"Wielu Czeczenów pyta o Mariusza i przekazują pozdrowienia". Oto mniej znana twarz Kamińskiego

Katarzyna Zuchowicz
Nie pierwszy raz internauci przypomnieli jego wystąpienie w Sejmie z 2002 roku, gdy upomniał się o uchodźców z Czeczenii. – Sprawy uchodźców powinny być nam, Polakom, szczególnie bliskie – przemawiał Mariusz Kamiński. Ale Sejm to nie wszystko. – Mariusz pomógł setkom uchodźców dostać się do Polski – wspomina Adam Borowski, który razem z nim ratował Czeczenów. I argumentuje, dlaczego wtedy było inaczej. Oto jak kiedyś działał minister, dziś jedna z głównych twarzy kryzysu na granicy polsko-białoruskiej.
Szef MSWiA Mariusz Kamiński przed laty angażował się w pomoc dla uchodźców z Czeczenii. fot.Zbyszek Kaczmarek/REPORTER
Mariusza Kamińskiego w całej Polsce zna mnóstwo Czeczenów. Ale nie tylko tu.

– Oczywiście, że go znają. W czasie dwóch wojen czeczeńskich Mariusz pomógł setkom uchodźców dostać się do Polski i walczył o przyznanie im statusu uchodźcy. Większość z nich wyjechała potem na Zachód. Podczas moich zagranicznych spotkań z diasporami czeczeńskimi wielu Czeczenów pyta o Mariusza i przekazują pozdrowienia. Pamiętają, co dobrego ich w Polsce spotkało i od kogo – mówi w rozmowie z naTemat Adam Borowski, działacz opozycji antykomunistycznej, szef warszawskiego Klubu Gazety Polskiej, od 2006 roku Honorowy Konsul Czeczeńskiej Republiki Iczkerii w Polsce.


Wspomina: – Znam Czeczenów w prawie każdym państwie tzw. starej Europy. Gdybym miał wyruszyć w podróż po tych państwach, nie musiałbym martwić się o nocleg i wyżywienie. Niektórzy z nich mieszkali u mnie w domu tydzień, miesiąc, dwa. Przez mój dom przeszła rodzina Asłana Maschadowa, między innymi żona syna Anzora z dziećmi czyli wnukami Asłana, mieszkało też wielu bojowników, którzy z bronią w ręku walczyli z Rosjanami.

Czeczenię ma w małym palcu. Jak mówi o sobie, był na pierwszej linii ściągania Czeczenów do Polski, robił wszystko, by ich ratować. Doskonale pamięta, jak przed laty w sprawy czeczeńskich uchodźców zaangażowany był obecny minister spraw wewnętrznych i administracji, wtedy poseł PiS, Mariusz Kamiński.

– Ze wszystkich posłów zaangażował się najbardziej w sprawy czeczeńskie. Jestem za to mu wdzięczny, bo wiem, ile serca włożył w tę pracę. Jeździłem wtedy na przejścia graniczne (najczęściej do Terespola), znając prawo emigracyjne, zmuszałem niejako straż graniczną do wpuszczania uchodźców do Polski. Między innymi pojechaliśmy z kamerami do Terespola, by SG wpuściła ponad setkę uchodźców. I wtedy się udało, mimo że wcześniej kilkakrotnie zawrócono ich na Białoruś – mówi Adam Borowski.
Adam Borowski

Wielokrotnie interweniowaliśmy na granicy. Mariusz Kamiński w tym wszystkim pomagał, też jeździł na granicę. Jako poseł interweniował u przedstawicieli władz. Zawsze dawał wsparcie. Jego pomoc była nie do przecenienia, doskonale rozumiał te sprawy.

Kamiński o uchodźcach w Sejmie


W sprawie czeczeńskich uchodźców Mariusz Kamiński miał też wystąpienie w Sejmie. Internauci już dawno wyciągnęli nagranie z tamtego okresu. Pierwszy raz podczas kryzysu uchodźczego kilka lat temu, teraz – gdy minister Kamiński ma za sobą kuriozalną konferencję prasową "z krową", gdy lecą na niego gromy za dzieci z Michałowa, gdy w ogóle kryzys uchodźczy trwa i on stał się jedną z głównych jego twarzy – w mediach społecznościowych ponownie je "odkopano". – Sprawy uchodźców powinny być nam, Polakom – jak żadnemu innemu narodowi na świecie – szczególnie bliskie. Od 200 lat w każdym pokoleniu tysiące naszych rodaków zmuszonych było wybrać los uchodźcy – przemawiał w Sejmie 21 czerwca 2002 roku Kamiński.

Przypomniał powstania, komunizm. – Dziś, kiedy żyjemy w niepodległym państwie, zdajemy trudny egzamin z naszej przyzwoitości. Czy potrafimy okazać elementarną ludzką solidarność i współczucie ofiarom reżimów, dyktatur i brudnych wojen? Nie może być jednak tak, że cała machina urzędnicza nastawiona jest na wykazanie, iż uchodźca jest oszustem, który chce wyłudzić od naszego państwa jakieś wyimaginowane przywileje – przekonywał. Mówił też o bezduszności urzędniczej wobec uchodźców narodowości czeczeńskiej, informował, że Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość domaga się rozporządzenie o przyznaniu im ochrony czasowej na terytorium Polski do zakończenia konfliktu w Czeczenii.
Mariusz Kamiński
21 czerwca 2002

Nie ma tygodnia, aby nie docierały do nas kolejne informacje o gwałtach, zbrodniach i torturach w obozach filtracyjnych, jakim poddawani są mieszkańcy Czeczenii. Prześladowani są z tego powodu, że są Czeczenami, muzułmanami, mają ciemną karnację i zdecydowana większość z nich wyraża polityczny pogląd, że Czeczenia ma prawo do niepodległości.

– Wtedy Mariusz Kamiński zajmował bardzo otwarte stanowisko wobec uchodźców. To były piękne słowa – komentuje w rozmowie z naTemat poseł Michał Kamiński, który w tamtym czasie należał do Klubu PiS.

– To jest to, co z ludźmi robi współpraca z Jarosławem Kaczyńskim. Jarosław Kaczyński w ciągu lat współpracy najwyraźniej wydobywa to, co najgorsze, a nie to, co najlepsze. I najwyraźniej ten Mariusz Kamiński, który w latach 90. mówił jak dobry polski patriota, Europejczyk i antykomunista w najlepszym tego słowa znaczeniu, dziś pada ofiarą wewnętrznej, brudnej, wojny, którą Jarosław Kaczyński prowadzi z połową własnego społeczeństwa – uważa Michał Kamiński.

Interpelacja ws. czeczeńskich uchodźców


Przed laty Mariusz Kamiński stał na czele polsko-czeczeńskiego zespołu parlamentarnego. 11 lutego 2002 roku w sprawie czeczeńskich uchodźców sam – jako poseł – złożył interpelację do ministra spraw wewnętrznych i administracji. Napisał w niej o masowej skali łamania podstawowych praw człowieka przez wojska rosyjskie wobec ludności czeczeńskiej.

"W ostatnim czasie dotarło do mnie szereg oburzających sygnałów o narastającej fali decyzji odmawiających przyznania statusu uchodźcy osobom narodowości czeczeńskiej podejmowanych przez prezesa Urzędu do Spraw Repatriacji i Cudzoziemców i Radę do Spraw Uchodźców" – pisał.

Podał konkretne przypadki. Na przykład, że z obozu w Łomży usunięto rodzinę Itajewów z trójką małych dzieci, która zmuszona była "zamieszkać" na terenie dworca centralnego w Warszawie. Albo, że z obozu w Łukowie ma zostać usunięta w najbliższych dniach rodzina Sambijewów z czwórką małych dzieci i rodzina Elbijewów.

Jedno z pytań do ministra brzmiało: "Czy Czeczeńcy, którym odmówiono statusu uchodźcy, będą wydalani do Rosji?".
fot. screen/https://orka2.sejm.gov.pl/
Ale to nie całe jego zaangażowanie w sprawy Czeczenii. Adam Borowski wspomina jeszcze wizytę Ahmeda Zakajewa, premiera czeczeńskiego rządu na uchodźstwie, w Polsce w 2010 roku.

– Mariusz był razem z nami. Sprzeciwiał się jego zatrzymaniu. Mimo że w Interpolu był rosyjski list gończy za Ahmedem Zakajewem, to swobodnie poruszał się po Europie, a ja organizowałem mu spotkania w PE i nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby go zatrzymać. Wcześniej był też trzykrotnie w Polsce. Gdy Tusk ogłosił reset stosunków z Rosją, ta wiedząc, że w Polsce będzie Światowy Kongres Narodu Czeczeńskiego, na który ma przybyć Zakajew zwróciła się do Polski o jego ekstradycję. Tusk pokornie wyraził zgodę i służby Ahmeda zatrzymały i zrobiła się międzynarodowa afera. Był proces ekstradycyjny. Mariusz był jednym z tych, którzy walczyli o jego uwolnienie – podkreśla.

Przypomina też, że Mariusz Kamiński był jednym z organizatorów wizyty prezydenta Asłana Maschadowa w Polsce w 1998 roku.

"Polscy politycy do Czeczenii, ze względu na sytuację w tym kraju, zazwyczaj nie podróżowali. Jednym z nielicznych wyjątków był Zbigniew Romaszewski, który w 1997 roku udał się na inaugurację prezydentury Asłana Maschadowa. Drugi znany przypadek to wyjazd w lipcu 1998 roku Mariusza Kamińskiego, przewodniczącego polsko-czeczeńskiego zespołu parlamentarnego i posła AWS, który zaowocował zaproszeniem Maschadowa na III Międzynarodową Konferencję Praw Człowieka odbywającą się w Warszawie" – czytamy w książce pt. "Polski mit etnopolityczny i Kaukaz" Przemysława Adamczewskiego.

Niewielu polityków z tamtego okresu to wszystko pamięta. Kilku pytanych przez nas posłów przyznało wprost, że niewiele zostało im w pamięci z tamtej działalności Kamińskiego.

Niewiele jest też dostępnych w internecie archiwalnych artykułów, które tamte zdarzenia opisują.

Poznała Kamińskiego w 1996 roku


Agata Stremecka, prezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, podzieliła się swoją refleksją na Twitterze. "Mariusza Kamińskiego poznałam w 1996 roku współpracując jako młoda wolontariuszka ws. uchodźców z Czeczenii. Ujął mnie wówczas empatią i determinacją. Ciężko uwierzyć" – napisała po ostatnich wydarzeniach.

– Gdyby to był ktokolwiek inny, jakiś inny minister, to nie miałabym najmniejszej wątpliwości, że to osoby bez skrupułów, bo nie znam w ich historii takich ludzkich zachowań. A w przypadku Mariusza Kamińskiego to nie była jednorazowa sprawa. On o Czeczeńców walczył przez wiele lat. Był osobiście zaangażowany, miałam wrażenie, że to było szczere i autentyczne w jego wykonaniu. Na przykład dzwonił do polityków w bardzo konkretnych, jednostkowych historiach. Znał tych Czeczeńców z imienia i nazwiska. To nie była walka o prawa uchodźców szeroko pojęte, tylko autentycznie angażował się w życiorysy konkretnych ludzi – wspomina w rozmowie z naTemat Agata Stremecka.

Poznali się w Ośrodku Czeczeńskim w Krakowie, podczas pierwszej fali uchodźczej, po pierwszej wojnie czeczeńskiej. – To była organizacja Ligi Republikańskiej, w której Mariusz Kamiński był bardzo aktywny, był jej szefem. Wystąpienie z 2002 roku było podczas drugiej fali – mówi. Dziś mówi o dużym rozczarowaniu. – Jestem przerażona. Mam wrażenie, że konferencją z krową została przekroczona granica, której nigdy dotąd nawet w różnych poziomach obrzydliwości tego rządu nie przekraczaliśmy. Jesteśmy częścią demokratycznego świata, częścią UE, i dehumanizowanie ludzi w taki sposób, w jaki to zrobiono, absolutnie mi się w głowie nie mieści. Z jednej strony mamy poczucie, że trzeba chronić granic, ale robią to jakoś potwornie, nieumiejętnie. Z drugiej strony głęboko się burzymy przed wywożeniem dzieci do lasu. Dziś mamy tyle narzędzi, których przed laty nie mieliśmy. Gdy Mariusz Kamiński walczył o Czeczeńców, nie mieliśmy nawet możliwości zwrócić się do Frontexu, teraz nikt się do niego nie zwrócił – zauważa.

Dzieli się jeszcze jedną refleksją dotyczącą uchodźców czeczeńskich i dzisiejszych migrantów: – Zawsze był wątek antyrosyjski. Wiadomo było, że uchodźcy byli z reżimu rosyjskiego, więc to na pewno było mu bliższe niż dzisiejsi uchodźcy, o których nawet nie wiemy, skąd naprawdę są. Tu nie ma jednoznacznego wroga, tam był prosty podział. Zachód i zła Rosja. Teraz to jest bardziej skomplikowane. Ten wróg prawdopodobnie nie jest tak jednoznacznie określony. Choć biorąc pod uwagę prowokacje białoruskie, to też powinno dawać do myślenia.

Dlaczego wtedy pomagał, teraz nie


Można być zdumionym, jak około 20 lat temu minister inaczej traktował sprawy uchodźców i jak inaczej o nich mówił. Można też stawiać pytanie, co się stało z Mariuszem Kamińskim. Adam Borowski nie jest zdziwiony, mówi, że słyszy takie same zarzuty i pytania o to, co się z nim porobiło.

– Sam się z tym spotykam. Pan prof. Friszke zadał mi takie pytanie na Facebooku, co się ze mną stało? Napisał, że pamięta mnie z czasów, gdy pomagałem Czeczenom i niby od tamtego czasu coś miało się ze mną stać. Oczywiście ze mną nic się nie stało, tak jak i z Mariuszem się w tej sprawie nic nie stało. Ofiarom wojny trzeba pomagać. Natomiast teraz sytuacja jest zupełnie inna. Totalna opozycja udaje, że nie rozumie, co się dzieje. Ci "uchodźcy" nie chcą do Polski tylko do Niemiec czy Francji, dlatego nie idą na punkt graniczny, tylko chcą się przedostać przez zieloną granicę. Wniosek o status uchodźcy mogą złożyć na Białorusi. A pięknoduchy myślą, że wystarczy pobiegać ze śpiworami na granicy. Kompletnie im rozum odebrało – mówi.

A zatem co się stało? Dlaczego wtedy można było pomagać, a teraz nie? Przeciwnicy nie mają litości dla rządu i Kamińskiego, zwolennicy go bronią.
Adam Borowski kilka razy zaznacza, że można i należy pomagać uchodźcom. Ale tych sytuacji, z lat 1994–2007 do obecnej nie można porównywać.

Czeczeni, głównie kobiety, starsze osoby, dzieci i ranni, uciekali przed bombardowaniami miast i wsi oraz przed mordami wojsk rosyjskich. Młodych mężczyzn wśród uchodźców było mało, bo walczyli i ginęli za ojczyznę. W Czeczenii miał miejsce Holocaust na narodzie czeczeńskim. W dwóch wojnach zginęło 250 tys. ludzi, co stanowi 25 proc. populacji. Tam były obozy filtracyjne, zaczystki. Tzw. wolny świat zachowywał się skandalicznie – tłumaczy.

– Teraz sytuacja jest kompletnie inna. Afgańczycy, Irakijczycy, czy Syryjczycy, którzy chcą przekroczyć granicę, na Białoruś dostali się, bo Łukaszenka dał im wizę, a na granicę przywożeni są w asyście białoruskich służb. To nie są uchodźcy, tylko imigranci ekonomiczni. To zasadnicza różnica. Prawo międzynarodowe mówi, że każdy ma prawo złożyć na granicy wniosek o status uchodźcy, jeśli w jego kraju zagrożone jest jego życie bądź zdrowie. Ma prawo zrobić to w pierwszym bezpiecznym dla siebie kraju – argumentuje.

– Dla nich pierwszym bezpiecznym krajem jest Białoruś. Oczywiście to bardzo niebezpieczny kraj dla swoich obywateli, którzy walczą z dyktaturą Łukaszenki. Białoruś podpisała konwencję i dla Irakijczyków, czy Afgańczyków jest pierwszym bezpiecznym krajem. I tam mogą złożyć wniosek o status uchodźcy – dowodzi.
Adam Borowski

Polska nie może dać im statusu uchodźcy, bo nie jest pierwszym bezpiecznym dla nich krajem. Gdybyśmy ich wpuścili i tak Polska musiałaby im odmówić statusu uchodźcy i odesłać na Białoruś bądź do ich ojczyzn. Przedostając się przez zieloną granicę, narażają się na śmierć nie z rąk polskich pograniczników, tylko z wychłodzenia organizmu, bo noce są teraz bardzo zimne. Jak w 2007 roku Czeczenka Kamisa Dżamaldinow szła z czwórką dzieci przez Bieszczady i straciła trzy małe córki, 13-letnią Hawę, 10-letnią Sienę i 6-letną Elinę to nie krzyczałem, że rząd, czy prezydent mają krew na rękach. A teraz banda użytecznych idiotów wrzeszczy. Oni z głupoty czy z cynizmu wspierają narrację Łukaszenki i Putina.

Zwraca uwagę, że dziś również sytuacja z Czeczenami jest inna niż przed laty.

– Wielu synów czeczeńskich emigrantów podjęło współpracę z ISIS bądź wyjechało walczyć po ich stronie w Syrii. My natomiast pomagaliśmy i pomagamy działaczom państwowym Czeczeńskiej Republiki Iczkeria, którzy idee niepodległości pielęgnują, żyjąc na uchodźstwie i którzy są przeciwko takim terrorystycznym organizacjom jak Emirat na Kaukazie czy ISIS – twierdzi.

Dlaczego Kamiński zajął się Czeczenią


Pytam na koniec, skąd takie zainteresowanie u Mariusza Kamińskiego Czeczenią. Dlaczego właśnie on najbardziej ze wszystkich posłów zaangażował się w sprawy czeczeńskich uchodźców.

– Był przewodniczącym Ligi Republikańskiej, antykomunistycznej organizacji. Rosja jest spadkobiercą Związku Sowieckiego, który zniewolił Polaków. Bardzo dobrze znamy historię i Mariusz też bardzo dobrze ją zna. Wiedział, do czego Rosjanie są zdolni. Wiedział, czego Polacy od Rosjan doświadczyli – odpowiada.
2005 rok. Demonstracja przeciwko okupacji Czeczenii przez Rosję z udziałem Mariusz Kamińskiego i Adama Borowskiego.fot. KAROL PIECHOCKI/REPORTER/East News
Poza tym – jak dodaje – mamy z Czeczenami heroiczną wspólną historię.

– Nawet pani nie zdaje sobie sprawy, jakie bliskie są historyczne związki między Czeczenami a Polakami. W XIX wieku podczas powstania Imama Szamila, które trwało 56 lat, u boku dowódcy czeczeńskiego walczył oddział złożony z ok. 400 dezerterów z armii Królestwa Polskiego, która została wysłana na Kaukaz do stłumienia powstania. W czasie II wojny światowej cały naród czeczeński w 1944 roku został zesłany w stepy Kazachstanu – mówi. – Ci, którzy nie mieli siły iść, byli za starzy albo chorzy, byli rozstrzeliwani na miejscu. Pozostałych załadowano na samochody, następnie w bydlęce wagony i wywieziono. W Kazachstanie Czeczenom pomagali polscy zesłańcy, którzy tam zostali zesłani w latach 1940–1941. Do Czeczenii wrócili dopiero za rządów Nikity Chruszczowa. Rozmawiałem o tym ze starszymi Czeczenami, którzy w Kazachstanie byli z rodzicami. Oni doskonale pamiętają, kto im wtedy pomagał. I ta więź przetrwała do dzisiaj – opowiada.