"To czyste zło, okropieństwo". Tak Amerykanie potraktowali migrantów w Del Rio
Kilkanaście tysięcy nielegalnych imigrantów głównie z Haiti pojawiło się na granicy USA-Meksyk w połowie września. Przez wiele dni koczowali pod mostem w Del Rio, a świat dowiedział się, jak bardzo Amerykanie nie chcą ich wpuścić do siebie. O pewną analogię z polsko-białoruską granicą nie trudno, choć oczywiście, nie do końca. Dziś w USA po koczowisku nie ma już śladu. Na Joe Bidena spadły gromy. Jak poradzili sobie Amerykanie?
W tym czasie na granicy zmarło kilku imigrantów. Troje utknęło na bagnach. "Chcą ubiegać się o azyl w Polsce. Nie mamy żadnej pewności, że straż graniczna nie wywiezie ich z powrotem do lasu na granicę białoruską" – informowała na Facebooku działaczka Jarmiła Rybicka. Pisała, że takich zgłoszeń codziennie przychodzi mnóstwo.
"Kilkanaście osób, w tym dzieci, które zamarzają, nie są w stanie iść, nie jadły i nie piły nic od wielu dni. Błagają nas o pomoc. To jest kryzys humanitarny – te osoby potrzebują natychmiastowej pomocy medycznej. Uchodźcy są bici przez białoruską straż graniczną, która nie pozwala im zawrócić do Białorusi, gdy wchodzą do Polski, są wywożeni przez naszą straż graniczną z powrotem w głąb lasu na białoruską granicę" – donosiła.
Dramat na granicy USA-Meksyk
W tym czasie na granicy z USA z Meksykiem rozgrywał się inny dramat. I podobnie jak w Polsce, Amerykanie nie bardzo chcieli przyjąć migrantów. W pewnym momencie świat obiegły szokujące zdjęcia, jak służby na koniach ich przeganiają. Jak próbują zawrócić ich w stronę rzeki Rio Grande, która oddziela Meksyk od Teksasu, i nie wpuścić ich na teren USA. W rękach mieli lejce.
Opinie, czy uderzali lejcami ludzi, czy konie, były podzielone, ale zdjęcia i nagrania zrobiły porażające wrażenie.
Na prezydenta Joe Bidena spadły gromy. On sam nazwał nagrania strasznymi i oburzającymi. Przerażeni byli także wiceprezydent Kamala Harris oraz szef Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Alejandro Mayorkas zapowiedział dochodzenie w tej sprawie. Niedługo potem ogłoszono, że konie nie będą już wykorzystywane przez służby graniczne w Del Rio.
Koczowisko pod mostem w Del Rio
Ten kryzys trwał w ostatnich tygodniach równolegle do polsko-białoruskiego. Tu, według różnych ocen, na granicę z Meksykiem przybyło ponad 13 tysięcy migrantów, głównie z Haiti, ale też m.in. z Kuby, wśród nich rodziny z dziećmi, a także kobiety w ciąży. Na nagraniach widać, jak forsowali rzekę Rio Grande i jak wielu ich było. W USA chcieli czekać na azyl.
Dość szybko ruszyły jednak ich deportacje na Haiti.
Niemal jak w Polsce różne organizacje i politycy biły na alarm o nieludzkim traktowaniu tych ludzi. Donoszono, że grozi im katastrofa humanitarna. Upały dochodziły wtedy do 40 stopni C. W mediach były doniesienia o tym, że ludzie mdleli. – Traktowanie Haitańczyków na granicy jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Powstrzymać deportacje natychmiast – grzmiała demokratyczna kongresmenka Cori Bush.
– To, co zobaczyłem to kryzys humanitarny, a nie inwazja – wtórował demokratyczny senator Roland Gutierrez.
Z kolei przeciwnicy imigrantów bili brawa dla służb granicznych. – Opuścili swoje rodziny, ryzykują życiem, przyjechali tu, by nas chronić. Osobiście jestem im bardzo wdzięczny. To nie są źli ludzie, oni są cudowni – mówił o strażnikach jeden z mieszkańców Del Rio stacji Fox News. Inni przekonywali, że strażnicy po prostu wykonują swoją pracę, robią, co w ich mocy.
– Popieramy ich w całości. Proszę, nie kłamcie na ich temat – mówiła inna z mieszkanek na temat doniesień, że służby na koniach biły migrantów. Ludzie byli wściekli, bo z powodu kryzysu zamknięto most graniczny.
Republikanin Tony Gonzales stwierdził na przykład, że służby wykonywały dzieło Boga, próbując powstrzymać migrantów przed przekroczeniem rzeki Rio Grande.
Deportacje na Haiti
Dziś po ludziach i koczowisku nie ma już śladu. Od 19 do 27 września amerykańskie służby wydaliły niemal 4 tysiące migrantów, wśród nich 2300 rodziców z dziećmi. Z USA na Haiti wykonano 37 lotów.
Sprawy ok. 13 tys. osób ma rozpatrzyć sąd. Około 10 tysięcy osób wpuszczono na teren USA, a ok. 3 tysiące zostało zatrzymanych przez służby imigracyjne.
Otwarto też przejście graniczne, które było zamknięte od 17 września.
Ale to nie uspokoiło burzy wokół kryzysu na granicy. W USA zaczęły się dyskusja na temat tego, że do kraju wpuszczono ludzi bez testów na COVID-19.
Na znak protestu ze stanowiska zrezygnował specjalny wysłannik administracji prezydenta Joe Bidena na Haiti. Daniel Foote stwierdził, że nie chce być kojarzony "z nieludzką, kontrproduktywną decyzją Stanów Zjednoczonych o deportacji tysięcy haitańskich uchodźców i nielegalnych imigrantów". Stwierdził, że jego zalecenia w sprawie polityki wobec Haiti zostały zignorowane i odrzucone.
Xochitl Oseguera, przedstawicielka latynowskiej społeczności, pisze w brytyjskim "Guardianie":
"Nasz rząd musi przestać łamać podstawowe prawa człowieka poprzez deportację na Haiti osób ubiegających się o azyl. Zaledwie miesiąc po katastrofalnym trzęsieniu ziemi o sile 7,2 stopnia i niszczycielskiej burzy tropikalnej, które nawiedziły Haiti, zaledwie dwa miesiące po tym, jak prezydent Haiti Jovenel Moïse został zamordowany w swoim domu, deportacje są przerażające i nieludzkie. Nie ma wątpliwości, że Haiti nie jest teraz bezpieczne i że życie tych, których deportujemy, będzie w poważnym niebezpieczeństwie". Czytaj więcej