"Nie spodziewałem się takiej eksplozji zachorowań". Lekarz szczerze o pandemii

Aneta Olender
O 18 550 przypadkach nowych zakażeń i śmierci 269 osób poinformowało 10 listopada Ministerstwo Zdrowia. W tym samym czasie, dokładnie rok temu, mówiliśmy o 25 484 zakażonych. Na pytanie, dlaczego mimo szczepień statystyki wciąż są niepokojące, odpowiada specjalista od zdrowia publicznego prof. Bolesław Samoliński.
Liczba zakażeń koronawirusem jest wyższa niż zakładano. Fot. Iwona Burdzanowska / Polska Press
– Osobiście, i mówię to z zupełną szczerością, nie spodziewałem się takiej eksplozji zachorowań. Uważałem, że ta jesienna fala będzie dużo skromniejsza niż poprzednie, ponieważ znaczenie ma i szczepienie i to, że część populacji już była zakażona. Okazuje się jednak, że wirus potrafi przełamać wytworzoną odporność – zaznacza prof. Bolesław Samoliński.

Lekarz podkreśla, że problemem jest na pewno fakt, że nadal nie uzyskaliśmy odporności populacyjnej – w pełni zaszczepionych jest 20 072 598 osób.

– Bardzo wyraźnie widać, że grupą, która zakaża siebie i innych, są osoby niezaszczepione. To widać też po mapie szczepień i epidemii. Tam, gdzie wykonano dużo szczepień, sytuacja wygląda lepiej. Nadal nie uzyskaliśmy poziomu odporności populacyjnej na wirusa, co blokowałoby jego transmisję z jednej osoby na drugą – zaznacza rozmówca naTemat.


Kolejnym istotnym elementem jest ewolucja wirusa, który zdaniem specjalisty "w dalszym ciągu wymyka się nam spod kontroli". Choć obecny wariant jest dwukrotnie mniej śmiertelny niż wersja pierwotna, to jednocześnie jest też zdecydowanie bardziej zakaźny.

– To, co jest absolutnym novum, to to, że wirus atakuje dzieci. Pediatrzy mówią bardzo wyraźnie, że nie ma specyficznego przebiegu zakażenia SARS-CoV-2, który by go różnicował od innych zakażeń – dodaje.
Prof. Bolesław Samoliński
specjalista zdrowia publicznego

Objawy, które obserwowaliśmy na początku: suchy kaszel, zaburzenia węchu, temperatura, dawały właściwie stuprocentową pewność, że mamy do czynienia z zakażeniem koronawirusem.

Obecnie COVID-19 dalej tak niespecyficzne objawy, że nawet dolegliwości żołądkowo-jelitowe u dzieci mogą być spowodowane tym wirusem, a to zmuszałoby nas do zupełnie innego postępowania przeciwepidemicznego.

– Mamy bardzo trudny okres, niespodziewanie trudny. Jest bardzo dużo zakażeń różnego typu wirusami, w tym między innymi COVID-19. Mamy masową hospitalizację, ale też nie do końca potrafimy zidentyfikować częstość występowania wirusa wśród dzieci – wyjaśnia specjalista od zdrowia publicznego.

Zakażeni zaszczepieni

Prof. Samoliński podkreśla jednocześnie, że szczepionki z całą pewnością działają. Jest mnóstwo badań naukowych, które temu dowodzą. – Mamy całe zestawienia, które porównują efektywność. Ona nie jest 100 proc., nikt nigdy nie mówił, że szczepionka chroni w pełni. Szczepionka nie jest panaceum na wszystko. Jest formą stymulacji układu immunologicznego. Dany osobnik może różnie odpowiedzieć na szczepionkę. Wszystko zależy od specyfiki naszych organizmów. Jednak aż 85 proc. osób chroni się dzięki temu przed zakażaniem, nawet w tej najstarszej grupie – słyszymy.

Rozmówca naTemat dodaje także, że wiemy już, że szczepionki "nie są na zawsze", po około 6 miesiącach odporność nabyta w wyniku szczepienia przeciwko COVID-19 zaczyna spadać, choć nie wiemy w jakim tempie. To jest dopiero badane i obserwowane.
Czytaj także: Rząd ma rozważać zmianę ws. kwarantanny dla dzieci. Nowe przepisy zadowolą rodziców?