Michalik: Państwo oficjalnie poparło faszyzującą, dyskryminującą i zabronioną prawem demonstrację
Marsz narodowców przez Warszawę, zresztą nie tylko polskich, bo zjechali się do nas z całej Europy, w świetle prawa w ogóle nie mógł się odbyć. A jednak było inaczej. Pod patronatem władz państwowych, zamieniając ostatecznie Święto Niepodległości, które jest świętem wszystkich Polaków i powinno być obchodzone pokojowo i radośnie, w przemarsz przez stolicę skrajnych ugrupowań, których samo istnienie narusza polską Konstytucję.
A jednak mimo wyraźnego zakazu prawnego marsz nie tylko się odbył, ale odbył się z poparciem, patronatem i przyzwoleniem najwyższych władz państwowych, premiera, prezydenta i PiS.
Ze wstydem patrzyłam wczoraj, jak polska policja blokowała Warszawę, odcinając mieszkańcom możliwość dotarcia do własnych domów czy na spotkania, powodując zamieszanie i utrudnienia, z powodu grupy ludzi, których czyny i słowa są policzkiem dla każdego uczciwego człowieka. Państwo polskie oficjalnie poparło faszyzującą skrajną, dyskryminującą i zabronioną polskim prawem demonstrację, nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie, angażując po stronie faszyzujących narodowców pieniądze podatników i służby mundurowe.
O "prośbie" pisowskiego wojewody mazowieckiego, będącej w istocie bezczelnym, aroganckim nakazem, żeby z drogi "demonstrujących" usunąć kosze na śmieci czy stojaki na rowery nawet nie wspomnę – to wyraz ostatecznej bezradności państwa i degeneracji jego instytucji, zasad i wartości.
Pytanie – co więc można jeszcze nowego powiedzieć o zachowaniu PiS czy drodze, którą konsekwentnie kroczy, oprócz tego, że jest to droga Putina i Łukaszenki i innych dyktatorów, których z historii znamy zbyt wielu?
I jeszcze jedno, wbrew nagłówkom prasowym wcale nie uważam, żeby Marsz Niepodległości przebiegł "spokojnie". Widziałam takie określenia w mediach i krew się we mnie burzyła. Spokojnie, czyli jak? Bez skopania grupy dziewczyn? Bez podpalenia wozów transmisyjnych stacji telewizyjnych, jak to miało miejsce w przeszłości?
Mamy dziękować faszystom, rasistom, fanatykom i naziolom, że łaskawie nie podpalali samochodów czy mieszkań, nie zaatakowali dziennikarzy, nie zdemolowali miasta?
Ze strachu przed nimi, z niechęci do wywołania zamieszek, swój marsz odwołały dziewczyny, które chciały zaprosić do udziału w nim wszystkich Polaków.
To "Dziewczyny z mostu", te same, które w 2017 roku przedarły się w tłum marszu narodowców i usiłowały go zablokować siedząc na chodniku i nazywając ich faszystami. To one w tym roku zarezerwowały dla swojego zgromadzenia trasę, którą dotąd szli narodowcy.
Chciały zapoczątkować tradycję obchodzenia 11 listopada pokojowo i radośnie. Zrezygnowały jednak, bo mimo rejestracji legalnego zgromadzenia nie skontaktowała się z nimi policja i nie zaproponowała ochrony, a żadna z państwowych służb nie zareagowała na groźby Bąkiewicza pod ich adresem.
Nie były pewne ochrony policji, nie chciały narażać niczyjego życia i zdrowia, więc się wycofały. Czy to nie jest hańba? W jakich krajach obywatele nie czują się bezpieczni na ulicach swojego miasta w święto państwowe? Znacie Amerykanina, który bałby się świętować Dzień Niepodległości z obawy, że pobiją go faszyści, których będzie chronić amerykańska policja?
Narodowcy nieśli złe, nienawistne transparenty, ociekające jadem, antysemickie, rasistowskie, antydemokratyczne, antyeuropejskie, nacjonalistyczne i antyamerykańskie. Między innymi: "Wznowić ekshumacje w Jedwabnem”, "Precz z Unią Europejską", "USA centrum zła", "homoseksualizm szkodzi zdrowiu" oraz "Wołyńskie lalki we krwi".
Doszło do przerażających incydentów: spalono flagę Niemiec i zdjęcie Donalda Tuska. Spalono też tęczową flagę, a straż miejska, tak, dobrze słyszycie – straż miejska! – ludzie opłacani także z moich pieniędzy, próbowali zasłaniać balkony z tęczowymi flagami.
Czytaj także: Miało być mądrze, ale nie wyszło. Ta wpadka będzie się ciągnąć za Bąkiewiczem jak hatakumba za Jakim
Bąkiewicz przemawiał i mówił, że mamy wojnę z Niemcami i Rosją i atakował Unię Europejską, nazywając posłów do PE hołotą i zachęcając premiera do nieustępliwego stanowiska – "ani kroku w tył".Wczorajszy 11 listopada, jak od paru lat, był dla mnie dniem narodowego wstydu i narodowej hańby.