Jej trylogię pokochały dziesiątki tysięcy czytelników. Izabela Janiszewska opowiada o nowej książce

Dawid Wojtowicz
Jej debiutancka powieść była nominowana do nagrody Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, a prawa do ekranizacji napisanej przez nią kryminalnej trylogii zostały sprzedane kilka miesięcy po premierze pierwszego tomu. W wywiadach lubi często powtarzać, że pisanie jest dla niej formą dialogu o tym, o czym na co dzień milczymy. W swojej najnowszej książce zadaje pytania o rzeczy niewybaczalne, zastanawia się, do czego człowieka może popchnąć życiowa tragedia i czy zemsta jest w stanie wtedy pomóc.
"Niewybaczalne" to tytuł nowej książki Izabeli Janiszewskiej. Z pisarką rozmawiamy o jej udanym debiucie, wiernych czytelnikach, przygotowaniach do pisania książek, doborze tematów, nowej powieści i planach na przyszłość Fot. Zuza Krajewska / Warsaw Creatives + Wydawnictwo Czwarta Strona
– Moim celem było skłonienie do refleksji, co dzieje się z nami, jeśli decydujemy się nigdy nie przebaczyć. Mam poczucie, że ciągłe podsycanie mieszanki nienawiści, bólu i gniewu w sobie przypomina picie trucizny, którą chcielibyśmy poczęstować kogoś innego. Zabija nas, a nie tych, którzy zrobili coś niewybaczalnego – mówi w wywiadzie dla naszego serwisu Izabela Janiszewska, autorka książki "Niewybaczalne", dziennikarka i pisarka, której powieść "Wrzask" została okrzyknięta najgorętszym debiutem kryminalnym ostatnich lat.

Porównując dwa okresy w swoim życiu – przed debiutem literackim i po wydaniu pierwszej książki – jakie nachodzą Panią przemyślenia?


Można je zamknąć w zdaniu, które często pojawia się na okładkach kryminałów i thrillerów – nic nie jest tym, czym się wydaje. Praca autora, wbrew obiegowej opinii o spływającej muzie i wizerunku zamyślonego pisarza sączącego kawę do południa w satynowym szlafroku, tak naprawdę składa się głównie z determinacji oraz wytrwałości.

Aż tak?

Aż tak. Autor musi spędzić setki godzin sam na sam z ekranem komputera, zweryfikować ogrom informacji, a do tego nieustannie walczyć z kąsającymi go wątpliwościami i pokusami, które odciągają od pracy. Dziewięćdziesiąt procent tej pracy to koncepcja, research i zapis, dziesięć to promocja. Mnie debiut, a także kolejne książki nauczyły, że droga jest zdecydowanie ważniejsza od celu.
Izabela Janiszewska, dziennikarka i pisarkaFot. Zuza Krajewska / Warsaw Creatives
Co czuła Pani, obserwując reakcje czytelników i krytyków na kryminał "Wrzask"?

Bardzo często pojawiało się wtedy stwierdzenie: "ta książka jest tak dobra, że niemożliwe, by była debiutem". To budziło we mnie pewną przekorę. W myślach pytałam: "ale dlaczego? Czy debiut nie może być solidnie przygotowany i intrygujący?". Przecież jest tylu świetnych pisarzy tego gatunku, który zaczynali fenomenalnymi debiutami jak chociażby B.A. Paris, która według danych co dwie i pół minuty sprzedaje gdzieś na świecie swoją książkę.

Spodziewała się Pani takiego pozytywnego odzewu?

Dopóki nie przeczytałam kilkudziesięciu pozytywnych recenzji, niemal każdego dnia drżałam o to, czy w końcu ktoś nie napisze "Janiszewska powinna poszukać sobie innej pracy". Ta niepewność i niepokój są wpisane w pracę autora, który nigdy nie jest w stanie do końca przewidzieć, jak zostanie odebrana jego książka. I choć te uczucia bywają trudne, to według mnie właśnie one uczą pokory, a jednocześnie motywują do pracy nad sobą i nad warsztatem.

"Wrzask" stał się początkiem trylogii, którą kontynuowała "Histeria", a zwieńczył "Amok". Z której jej części odczuwa Pani największą dumę i dlaczego?

Od początku patrzyłam na trylogię jako na zamkniętą opowieść i uważam, że dopiero przeczytanie jej w całości pozwala w pełni zrozumieć mój zamysł. A zatem każda z tych części jest dla mnie równie ważna. To, z czego jestem niezwykle dumna, to fakt, że stworzyłam wielowątkową historię rozpisaną na trzy tomy, przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach, która nie tylko, jak przystało na kryminał, trzyma w napięciu, ale jednocześnie porusza ważne społeczne tematy i dostarcza emocji.
"Wrzask", "Histeria" i "Amok", trylogia kryminalna Izabeli JaniszewskiejWydawnictwo Czwarta Strona
Fani Pani twórczości chyba cały czas o niej wspominają i proszą o więcej?

Lubię, gdy czytelnicy mówią mi, że ta historia w nich żyje i że znaleźli w niej siebie. Dostałam setki wiadomości od osób, które prosiły, bym nie zamykała serii po trzecim tomie i prosiły o ciąg dalszy. Wiem, że czytelnicy przy niektórych scenach z emocji musieli na chwilę odłożyć książkę – to dla mnie największa nagroda. To, że bohaterowie tej serii stali się tak bliscy czytelnikom.

Czy pisanie kolejnych tomów było łatwiejsze, czy wręcz przeciwnie, czuła Pani większą presję z powodu dużych oczekiwań rozbudzonych przez swój udany debiut?

W środowisku pisarzy sporo mówi się o tzw. klątwie drugiej książki. Po udanym debiucie wiele osób zastanawia się, czy twórca dorówna pierwszej powieści i utrzyma poziom. Ta nowa historia ma być niczym papierek lakmusowy, ma potwierdzić wartość autora albo ją przekreślić. Oczywiście w myśl tej irracjonalnej klątwy. Przed premierą "Histerii", mojej drugiej książki, śledząc rozważania recenzentów, sama zaczęłam się zastanawiać, czy zdam ten test i myślę, że w tamtym czasie sporo włosów spadło ze stresu z mojej głowy.

A obecnie jak Pani podchodzi do tego wszystkiego?

Dziś skupiam się głównie na historii.

Wróćmy do Pani fanów. Jak liczna jest społeczność skupiona wokół hashtagu #teamjaniszewska?

Na każdym z popularnych portali społecznościowych obserwuje mnie ok. półtora tysiąca osób. Dla większości influencerów to nic nieznacząca liczba, jednak dla mnie za tą liczbą kryją się twarze, które pamiętam i prawdziwi ludzie, dzięki którym mogę robić to, co dla mnie ważne.
Izabela Janiszewska, dziennikarka i pisarkaFot. Zuza Krajewska / Warsaw Creatives
Stara się Pani utrzymywać jak najbliższy kontakt z czytelnikami, czy też popularna autorka w świecie social mediów musi pogodzić się z myślą "lepiej nie odpisywać wszystkim, niż odpisać jednemu/jednej i wyrzucać sobie, że reszcie się nie odpowiedziało"?

Odpisuję na większość wiadomości, omijam tylko te wulgarne i hejterskie. Staram się być w kontakcie, często na spotkaniach autorskich zaskakuję czytelników tym, że kojarzę ich imiona i pseudonimy z internetu. Muszę przyznać, że mam niezwykle barwnych i kreatywnych czytelników, którzy często imponują mi swoim oczytaniem, wiedzą i wrażliwością.

Chodzą słuchy, że prawa do ekranizacji napisanej przez Panią trylogii kryminalnej zostały sprzedane.

Zgadza się, prawa do ekranizacji trylogii kupiła wytwórnia filmowa Opus Film odpowiedzialna między innymi za oscarowe "Zimną wojnę" czy "Idę" oraz za wysokiej jakości seriale kryminalne jak chociażby "Kruk. Szepty słychać po zmroku" czy "Klangor". To jedna z tych surrealistycznych sytuacji, gdy już kilka miesięcy po debiucie pojawia się zainteresowanie przeniesieniem książki na ekran. Uczucie nie do opisania.

Czy wie Pani coś o postępach w sprawie przeniesienia tych historii na duży albo mały ekran?

Dość popularną praktyką jest zabezpieczanie praw do ekranizacji książek, ale sam proces produkcji bywa długo odkładany w czasie. Szczęśliwie w moim przypadku sytuacja wygląda inaczej, ale jedyne co mogę wyjawić to to, że trwają już prace nad scenariuszem.
Izabela Janiszewska, dziennikarka i pisarkaFot. Zuza Krajewska / Warsaw Creatives
Porozmawiajmy o Pani researchu do książek. Jakimi kryteriami kieruje się Pani w doborze tematów i motywów przewodnich? I czy w pisaniu wyznacza Pani sobie jakąś misję, jakkolwiek górnolotnie mogłoby to zabrzmieć?

Bardzo ważne jest dla mnie, by książka docierała do czytelnika na głębszym poziomie niż tylko na tym rozrywkowym. Interesują mnie tematy, które budzą emocje, są w jakiś sposób uniwersalne, bliskie, a jednocześnie podczas pracy rozpalają moją ciekawość i szarpią trzewia.

Jak przygotowuje się Pani do pisania powieści?

Chcę, by opowieści, które tworzę, niekiedy bardziej się przeżywało, niż czytało. Dlatego podstawą jest zawsze research psychologiczny, konsultacje ze specjalistami z obszaru zaburzeń osobowości, radzenia sobie z traumą, ale również z policjantami, prawnikami, kryminologami, lekarzami… ta lista jest bardzo długa. Do pracy podchodzę reportersko, szukam osób, które doświadczyły tego, co moi bohaterowie, chcę je poznać, zrozumieć, spojrzeć na świat z ich perspektywy. Odwiedzam też miejsca, ale nie po to, by opisać je w detalach, tylko by poczuć ich atmosferę, sprawdzić, jakie dominują w nich zapachy i dźwięki.

Do księgarni trafia Pani kolejna książka, tym razem z nową, niezależną historią. Co możemy powiedzieć o "Niewybaczalnym", żeby za dużo nie zdradzić czytelnikom, a zarazem rozbudzić ich apetyt na lekturę?

Spróbowałam zmierzyć się z pytaniem, czy aby na pewno wszystko można wybaczyć, opowiedzieć o drogach bez powrotu i tych do zatracenia. Ta historia zaczyna się od zaginięcia małego chłopca w domu towarowym. Jest rok 1990, na lokalną społeczność pada strach, narasta niepokój i wzajemna nieufność, a gdy policja odnajduje kolejne ofiary pewnej przerażającej zbrodni, staje się jasnym, że ponura zmowa milczenia skrywa w tym miasteczku wiele tajemnic.

Dwadzieścia pięć lat później do drzwi dziennikarki Zuzanny pukają policjanci, by poinformować ją o śmierci ojca. Wkrótce okazuje się, że wszystko, co opowiadał córce o jej dzieciństwie, było fikcją. Zuza wyrusza do miasta, z którego pochodzi, by zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w tamtym miejscu 25 lat wcześniej oraz jakie sekrety zostały tam pogrzebane.

Gdybym miała opisać "Niewybaczalne" jednym zdaniem, powiedziałabym – zaginione dziecko, niewybaczalna zbrodnia i jedno kłamstwo, które zniszczy wszystko.
"Niewybaczalne", nowa powieść Izabeli Janiszewskiej, trafi do księgarni w Polsce w dniu 13 października 2021Fot. Zuza Krajewska/Warsaw Creatives / Wydawnictwo Czwarta Strona
Już z samego tytułu wynika, że czeka nas opowieść o krzywdzie, zemście i przebaczeniu. Właśnie, jak jest z tym przebaczeniem? Czy ma zbawczą moc?

Moim celem było raczej skłonienie do refleksji, czy rzeczywiście są rzeczy niewybaczalne i co to robi z nami, jeśli decydujemy się nigdy nie przebaczyć. Mam poczucie, że ciągłe podsycanie mieszanki nienawiści, bólu i gniewu w sobie przypomina picie trucizny, którą chcielibyśmy poczęstować kogoś innego. Zabija nas, a nie tych, którzy zrobili coś niewybaczalnego.

Czy w ogóle możemy mówić o takim definitywnym przebaczeniu?

Przebaczenie nie usuwa poczucia krzywdy ani bólu, nie oznacza zapominania o tym, co się stało i nadal uprawnia do domagania się sprawiedliwości, ale jest jakiegoś rodzaju kołem ratunkowym dla osób ogarniętych pragnieniem zemsty za doznane cierpienia. To bardzo złożony i mający wiele odcieni temat. Mówi się, że by naprawdę w pełni przebaczyć, trzeba przejść niewiarygodnie długą i bardzo wyczerpującą drogę. Czytając niegdyś magazyn "Charaktery", natrafiłam na pewną ciekawostkę.

Co takiego Pani odkryła?

Otóż w "Słowniku poprawnej polszczyzny" Witolda Doroszewskiego z 1973 roku słowa wybaczać ani przebaczenie nie ma. Są za to... zemsta, nienawiść i krzywda.

Mawia się, że zemsta jest rozkoszą bogów. Rzeczywiście przynosi ulgę, czy wprost przeciwnie? Pomaga leczyć zranienia, czy je pogłębia?

Wielu ludzi wierzy, że zemsta przynosi ukojenie i pozwala odzyskać szczęście. Według psychologów w ten sposób, nawet tylko wyobrażając sobie karę, która mogłaby spotkać, tego, który nam zawinił, usiłujemy poradzić sobie z nagromadzonymi negatywnymi emocjami. Szereg eksperymentów psychologicznych wskazuje na to, że odwet koi jedynie w krótkiej perspektywie, a długofalowo jeszcze bardziej pogarsza nastrój. Mszcząc się ludzie, mają nadzieję, że teraz już sprawa przestanie ich męczyć, zostanie raz na zawsze załatwiona, ale to iluzja.
Czy zemsta bywa usprawiedliwiona, zwłaszcza gdy okrucieństwo spotyka naszych najbliższych?

Pisząc książkę, sporo myślałam również o tym, czy brutalna zemsta nie upodabnia nas do tego, na kim bierzemy odwet, czy w ten sposób sami nie plamimy się tym, co jeszcze przed chwilą nas brzydziło. Według mnie zemsta nigdy nie powinna być usprawiedliwieniem dla okrucieństwa.

W powieści ważny jest też wątek przeszłości głównej bohaterki. Czy potrzebujemy znać swoją przeszłość, by móc budować harmonijne życie, czy może czasami lepiej nie wiedzieć, co nas ukształtowało?

Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Swego czasu czytałam sporo książek z obszaru epigenetyki i tych mówiących o temacie dziedziczonej traumy. W przypadkach osób, które doświadczały trudnych do uzasadnienia lęków, zaburzeń i chorób somatycznych, poznanie losów przodków i zrozumienie tego, skąd wzięły się ich dolegliwości, wielokrotnie było kluczem do wyzdrowienia.

Czyli, by iść naprzód, musimy wiedzieć, skąd pochodzimy?

Mówi się, że wspomnienia zepchnięte do podświadomości nie znikają i wracają w postaci różnych życiowych komplikacji, wpływając chociażby na to, jakie relacje budujemy z ludźmi. A zatem w wielu sytuacjach świadomość przeszłości będzie pomocna, tylko czy zawsze i dla każdego? Nie mnie to oceniać.
Izabela Janiszewska, dziennikarka i pisarkaFot. Zuza Krajewska / Warsaw Creatives
Rozumiem. Przejdźmy więc do pytania, które na koniec wywiadu lubię zadawać każdemu autorowi. Jak wyglądają najbliższe plany pisarskie? Czego możemy spodziewać się po Pani twórczości?

Rozpoczynam właśnie prace nad nową książką, z pewnością nie zabraknie w niej napięcia, emocji i zwrotów akcji. Lubię, gdy w książkach pojawiają się silne postaci kobiece, a czytelnik ma szansę spojrzeć dzięki przedstawionej historii na rzeczywistość z innej perspektywy i przeżyć coś wyjątkowego. A zatem spodziewajcie się... niespodziewanego!

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona