Golf GTI to skuteczny lek na uliczną nudę. Jego największa wada dla niektórych będzie... zaletą

Łukasz Grzegorczyk
Volkswagen Golf raczej nie należy do aut, które wyławia się wzrokiem z tłumu. Oczywiście, to kultowy model niemieckiej marki, ale przez lata zdążyliśmy się z nim opatrzeć. Inaczej wygląda to w przypadku wersji GTI – zadziornej i usportowionej, która może być lekiem na zwykłą codzienność za kółkiem. Jest jednak pewien problem, bo tym razem konstruktorzy próbowali dogodzić… wszystkim klientom na raz.
Volkswagen Golf GTI może być lekiem na codzienną uliczną nudę. Jednak największym problemem tego auta jest... wszechstronność. Fot. naTemat
To był jeden z tych motoryzacyjnych testów, kiedy nie do końca wiedziałem, czym przyjdzie mi jeździć. Golfa GTI po prostu trudno umiejscowić w hierarchii. Nie da się go nazwać "zwykłym" Golfem, choćby ze względu na to, że GTI jest o 1,5 cm niższy. Zagłębiając się w szczegóły, bliżej mu do Golfa R, gdzie z rozmachem postawiono na sportowe doznania.
Czytaj także: Ten Golf ma 320 koni mechanicznych. Bywa skrajnie nudny, ale jak odepniesz wrotki, zaczyna się magia
W Golfie GTI, którym jeździłem, kluczową rolę odegrały detale. Obłędny czerwony kolor, a właściwie to "Czerwony "King's Red" Metalik" prezentował się tak, że ludzie odwracali głowy. Trzeba za niego dopłacić ponad 3 tys. zł, ale uwierzcie, warto. Poza tym, ciekawych smaczków nadwozia jest więcej. To m.in. przednia LED-owa listwa, czerwona linia, biegnąca w okolicach zderzaka czy dwie końcówki wydechu. Do tego w paru miejscach znalazły się symbole "GTI", co od razu sugeruje, że to nie jest pierwszy lepszy Volkswagen.
Fot. naTemat

No i szybko połknąłem haczyk. Zobaczyłem zadziorne, świetnie wyglądające auto. Jeśli to miałoby przełożyć się na osiągi, mielibyśmy szybkiego konkurencyjnego hatchbaka. Volkswagen chwali się, że jego moc wywołuje gęsią skórkę.
Fot. naTemat
W rzeczywistości silnik 2.0 TSI o mocy 245 KM pozwala na bardzo dynamiczną jazdę, ale do sportowych doznań było jeszcze daleko. To świetnie brzmiąca jednostka, nawet czasem udało mi się usłyszeć nieśmiały strzał z wydechu, ale Golf GTI nie jest rasowym sportowcem. Żeby podkręcić jego osiągi, w pierwszej kolejności trzeba by wymienić skrzynię biegów, bo 7-stopniowa, automatyczna przekładnia DSG nie nadąża. Dlatego wszelkie slogany o buntowniczej naturze tego auta traktowałbym z dystansem.
Fot. naTemat

Żeby jednak być sprawiedliwym w ocenie, oddam Golfowi GTI co należne. To niezwykle żwawe auto, którym "setkę" wykręcicie w niecałe 6,5 sekundy. Maksymalnie pojedziecie nim 250 km/h. Liczby są obiecujące, ale chyba nie tego oczekiwałem. No bo przecież to miał być agresor, wręcz drogowa żyletka.


Tak, Golf GTI potrafi błyskawicznie wyrwać spod świateł. Świetnie manewruje się nim w mieście, gdzie można wcisnąć się w każdą lukę na sąsiednim pasie. Nawet zdarzy mu się fajnie "zafurczeć", kiedy dociśniecie gaz. Mimo wszystko, brakuje w tym charakteru. Ba, ktoś może poczuć się nawet oszukany, jeśli za bardzo wziął sobie do serca reklamowe chwyty.
Fot. naTemat
Kiedy testowałem Golfa GTI, miałem chwile zachwytu, pomieszane z kręceniem głową. Wybrałem się nim z Warszawy do Gdańska, by realnie ocenić możliwości w trasie. Byłem naprawdę zaskoczony, jak wygodnie dało się podróżować tym sztywno zawieszonym autem. Rewelacyjne okazały się przednie fotele, w środku nie mogłem narzekać na brak miejsca.

Nawet z tyłu było dość przestronnie, więc komfortowa podróż w cztery osoby jak najbardziej wchodziła w grę. Ja miałem tylko jednego pasażera i skromne bagaże, więc nawet nie zdążyłem odczuć żadnej ciasnoty. Bagażnik na 374 l pojemności sprawdził się idealnie.
Fot. naTemat
Z perspektywy kierowcy kolejne zaskoczenie – pozycja na przednim siedzeniu jest raczej mało sportowa. W Golfie GTI rozłożyłem się tak wygodnie, że bez obolałych pleców przejechałbym całą Polskę.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Wnętrze wyglądało znajomo, bez jakiejś rewolucji. Z kolei wyposażenie w moim aucie było nieźle rozbudowane. Miałem w pełni cyfrowy kokpit, ze specjalną szatą graficzną dla GTI, wyświetlacz Head-up Display, 3-strefową klimatyzację, podgrzewane fotele czy cały pakiet systemów wspomagających. Te ostatnie, jak to w nowych Volkswagenach, były trochę nadaktywne, jednak ostatecznie można przymknąć na to oko.
Fot. naTemat
Na minus zaliczyłbym działanie multimediów, które zawieszały się w czasie pracy, głównie kiedy korzystałem z Apple CarPlay. Podobny problem miałem podczas testu Caddy California, w którym znalazł się ten sam nowy system. Tam ewidentnie coś zgrzyta i wymaga dopracowania.
Fot. naTemat
Prawdziwą huśtawkę nastroju Golf GTI gwarantuje w przypadku zużycia paliwa. W mieście, w sportowym trybie wahało mi się między… 11-12 litrów. Delikatniejsza obsługa pedału gazu to zejście o jakiś litr. Dużo lepiej wyglądało to w trasie, bo w drodze powrotnej do Warszawy wyszło mi średnio nieco ponad 7 litrów. Gdybym poruszał się tylko drogami krajowymi, pewnie udałoby mi się zejść w okolice 6,5 l, głównie dzięki wspomnianej skrzyni DSG, która akurat sprzyja oszczędzaniu paliwa.
Fot. naTemat
Wszystko co najlepsze w Golfie GTI kojarzy mi się z trybem sport. Charakterystyka zawieszenia, dźwięk silnika, wyczuwalna precyzja układu kierowniczego. Volkswagen świetnie zbierał się w zakrętach, a duża zasługa w tym zapewne blokady mechanizmu różnicowego przedniej osi. Ten bajer najlepiej byłoby jednak sprawdzić na jakiejś górskiej serpentynie.

Zajrzyjmy do cennika. Za Golfa GTI w bazowej wersji aktualnie trzeba zapłacić prawie 147 tys. To ukłon marki w stronę klientów i promocyjna cena, bo normalnie wyłożycie blisko 153 tys. zł. Oczywiście to koszt bez dodatków, a w moim testowym egzemplarzu takich opcji za dopłatą nazbierało się za… ponad 45 tys. zł. Auto, którym jeździłem było warte blisko 200 tys. zł.
Fot. naTemat
Czy da się taniej? No pewnie, ale dużo nie zaoszczędzicie. Zakładam, że większość klientów chciałaby mieć np. nowoczesne światła LED czy kamerę cofania. To wszystko wchodzi w skład wyposażenia za dopłatą.

Wyobrażam sobie, jak w Volkswagenie mogli pracować nad nowym Golfem GTI. Widzę to tak, że jedni chcieli zrobić rasowego sportowca z adaptacyjnym zawieszeniem i fajnymi osiągami. Drudzy woleli postawić na komfort i sprawić, że każdy przeciętny kierowca poczuje się w nim co najmniej tak dobrze jak w kultowym Passacie. No i ostatecznie upchnięto wszystko w jedno, a ja nie podejmę się oceny, dla kogo ten samochód właściwie powstał.
Fot. naTemat
Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę napisać, że wyszło kiepskie auto, bo komuś za bardzo wkręciło się w głowie słowo "wszechstronność". Golf GTI dał mi sporo radości przez tydzień wojaży po Polsce, mimo że czasami marudziłem na wytknięte już oczywiste wady. Chodzi mi jednak o kierunek, w jakim to poszło. Dopisek GTI zobowiązuje do czegoś nacechowanego w jedną stronę. W tym przypadku powinny być to rasowe, sportowe doznania, nawet delikatnie kosztem komfortu jazdy.

Na kontrze myślę jednak, że w końcu to Golf R ma być tym prawdziwym dawcą emocji. Może właśnie Volkswagen idealnie dopełnił swoją ofertę autem, które jest takie… pośrednie? To już ocenią potencjalni nabywcy, którzy na rynku mają z czego wybierać. Golf GTI nie ma łatwo, bo np. konkurencyjny i zachwalany z każdej strony Hyundai i30 N jest do zgarnięcia sporo taniej.

Volkswagen Golf GTI na plus i minus:

+ Wizualnie to świetnie narysowany i podrasowany Golf
+ Przestronne i minimalistyczne wnętrze
+ Zaskakująco wygodny w trasie
+ Brzmienie silnika
+ Zwrotność, dynamika jazdy
- Spalanie w mieście
- Mało w nim prawdziwego sportowego charakteru
- Cena z dodatkami jest zaporowa

Czytaj także: Germański paker: nowy Golf Variant urósł tak bardzo, jakby korzystał nielegalnie z siłowni

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut