"Nie boję się covida". Moja babcia też tak mówiła, dopóki nie trafiła do szpitala [LIST]

List czytelniczki
"– Ja się covida nie boję – tak powiedziała mi moja babcia, gdy zapytałam ją, dlaczego nie chce się zaszczepić. Niestety, do jej przypadku pasuje słynne powiedzenie "Polak mądry po szkodzie", bo zdanie zmieniła dopiero, gdy wylądowała w szpitalu. Lepiej późno niż wcale, ale konsekwencje jej wyboru poniosła cała rodzina" – pisze do nas w liście jedna z czytelniczek naTemat.
Moja babcia nie chciała się zaszczepić przeciw COVID-19 i trafiła do szpitala. Zdjęcie poglądowe. Fot. Łukasz Solski/ East News

Antyszczepionkowa propaganda

Dlaczego babcia się nie zaszczepiła? Jak można się domyślić, winna jest temu antyszczepionkowa propaganda. Nie wiem, czy sama się czegoś naczytała, czy naoglądała, ale wiem na pewno, że jeden z jej synów nakręcał ją, że pandemia to "wymysł Niedzielskiego", a szczepionki nie są dostatecznie przebadane.

Można się zastanawiać, dlaczego reszta jej dzieci nie namówiła jej na szczepienie, chociaż
sama znając antyszczepionkowców wiem, jak trudne jest to zadanie – podziękować możemy Braunom i innym Sochom, którzy nakręcają panikę.


Przez długi czas jej strategia jako tako się sprawdzała i trzy fale koronawirusa przeszła bez szwanku. Niestety, przy czwartej nie miała takiego szczęścia i jak ją w końcu wzięło, to było naprawdę źle.

Sanatorium pod koronawirusem

Babcia zachorowała, gdy była w sanatorium. Warunki, jakie tam panowały, wołają o pomstę do nieba – zdecydowanie nie były one odpowiednie dla emerytów, a już szczególnie w sytuacji, gdy cały czas nie poradziliśmy sobie z pandemią.

Już przez telefon słyszałam, że nie jest najlepiej. Babcia miała okropny kaszel i mówiła, że nic nie je. Podejrzewała jednak nie koronawirusa, a ostre przeziębienie. W kurorcie często po gorących kąpielach i innych zabiegach kuracjusze musieli przechodzić pomiędzy halami niemal na świeżym powietrzu.

Brak mi nawet słów, żeby skomentować takie traktowanie starszych osób, które są jedną z grup najbardziej narażonych na zachorowanie na COVID-19.
Gdy babcia wróciła do domu, tak się akurat złożyło, że musiałam z nią mieszkać. Byłam przerażona, w jakim była stanie – nic nie jadła, ledwo trzymała się na nogach, kaszlała – jak to lubi określać moja mama – "jak stary gruźlik" i nieustannie powtarzała "Boże, jaka ja jestem słaba".

Pierwszej nocy po jej powrocie obudził mnie jej kaszel. Nasłuchiwałam, bo bałam się, że za chwilę może zacząć się dusić.

Następnego dnia zorganizowaliśmy dla babci test na koronawirusa – przed nim się na szczęście nie opierała. Jeszcze wtedy bardziej podejrzewałam, że może przez warunki w sanatorium nabawiła się silnego zapalenia oskrzeli lub płuc.

Tego samego dnia musiałam jechać na drugi koniec Polski. Wiedziałam jednak, że nie mogę zostawić babci zupełnie samej, bo w takim stanie sobie nie poradzi. Załatwiłam jej opiekę innego członka rodziny i miałam nadzieję, że będzie dobrze. Ale nie było.

Dzień później zadzwoniła do mnie moja ciocia, że przyszły wyniki testu i babcia jednak ma koronawirusa. Zmartwiłam się i sama poszłam na test – uważałam, żeby się do niej za bardzo nie zbliżać, ale podawałam jej napoje i zaglądałam do jej pokoju, żeby zapytać, jak się czuje. Na szczęście wynik był negatywny.

Dwa dni później odebrałam kolejny telefon, tym razem od mojego taty, który dyżurował przy babci w nocy. Okazało się, że około trzeciej nad ranem miała takie duszności, że aż bolało ją w sercu – przyrównała ten stan do przedzawałowego. Mój tata wezwał karetkę i babcię zabrano do szpitala.

Kiedy leżała na szpitalnym łóżku, kontakt z nią był mocno ograniczony. Ponieważ od wielu już dni nie jadła, była strasznie osłabiona. Gdy udało mi się do niej dodzwonić, często powtarzała: "Nigdy w życiu nie czułam się taka słaba". Gdy już wydobrzała, jej zdanie na temat pandemii i koronawirusa diametralnie się zmieniło.

Polak mądry po szkodzie

Pod koniec swojego pobytu w szpitalu moja babcia czuła się już lepiej. Zadzwoniła do mnie i niemal płacząc, podzieliła się ze mną wrażeniami z pobytu na oddziale.

– Gdybym wiedziała, że ta choroba jest taka ciężka, tobym się wcześniej zaszczepiła. Nigdy w swoim życiu nie czułam się tak źle, a lekarze mówią, że osłabiona będę jeszcze przez pół roku. Była chwila, kiedy myślałam, że zejdę z tego świata. Jak tylko będę już mogła, to pójdę się zaszczepić – powiedziała łamiącym się głosem.

Babcia była też jedną z tych osób, które nie wierzyły, że koronawirus jest naprawdę śmiertelny, bo to przecież "tylko grypa". W tej kwestii jej zdanie też się zmieniło, gdy zobaczyła wokół siebie umierających ludzi.

– Słyszałam, jak ludzie w gorszym stanie niż ja kaszleli i dusili się, to było nie do wytrzymania – czułam się jak w piekle. A potem ich wywozili na łóżkach zakrytych prześcieradłami... Nie wiem, czy nie będę potrzebowała pomocy psychologa po tym wszystkim – dodała.

Myślicie, że to koniec? Choroba babci zapoczątkowała koronawirusowy łańcuszek w mojej rodzinie i kolejna osoba trafiła do szpitala. Czy zaszczepieni też się zarazili? Tak, ale przeszli covid zdecydowanie lżej niż ci, którzy nie zdecydowali się zaszczepić.

Dzielę się z tą historią ku przestrodze – pokażcie ją bliskiemu albo przyjacielowi, który nadal "nie boi się covida" i nie ma w planach przyjęcia szczepionki. Może jak jest młody, to uda mu się przejść chorobę lekko, ale czy ma pewność w stosunku do innych członków swojej rodziny, których przez przypadek może zarazić?
Czytaj także: Tysiące uczniów na zdalnym, nauczyciele chorują. Totalny bałagan w szkołach, a rząd przymyka oczy

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut