Powiedziałem im wtedy, że Polska przez wiele lat była komunistycznym krajem. Nie było "Vogue", "Elle" czy "Twojego Stylu". Świadomość mody w naszym kraju jest więc o wiele mniejsza, niż w Niemczech czy Francji. Polacy, nawet jeśli mają fajne rzeczy w szafie, to nie umieją ich ze sobą połączyć. Nigdy nie byli tego uczeni, bo w komunizmie nikt o tym nie myślał. Po to właśnie są magazyny modowe – możemy zobaczyć co nam się podoba i pasuje. Nie chodzi o przykładanie do siebie trendów na siłę.

Ale jeżeli Pani córki już w wieku 9 lat mówią, że kobieta w spodniach jest ubrana jak pan…

Nie kobieta w spodniach. Chodzi o kobietę, która była ubrana tak samo, jak towarzyszący jej mężczyzna. Pani miała dżinsy, t-shirt, krótkie włosy i tatuaż na całej ręce. Moja mama ma włosy na zapałkę i nosi często spodnie cygaretki i ostatnią rzeczą, jaką można o niej powiedzieć to to, że wygląda jak Pan. Jest jedną z bardziej eleganckich kobiet, jakie znam. A to, że dzieci mówią takie rzeczy, jest całkowicie naturalne, dzieci nie owijają w bawełnę i mówią, co widzą bez większych ogródek. To rolą rodzica jest dobrze wytłumaczyć dziecku w takim przypadku, że każdy ma prawo wyglądać, jak chce. Że pewnie tej pani to się podoba, co nie znaczy, że wszystkim musi.

Ale nie boi się pan, że pana córki dojdą do wniosku, że kobieta powinna wyglądać tylko w jeden określony sposób: długie włosy i sukienki?

Nie, tak jak wspomniałem ich babcia od zawsze ma włosy na zapałkę. Kobieta to nie tylko wygląd, energia to również seksapil i inne kobiece cechy. Kobiety są jak kwiaty, zresztą w języku portugalskim mówi się, że kobieta to róża. Kobiety są po prostu piękne.
Czytaj także: Tylko u nas wywiad z Agnieszką Kaczorowską o modzie na brzydotę. "Nie wycofuję się ze swojej opinii"
Czyli kobiety muszą być piękne, w znaczeniu: zadbane.

Nie muszą, ale uważam, że wszyscy powinni być zadbani: kobiety i mężczyźni. Pan Bóg dał nam ciała więc powinniśmy o nie dbać od wewnątrz i od zewnątrz. Wystarczy przejechać się tramwajem w Warszawie, żeby odkryć, że ludzie się nie myją. Jest dopiero ranek, a tutaj już przepocona pacha. Świadczy to o braku świadomości, lenistwie albo właśnie bylejakości. Ktoś powie: "mam to w d****, bo to nie ma znaczenia". Nie do końca, bo jak cię widzą, tak cię piszą.

A jeśli ta "pani, która wygląda jak pan" nie czuje się "byle jaka", tylko czuje się piękna?

To znaczy, że jest w tych 19 procentach kobiet, które się akceptują i chwała jej za to. Uważam, że każdy, kobieta i mężczyzna, chce fajnie wyglądać, bo wszyscy chcemy się podobać i być lubiani. To jest naturalne, nawet u dzieci potrzeba aprobaty społecznej  jest bardzo silna. Myślę, że osoba, która ma np. dużo kolczyków i rudo-czarne włosy z centymetrowym odrostem, po prostu chce zwrócić na siebie uwagę i szuka siebie. To jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Świetnie, że nastolatka szuka swojego stylu – w końcu go znajdzie. Bardziej chodzi mi o bylejakość wynikającą ze wspomnianego braku edukacji.

Czyli, podsumowując, pan po prostu chce, żeby polacy zwracali większą uwagę na higienę i ubiór, żeby po prostu było ładniej na ulicach.

Czy ja bym chciał? Byłoby miło. Przyjemnie patrzy się na ludzi, którzy umieją dobrze wyglądać – na osoby z czystymi włosami i pięknym uśmiechem, a nie na tłuste włosiska i co drugi ząb czarny. Jeśli masz długie włosy, to dbaj o nie, kurczę, mamy tyle szamponów…

Fajnie jest chyba dostać komplement od nieznajomej czy nieznajomego , że mamy piękne włosy. W ogóle jakoś mało ludzie się komplementują u nas, też się tu wdarła bylejakość. Każdy biegnie z nosem w telefonie... Czyli czego pan uczy córki? Czym jest dbanie o siebie?

Mówię im: "dziecko, jeśli dwa razy zębów nie wymyjesz, to w ogóle ze mną nie rozmawiaj". (śmiech). Zawsze mówię im, że pięknym uśmiechem można wiele załatwić – czasami więcej, niż pieniędzmi.

Czyli uroda to jest inwestycja..

Dbanie o siebie to nie jest uroda. To higiena osobista. Nawet pani w okienku na poczcie szybciej załatwi coś uśmiechniętej, zadbanej osobie, a nie takiej, która wygląda okropnie, bo o siebie nie dba. To logiczne. Całkowita podstawa. Jeśli moje dzieci poczują, że śmierdzą, to przeprowadzimy rozmowę o dezodorantach. Jeśli dostaną pierwszej miesiączki (o czym już z nimi rozmawiałem), to zabieram je na cały dzień ze szkoły i będziemy świętować fakt, że są już prawdziwymi kobietami, wytłumaczę im, jak ważny i istotny jest to dla nich moment, że powinny być z tego dumne, a nie wstydzić się. 

Najważniejsze, żeby moje córki czuły się wyjątkowe i miały szacunek do drugiej osoby. Bo wszyscy jesteśmy wyjątkowi tylko przez bylejakość, która wkradła się praktycznie we wszystkich dziedzinach naszego życia, zapominamy o tym lub nie mamy czasu sobie tego mówić.