Kto z Tuskiem na wyborczej liście? Część posłów Nowej Lewicy zastanawia się nad przejściem do PO

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
W Polsce do wyborów jako opozycja pójdziemy zjednoczeni – zapewnił Donald Tusk – Kto tego nie będzie rozumiał i akceptował, sam znajdzie się na marginesie polityki. To jeden z testów na patriotyzm.
Donald Tusk wierzy, że opozycja pójdzie do wyborów zjednoczona. A co na to sama opozycja? fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER
Na takie dictum szefa PO rzecznik ludowców Miłosz Motyka od razu odpowiedział zdjęciem mężczyzny, który ziewa, a Szymon Hołownia zdjęciem mężczyzn, którzy łapią się za głowę. Lider Polski 2050 był też łaskaw rozwinąć swój przekaz obrazkowy. – Tusk proponując nam zjednoczenie, proponuje lekarstwo, które sześć razy zawiodło – skomentował – Odczytuję wypowiedź Tuska nie jako zaproszenie do współpracy, ale bardziej jako szantaż lub groźbę.

Ta krótka scenka rodzajowa aż prowokuje do zadania fundamentalnego dziś pytania: jaki jest stan uczuć na opozycji?


– Wszyscy wszystkich kochają, jak psy dziada w ciasnym kącie – mówi mi ze śmiertelną powagą jeden z posłów PSL-u. I przekonuje, że zjednoczenie opozycji to nieosiągalne marzenie, stąd i wydatkowanie czasu oraz energii na budowanie jednej formacji pod hasłem anty-PiS-u jest bez sensu. Ludowcy od miesięcy usiłują stworzyć ugrupowanie centrowe, takie pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim, tyle że zupełnie im nie idzie.

"Hołownia zacznie rozmawiać, jak sondaże spadną mu poniżej 10 proc."

Potrzebny będzie lewar, by w ogóle przekroczyć próg, zwłaszcza że – jak pokazały ostatnie badania Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych – PSL jest ugrupowaniem z gigantycznym elektoratem negatywnym (prawie 74%, tylko nieco mniej od Konfederacji), którego w dodatku własny elektorat jest chwiejny i nie wyklucza, że ostatecznie odda swój głos na Polskę 2050, PiS lub nawet Konfederację. Jedynym dobrym wyjściem dla ludowców jest dziś sojusz z Szymonem Hołownią.

- Hołownia zacznie rozmawiać, ale dopiero wtedy, gdy sondaże spadną mu poniżej 10 proc. - uważa mój rozmówca z PSL-u. – Na razie ma ofertę w stylu: chodźcie do mnie, ale na moich warunkach. A my mamy spory posag do wniesienia, to są nasze struktury, które w wyborach pracują tak, jak należy: ulotki są rozdane, plakaty powieszone w każdej gminie, spotkania wyborcze zorganizowane. Tymczasem Hołownia dopiero buduje swoją partię, nie wiadomo, jak ostatecznie ten świeży organizm zagra w terenie podczas kampanii – dodaje.

Nadzwyczaj chętny do sojuszu z ludowcami jest za to Jarosław Gowin, w sierpniu wyrzucony z rządu i koalicji. Samodzielnie Porozumienie jest bez szans, warunkiem sine qua non przetrwania w polityce jest start z jakichś gościnnych list. PSL nie wyklucza, że znajdzie dla byłego wicepremiera miejsce w którymś z małopolskich okręgów, ale to on będzie musiał o to mocno zabiegać.

Czytaj także: "Ta władza epatuje czystym złem". W nowym wywiadzie Tusk mocno uderza w PiS

Mój rozmówca kpi: – Gowin? A jakie on ma dziś znaczenie dla polskiej polityki? Ilu ludzi przy nim zostało? Dwoje? Bo chyba nawet nie czworo. Publicznie wypowiadamy się o nim życzliwie, ale jego partia nie daje nam żadnej wartości dodanej, żadnego powiewu, żadnego skoku. Na sojuszu z Kukizem coś jednak zyskaliśmy, na łączeniu się z Gowinem uzysk będzie dosłownie żaden.

Mimo ośmioletnich wspólnych rządów i dobrych relacji osobistych Władysława Kosiniaka-Kamysza z Donaldem Tuskiem, nie ma też miłości między PO a PSL-em. Ludowcy nie widzą się na wspólnych z Platformą listą dopóty, dopóki będą na nich także politycy lewicowi, choćby Barbara Nowacka. Poza tym uważają, że powrót Tuska wcale nie jest dla opozycji dobry, bo były premier ma duży elektorat negatywny i na dodatek wzmacnia PiS, konsolidując swoją osobą elektorat Kaczyńskiego.

"Tuskowi wydaje się, że jest szefem i PO, i PSL-u"

Gdzieś grają też dawne animozje, kiedy to Tusk jako premier dyktował warunki gry, zwłaszcza za przywództwa Janusza Piechocińskiego, bo ten nie potrafił tak walczyć o swoje, jak Waldemar Pawlak.

– Tuskowi wydaje się, że jest szefem i PO, i PSL-u – obrusza się mój rozmówca. – Nasze wzajemne relacje zaczną się zmieniać już na początku grudnia – uważa z kolei polityk z kierownictwa PO – czyli po kongresie PSL-u, po wyborze prezesa Stronnictwa. Jak tylko Władek umości się na nowo w siodle, to przestanie opowiadać, że PSL nie chce być przystawką Donalda.
Czytaj także: Opozycja znowu jest głupia. Kładzie na szali nie tylko swój los, ale i los Polski
Politycy Platformy przyznają, że obecnie wszelkie relacje z resztą opozycji są podszyte obawami, że PO będzie chciała całą resztę zdominować. – A jak się damy zdominować, to wpadniemy w sondażowy korkociąg i z niego nie wyjdziemy – tak myśli i PSL, i Polska 2050 – twierdzi mój rozmówca z PO.

– Chcą dojechać bez żadnych rozmów niemal do wiosny 2023 roku i ewentualnie wówczas zacząć się układać. Tyle że wtedy będzie za późno, ludziom trzeba wcześniej dać nadzieję na zwycięstwo i poczucie sprawczości. A to osiągniemy tylko wtedy, gdy wystąpimy razem i przy okazji zgarniemy premię za jedność – dodaje.

Symptomatyczne jest to, że od czasu powrotu Tuska, czyli od początku lipca, nie doszło po opozycyjnej stronie do żadnego spotkania w szerszym gronie liderów. Rozmowy są wyłącznie bilateralne: Tuska z Hołownią, Tuska z Kosiniakiem, Kosiniaka z Hołownią i tak dalej. Nikt z bliskiego otoczenia byłego premiera nie rozmawia z Gowinem, ale takie kontakty są na niższym szczeblu.

PO, podobnie zresztą jak PSL, uważa, że Gowin przespał swoje pięć minut i obecnie dysponuje niewielkim potencjałem. Platforma jest w stanie zaakceptować ludzi Porozumienia na wspólnych listach tylko wówczas, jeśli to będzie koszt takiej szerokiej koalicji.

Nikt nie ufa Czarzastemu

Nie ma też bliskich relacji z Lewicą, co nie dziwi, zważywszy na wiele publicznych wypowiedzi Donalda Tuska. Generalnie, po porozumieniu się Lewicy z PiS-em w sprawie głosowania nad Funduszem Odbudowy, nikt po opozycyjnej stronie Lewicy nie ufa. Albo inaczej: nikt nie ufa Włodzimierzowi Czarzastemu.

Polityk Porozumienia: – On ma olbrzymi głód władzy. Dawno temu był jednym z głównych rozgrywających, a teraz od szesnastu lat tkwi w opozycji. Nie wykluczam, że gdyby była szansa na powyborczą koalicję z PiS-em, to Czarzasty brałby taką ofertę z marszu i w ciemno.

Polityk Lewicy, niechętny Czarzastemu: – Tusk słusznie zdiagnozował, że Czarzasty pójdzie tam, gdzie dostanie więcej. Jeśli PiS przedstawi dobrą ofertę, to nie będzie się wahał. Może niekoniecznie będzie to zaraz jawna współpraca, ale np. cicha koalicja. To facet, dla którego liczą się trzy rzeczy: władza, posady i pieniądze. Na pewno nie wartości. W tym kierunku pcha go też partia Razem, dla której hierarchia wrogów jest czytelna: PO, TVN, GW. PiS jest dopiero na szarym końcu. I stąd ta niechęć Tuska. Przecież on idzie z PiS-em na totalną wojnę, musi być pewien, że już na polu bitwy jeden z sojuszników nie włoży mu noża w plecy.
Czytaj także: "Krzyków nie było. Był szok". Oto kulisy burzliwego posiedzenia zarządu Lewicy

Posłanka KO: – Lewica po cichutku, w kąciku, układa się z PiS-em.

Sam Tusk stwierdził ostatnio, że „przyszłość strategiczna lewicy pod kierunkiem aktualnego przywództwa nie jest do końca jasna, a nas nie stać w żadnym wypadku na ryzyko, że komuś z opozycji wpadnie do głowy, by po wyborach utrwalić władzę PiS-u”. Politycy Lewicy ostro zaprzeczają takiej narracji i przypominają, że ich elektorat jest najsilniej (bardziej niż wyborcy PO!) antypisowski. Sojusz z PiS-em byłby zatem spektakularnym, politycznym samobójstwem.

Sytuacja Lewicy w ogóle jest dziś skomplikowana. Wprawdzie Włodzimierz Czarzasty wygrał wojnę domową w SLD i doprowadził do zjednoczeniowego kongresu z Wiosną, ale poparcie dla Nowej Lewicy nie rośnie.
– To wina liderów – mówi mi polityk Nowej Lewicy. – Czarzasty kłania się PiS-owi, a Biedroń wygłupia się na Tik-toku. Bez przywództwa z prawdziwego zdarzenia nie ruszymy z miejsca, a oni dopiero co wzięli władzę w partii i na pewno nie będą chcieli jej szybko oddać.

Według moich rozmówców część posłów Nowej Lewicy (kilka osób, bardziej pięć niż dziesięć) zastanawia się nad odejściem z klubu, w którym czują się coraz bardziej obco, i dołączeniem do PO. Na razie jednak nie są Tuskowi potrzebni, bo ten zarzucił konserwatywną kotwicę. Czekają na rozwój sytuacji, grają już nie na całą formację, ale tylko na siebie.

Skazani na współpracę?

Nie jest łatwo także na linii PO – Polska 2050, choć oba ugrupowania są często traktowane przez komentatorów jako niemalże bliźniacze. Po rozmowie z przedstawicielami obu formacji mam wrażenie, że są raczej jak Żuraw i Czapla ze słynnego wierszyka Jana Brzechwy: niby mieliby się ku sobie, ale jednocześnie są na siebie wiecznie obrażeni, nadąsani (… Tak już chodzą lata długie, Jedno chce, to nie chce drugie / Chodzą wciąż tą samą drogą, ale pobrać się nie mogą…).

Na pewno też zupełnie inaczej definiują polityczny stan rzeczy. Oto próbka.

Posłanka KO: – Jesteśmy skazani na współpracę.

Posłanka Polski 2050: – Pod sztandarem Platformy na pewno nie wygramy. Za duży elektorat negatywny plus niemożność pozyskania miękkich wyborców PiS-u. Ostatnio zrobiliśmy badania jakościowe, tzw. fokusy. Przysłuchiwaliśmy się grupie osób, które nie są zadeklarowanymi wyborcami partii Kaczyńskiego, ale w drugiej turze wyborów prezydenckich poparły Andrzeja Dudę. Teraz są trochę zagubieni, antysystemowi, na pewno zmęczeni polityką. Na PiS chyba już nie zagłosują, ale w najohydniejszych słowach mówili o PO. Byłam w szoku, kiedy słyszałam te obraźliwe epitety. Oni są skłonni poprzeć nas, ale nie na jednej liście z Tuskiem. Musimy zachować odrębność, żeby ich złowić. A tu może chodzić nawet o kilkaset tysięcy wyborców.

Polityk PO: – To wygodna opowieść, mająca uzasadnić ich chęć pójścia do wyborów osobno. Bo póki co nie widzę żadnych transferów wyborców PiS-u do Hołowni. Jeśli już odwracają się oni od obecnej władzy, to raczej powiększają grono niezdecydowanych i zdemobilizowanych. Iść razem to jedyna metoda na pokonanie PiS-u. Przy czym Tusk jest gotowy na krok do tyłu, żeby Polska 2050 nie miała poczucia, że chcemy ich połknąć.

Czytaj także: Plan Tuska na pokonanie Kaczyńskiego. Szykuje się wielkie wyborcze starcie

Posłanka Polski 2050: – Chyba najlepiej wiedzie się nam wtedy, gdy zdrowo konkurujemy.

Posłanka KO: – Ze wszystkimi, z którymi nic nas nie dzieli, wszystko powinno nas łączyć. Na końcu na pewno jakoś się posklejamy.

Posłanka Polski 2050: – W naszej ocenie potrzebne są dwa centrowe bloki. Jeden wokół PO, a drugi wokół nas.

Polityk PO: – Tusk nie spotyka się z Hołownią regularnie, ale regularnie kontaktują się przez telefon. To są dobre rozmowy.

Posłanka Polski 2050: – Tusk dzwoni do Szymona sporadycznie i tylko wtedy, gdy chce się czegoś od niego dowiedzieć lub wybadać, co Szymon planuje. Ostatni raz przed organizacją wiecu na placu Zamkowym. Częstsze i bardziej szczere spotkania Szymon ma z Kosiniakiem.

Wróg jest zupełnie gdzie indziej

Z tej zapośredniczonej dyskusji jasno wynika, że relacje są napięte, a plany na przyszłość rozbieżne. Konflikty po opozycyjnej stronie stają się jednak bardziej zrozumiałe, jeśli wrócimy do wspomnianego już badania IBRiS-u. Bo z niego jasno wynika, że wyborcy opozycji nie są wyraźnie przypisani do poszczególnych partii, tylko nadzwyczaj labilni w swych sympatiach, a ich ostateczna decyzja – czy zagłosują na KO, Polskę 2050 czy może PSL lub Nową Lewicę – będzie zależeć od tego, kto będzie miał największą szansę pokonać PiS lub kto zrobi najlepsze wrażenie w kampanii.

Np. ponad połowa elektoratu Lewicy bierze pod uwagę inne formacje: 31% myśli ciepło także o Polsce 2050, a 24% o KO. Wszystkie ugrupowania walczą zatem o to, jak ostatecznie, w 2023 roku, zostanie pokrojony kawałek opozycyjnego tortu i komu przypadnie największy kawałek.

Stąd wciąż decydujące okazują się we wzajemnych stosunkach ambicje, aspiracje i animozje. A rzecz najważniejsza, to, że wróg jest zupełnie gdzie indziej, jakoś liderom opozycyjnym umyka. Polityk Porozumienia jednak uspokaja: – Na pewno wszyscy wyżej cenią sobie niechęć do PiS-u niż do siebie nawzajem. To dobry prognostyk.

Czytaj także: Tusk obiecuje, że rozliczy PiS, ale dlaczego nie zrobił tego w 2007 roku? Odpowiedzi są dwie

Teoretycznie po opozycyjnej stronie jest jeszcze Konfederacja, ale w ogóle nie jest brana pod uwagę jako sojusznik, jeśli już – to jako zagrożenie. Posłanka Polski 2050: – Absolutnie nie można na nich liczyć. Jeśli będzie szansa na wspólny rząd z Kaczyńskim, to natychmiast się PiS-owi sprzedadzą.

Polityk Porozumienia: – Z nimi nigdy nic nie wiadomo, mają tylko jedenastu posłów i trzy frakcje (pięciu posłów Ruchu Narodowego, pięciu partii KORWiN oraz Grzegorz Braun).

Posłanka KO: – Niejednolici. Najczęściej to sama Konfederacja nie może dojść do ładu z Konfederacją. Każde ich wzmocnienie przedłuża rządy PiS-u w Polsce.

Konfederacja, wbrew temu, co mówią politycy opozycji, wcale nie jest naturalnym sojusznikiem Kaczyńskiego: za dużo między nimi rozbieżności. Ale, patrząc na postępującą radykalizację PiS-u, wymuszoną także przez istnienie właśnie Konfederacji, ich powyborczy sojusz nie jest nie do wyobrażenia.

Na koniec wróćmy do Lewicy. Nie do Nowej Lewicy, ale do tej trzeciej formacji w lewicowym klubie parlamentarnym, czyli partii Razem, która przez resztę opozycji także jest postrzegana jako tzw. „element niepewny”.

Posłanka Polski 2050: – Jeśli mielibyśmy wszyscy wypracować jakiś wspólny mianownik reform po wyborach, żeby stworzyć rząd, to Razem jest najdalej od centrum.
Polityk PO: – Są zachwyceni socjalną działalnością Kaczyńskiego. Będą piali z zachwytu nad każdym kolejnym rozdawnictwem i chętnie przyłożą do tego rękę.
Polityk Nowej Lewicy: – Nawet nie wiadomo, czy będą chcieli znowu pójść w lewicowym bloku na wybory. Im zależy na własnej tożsamości, dość skrajnej, byle dostać 3% w wyborach i pieniądze z budżetu.

Czytaj także: Biedroń ostro zaatakował Hołownię. "Obrzydliwy i tchórzliwy pomysł"

Banałem będzie stwierdzenie, że sytuacja po opozycyjnej stronie na pewno wyklaruje się przed wyborami, bo dopiero wtedy będzie wiadomo, co kto zbudował i ilu swoich wyborców dowiózł na tę ostatnią, kampanijną prostą. – Jeśli nie jesteśmy w stanie już teraz zacieśniać współpracy –mówi mi posłanka KO – To powinniśmy chociaż zachowywać się jak sojusznicze armie, które cały czas walczą na terytorium wroga.

Wiadomo, że klęska którejkolwiek z formacji przybliża zwycięstwo PiS-u. Jeśli PSL spadnie pod próg i nie wejdzie do Sejmu, jeśli Polska 2050 zjedzie poniżej 10-12%, jeśli zmarnują się, tak jak w 2015 roku, głosy na Lewicę, to Kaczyński może otwierać szampana. Wówczas bowiem Victor D’Hondt działa z całą mocą na jego rzecz, a trzecia kadencja jest na wyciągnięcie ręki.
Czytaj także: Lewicka: Władza ma gębę pełną frazesów o wartościach, a szafę coraz bardziej pełną trupów