Rafał także zmarł podczas interwencji policji. Rodzina nagłaśnia sprawę i domaga się ekshumacji

Katarzyna Zuchowicz
Rodzina domaga się ekshumacji ciała Rafała, który zmarł w marcu tego roku podczas policyjnego zatrzymania. Chcą wyjaśnić przyczyny jego śmierci, mają kontakt z rodzinami innych osób, które zmarły w podobnych okolicznościach, a ich przypadki były głośne na całą Polskę. – Na etapie postępowania jest bardzo dużo wątpliwości i braków – mówi nam pełnomocnik rodziny.
42-letni Rafał zmarł w marcu podczas interwencji policji w Kowalach. Rodzina chce wyjaśnić przyczyny śmierci. Fot. Piotr Kamionka/REPORTER
Adwokat Joanna Chmielewska-Szczepaniak podkreśla, że w tej chwili nie chodzi o to, by kogokolwiek skazać, czy mówić, że ktoś jest winny. – Chodzi nam o wyjaśnienie sprawy, w której na etapie postępowania jest bardzo dużo wątpliwości i braków. Dlatego powiedziałam rodzinie, żeby dzwonili wszędzie, żeby nagłaśniali sprawę – mówi naTemat.

Rodzina robi co może. – Doszliśmy do wniosku, że trzeba to nagłaśniać, żeby nie zamietli sprawy pod dywan. Chcemy jak najbardziej ją nagłośnić – mówi nam Patrycja Iwanicka, siostra 42-letniego Rafała Lorka.

Zmarł podczas policyjnego zatrzymania


Są w stałym kontakcie z rodziną Bartka Sokołowskiego z Lubina, który 6 sierpnia zmarł po interwencji policji przed swoim domem. A także z rodziną Igora Stachowiaka, który zmarł na komisariacie we Wrocławiu oraz siostrą Łukasza Łągiewki, który zmarł w szpitalu we Wrocławiu kilkanaście godzin po akcji policji w jego mieszkaniu.


– Nie kładziemy się spać, dopóki jedna czy druga rodzina nie napisze. Pytają co u nas, jak się trzymamy, co robimy, co się posunęło. Piszą, co u nich. Jak minął 1 listopada, bo dla nas, a także dla państwa Sokołowskich i rodziny Łukasza Łągiewski, było to pierwsze takie święto. Podpowiadają co i jak robić. Razem się wspieramy. Na prośbę pana Sokołowskiego nazwisko naszego brata wyczytano w Sejmie, że zmarł podczas interwencji policji. Mamy wskazówki od jego pełnomocnika – opowiada naTemat Milena Wójcik, druga z sióstr Rafała.

Ich brat zmarł 3 marca tego roku. Do zdarzenia doszło na Pomorzu. O sprawie pisały lokalne media. "Zmarł podczas policyjnego zatrzymania w Kowalach. Prokuratora bada przyczyny śmierci 42-letniego mężczyzny" – opisywał "Dziennik Bałtycki". Od zdarzenia minęło już trochę czasu, rodzina ma świadomość, że czas nie działa na jej korzyść. Ostatnio o sprawie pisał fakt.pl.

– Nam najbardziej zależało na tym, żeby brata pochować godnie. Trochę późno dotarło do nas, co mogło zdarzyć się na tym parkingu. Cały czas jest to dla nas szok. W internecie pojawiły się komentarze o morderstwie, o uduszeniu obywatela. Jest wiele wpisów, które świadczą o tym, że krzyczał, wołał o pomoc. Zaczęliśmy badać sprawę. Każdy mówi, że trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. Na mój apel, że szukam świadków, zgłosiła się jedna osoba – mówi Milena Wójcik.

Jak wyglądała interwencja policji


Tu wersje zdarzeń, a właściwie podejrzenia rodziny i wersja policji, znacznie się różnią. Interwencja miała miejsce na parkingu przy Lidlu. Rodzina twierdzi, że na wniosek byłej partnerki Rafała, z którą miał dziecko. Mężczyzna miał wcześniej problemy z prawem, był karany, rodzina tego nie ukrywa.

– Brat przebywał poza granicami Polski, przyjechał, żeby się z nią spotkać. Według niej brat jej groził. Wiemy, że udała się na komisariat i policja radziła, żeby umówiła się z bratem. Umówili się pod Lidlem przy ul. Staropolskiej w Kowalach. Kiedy brat podjechał, już czekało na niego dwóch nieumundurowanych funkcjonariuszy policji. Z jej zeznań wynika, że założyli mu krawat i powalili na ziemię – opowiada Milena Wójcik.

Twierdzi, że policja poinformowała ich o śmierci brata sześć godzin później. – Przyjechali w nocy, o godz. 23.30. Powiedzieli, że Lorek nie żyje, gdzie zmarł i że mamy udać się do prokuratury. I nic więcej. Z internetu zaczęliśmy się dowiadywać, co się stało w Kowalach – mówi Milena Wójcik.
Sierż. sztab. Karol Kościuk, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pruszczu Gdańskim, mówi naTemat, że na komendę zadzwoniła osoba, która twierdziła, że czuła się zagrożona ze strony tego mężczyzny.

– Policjanci ustalili, że jest to osoba poszukiwana do odbycia kary pozbawienia wolności. Ten mężczyzna był już notowany. Policjanci byli przygotowani na to, że go zatrzymają i będzie odsiadywał wyrok, który był zasądzony. Na hasło "Stój, policja", mężczyzna rzucił się do ucieczki. Policjanci podjęli pościg, dogonili go. Użyli chwytów obezwładniających, założyli mu kajdanki. W tym momencie ten człowiek zemdlał. Policjanci udzielili mu pierwszej pomocy, wezwali karetkę. Mężczyzna zmarł – tłumaczy policjant.

Rzecznik komendy w Pruszczu Gdańskim dodaje, że w tym momencie ruszyła procedura pod kątem kontroli interwencji policyjnej, pod nadzorem prokuratury. – Oczywiście śmierć człowieka jest tragedią. Ale na tę chwilę żadnych nieprawidłowości pod kątem przebiegu interwencji nie stwierdzono. Na tym bazujemy, to zakończyło temat – mówi.

Dlaczego doszło do interwencji


Jednak nie dla rodziny. Według niej Rafał nie był poszukiwany. – Do chwili obecnej nie znamy rzeczywistych przyczyn, dlaczego w ogóle doszło do interwencji. Rzecznik prokuratury twierdzi, że był wyrok wydany przez Sąd Rejonowy w Gdańsku, który miał być wykonany. Tylko pan Rafał był zameldowany u swoich rodziców i żadne dokumenty na temat tego, że ma się stawić w areszcie, nie przyszły. Nie mamy żadnej wiedzy w tym zakresie. Takiego dokumentu nie ma w aktach – mówi pełnomocniczka rodziny.

Patrycja Iwanicka sugeruje nawet, że chodziło o inną osobę o tym samym nazwisku, ale innym imieniu.

Jednak i policja, i prokuratura, tego nie potwierdzają.

– To była osoba, która była znana wymiarowi sprawiedliwości. Ten mężczyzna wielokrotnie odsiadywał wyroki. I to na nim ciążył wyrok, który miał odbyć. To on był poszukiwany – podkreśla sierż. sztab. Karol Kościuk.

– Czynność zostały podjęte przez funkcjonariuszy Policji po uzyskaniu informacji o miejscu, w którym miał przebywać mężczyzna poszukiwany do odbycia kary orzeczonej przez Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe w Gdańsku. Wyrok zapadł we wrześniu 2020 roku za popełniony w recydywie czyn przeciwko mieniu – mówi naTemat Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

– Mężczyzna zareagował agresywnie. W trakcie obezwładnia zasłabł i stracił przytomność – podaje.

Zastrzeżenia rodziny do postępowania


Pod adresem działania policji i postępowania prokuratury rodzina zmarłego ma wiele zarzutów, pytań i wątpliwości. Twierdzi, że prokuratura ich zbywała. – W ogóle nie chce z nami rozmawiać. Zwodzą nas. Pani prokurator nie ma dla nas. Traktują nas niepoważnie – mówi Patrycja Iwanicka.

– Mieli dokonać przesłuchań w sprawie wpisów w internecie. Mija osiem miesięcy, przesłuchali tylko dwie osoby. Dlaczego postępuje to tak wolno? Dlaczego zwodzili nas z ubraniem brata, które okazało się spalone? – pyta.
Patrycja Iwanicka

Chcieliśmy zabrać jego rzeczy, prokuratura kazała nam składać kolejne wnioski w tej sprawie. A okazało się, że w aktach dawno było napisane, że ubrania są spalone. Wyszło, że za naszą zgodą. To jest nieprawda, nie dawaliśmy takiej zgody. Potem okazało się, że pracownik z domu pogrzebowego, który odbierał ciało brata, napisał o spaleniu. Jak z nim rozmawialiśmy, powiedział, że tak kazano mu napisać w prosektorium.

Prokurator Grażyna Wawryniuk: – Prokurator nie podejmował decyzji dotyczącej zniszczenia odzieży. Po uzyskaniu informacji o jej utylizacji zwrócił się o wyjaśnienie do Zakładu Medycyny Sądowej, który poinformował, że decyzja została podjęta przez rodzinę. Rodzina w tej chwili temu zaprzecza. Czy utylizacja odzieży będzie miała wpływ na postępowanie, zostanie ocenione na podstawie całości materiału dowodowego.

Ale najgorsze są zdjęcia, które – jak twierdzi rodzina – na jej prośbę wykonał zakład pogrzebowy i jej przesłał. Widać na nich, że na ciele są ślady.

Milena Wójcik przyznaje, że we krwi brata wykryto amfetaminę: – Sekcja wykazała, że doszło do ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej, sinicy, jej brat miał też cechy śmierci nagłej. Widział się ze mną kilka godzin wcześniej, był zdrowy. Nie miał żadnych śladów, które widoczne są na zdjęciach. Na identyfikacji zobaczyłam, że miał wylew na szyi. Po drugie widać całą twarz startą, miał wklęśniętą czaszkę – opisuje.

– Obrażenia są najważniejsze. Według nas po prawidłowej interwencji człowiek tak nie wygląda, jak wyglądał nasz brat – mówi Patrycja Iwanicka. Przesyła nam kilka zdjęć.

Niejasności mają też dotyczyć identyfikacji zwłok. Rodzina mówi, że w tym celu do zakładu medycy sądowej udali się ojciec, siostra i bratowa Rafała. Jednak w prosektorium mają twierdzić, że nikogo nie było, w dokumencie wpisano zaś, że rodzina identyfikowała zwłoki na podstawie zdjęcia MMS. Tymczasem rodzina przekonuje, że nie dokonała żadnej identyfikacji przez zdjęcie.

– Rodzina nie identyfikowała zwłok, bowiem nie było podstaw do przeprowadzenia takiej czynności. Identyfikacji dokonuje się wówczas, gdy nie jest znana tożsamość zmarłego, bądź zachodzą wątpliwości co do tożsamości. Takie okoliczności w tej sprawie nie zachodziły – reaguje na nasze pytanie w tej sprawie prokurator.

Pełnomocnik rodziny o postępowaniu


Adwokat Joanna Chmielewska-Szczepaniak, pełnomocnik rodziny, podsumowuje braki w postępowaniu: – Na miejscu zdarzenia nie dochodzi do zrobienia zdjęć. Policja nie sprawdza monitoringu z kamer Lidla, bo jak słyszymy była wtedy przerwa techniczna. Nie zbiera świadków. Nie ma zabezpieczonej dokumentacji medycznej, ani odzieży. Instytut, który wykonuje sekcję zwłok, niszczy ubrania pana Rafała. Jako adwokat jestem oniemiała tym, co się dzieje.

Twierdzi, że w swojej karierze zawodowej nie pamięta takiej współpracy z prokuraturą.

– W toku postępowania napotykam trudności. Nie spotkałam się z taką sytuacją. Oczekiwanie na zgodę na dostęp do akt trwało około miesiąca. Zazwyczaj na dokumenty czekamy tydzień, maksymalnie półtora. Ponad 2,5 tygodnia walczyłam o to, żeby wykonać fotokopię akt. Musiałam wysyłać do prokuratury informacje dotyczące tego, jakie karty chcę skopiować, co bardzo rzadko się zdarza w sytuacji, gdy mam prawo wglądu do akt – wymienia.

Teraz od około miesiąca czeka na rozpatrzenie przez prokuraturę wniosku o ekshumację ciała Rafała. Rodzina chce, żeby sekcja zwłok była wykonana za granicą, we wniosku wskazali na Czechy. Mówią, że nie ufają polskiej instytucji, chcą, żeby zewnętrzna instytucja oceniła, jak było.

– Jest opinia, która wskazuje na to, że doszło do śmierci, ponieważ Rafał był pod wpływem narkotyków, co spowodowało wstrzymanie krążenia i zgon. Rodzina ma zdjęcia wykonane w zakładzie pogrzebowym. Najważniejsze jest, żeby ktoś ustalił, czy obrażenia powstały na skutek czynności wykonywanych w trakcie zatrzymania, czy – jak mówi lekarz – są to konsekwencje na skutek sekcji zwłok – mówi adw. Joanna Chmielewska-Szczepaniak.
adw. Joanna Chmielewska-Szczepaniak

Dla mnie nie są to konsekwencje sekcji zwłok. To były obrażenia nad łukiem brwiowym, przy nadgarstku, na szyi. Dlatego najbardziej zależy nam, żeby to był organ zewnętrzny. Obawiam się, że jeśli zrobi to inny instytut w Polsce, opinia może być powielona. Mamy nadzieję, że na podstawie zgromadzonych dokumentów i ekshumacji dojdzie do ustalenia rzeczywistych przyczyn zgonu.

Prokuratura odpowiada na zarzuty


– Taki wniosek o ekshumację wpłynął. Nie zapadła jeszcze decyzja prokuratora w tej kwestii, w pierwszej kolejności o decyzji dowie się rodzina. Trzeba ocenić, czy w kontekście dokonanych ustaleń, wniosek o ekshumację jest zasadny – mówi naTemat prokurator Grażyna Wawryniuk. Potwierdza, że rodzina składa szereg wniosków, w których wskazuje na swoje zastrzeżenia do postępowania.

Na jakim etapie jest dziś postępowanie? – Postępowanie cały czas pozostaje w toku. Podejmowane są czynności, aby ustalić osoby, które zamieściły komentarze na temat tego zdarzenia w internecie i mogą mieć jakąkolwiek wiedzę na ten temat. Z komentarza jednej z osób wynika, że miała widzieć to zdarzenie – odpowiada prokurator.

– Uważam, że ocena dotycząca tempa działania prokuratury jest subiektywna – mówi. – Zaprzeczam, by kontakt z prokuraturą był utrudniany. Składane wnioski są rozpatrywane. Rodzina otrzymuje stanowiska. Ma dostęp do akt sprawy przez swojego pełnomocnika. Nie zawsze jednak jest możliwość kontaktu z prokuratorem, który nadzoruje postępowanie. Ale to nie jest unikanie – tłumaczy rzeczniczka prokuratury.
Prok. Grażyna Wawryniuk

Prokurator może być nieobecny, gdyż np. ma wolne albo wykonuje inne czynności, w tym poza jednostką, może być np. w sądzie. Nie ma możliwości, aby prokurator w każdej chwili mógł być do dyspozycji pokrzywdzonych. Każdy prokurator prowadzi wiele spraw i nie zawsze jest w stanie zająć się osobami, które akurat próbują się z nim skontaktować.

Jak słyszymy, rodzina nie zamierza odpuścić. – Chcemy wyjaśnić sprawę dla prawdy, dla sprawiedliwości, ale również i przede wszystkim dla brata, ponieważ nie zasłużył na taką śmierć – mówi Milena Wójcik.