Podróż w oparach smrodu i absurdu. Uber w ostatnich miesiącach chyba wyluzował "za bardzo"
Na co dzień poruszam się komunikacją miejską, bywają jednak sytuacje, że prywatnie lub zawodowo muszę się szybko przemieścić i wtedy decyduję się na Ubera. A ten... no cóż. Z "tańszej taksówki" w ostatnich miesiącach mam wrażenie, że zmienił się w "każdy może zostać uberowcem i nic wam do tego".
Uberowe rozluźnienie
Za Ubera płacę jednak więcej niż za autobus, więc doceniam, gdy kierowca jest na czas i po prostu jak najszybciej dowiezie mnie na miejsce. Ostatnio zauważyłam jednak, że nastąpiło pewne rozluźnienie i kilka razy z rzędu miałam wątpliwości, czy to, co podjechało, na pewno jest zamówionym przeze mnie autem.Najogólniej – nie znam się na samochodach, więc marka czy rocznik nie mają dla mnie większego znaczenia. Widzę jedynie skrajności. I takimi skrajnościami miałam ostatnio okazję się przejechać.Może cię zainteresować także: Pies, który jeździł... Uberem. Mia i jej pan razem przemierzają Warszawę i poprawiają humor ludziom
Skrajność, czyli: samochód, którego stan techniczny wzbudza wątpliwości (dziwne dźwięki, stukanie czegoś o coś, zardzewiałe części), poplamiona tapicerka, która pamięta chyba wszystkie imprezy od '89 i niestety – zapach. Głównie chodzi o brak wietrzenia, co szczególnie w pandemii jest bardziej niż wskazane (ale ogólnie warto wywiewać z małej przestrzeni ślady fast fooda, innych klientów i swoich pach, które przy 30 stopniach mają prawo po kilku godzinach pracy być wyczuwalne) i palenie papierosów w aucie.
Walka z nieprzyjemnymi zapachami jest naprawdę prosta – sklepowe półki uginają się od odświeżaczy powietrza, psikadełek, saszetek zapachowych, mgiełek, dezodorantów, pochłaniaczy zapachów. Inwestycja niewielka, efekt znakomity.
Nie chcesz, nie jedź?
Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro księżniczce nie pasuje, to jechać nie musi. Tyle że aplikacja nie pokazuje takich szczegółów pojazdu, a jak wspomniałam, z Ubera korzystam najczęściej w sytuacjach, w których goni mnie czas. Wsiadam więc i jadę. W oparach smrodu i absurdu.Pierwsza myśl: zbieg okoliczności. Może miałam pecha trzy razy z rzędu trafić na kierowcę, dla którego czystość i zapach nie są priorytetem. Relacje znajomych i moje doświadczenia, sprawiają jednak, że bardziej skłaniam się ku myśleniu, że raczej "coś się popsuło".
Czytaj także: Syfiarze, korposzczury, prostytutki. Kierowcy Ubera też oceniają klientów, nam zdradzili najgorsze typy
Kilka osób przyznało, że owszem, korzystają z uberowych aut, jednak również przeszkadza im znikoma dbałość o porządek i często zapach. Głównym problemem są nieszczęsne papierosy, które zdawałoby się, skutecznie zostały zepchnięte w ciemny kąt przez wszelkiego rodzaju zakazy i zmieniające się trendy społeczne.Jeździć każdy może?
Dlaczego o tym piszę? Bo chcę zaapelować, żeby zgłaszać firmie takie przypadki. Z doświadczenia wiem, że Uber szybko reaguje na wszelkie sugestie – jak, chociażby wtedy, gdy kierowca przewiózł mnie dłuższą, czyli więcej kosztującą, trasą i dostałam zwrot pieniędzy. Albo gdy kierowca pozwala sobie na sprośne komentarze lub traktuje aplikację uberową w kategoriach randkowych.Sama jednak przyznaję, że nigdy nie zdecydowałam się na reakcję, gdy auto było po prostu brudne i śmierdzące. Podejrzewam, że wiele osób miało podobnie, bo w sumie, co dokładnie napisać w zgłoszeniu? Może jednak warto informować firmę, że jeżeli coraz częściej będziemy jako klienci trafiać na kierowców, którzy wychodzą z założenia, że "jeździć każdy może" (i byle czym), to po prostu przeniesiemy się do konkurencji.Może cię zainteresować także: Nie taki Uber piękny, jak go wszyscy malują. Rozumiem, czemu go kochają, ale próbowałam i... nie mogę
Może Uberowi uda się dookreślić standardy, które będą dla kierowców sygnałem, że my, pasażerowie chętniej uprawimy z nimi small talk, niż będziemy odwracać głowę w stronę otwartej szyby i liczyć nerwowo w myślach do 10, żeby po prostu jak najszybciej wysiąść z rozklekotanego pojazdu.
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl