Chorwat – Polak, dwa bratanki. Dlaczego Polacy ze wszystkich krajów upodobali sobie akurat Chorwację

Helena Łygas
W tym roku nad Adriatykiem turystów zastał "Chorwacjagedon" – tłumy, odwołane rezerwacje, brak miejsc noclegowych. Ale wydaje się, że to za mało, by zrazić Polaków do kraju, który przed pandemią odwiedzało nawet i 2 miliony rodaków. Przyczyny tej (w tym roku trudnej) miłości leżą znacznie głębiej niż można przypuszczać.
Polacy kochają Chorwację nie od dziś fot. Patricie Jekki / Unsplash
Prawdopodobnie to właśnie Chorwacja jest krajem, w którym Polacy od lat najczęściej spędzali wakacje. Prawdopodobnie, bo w statystykach niekoniecznie to widać.

Gdy w 2019 roku Polska Izba Turystyki postanowiła sprawdzić preferencje rodaków, posiłkowała się danymi dostarczonymi przez strony pośredniczące w sprzedaży ofert biur podróży. A z tych wynikało, że najchętniej kupujemy wycieczki do Grecji, Turcji i Bułgarii.

Chorwacja znalazła się dopiero na 10. miejscu. Tyle że nie oddaje to zupełnie popularności kierunku, bo i mało kto decyduje się na podróż nad Adriatyk z biurem.


Z jednej strony chodzi tu pewnie o to, że gros rodaków zatrzymuje się nie w hotelowych klitkach, ale w apartamentach z aneksami kuchennym, bo i Chorwację mamy oswojoną. W końcu od lat spędzamy tam wakacje.

Co za tym idzie, nie odczuwamy obaw przed samodzielnym wyjazdem jak w przypadku odmiennej kulturowo Turcji czy biedniejszej od Polski Bułgarii, gdzie wolimy wyjeżdżać pod skrzydłami biura.

Chorwacja wydaje się bezpieczna i udomowiona, w końcu też Unia, też kraj słowiański, a wczytując się w szyldy na budynkach czy nagłówki gazet idzie nawet coś zrozumieć. Na domiar polskich turystów znają i mieszkańcy, niekiedy potrafiący nawet zagadać po polsku.
To też bodajże jedyny kraj, do którego Polacy wracają z taką częstotliwością. Zobaczą Hiszpanię, zobaczą Cypr, ale Chorwacji nigdy dosyć.

Popularność utajona


Chorwacji nie znajdziemy wysoko również w statystykach linii lotniczych – wszak większość Polaków nad Adriatyk jeździ samochodami. W badaniach GUS-u sprzed pięciu lat Chorwacja była drugim krajem, do którego jeździliśmy w celach rekreacyjnych. Odwiedziło ją wówczas ponad 2 miliony Polaków.

Pokonały ją jedynie Włochy, tyle że część ankietowanych nie spędzała tam wcale urlopu, ale raczej poleciała na weekend do Rzym czy Mediolanu. Wynik Włoch podbili też z pewnością polscy pielgrzymi, na których nie sposób nie natknąć się w Watykanie, niezależnie od pory roku.

Nawet w Google Analytics-ie, narzędziu służącym do pomiaru i analizy ruchu na stronach internetowych, widać gdzie Polacy, a w tym przypadku – czytelnicy naTemat – spędzają urlop. Jeśli sprawdzimy, skąd poza Polską wchodzili państwo na portal od 1 lipca, okazuje się, że oprócz krajów takich jak Wielka Brytania czy Niemcy – gdzie mieszka na co dzień wielu rodaków – wygrywa właśnie Chorwacja. I bije na głowę Włochy, Turcję, a nawet Grecję.

Dlaczego Chorwacja?


Po 1989 roku wreszcie mogliśmy bez większego problemu wyjechać na wakacje zagranicę, ale wybór był ograniczony. W potransformacyjnej Polsce mało kto mógł sobie pozwolić na podróżowanie samolotem, tym bardziej, że nie istniały jeszcze tanie linie lotnicze. Właściwie do początku lat 2000 szczytem luksusu był Egipt, gdzie urlop nie odbiega dziś cenowo od większości państw europejskich.

Włochy czy Francja były wówczas dla większości Polaków stanowczo za drogie. Z kolei ze względu na odległość odpadały również Hiszpania i Portugalia.

Bułgaria? Wielu osobom kojarzyła się z PRL-owskimi, siermiężnymi wczasami. Wybór padał więc często właśnie na Chorwację – nie licząc Słowenii (która ma zaledwie 47 kilometrów linii brzegowej) – najbliższego kraju, gdzie ładna pogoda była niejako w pakiecie. Trasę z Polski na północ kraju dało się przejechać i w 10 godzin, a co za tym idzie, na spokojnie można w nią było ruszyć nawet z kilkuletnimi dziećmi.

Jednak korzenie miłości Polaków do Chorwacji sięgają znacznie głębiej. Rodaków nie zniechęca nawet to, że od kilku dobrych lat Chorwacja w sezonie nie jest wcale dużo tańsza od wspomnianych Włoch, Hiszpanii, a nawet Egiptu. Jest za to znacznie droższa od Grecji i może stąd bierze się awans tej ostatniej w zestawieniach najpopularniejszych wakacyjnych kierunków.

Inna sprawa, że część Polaków planować wakacyjne wydatki umie głównie w teorii. Fakt, że Chorwacja zrobiła się droga, wielu osobom po prostu umknął. No bo przecież lud słowiański, kraj postkomunistyczny, do Unii wstąpili później niż my, czyli musi być tanio. Tyle że tanio od dobrych kilku lat nie jest.

Spadkobiercy letników Jugo


Nieliczni szczęśliwcy na wakacje do Jugosławii (a więc zazwyczaj do Chorwacji, mającej status republiki związkowej) jeździli jeszcze za komuny. Wczasy nad Adriatykiem różniły się jednak od wakacji w Złotych Piaskach czy nad Balatonem.

Decyzją Tito Jugosławia, w przeciwieństwie do ZSSR, prowadziła dość ożywioną jak na republikę socjalistyczną wymianę handlową z Zachodem. Polaków zachwycały więc nie tylko skaliste zatoczki, ale też ubrania czy nawet produkty na sklepowych półkach. Na takim urlopie można było nie tylko wypocząć w klimacie śródziemnomorskim, ale jeszcze obkupić się w atrakcyjniejsze "pamiątki" niż muszle i pocztówki.

"Lubię wracać tam, gdzie byłem"


Dla wielu osób powracających dziś z własnymi rodzinami nad Adriatyk, Chorwacja to wspomnienie z dzieciństwa, niezależnie od tego, czy urodziły się w latach 60. czy 90.

Tutaj dochodzi też kwestia wspomnianego "udomowienia" kraju. Ktoś kto zakupy w lokalnych sklepikach robił już z mamą, zna kuchnię, ceny, klimat i geografię kraju, nie musi się aklimatyzować, jedzie trochę jak do siebie.

Kolejna sprawa to olbrzymia sympatia Chorwatów do Polaków, której nie są w stanie zniszczyć nawet poalkoholowe wyskoki co po niektórych turystów.

Wynika ona przede wszystkim z tego, że Chorwaci pamiętają. Na przykład to, że podczas wojny serbsko-chorwackiej w latach 90. Polacy ich poparli. Koniec końców kilka lat wcześniej sami walczyliśmy o niepodległość.

Polskie oddziały, które wysyłano wówczas na misje do gotującego się ponownie bałkańskiego kotła, stacjonowały głównie na pograniczu bośniacko-chorwackim. Żołnierze pomagali ludności cywilnej i niekiedy zaprzyjaźniali się z mieszkańcami. Gdy w regionie się uspokoiło, wracali do Chorwacji z rodzinami na wakacje, zasilając grupę polskich miłośników kraju.

Ulubiony papież Chorwatów


W konflikcie z Serbią Chorwatów poparł i Jan Paweł II, zresztą nie bez udziału faktu, że konflikty bałkańskie miały w tle także różnice wyznaniowe obywatelami dawnej Jugosławii. No a Chorwacja była katolicka. Od tego zaczął się w Chorwacji kult papieża niemal tak duży jak swego czasu w Polsce. Jego podobizny wciąż migają czasem na ścianach sklepików czy barów.

Nad Adriatykiem wiedza o Polsce wykracza poza skojarzenia z Lewandowskim i wódką. Dla ludzi wychowanych w kraju, w którym kompleksy narodowe wciąż trzymają się mocno, to szczególnie ważne. W Chorwacji nie mamy i nigdy nie mieliśmy statusu "ubogich krewnych ze Wschodu".

Dla kraju turystyka od lat była ważną gałęzią gospodarki, w niektórych latach odpowiadającą nawet za 25 proc. PKB – to średnio dwa razy więcej niż w bardziej uprzemysłowionych Włoszech. Do tego w żadnym innym państwie Europy turystyka nie ma tak dużego wkładu do budżetu jak w Chorwacji.

I to właśnie ona stała się kołem zamachowym odbudowy kraju po wojnie (a raczej wojnach) lat 90. na Bałkanach. Nie obyło się bez akcji promocyjnych. Chorwacja reklamowała się przede wszystkim w krajach pozbawionych dobrodziejstw klimatu śródziemnomorskiego, z których dojazd nad Adriatyk był względnie szybki – w Niemczech, Słowacji, Czechach i właśnie w Polsce.

Urlop z Niemiec


Moda na Chorwację przyszła do nas częściowo właśnie z Niemiec. Dziś Polacy to druga (zaraz po Turkach) największa mniejszość narodowa w kraju. Według danych z 2017 roku w Niemczech mieszkało niemal 800 tys. osób z polskim obywatelstwem i około 700 tys. z obywatelstwem podwójnym. W latach 90. te liczy było bardzo podobne (szacuje się, że w Niemczech żyło wówczas ponad 1,5 miliona rodaków).

Nasi zachodni sąsiedzi zawsze chętnie jeździli do Chorwacji, na podobnych zasadach, co Polacy na weekendowe wypady do Lwowa. Słowem: chodziło o pieniądze. Dla wielu niemieckich rodzin Chorwacja jest synonimem taniego urlopu, na który można sobie bez problemu pozwolić po wcześniej zaplanowanym, droższym wypoczynku.

I tak, jak Polacy mieszkający na Wyspach zaczęli jeździć na wzór autochtonów do uwielbianej przez Brytyjczyków Hiszpanii, tak Polacy z Niemiec zaczęli testować Chorwację. A potem wracali i polecali kierunek podróży polskim znajomym.

W ostatnich latach szał na wakacje nad Adriatykiem zawdzięczamy także Robertowi Makłowiczowi, bodajże drugiemu najbardziej znanemu (rzecz jasna po papieżu) Polakowi w Chorwacji. Podróżnik i krytyk kulinarny, który po rozwiązaniu umowy z TVP przeniósł się na YouTube'a od lat pokazuje swój ukochany kraj, opowiadając o jego historii i kuchni.

Ostatnio nawet częściej, bo i część roku spędza właśnie w Chorwacji, gdzie ma dom. A Polacy patrzą, patrzą i też chcą skosztować, zobaczyć, wyjechać. Nie inaczej było z kierunkami takimi jak Meksyk czy Zanzibar, wylansowanymi przez polskie celebrytki. Tyle że na wyjazd do Tulum nie każdego stać. Co innego taka Dalmacja.

Pod bratnim zaborem


Dochodzi do tego jeszcze wspólny i dość nieoczywisty wątek z historii. Zarówno Chorwacja jak i Polska długo były uzależnione od sąsiadujących z nimi mocarstw i nie mam tu wcale na myśli ZSSR i Jugosławii.

W 1867 roku, gdy Polska jest już od ponad 70 lat pod zaborami powstają Austro-Węgry. Chorwacja związana od lat licznymi uniami i porozumieniami z Węgrami uzyskuje pewną autonomię, ale jednocześnie zaczyna prowadzić wymianę handlową z Austro-Węgrami. W tym także z mieszkańcami zaboru austriackiego.

W Polsce do dziś widać drobne różnice kulturowe i spore różnice infrastrukturalne i urbanistyczne między dawnymi zaborami. I może w Chorwacji mieszkańcy dawnej Galicji dostrzegają coś znajomego.

Poza tym Krakus i Chorwat dwa bratanki. Popularna wśród turystów wyspa Krk wzięła w końcu swoją nazwę od Krakowa. We wczesnym średniowieczu w tych rejonach osiedlili się Słowianie, którzy przywędrowali właśnie z Małopolski, z okolic osady zwanej Krakowem.

I może oprócz pięknych widoków, uroczych zatoczek i kuchni, to właśnie poczucie trudnej do wyjaśnienie i niewidocznej na pierwszy rzut oka swojskości co roku przyciąga nad Adriatyk tylu Polaków.

Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl



Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut