Takiego piłkarza i człowieka długo w reprezentacji nie będzie. Polały się łzy na PGE Narodowym

Krzysztof Gaweł
Łukasz Fabiański po 15 latach zakończył swoją piękną przygodę z reprezentacją Polski. W meczu Polska - San Marino 36-letni golkiper zagrał po raz 57. w koszulce z Orłem na piersi i kibice na PGE Narodowym zgotowali mu piękne pożegnanie. Murawę i zespół opuścił dokładnie w 57. minucie. Takiego piłkarza, a przede wszystkim takiego człowieka jak Łukasz Fabiański długo w naszej drużynie narodowej nie będzie. Dziękujemy!
Łukasz Fabiański zakończył w sobotę swoją piękną przygodę z Biało-Czerwonymi Fot. Beata Zawadzka/East News
Łukasz Fabiański o rozstaniu z reprezentacją Polski po piętnastu latach gry w biało-czerwonych barwach poinformował na początku sierpnia. "Mam już swoje lata, w ostatnim czasie zmagałem się z kilkoma mikrourazami, przez które nie mogłem być zawsze do dyspozycji" – mówił nasz bramkarz, który zdecydował się poinformować o swojej decyzji Zbigniewa Bońka oraz kolegów z kadry, a później opinię publiczną.

Pochodzący z Kostrzyna nad Odrą piłkarz West Hamu United zadebiutował w drużynie narodowej w 2006 roku, gdy selekcjonerem był Paweł Janas, a kadra szykowała się do gry na mundialu w Niemczech. W Rijadzie w meczu z Arabią Saudyjską (1:2) zmienił w 84. minucie Jerzego Dudka, od 28 marca 2006 roku stał się reprezentantem Polski.


A już rok później zagrał po raz pierwszy w meczu o punkty, Polacy zremisowali 2:2 z Serbią w Belgradzie, już pod wodzą Leo Beenhakkera. "Fabian" stał się na lata bramkarzem drużyny narodowej, choć kolejni selekcjonerzy widzieli go głównie jako zmiennika, a postawił na niego dopiero Adam Nawałka w walce o Euro 2016, a później w finałach ME, gdy urazu doznał Wojciech Szczęsny (1:0 z Irlandią Północną).

Łukasz Fabiański wskoczył do składu w drugim meczu (0:0 z Niemcami w Paryżu), grał już do końca i spisywał się znakomicie. W meczu 1/8 finału ze Szwajcarią ratował nasz zespół kilka razy przed utratą gola (1:1), aż w konkursie jedenastek pomylił się Granit Xhaka, który uderzył obok bramki. Fabiański świetnie spisywał się też w ćwierćfinale z Portugalią (1:1), ale tym razem w karnych to nasz zespół był gorszy (3:5).

To był szczytowy moment w karierze reprezentacyjnej bramkarza, który z Legii Warszawa wyruszył w 2007 roku do wielkiego Arsenalu Londyn, by po przygodzie w Swansea City wrócić do Londynu, tym razem do West Hamu United, którego piłkarzem jest od 2018 roku. Nasz bramkarz od lat imponuje spokojem i wielką klasą, jest człowiekiem lubianym i szanowanym. Nie tylko jako piłkarz, ale też znakomity kolega.

Tuż przed meczem z San Marino prezes PZPN Cezary Kulesza wręczył naszemu bramkarzowi pamiątkową koszulkę z numerem "57", który oznacza liczbę występów w koszulce z Orłem na piersi. A w 57. minucie cały PGE Narodowy powstał, a zapłakany Łukasz Fabiański krok po kroku opuszczał murawę, żegnając się z reprezentacją Polski. Koledzy i rywale utworzyli efektowny szpaler, żegnając znakomitego piłkarza.

Cały PGE Narodowy głośno skandował jego imię i nazwisko, a na murawę ruszył debiutant Radosław Majecki. Rodzina i przyjaciele "Fabiana" mogli na żywo śledzić moment chwały jedynego polskiego bramkarza, który potrafił zachować czyste konto zarówno w meczu mistrzostw świata, jak i mistrzostw Europy. W dużych turniejach, co również jest w naszej piłce ewenementem, brał udział pięciokrotnie. Dwa razy podczas MŚ (2006, 2018) oraz trzy razy w finałach Euro (2008, 2016, 2020).

Często mówili o nim, że jest zbyt spokojny i grzeczny. Że jest bardzo cichy, za często wycofany. Nigdy nie prezentował się jak wielka gwiazda, zawsze z szacunkiem do innych, uśmiechem, a do tego niezwykle skromny. Wzór. Zawsze był sobą, równym i bardzo sympatycznym facetem. Takiego piłkarza, a przede wszystkim takiego człowieka jak Łukasz Fabiański długo w naszej drużynie narodowej nie będzie. Dziękujemy panie Łukaszu. Dziękujemy!
Czytaj także: Polska kontra San Marino, czyli pożegnanie "Fabiana" i obowiązkowe zwycięstwo

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut