Jeden tydzień, trzy interwencje policji, trzech zmarłych mężczyzn. Co dzieje się na Dolnym Śląsku?

Aneta Olender
– Rządzący postanowili, żeby wszystkich, którzy zaczynali jeszcze w PRL-u, wysłać na emeryturę. To był ewidentny błąd, bo w ten sposób wytracono całą masę doświadczonych, dobrych policjantów, którzy jeszcze chcieli służyć – mówi nadinsp. Adam Rapacki. Byłego zastępcę komendanta głównego policji pytamy o to, co zawiodło w przypadku policyjnych interwencji, po których zmarło trzech mężczyzn.
Protest przeciwko brutalności policji we Wrocławiu. Fot. Krzysztof Kaniewski/REPORTER

30 lipca

25-letni Ukrainiec Dmytro Nikiforenko podczas interwencji policji we wrocławskiej izbie wytrzeźwień miał być obezwładniany gazem, okładany pięściami i pałką oraz duszony przez policjantów i pracownika izby. Okoliczności śmierci mężczyzny ujawniła "Gazeta Wyborcza".

1 sierpnia

29-letniego Łukasza Łągiewkę funkcjonariusze mieli potraktować wyjątkowo brutalnie podczas akcji w jednym z bloków przy ulicy Słonimskiego we Wrocławiu, gdzie mężczyzna się zabarykadował. Jak ujawniła "Gazeta Wyborcza", był w depresji. Od tygodnia nie wychodził z kawalerki na czwartym piętrze kamienicy, do bliskich wysyłał dziwne SMS-y.


Mimo komplikacji – jeden z policjantów miał krzyknął, że 29-latek ma nóż – nie zdecydowano się wezwać negocjatora. Kiedy mundurowi wdarli się do mieszkania, powalili 29-latka na ziemię. Jego bliscy relacjonowali, że jeden policjant przyklęknął mu na szyi i przyduszał. Obezwładniony mężczyzna miał też być uderzony w głowę. Łukasz zmarł w szpitalu dzień później.

6 sierpnia

34-letni Bartosz S. zmarł w Lubinie na Dolnym Śląsku po interwencji policji. Tragiczne wydarzenia rozegrały się 6 sierpnia. Policja została powiadomiona o agresywnym mężczyźnie rzucającym kamieniami w okna zabudowań. Na drastycznym filmie, który krążył po sieci widać, w jaki sposób policjanci dokonali zatrzymania mężczyzny – funkcjonariusze ściskali zatrzymanego za kark, aż ten przestał się ruszać.

Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem policji, mężczyznę z miejsca zdarzenia zabrało pogotowie ratunkowe. Po dwóch godzinach policjanci mieli dostać informację o tym, że zatrzymany zmarł.

Od 30 lipca do 6 sierpnia, czyli mniej więcej w trakcie jednego tygodnia zmarły trzy osoby, wobec których interweniowali policjanci z dolnośląskiej policji. Co zawiodło?

Nadinsp. Adam Rapacki: Na razie trudno mówić, że coś zawiodło, ponieważ nie znamy wyników sekcji zwłok. Dopiero po ustaleniu przyczyn zgonu będzie można stwierdzić, czy był on spowodowany urazami, do których doszło w wyniku interwencji podejmowanej przez policjantów, czy zażyciem jakiejś substancji psychoaktywnej, która spowodowała np. zator serca.

Rzeczywiście dla policji dolnośląskiej jest to fatalny ciąg zdarzeń. Natomiast trudno teraz mówić o tym, że zawiniła policja. Na pewno każdą z tych spraw trzeba oceniać indywidualnie, przyjrzeć się samemu przebiegowi interwencji policyjnej, temu, czy przyczyniła się ona w jakiś sposób do zgonu, czy też nie.

Ważne więc jest to, żeby teraz to wyjaśniać w sposób obiektywny, niezależny, nie emocjonalny, a czysto pragmatyczny, profesjonalny. To jest rola prokuratury, jak i również wewnętrznej kontroli policyjnej, która sprawdzi działanie interweniujących policjantów – czy było ono zgodne z przyjętymi procedurami interwencji.

Muszą to rzetelnie i szybko wyjaśnić, bo im szybciej, mądrzej to wyjaśnią, tym większe prawdopodobieństwo, że nie będzie później tego ogona niedomówień.

Minister Kamiński podczas poniedziałkowej konferencji mówił, aby nie wyciągać pochopnych wniosków, nie przesądzać o winie policjantów, poczekać na efekt działań prokuratury, czy też wewnętrznych postępowań. Jednak ostatnie wydarzenia sprawiają, że mówi się o coraz większej brutalności policji, o agresji.

Absolutnie nie podzielam tego poglądu. Kiedy porównuję działania polskiej policji do działań innych policji – zachodnioeuropejskich, bo nie mówię o Białorusi, o krajach niedemokratycznych – to na pewno nie jest ona brutalna w swoich działaniach. Policjanci mają świadomość, szczególnie w ostatnim okresie, że wszyscy mają telefony z aparatami i rejestrują każdy krok.

Tu nie mamy do czynienia z brutalnością. Owszem, mogą pojawić się przypadki indywidualnego, nieumiejętnego interweniowania – przyduszanie kogoś i inne tego typu zdarzenia. Aczkolwiek o przypadkach z Dolnego Śląska nie chciałbym mówić dopóki nie będą wyjaśnione przez niezależną prokuraturę.

Nie mam jednak wątpliwości, że coraz popularniejsze są różnego rodzaju używki. Pod ich wpływem są szczególnie młodzi ludzie. Często chodzi nawet nie o tradycyjne narkotyki, chodzi o mieszanki psychoaktywne, których zażycie może skutkować zaburzeniami organizmu i na pewno jakimiś irracjonalnymi zachowaniami.

Obserwowaliśmy to w Lubinie. Tam ewidentnie było widać, że człowiek jest pod wpływem środka psychoaktywnego, że zachowuje się irracjonalnie, że jest agresywny. Takie środki powodują również pobudzenie, zwielokrotniają siłę – co też powoduje, że policjanci mają problemy z obezwładnieniem takiej osoby. Jest bardzo prawdopodobne, że gdyby jakaś osoba nie było pod ich wpływem, udałoby się ją zatrzymać i stłumić opór.

Nie wiemy także, w przypadku sytuacji, o których rozmawiamy, jak wyszkoleni byli policjanci, jaki mieli staż, doświadczenie zawodowe. Mimo tego na pewno nasuwa się jeden fundamentalny wniosek: trzeba wydłużyć szkolenie i lepiej szkolić policjantów, którzy przychodzą do służby.

Dzisiaj, szczególnie w okresie pandemii, pierwszy kurs przygotowawczy policjanta do służby trwa niespełna trzy miesięcy. To zdecydowanie za krótko, żeby można było wyszkolić funkcjonariusza i wypuścić go na ulicę. Moim zdaniem powinno to być minimum pół roku. W niemieckiej policji ludzie są szkoleni dwa lata i dopiero po tym czasie idą do służby gdzieś na ulicę.

To oznacza, że podczas interwencji brakuje doświadczonych funkcjonariuszy, którzy w jakiś sposób dowodziliby akcją? Wtedy scenariusze, o których dziś rozmawiamy, byłyby inne?

W patrolu dwuosobowym pewnie był policjant który miał dłuższy staż. Jeden zawsze jest kierownikiem, dowódcą patrolu. Trudno mi jednak powiedzieć, jak było w tych konkretnych sytuacjach, jak byli przygotowani konkretni funkcjonariusze.

Wiele osób myśli, zwłaszcza jeśli filmuje się interwencję, że policjant ma jakieś cudowne moce i siły, że obezwładni przeciwnika dwa razy większego od siebie, że rzuci go delikatnie na glebę i nic mu się nie stanie. Jednak każdy, kto trochę walczył, uprawiał jakieś sporty walki, wie, że gdy po drugiej stronie jest wytrenowany przeciwnik, to stosowanie chwytów obezwładniających wygląda słabo.

Policjanci muszą ćwiczyć więcej, doskonalić umiejętności, żeby radzić sobie w takich sytuacjach, czyli kolejną ważną kwestią poza szkoleniem jest sprawność fizyczna i umiejętność rzeczywistej walki w konfrontacji z przeciwnikiem.

W praktyce wszystko zależy od indywidualnych działań samego policjanta, są policjanci już w służbie, którzy systematycznie trenują i są sprawni, a są tacy, którzy na szkoleniu podstawowym mieli jakieś zajęcia, a później nigdy tego nie odtwarzali, więc są słabo przygotowani do interwencji.

Komendant miejski policji we Wrocławiu zdecydował o wszczęciu czynności wyjaśniających w sprawie interwencji wobec 25-letniego Ukraińca, który trafił do izby wytrzeźwień. Zawieszono czterech funkcjonariuszy, a wobec dwóch z nich wszczęto procedurę w kierunku wydalenia ze służby. Powodem było m.in. podejrzenie zastosowania przez nich środków przymusu bezpośredniego nieadekwatnie do sytuacji. Oznacza to chyba, że coś jest na rzeczy w tej historii.

Jeżeli komendant po wczesnym wyjaśnieniu zdecydował, że zostały popełniono nieprawidłowości, to pewnie coś jest na rzeczy. Gdzieś pewnie nastąpiło naruszenie przepisów prawa, czy przepisów resortowych w zakresie stosowania środków przymusu. Tam, gdzie prawo zostało złamane, tam będzie trzeba ponieść konsekwencje. Nie ma przyzwolenia na łamanie prawa.

Zdaję sobie sprawę, że człowiek, który jest pod wpływem środków odurzających ma mnóstwo siły, ale obraz jest taki, że 9 osób rzuca się na jednego człowieka i ten umiera. Poza tym nagrania z monitoringu, według dziennikarskich relacji, mają pokazywać, że podjęte środki rzeczywiście były nie do końca uzasadnione. Można było te interwencje przeprowadzić inaczej?

Policjanci już na początkowym etapie szkolenia są uczeni, jak przeprowadzać interwencje z wykorzystaniem chwytów policyjnych, z użyciem pałek. Tego typu szkolenia są, ale to są szkolenia, które powinny być kontynuowane w późniejszych etapach. Tak jak już mówiłem, policjanci powinni także dalej dbać o swoją sprawność fizyczną.

Będzie trzeba się zastanowić, czy to robią, na ile w policji funkcjonuje system doskonalenia zawodowego, jak gdyby samokształcenia. Szefowie poszczególnych jednostek policyjnych powinni tworzyć warunki do tego, żeby policjanci mogli sprawność utrzymywać i ją podnosić, a później także tego wymagać. Po to też są co roku egzaminy sprawnościowe – mają zmusić do ćwiczeń.

W historiach z Dolnego Śląska mówi się też o duszeniu mężczyzn, wobec których podejmowana była interwencja. Czy duszenie, naciskanie kolanem głowy, szyi itd., jest dopuszczalne?

Te tzw. chwyty policyjne powinny być w miarę bezpieczne dla osoby, w stosunku do której są stosowane, więc elementy duszenia nie są dozwolone. Chociaż w sportach walki, np. w judo, elementy duszenia są technikami obronnymi. Są czasami wykorzystywane po to, żeby obezwładnić przeciwnika.

Chwyty policyjne są też trochę mało praktyczne – mają wyrządzać jak najmniejszą szkodę – trudno wyobrazić sobie policjanta ważącego 70 kg, który stara się obezwładnić silnego, dwumetrowego, 140-kilogramowego gościa chwytem policyjnym.

Walczyłem i na macie, i na ulicach, więc wiem, że czasami nie tylko trzeba zastosować chwyt, że czasami trzeba uderzyć. Techniki stosowane przez policję też powinny być aktualizowane tak, żeby mogły być skuteczne i w miarę bezpieczne dla wszystkich stron.

W czasie interwencji wymaga się od policjanta przemyślanego działania, ale czasami zamiast tego widać chaos.

Znowu kłania się element szkolenia. Policjanci powinni – po części są, ale tego też jest trochę mało – być szkoleni w zakresie komunikacji z obywatelem, komunikacji werbalnej. Na to powinien być położony większy nacisk w procesie szkolenia policji.

Interwencje nie zawsze muszą być siłowe, agresywne. Można to samo załatwić w sposób pokojowy, czasami można odstąpić od jakiegoś działania. Były przecież i takie przypadki, że ktoś się nie zatrzymał do kontroli, policjanci zaczęli strzelać za odjeżdżającym, trafili i zabili tego kogoś. O interwencji trzeba myśleć. Do tego potrzeba trochę doświadczenia, umiejętności i szkolenia.

A może warto wezwać na miejsce negocjatora? O tym mówiono choćby w przypadku 29-letniego Łukasza Łągiewki.

W sytuacji, kiedy ktoś jest zabarykadowany i grozi np. samobójstwem, powinno się wzywać negocjatorów. To są przygotowani ludzie, o silnych nerwach i dobrze przeszkoleni, którzy próbują w sposób pokojowy rozładować emocje.

To często jest lepsze rozwiązanie niż interweniowanie szybko, na siłę. Chociaż podkreślam, oceniamy to hipotetycznie, bo nie wiemy, jak wyglądało to w tej konkretnej sytuacji. Nie wiemy, czy tam był czas na to, żeby negocjator dojechał.

Za moich czasów w każdej komendzie powiatowej byli przygotowani funkcjonariusze, tacy nieetatowi, negocjatorzy, mediatorzy. Byli i na tego typu działania wyjeżdżali.

Opieram się na tym, co mieli mówić świadkowie, a wskazywali na to, że podczas interwencji wobec zabarykadowanego mężczyzny, jeden z policjantów był wręcz podekscytowany akcją, nie chciał odpuścić.

Wśród policjantów są różni ludzie, mają różne predyspozycje i różną odporność na stres, więc mogą zdarzyć się i tacy. Wszystko to jednak musi być skrzętnie wyjaśnione. Jeżeli naruszono prawo, to ktoś musi ponieść konsekwencje. Nie można jednak wydawać wyroków przedwcześnie.

Test psychologiczny jest przeprowadzany tylko podczas egzaminów wstępnych do policji?

Na etapie przyjęcia do policji kandydaci przechodzą badania przeprowadzane przez psychologów, psychiatrów. Tam też następuje spory odsiew osób, które potencjalnie mogą przysporzyć kłopotów. Jeśli pojawiają się problemy, to w trakcie późniejszej pracy też są psychologowie do dyspozycji.

Był pan m.in. zastępcą komendanta głównego policji, komendantem wojewódzkim policji we Wrocławiu, a później także podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji w rządzie Donalda Tuska odpowiedzialnym za nadzór nad policją. Wtedy też zdarzało się tak dużo, w tak krótkim czasie, dramatycznych historii?

Nie, za moich czasów nie było zbiegu takiego ciągu wydarzeń. Aczkolwiek były tragiczne sytuacje, ekstremalne, np. przestępcy w sądzie ostrzelali policjantów.

Niektórzy policjanci, także ci, którzy już są na emeryturze, wskazują, że problemem jest także to, że brakuje doświadczonych policjantów, więc nie ma kto uczyć nowych?

Tak, wymiana kadrowa jest spora. Aż się prosi, żeby funkcjonariusze dłużej pracowali i żeby ta wymiana była jednak płynna. Policjanci zbyt wcześniej odchodzą na emerytury. To było też spowodowane politycznymi argumentami.

Kiedy jest duża fala odejść, trzeba przyjąć dużo nowych ludzi. Wtedy rzeczywiście jest problem z tym, przy kim nowi mają się uczyć.

Kiedyś dobrze przyjętym zwyczajem był funkcjonowanie mistrz-nauczyciel i jego uczniowie, przy nim młodzi zdobywali szlify. Dzisiaj, w szczególności w dużych miastach, wymiana kadrowa zachwiała tym całym procesem.

Jeśli mówimy o kwestiach politycznych, to te odejścia nasiliły się w ostatnich latach?

Tak, tak, szczególnie w okresie 2015-2016. Rządzący postanowili, żeby wszystkich, którzy zaczynali jeszcze w PRL-u, wysłać na emeryturę. To był ewidentny błąd, bo w ten sposób wytracono całą masę doświadczony, dobrych policjantów, którzy jeszcze chcieli służyć.

A zaufanie do policji spada coraz bardziej.

Policja będzie musiała ciężko pracować, żeby to zaufanie odbudować, bo rzeczywiście spadło. Śmieszne jest także to, że nikt nie podaje wyników opinii publicznej dotyczących tej kwestii. Te badania prowadzone są za pieniądze publiczne, więc wyniki powinni być upublicznione.
Czytaj także: Chwile grozy we Wrocławiu. Podejrzany uciekając przed policją o mały włos nie potrącił dziecka