"Na 300 uczniów zgłosiło się troje rodziców". Zapytaliśmy dyrektorów o akcję szczepień w szkołach

Katarzyna Zuchowicz
Ze szkół z różnych stron Polski dochodzą sygnały o kolejnych klasach, które trafiły na kwarantannę, bo uczeń lub nauczyciel był zakażony koronawirusem. Tymczasem każdego dnia słyszymy, że rodzice wciąż mają opory przed szczepieniem dzieci. – Łapię się za głowę. Wynik jest bardzo słaby – mówi nam dyrektor jednej ze szkół. Oto jak w praktyce wygląda wielka akcja szczepień, która właśnie odbywa się w szkołach.
Jak wygląda akcja szczepienia w szkołach? Tłumów chętnych nie widać. fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER/East News
Marek Wąsik, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 34 im. Józefa Malewskiego w Olsztynie, 2 września wysłał do wszystkich rodziców maila. Nie chciał wchodzić z nimi w dyskusję, czy szczepienie jest sensowne i czy warto się szczepić, czy nie. Poprosił tylko o odpisanie na maila i deklarację ws. szczepienia.

– Mamy tysiąc uczniów, w tym około 300 uczniów z klas, którzy podlegaliby szczepieniu. Do tej pory zgłosiło się 3 rodziców. Otrzymałem też maile od rodziców, którzy wyrażali wątpliwość, czy taka akcja jest zgodna z prawem i stwierdzali, że nie życzą sobie, by ich dziecko było w jakikolwiek sposób mobbingowane. A cztery osoby zgłosiły, że ich dzieci są szczepione. Reszta cisza, żadnych komentarzy – mówi naTemat.


Rodzice mają jeszcze czas do końca tygodnia. – Spodziewałem się, że jednak liczba chętnych jest większa. Nie wiem, jak to tłumaczyć. Czy są to obawy? Czy po prostu brak zainteresowania? – zastanawia się dyrektor olsztyńskiej szkoły.

– Nawet nie wiem, ilu nauczycieli się zaszczepiło. Zakładam, że jest to większość, ale to tylko moje przypuszczenia. Biorąc pod uwagę również to, jakie jest zainteresowanie rodziców i samych dzieci szczepieniami, to sytuacja jest niekorzystna. Rozmawiamy o tym z nauczycielami, jak będzie taka konieczność, będziemy gotowi na zdalne nauczanie – mówi.

Zgłosiło się mniej niż 10 rodziców


Z różnych miejsc w Polsce docierają podobne sygnały. Mimo akcji informacyjnej, kontaktu z rodzicami, komunikatów na zebraniach, najczęściej nie widać tłumu chętnych.

"W świętokrzyskich szkołach niestety, chętnych brakuje", "Na Warmii i Mazurach niewielu chętnych", "Na Śląsku zainteresowanie akcją jest znikome" – podają lokalne media.

Na ogół zgłasza się po kilka, kilkanaście chętnych osób, a bywa, że nikt.

– Chęć szczepienia dzieci zadeklarowało u nas mniej niż 10 rodziców – słyszę w jednej ze szkół podstawowych w Zamościu, która liczy ponad 500 uczniów.

W Kielcach: – Na 270 uczniów zgłosiło się ponad 20 rodziców.

W Lutowiskach w Bieszczadach: – Mamy kilka deklaracji, jeszcze nie wszyscy rodzice oddali, jeszcze czekamy, może będzie więcej. Uczniów powyżej 12. roku życia jest u nas 70. Myślę, że będzie ok. 20 proc. deklaracji.

– U mnie w szkole jest 14 uczniów, którzy zgłosili się na szczepienia. W szkole jest ponad 400 uczniów, którzy w tym roku skończyli lub skończą 12 lat – mówi naTemat Anna Satuła, dyrektor SP 12 w Białymstoku. Jednak zaznacza i bardzo mocno podkreśla, że ten odsetek nie jest wiarygodną informacją, gdyż nikt nie wie, ile tak naprawdę dzieci jest już zaszczepionych, bo nikt nie ma obowiązku o tym informować. Niektórzy dyrektorzy wręcz przekonują, że u nich dużo dzieci jest już zaszczepionych, bo rodzice sami wcześniej o to zadbali. – Wiem od wychowawców, że w tych klasach, w których dzieci nie są szczepione w szkole, w większości były zaszczepione wcześniej – mówi jeden z nich.

I oczywiście tak może być. Jednak nikt nie wie tego na 100 procent. Nie wszyscy też w to wierzą, a skala zainteresowania w niektórych szkołach, tak czy inaczej, może porażać. – Ja zawsze twierdzę, że zbiorową odporność osiąga się w dwojaki sposób. Albo przez szczepienie, albo przez przechorowanie. Jeżeli nie chcą się szczepić, to wcześniej czy później przechorują. Potwierdzają pewne opinie, że część ludzi gotowa jest umrzeć, a nie ustąpić. Jeżeli wszystkie bajki antyszczepionkowe wykorzystywane są do zdobywania popularności, a z góry wiadomo, że emocjami łatwiej się kieruje niż rozumem, to czego wymagać? – komentuje w rozmowie z naTemat prof. Włodzimierz Gut, epidemiolog.

– Trzeba pamiętać, że poniżej 12. roku życia na razie szczepionki nie ma, w związku z tym wśród tych dzieci będzie krążył COVID-19. I one też poniosą konsekwencje. To postcovidowe następstwa, tzw. długotrwałe. Jakie? Każdy ma wybór, może przeczytać, jakie są to następstwa. A jak mu się nie chce czytać, to musi przeprowadzić eksperyment – dodaje wymownie.

Kolejne klasy na kwarantannie


Pojawiają się informacje o kolejnych klasach, które trafiły na kwarantannę. Na Warmii i Mazurach – według danych z 9 września – przebywało na niej ponad 230 dzieci ze szkół i przedszkoli, z czego 150 uczniów w Elblągu, gdy okazało się, że zakażona jest nauczycielka pracującą w dwóch placówkach.

– W 95 proc. źródłem zakażeń są osoby niezaszczepione – przekazał dyrektor wojewódzkiego Sanepidu, Janusz Dzisko.

W Krakowie na kwarantannie przebywali uczniowie szkół podstawowych nr 14 i 111. Trafiło na nią również prawie 170 uczniów szkoły podstawowej nr 50 w Białymstoku. Na warszawskim Ursynowie, po zaledwie 2 dniach nauki, cała ósma klasa musiała z powrotem wrócić do domu, gdy okazało się, że jeden z uczniów jest chory. A nie była to jedyna szkoła w Warszawie i nie jedyna w województwie.

"W związku z potwierdzonym testem przypadkiem COVID-19 w klasie (...) i po konsultacji z PSSE jestem zmuszona zawiesić zajęcia w klasie (...) do niedzieli 19 września. Chore dziecko ostatni raz było w szkole 9 września, a kwarantanna nakładana jest na 10 dni. Od poniedziałku, przez tydzień, klasa ma zajęcia online" – taki komunikat od dyrekcji jednej z placówek przesłał nam czytelnik.

Zdalną naukę zaczęli też uczniowie pojedynczych klas w Radomiu, Bydgoszczy i innych miast. A nie ma jeszcze połowy miesiąca.
Portal Trójmiasto.pl cytuje mamę, która opisuje, że w jednej ze szkół w Gdańsku do zakażenia wystarczyła jedna lekcja wychowania fizycznego: "Niestety wracamy na naukę zdalną. Rozumiem, że dzieci w naszej klasie są za małe na szczepienie przeciw COVID-19, jednak rodzice już na pewno za młodzi na to nie są, a z tego co wiemy, to niestety nie wszyscy dorośli zdecydowali się na taką profilaktykę i teraz każdy z nas ponosi tego konsekwencje".

Powrót na zdalną naukę dotknął także pojedyncze klasy w czterech szkołach w Szczecinie i regionie.

Zakażeni bywają i uczniowie, i nauczyciele.

Tak szczepią w Szczecinie


– Jak czytam, że w Szczecinie kilka klas zostało skierowanych na nauczanie zdalne, to z przerażeniem myślę, żeby to tylko nas nie dotyczyło – mówi naTemat Ewa Zagubień, wicedyrektor SP 37 w Szczecinie. To największa szkoła w mieście. Tylko w klasach siódmych i ósmych jest tu 445 uczniów. Tu na szczepienia rodzice zgłosili aż ponad 70 dzieci.

– Sama byłam zaskoczona. Poza tym część rodziców – choć nie miała takiego obowiązku – oświadczyła, że dzieci już są szczepione lub są po pierwszym szczepieniu. Gdy czytam wypowiedzi dyrektorów innych szkół na portalach internetowych, że 3-4 dzieci się zgłosiło, to byłam zdziwiona, kiedy u mnie przychodziły kolejne deklaracje. Jeszcze dziś nauczycielka przyniosła mi jedną, bo kolejne dziecko zostało zgłoszone. Na wtorek mamy umówionego lekarza – mówi naTemat.

Skąd tu aż takie zainteresowanie?– Może mamy bardziej świadomych rodziców? Nie wiem. Były wywieszone plakaty, nauczyciele mówili o takiej możliwości na zebraniach. Ale od razu na zebraniach były zbierane deklaracje. Rodzice przyszli przygotowani – mówi.

Wicedyrektor przyznaje, że z większym spokojem wchodzi w nowy rok szkolny. – Cieszę się bardzo. Rozmawiam z dziećmi. Pytam, czy chciałyby powrotu do nauczania zdalnego. Absolutnie nie. Bezpośredni kontakt działa w obie strony, inne są relacje, lekcje naprawdę prowadzi się zupełnie inaczej – mówi.

Dodaje, że tłumaczy dzieciom, że warto dbać o siebie, brać odpowiedzialność za siebie i najbliższych. A także, że przez takie zachowanie, jak brak szczepień, możemy trafić na zdalne nauczanie.

Jak wiadomo nie do każdego to trafia.

Trzaskowski: Szczepmy się


Tymczasem to już naprawdę ostatni dzwonek alarmowy, by ci, którzy do tej pory mówili szczepieniom dzieci "nie", wreszcie wzięli to wszystko pod uwagę.

"Im więcej osób zaszczepionych, tym szybciej pokonamy pandemię. Szczepmy się – od tego zależy bezpieczeństwo i zdrowie nasze i naszych bliskich" – zaapelował w poniedziałek prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Przypomniał, że razem z dziećmi zaszczepić się mogą także rodzice i nauczyciele. W całej Warszawie, jak poinformowała wiceprezydent Renata Kaznowska, na szczepienia zgłosiło się ponad 3 tysiące osób, w tym 2 882 uczniów, 73 nauczycieli i pracowników szkoły, a także 168 członków rodzin uczniów lub opiekunów prawnych. W poniedziałek na rządowej stronie gov.pl pojawiły się najnowsze dane. W sumie dyrektorzy zebrali 48 303 deklaracji o chęci zaszczepienia dziecka. Taką chęć zgłosiło też 1490 pracowników szkół i 3380 członków rodzin uczniów.

"Obecnie w skali całego kraju zaszczepionych jest 34,40 proc. uczniów w wieku 12-18 lat" – podano.