Siedem grzechów Biało-Czerwonych. Siatkarze mogli mieć medal, a nawet wygrać igrzyska

Krzysztof Gaweł
Polscy siatkarze znów zakończyli na ćwierćfinale igrzyska olimpijskie i znów wrócili do kraju na tarczy, choć potencjał mamy ogromny i choć nie byliśmy drużyną gorszą od Francji, która w sobotę fetowała historyczny złoty medal. Wszyscy pytają o jedno: dlaczego znów się nie udało? Oto siedem grzechów głównych Biało-Czerwonych. Oby za trzy lata w Paryżu podobne podsumowanie nie musiało powstawać.
Vital Heynen nie zdołał doprowadzić Polaków do medalu w Tokio, choć zespół miał znakomity Fot. FIVB
Porażka Polaków z Francją 2:3 (25:21, 22:25, 25:21, 21:25, 9:15) w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich obnażyła nasze braki, pokazała błędy i potwierdziła, że wciąż nie jesteśmy gotowi, by wspiąć się na szczyt. Choć potencjałem przerastamy inne kraje o kilka długości, to już samo wykonanie jest - niestety jak zawsze - bardzo słabe. I tak igrzyska w igrzyska, więc wciąż nie potrafimy się uczyć na błędach. Co tym razem poszło nie tak?

Liderów dwóch, drużyny brak


Bartosz Kurek i Wilfredo Leon przez cały turniej olimpijski grali znakomicie, atakowali, zagrywali, blokowali i prowadzili nas od wygranej do wygranej. Zespół miał dwóch znakomitych liderów, ale nie grał jak drużyna. Taką grę pokazali nam w ćwierćfinale Francuzi. A że siatkówka to gra zespołowa, dwóch genialnych siatkarzy nie wystarczyło do sukcesu. Zespołowości w naszej grze brakowało chyba najbardziej.


Brak pomysłu na rozegranie i na pozycję rozgrywającego


Z powyższym punktem wiąże się kolejny, czyli ogromny problem Biało-Czerwonych w rozegraniu akcji. Bardzo słaba dyspozycja Fabiana Drzyzgi - to jest fakt, cała Polska widziała jak sobie radził - nie skłoniła trenera Vitala Heynena do zmian. Dlaczego? Tego nie wiemy, Grzegorz Łomacz grał incydentalnie, w meczu z Francją nie było mu dane wejść na dłużej i zmienić obraz meczu. W zasadzie nie wiemy, po co trener zabrał go do Tokio.

Słabe przygotowanie fizyczne


Mordercza Liga Narodów, Memoriał Wagnera, faza grupowa igrzysk. Wciąż słyszeliśmy, że forma ma rosnąć już w Tokio, a jej szczyt ma się pojawić właśnie na ćwierćfinał turnieju olimpijskiego. Nie pojawiła się. Zespół nie wyglądał dobrze fizycznie, system przygotowań do igrzysk okazał się niewypałem. Niestety pomysł selekcjonera tym razem nie wypalił, a oczekiwanie na formę możemy włożyć tym razem między bajki.

Pokiereszowane lewe skrzydło


Kontuzja Michała Kubiaka sprawiła, że poza Wilfredo Leonem nie mieliśmy wartościowego skrzydłowego na boisku. I z tego korzystali nasi rywale. Dlaczego Vital Heynen mając w składzie dwóch triumfatorów Ligi Mistrzów nie był w stanie przygotować choć jednego z nich do gry w pierwszym składzie? Aleksander Śliwka i Kamil Semeniuk nie grali tak znakomicie, jak jeszcze kilka tygodni wcześniej. To jest zadziwiające. Być może kapitan powinien zostać w domu i nie jechać z urazem na igrzyska.

Brak planu awaryjnego


A może planu zapasowego. Okazało się, że nasz sztab jest gotowy do gry i ma pomysł na drużynę, ale nie w przypadku gdy wypada Michał Kubiak. Czy brak jednego zawodnika może mieć aż taki wpływ na zespół? Czy nie należało przygotować się na różne niespodzianki, które mogą się przydarzyć? Tymczasem u nas nie było planu B, a powinien być C i nawet D. Czekaliśmy tylko na jedno, aż kapitan wróci. Ale nie wrócił.

Atmosfera w drużynie


Zamknięta twierdza - tym określeniem można opisać nasz zespół już w Tokio. Kilka razy już to w kadrze siatkarzy widzieliśmy, zawsze zamykanie się i unikanie mediów czy kibiców kończyło się klęską. Teraz było tak samo. Może w drużynie powinien być na stałe psycholog? Większość naszych medalistów śmiało mówiła, że korzysta i że to cenne wsparcie. W ekipie siatkarzy, gdzie presja i oczekiwania były ogromne, na psychologa nie postawiono. Ryszard Bosek wyraził twardo swoje zdanie na temat relacji panujących w drużynie i z pewnością miał rację.

Przemiana Vitala Heynena


Sympatyczny, otwarty, żartobliwy. Taki był nasz selekcjoner rok przed igrzyskami. Wszystko się zmieniło, pojawiło się napięcie i presja (sam też debiutował w Tokio), a Belg odsunął się od ludzi, unikał kontaktu i zmienił się diametralnie. Nie udźwignął presji igrzysk olimpijskich, co możemy napisać z zewnętrznych obserwacji i z wiadomości z wewnątrz drużyny. Niektóre jego słowa czy reakcje są skandaliczne. Jak ta po przylocie do Warszawy, gdy zaskakująco podsumował porażkę w Tokio. Ciężko napisać te słowa, ale czas Vitala Heynena w tej drużynie minął. I chyba nie trzeba dodawać nic więcej.
Czytaj także: Siatkarska klątwa trwa. Polacy przegrali z Francją i pogrzebali marzenie o medalu w Tokio

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut