Chelsea przypieczętowała awans w hicie. Juventus na kolanach, Szczęsny był bez szans

Maciej Piasecki
Chelsea Londyn z awansem do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Obrońcy tytułu rozbili we wtorkowym hicie Juventus Turyn aż 4:0 (1:0). Dzięki tak pokaźnej wygranej Anglicy awansowali na pierwsze miejsce w tabeli grupy H. Wojciech Szczęsny nie miał nic do powiedzenia przy żadnym z goli. Włoski team zagrał bardzo słabo.
Reece James był jednym z najlepszych piłkarzy Chelsea w przekonującym zwycięstwie nad Juventusem. Fot. Twitter/@ChampionsLeague
Juventus do meczu z obrońcą pucharu Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu podchodził w komfortowej sytuacji. Po czterech meczach Włosi mieli komplet dwunastu punktów, co zapewniło im awans do 1/8 finału.

W dobrej sytuacji byli również londyńczycy, którzy w czterech potyczkach przegrali tylko raz, właśnie z Juventusem (0:1). Gola na wagę skromnego sukcesu zdobył dla Juve Federico Chiesa. Drużyna trenera Thomasa Tuchela miała jednak aspiracje, żeby zagrać z włoskim rywalem o pierwsze miejsce w grupie H. W składzie gości z Italii nie zabrakło w bramce Wojciecha Szczęsnego. Polak w reprezentacji prezentuje się różnie, ale w klubie jest bardzo pewnym punktem drużyny Massimiliano Allegriego.


Pierwsze dziesięć minut spotkania pokazało, kto będzie drużyną nadającą tempo meczu. Chelsea raz po raz starała się robić zamieszanie pod bramką Szczęsnego. Goście byli zamknięci na 25-30 metrach, wysokim pressingiem. Polski golkiper został sprawdzony poważniej w 14. minucie po strzale z pola karnego, próbował Callum Hudson-Odoi.

Dziesięć minut później było 1:0 dla londyńczyków. Po dobrze bitym rzucie rożnym najprzytomniej w polu karnym zachował się Trevoh Chalobah, trafiając w samo okienko bramki Szczęsnego. Goście mieli pretensje, że przy przepychance było zagranie ręką oraz faul, ale sędzia po konsultacji z VAR, podtrzymał decyzję o przyznaniu gola.

Chwilę później mogło być już jednak 1:1. Były napastnik Chelsea Alvaro Morata przelobował bramkarza gospodarzy, ale piłkę zmierzającą do siatki, świetnie wybił Thiago Silva.

W 36. minucie kapitalną paradą popisał się Szczęsny, bronią mocny strzał po ziemi Reece'a Jamesa. Jedyną złą informacją do przerwy była kontuzja N'Golo Kante. Francuz najprawdopodobniej nabawił się urazu mięśniowego i musiał opuścić boisko z grymasem na twarzy już w 37. minucie.

Druga połowa rozpoczęła się tak samo, jak pierwsza. Gospodarze znowu nacisnęli, czego efektem był gol 55. minucie na 2:0. James spróbował po raz trzeci i wreszcie znalazł sposób na Szczęsnego, trafiając w długi róg bramki Polaka.

Emocje zamknęły się dwie minuty później. Londyńczycy ośmieszyli defensywę gości, a główną rolę zagrał ten, który zmienił Kane w pierwszej części, Ruben Loftus-Cheek. Mijał rywali jak tyczki, a pracę kolegi zamienił na gola z bliskiej odległości Hudson-Odoi. Chelsea trafiła na 3:0, Szczęsny był bez szans. Znowu jednak gospodarze mogli zmartwić się w kwestiach zdrowotnych, bo kontuzji doznał Ben Chilwell. Włoski rywal nie przebierał w środkach, grając twardo, a chwilami wręcz brutalnie.

Bliski gola honorowego dla Juve w 83. minucie był Weston McKennie. Amerykanin uderzył mocno pod poprzeczkę, ale kapitalnie piłkę zmierzającą pod poprzeczkę wybronił Edouard Mendy.

Podobnie jak w przypadku Szczęsnego, który choć nie zachował czystego konta, to bramkarze na pewno byli pewnymi punkami swoich drużyn.

Cóż jednak z tego, skoro Polak w doliczonym czasie wyciągał piłkę po raz czwarty z siatki. Chelsea dobiła Juve golem autorstwa Timo Wernera w 95. minucie. To był nokaut turyńczyków w Londynie.

Chelsea Londyn - Juventus Turyn 4:0 (1:0)
Bramki: Trevoh Chalobah (25), Reece James (55), Callum Hudson-Odoi (57), Timo Werner (90+5)

Z nadziejami zdobycia pierwszych punktów w grupie do meczu podchodziło szwedzkie Malmoe. Po czterech kolejkach bilans skandynawskiej drużyny był brutalny. Zero po stronie punktów, dwanaście goli straconych i ani jednego zdobytego. Jeśli nie z trzecim w tabeli Zenitem St. Petersburg, to z kim? Szwedzi zaczęli jednak ambitnie i potrafili narzucić swój styl grania rywalowi. Co więcej, zdobyli nawet gola numer jeden w tym sezonie Ligi Mistrzów. Szczęśliwym strzelcem był doświadczony, 34-letni Duńczyk Soren Rieks. W drugiej części świetną okazję do wyrównania miał Artem Dziuba. Rosły napastnik Zenita oraz reprezentacji Rosji nie wykorzystał jednak rzutu karnego. W 52. minucie nogami "jedenastkę" obronił Johan Dahlin. W końcówce goście musieli radzić sobie w dziesiątkę. Drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną, otrzymał Dmitri Czystjakow.

Gospodarze nie dowieźli jednak prowadzenia do końca meczu. Drugi raz rzut karny po stronie przyjezdnych, tym razem zakończył się golem. Malmoe pozostaje niedosyt, bo mogli zgarnąć komplet punktów, a Zenitowi - niesmak, bo właśnie odpadli z Ligi Mistrzów.

Malmoe FF - Zenit St. Petersburg (1:0)
Bramki: Soren Rieks (28) - Jarosław Rakickij (90+2-rzut karny)
W 52. minucie rzutu karnego nie wykorzystał Artem Dziuba (Zenit).

Czytaj także: FC Barcelona zapłaci za koszmarny początek Ligi Mistrzów. Pudło sezonu na Camp Nou

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut