"Kelner zwraca się do mnie na 'ty'. Co to za moda do cholery?" Burza o skracanie dystansu
"Dzień dobry, co dla pani/pana?". Ten zwrot dla wielu z nas jest czymś normalnym w kawiarni, barze czy restauracji. Z reguły lubimy, kiedy obsługa zwraca się do nas oficjalnie, a reakcje na skrócenie dystansu bywają różne. W "gastro" to wyjątkowo drażliwy temat, bo luzowanie kontaktów nie wszystkim pasuje. I temat na aferę gotowy.
Żeby jednak doszło do sprzeczki, trzeba w ogóle zacząć rozmowę. Najpopularniejsze knajpy coraz częściej łamią schemat i puszczają oczko do klientów, chcą ich obsługiwać bardziej na luzie. Taki znak naszych czasów, że formalne zwroty powoli zamiatamy pod dywan. Trzeba jednak uważać, bo może dojść do zgrzytu.
"Przyszedłem na śniadanie do popularnej restauracji, która ma swoje lokale w całej Polsce. Kelner zwraca się do mnie na 'ty'. Co to za moda do cholery?" – dopytywał w sieci oburzony pan Michał. Kiedy trafiłem na jego post, nie potraktowałem tego poważnie. Sam nie raz w Warszawie byłem w takiej sytuacji, ale nie pomyślałbym, żeby robić aferę. Potem zobaczyłem, że wpis zebrał ponad tysiąc polubień.
– Przyciągaliśmy do siebie osoby 30 plus, i w standardach cały czas było, aby zwracać się na pani/pan. Dopiero pod koniec mojej pracy weszło coś takiego, jak "trzy typy klientów". Do każdego był opis, jak go obsłużyć. Takie lekkie poluzowanie zasad – tłumaczy Kaja.
Moja rozmówczyni pracuje teraz w zupełnie innej branży, ale nadal na co dzień ma kontakt z klientami. – Z niewieloma można mieć luźną pogawędkę. Brakuje mi w naszym społeczeństwie takiego luzu. Polacy to raczej smutny i sztywny naród – ocenia.
Fot. 123RF, zdjęcie poglądowe
– Ktoś się czuje jak wielki pan, bo stać go na kawę za 15 zł. Pamiętam, jak jedna stała klientka przyszła kiedyś z córką i powiedziała jej, że jak się nie będzie uczyła, to skończy jak my. A pracowali u nas sami studenci. Jedna koleżanka kończyła stomatologię, druga medycynę, trzecia prawo. A czasami klienci mieli nas za takich, którym nie chciało się uczyć i harujemy za barem – wspomina Kaja.
Wyjdźmy jednak na chwilę z tej warszawskiej i krakowskiej bańki. Nie jest tak, że w największych miastach ludziom poprzewracało się w głowach, bo nowe obyczaje stają się powszechne.
Niedawno w jeden weekend odwiedziłem trzy popularne miejsca w Lublinie. To żadne sieciówki, ale lokalnie znane knajpy, gdzie ludzie wpadają na kawę, albo ze znajomymi napić się czegoś mocniejszego. Celowo zwróciłem uwagę, jak potraktuje mnie obsługa i wyszło 2:1. Dwa razy byłem "panem", a raz usłyszałem: "hej, co dla ciebie?". I obie wersje są dla mnie jak najbardziej w porządku, chociaż wszystko zależy od sytuacji.
Fot. 123RF, zdjęcie poglądowe
– Nie rozumiem, dlaczego wokół tego tworzy się jakaś afera. Myślę, że jeśli ktoś do ciebie podchodzi po ludzku, to chyba nie jest złe? – dopytuje w rozmowie ze mną. – W tych miejscach, gdzie pracowałam, w jednym było tak, że my przedstawialiśmy się na dzień dobry. I to już było skrócenie dystansu – wspomina.
Jak zaznacza, w kontakcie z gośćmi dużo zależy od wyczucia, a nie wszyscy to mają. Wychodzi na to, że zasada jest prosta, bo żeby uniknąć spiny, wystarczy się dostosować. – Jak widziałam, że ktoś mówi po imieniu, też skracałam dystans. A kiedy widziałam osobę zbliżoną do mnie wiekowo, było dla mnie naturalne mówienie na "ty". Może być nietaktem sytuacja, kiedy młoda osoba zwraca się tak do ewidentnie starszej osoby – wyjaśnia Paulina.
(Zdjęcie poglądowe)•Fot. Artur BARBAROWSKI/East News
Izabela w tym artykule woli pozostać anonimowa. Nadal pracuje w jednej z sieciowych kawiarni, w której mówienie na "ty" do gości nie stało się normą. – Klienci i tak często są niemili, po co sobie dokładać – śmieje się w rozmowie ze mną.
– Raz próbowali coś wprowadzić, ale nie wyszło. Pracownicy źle się z tym czuli, jednak klient wymaga szacunku. Mnie samej głupio jest zwracać się do na "ty" nawet do stałych klientów, w końcu nie jestem ich koleżanką. Jedynie do nastolatków lub dzieci. I do obcokrajowców, bo z nimi rozmawia się po angielsku, bez zwrotów grzecznościowych – precyzuje.
Fot. 123RF, zdjęcie poglądowe
Jedno jest pewne: co kraj, to obyczaj. Robienie "dramy", że nawet ktoś młodszy zwrócił się do nas na "ty" jest absurdem w czasach, kiedy w social mediach błyskawicznie skracamy dystans. Jeśli komuś nie pasuje luźniejsze traktowanie, powinien szybko zmienić lokal. Na szczęście żyjemy w czasach, w których branża "gastro" kreatywnie walczy o klientów i każdy znajdzie coś dla siebie.
– Jakaś knajpa ma swój styl, wchodzę tam i on mi nie przeszkadza. Ale jakby wybrać się do lepszej restauracji i nagle kelnerka zwróciłaby się do nas na "ty"? Oczywiście można się do tego przyzwyczaić, jednak trzeba czasu – dodaje na koniec Izabela.
Fot. 123RF, zdjęcie poglądowe
Czytaj także: U kogo zapłacisz 140 złotych za obiad, a u kogo zjesz hot doga? Oto restauracje polskich gwiazd
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut