Zamiast "Vogue'a" - śmieci na ulicach i tandetne breloczki. Syndrom paryski dotyka turystów w Paryżu

Ola Gersz
Spokojnie, syndrom paryski nie ma nic wspólnego z niepokojącym syndromem sztokholmskim. Może jednak napsuć krwi – wymarzona podróż do Paryża zamienia się w pasmo rozczarowań, gdy okazuje się, że Miasto Świateł zupełnie nie przypomina idylli z filmów i spotów reklamowych Diora. I wbrew powszechnemu przekonaniu nie dotyczy to jedynie Japończyków.
Paryż nie zachwyca każdego, a rozczarowanie potrafi być duże Fot. Pexels / Daria Shevtsova
– O podróży do Paryża marzyłam od dzieciństwa. Namiętnie oglądałam filmy dziejące się w stolicy Francji, czytałam przewodniki turystyczne, słuchałam Edith Piaf. Wyobrażałam sobie nieskazitelnie piękne, zabytkowe miasto, po którym przechadzają się artyści i zakochane pary, a z każdego miejsca widać rozświetloną Wieżę Eiffla – opowiada Karolina, romanistka.


Kiedy trzy lata temu Karolina w końcu pojechała do Paryża, uderzył ją kontrast. – Paryż w mojej wyobraźni i kulturowej świadomości to wykadrowany i przefiltrowany obraz prawdziwego miasta. Usilnie próbowałam poczuć magię, zachwycić się, zobaczyć to, co pokazują mi kino oraz Intstagram, ale poległam. Wyjechałam rozczarowana, podłamana i ze złamanym sercem – wyznaje.

Karolina nie jest w tym uczuciu odosobniona. Oto syndrom paryski
– rozczarowanie Miastem Światłem, które może przybrać znacznie poważniejszą formę i... rozbić marzenia w pył.

Czym jest syndrom paryski?

Nazwę "syndrom paryski" ukuł w 1986 roku japoński psychiatra Hiroaki Ota, który pracował w szpitalu Sainte-Anne w Paryżu i syndromowi poświęcił całą książkę. Ota, który przyjmował również turystów ze swojej ojczystej Japonii, zauważył, że wielu z nich skarży się na objawy, które przypominają szok albo depresję. Wszystkie pojawiły się po przyjeździe do francuskiej stolicy.

Jakie to objawy? Hiroaki Ota wyróżnił: niepokój, przyspieszony puls, duszności, zawroty głowy, pocenie się i wymioty, a nawet halucynacje, urojenia, depersonalizację i derealizację. U każdego syndrom mógł przejawiać się jednak inaczej. Mimo że pacjentów przybywało – głównie z Japonii, chociaż głośno było również o m.in. Chińczykach – to syndrom paryski nigdy nie został zakwalifikowany jako zaburzenie psychiczne.

Nie mówimy jednak o zawrotnej liczbie poszkodowanych. – W ciągu roku odnotowuje się około 20 przypadków syndromu i dzieje się to od kilku lat – powiedział w 2006 roku w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Guardian" Miyupi Kusama z ambasady Japonii w Paryżu. Tymczasem, jak wskazują badania przeprowadzone przez GlobalData, stolicę Francji każdego roku (pomijając oczywiście okres pandemii COVID-19) odwiedza około 1,1 milionów Japończyków.

Podczas gdy o syndromie mówi się w kontekście turystów z Japonii i innych krajów azjatyckich, to w łagodnej formie może on dotknąć każdego, niezależnie od narodowości. Rozczarowanie Paryżem, które manifestuje się smutkiem i przygnębieniem, odczuwa dziesiątki osób, które przyjechały do Miasta Świateł na krótkie wakacje lub dłuższy pobyt. Filmowy przykład? Bohater "O północy w Paryżu" Woody'ego Allena z 2011 roku, który tak bardzo nie mógł odnaleźć się w faktycznym mieście, że... uciekł do przeszłości.
Filmy karmią nas wyidealizowanym obrazem ParyżaFot. Kadr z filmu "Ratatuj"

Wino nad Sekwaną i mili Francuzi

Ale skąd to rozczarowanie, które może przybrać aż tak poważną formę? Autorzy artykułu "Les Japonais en voyage pathologique à Paris: un modèle original de prise en charge transculturelle" ("Japończyk w patologicznej podróży do Paryża: oryginalny model opieki transkulturowej) opublikowanego w 2004 roku we francuskim czasopiśmie "Nervure" wyróżnili cztery przyczyny syndromu paryskiego: barierę językową, różnice kulturowe, zmęczenie oraz wyidealizowany obraz francuskiej stolicy.

Trzy pierwsze odgrywają kluczową rolę właśnie w przypadku turystów z Japonii. Nieznajomość języka francuskiego i niechęć wielu Francuzów do posługiwania się powszechniejszą angielszczyzną, swoboda i otwartość paryżan szokujące wychowanych w bardziej formalnej kulturze Japończyków oraz wyczerpanie po wielogodzinnym locie i jet lag mogą wywołać konsternację, zagubienie i poczucie samotności.

Jednak to wyidealizowany obraz Paryża jest głównym powodem rozczarowania turystów – nie tylko Japończyków, ale również innych narodowości, w tym polskiej. – Czasopisma karmią fantazje Japończyków, którzy myślą, że wszędzie są modelki i kobiety ubrane w Louis Vuitton – mówił w kontekście turystów z Japonii Mario Renoux, przewodniczący Francusko-Japońskiego Stowarzyszenia Lekarskiego, w 2004 roku we francuskiej gazecie "Libération".

Z kolei w 2014 roku w "Bloombergu" Jean-Francois Zhou, prezydent związku chińskich biur podróży we Francji, mówił o swoich rodakach: "Chińczycy romantyzują Francję, znają francuską literaturę i francuskie historie o miłości... Jednak niektórzy zalewają się łzami i zarzekają się, że nigdy nie wrócą do Paryża".
Faktycznie, Paryż jest miastem wyidealizowanym przez kulturę, popkulturę i media do potęgi. Berety, bagietki i makaroniki, kawiarnie pełne uśmiechniętych kelnerów, artyści pijący wino nad Sekwaną i dysputujący o sztuce, zadbane trawniki, eleganckie budynki, stylowe Paryżanki jak z łamów "Vogue'a"... Słowem: szyk, prestiż i kultura. O magii i miłość w paryskim powietrzu nie wspominając. Potem jedziemy do Paryża i jesteśmy pewni, że będzie jak w "Zabawnej buzi" z Audrey Hepburn, "Amelii", animowanym "Ratatuju" czy spotach reklamowych Diora w reżyserii Sofii Coppoli.

Oczekiwania a rzeczywistość

Tyle oczekiwania, a rzeczywistość? Tłumy turystów, duszne i zatłoczone wagony metra, korki, śmieci, przestępczość i bezdomność, nieuprzejmi Francuzi oraz maleńka Mona Lisa w Luwrze. Zamiast wykwintnych dań w paryskich restauracjach jemy kebaby w ulicznych budkach, bo na nic innego nas nie stać, publiczna toaleta na Polach Elizejskich kosztuje 4 euro, a nad Sekwaną śmierdzi moczem.

To właśnie spotkało romanistkę Karolinę, która marzyła o Paryżu od dzieciństwa. – Moulin Rouge okazał się brzydkim budynkiem wtopionym w nieciekawą ulicę, Wieża Eiffla była tak daleko, że żeby ją zobaczyć, trzeba było jechać metrem, a cały chodnik pod symbolem Francji zawalony był stoiskami z kiczowatymi miniaturkami wieży za kilka euro. Liczyłam na to, że chociaż dzielnica artystów Montmartre mnie nie zawiedzie, ale było tylu turystów, że ani nie mogłam spokojnie się przejść, ani zrobić zdjęcia, ani usiąść w kawiarni – żali się.
Czytaj także: Urocza bajka na złe czasy. "Emily w Paryżu" to wstydliwa przyjemność, jakiej dziś potrzebujemy
To rozczarowanie Paryżem wcale nie oznacza oczywiście, że jest to brzydkie miasto, do którego nie warto jechać. Nic z tych rzeczy – każde miasto ma swoje lepsze i gorsze strony. Przepaść między obrazem francuskiej stolicy w naszych głowach a tym faktycznym jest jednak tak duża, że negatywnie wpływa to na nasze wrażenia. – Doceniłabym Paryż znacznie bardziej, gdybym nie spodziewała się tęczy i jednorożców – zauważa Karolina.

W tym sęk. Zanim pojedziemy do Paryża, lepiej nie oglądajmy filmów o "tym pięknym, magicznym Mieście Świateł", a obejrzyjmy treści o prawdziwej twarzy tego niezwykłego miasta, jak filmy dokumentalne czy relacje na YouTube. Później sobie za to podziękujemy.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut