Kupują witaminę D przeznaczoną dla koni i łykają... końskie dawki. Oto nowa, niebezpieczna moda

Aneta Olender
Ma być szybko i skutecznie, bo przecież musimy działać na 200 proc. Dlatego tak chętnie sięgamy po energię i zdrowie zawarte w tabletkach. Niektórzy decydują się na końskie dawki takiego wsparcia. Okazuje się jednak, że w określeniu "końskie" nie ma przesady, bo coraz więcej osób kupuje (i poleca!) suplementy dla koni. O konsekwencje przyjmowania witaminy D w dawce 10, 20, a nawet 50 tys. pytamy dietetyka Kamila Paprotnego.
Coraz więcej osób sięga po dawki wit. D przeznaczone dla zwierząt. Fot. cottonbro / Pexels
W ostatnim miesiącu chyba już trzy osoby polecały mi przyjmowanie witaminy D w końskich dawkach, czyli np. 20 tys. jednostek dziennie. Zapewniały, że to postawiło je na nogi. Kupować czy nie kupować?

Przede wszystkim zastanowiłbym się, po co przyjmować tak ogromne dawki? Za każdym razem, kiedy myślimy, że mamy jakiś niedobór, powinniśmy wykonać badanie i sprawdzić, czy ten niedobór rzeczywiście występuje. Od tego trzeba zacząć.

Może się zdarzyć tak, że poziom konkretnej witaminy w naszym organizmie jest w normie, a wtedy dość duże dawki różnego rodzaju preparatów mogą nam zaszkodzić.


Czyli najpierw robimy badanie, a później wynik konsultujemy z lekarzem lub dietetykiem?

Konsultujemy to z lekarzem, nie z dietetykiem, trenerem, fizjoterapeutą, czy akupunkturzystą... Przyznaję jednak, że rzeczywiście zainteresowanie przyjmowaniem witaminy D jest ogromne, a właściwie obserwujemy modę na to. Każdy ją poleca.

Ten trend na łykanie ogromnych dawek witaminy D pojawił się jakiś czas temu i ciągle powraca. Pamiętajmy, że jeśli wychodzimy z niedoboru witaminy D w organizmie, po jej przyjmowaniu możemy czuć się lepiej.

Oczywiście większość z nas rzeczywiście ma problem z jej poziomem, więc rozsądna suplementacja ma sens. Mieszkamy w Polsce, gdzie słońca jest dość mało, pracujemy za szybami, przez które promienie słoneczne nie docierają do nas w taki sposób, żeby organizm wytwarzał witaminę D.

Ważne jest jednak to, abyśmy sięgali po produkty przebadane. Gdy chodzi o suplementy dla ludzi, to są rozporządzenia, które mówią, jakie dawki powinny być zawarte w danych preparatach. Te rekomendacje nie obowiązują jednak w przypadku preparatów dla koni. Zresztą nawet koniom trzeba podawać preparaty po konsultacji z lekarzem weterynarii.

Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, jeśli witamina D dla koni jest produktem z witaminą K, to jest to połączenie zmniejszające ryzyko hiperkalcemii. Ok, z jednej strony jest to jakieś zabezpieczenie, ale z drugiej strony jeżeli mamy się bronić przed czymś takim, to po co w ogóle brać takie dawki?
Fot. Ron Lach / Pexels
Co w takim razie może się wydarzyć, jeśli będziemy przyjmować 20, 30, 50 tys. jednostek witaminy D dziennie? Czy istnieje ryzyko, że jakieś ilości spowodują jej toksyczne gromadzenie się w organizmie?

I tak, i nie. Zacznę od tego, że przyjmowanie witaminy D w tak dużych dawkach nie jest jakąś nowością. Wiemy, że zdarzało się nawet, że podawano je komuś przez przypadek. Z reguły nic się nie działo, ale były jednak i takie przypadki, kiedy dochodziło do zwiększonego stężenia wapnia we krwi po tym, jak przez kilka miesięcy przyjmowano dawki powyżej 30 tys.

Ta rozbieżność może wynikać z tego, że te osoby, u których wystąpiły jakieś problemy, mogły nie mieć niedoboru, a te, którym nic się nie działo, ten niedobór miały.

Jeżeli poziom witaminy D w naszym organizmie jest w normie, ale będziemy przyjmowali duże dawki, to może dojść do hiperkalcemii – zwiększonego stężenia wapnia we krwi, lub hiperkalciurii – wydalania wapnia z moczem. To może wpływać np. na pracę serca, nerek.

Czyli może dojść do uszkodzenia tych narządów?

Może dojść do uszkodzenia narządów, do uszkodzenia naczyń krwionośnych. Rośnie ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych u osób, które rzeczywiście łykają bardzo duże dawki witaminy D i tego nie kontrolują.

Kiedy mamy czarno na białym, że mamy niski poziom witaminy D, że trzeba ją suplementować większymi dawkami, to za miesiąc, za dwa robimy kolejne badanie. Jeśli po tym czasie okaże się, że tym razem poziom jest w normie, to zmniejszamy dawkę na taką, która po prostu pozwoli go utrzymać.

Bądźmy jednak szczerzy, większość szarlatanów – tak muszę ich nazwać – którzy promują takie "wsparcie organizmu", daje ludziom to, co chcą usłyszeć. Ludzie chcą magii, chcą jednej tabletki, która uchroni ich przed nowotworami i innymi chorobami.

Są badania, które pokazały, że osoby z odpowiednimi poziomami witaminy D w organizmie rzadziej chorowały na COVID-19, więc szarlatani podłapują to i ładują w ludzi 30-50 tys. jednostek, nie sprawdzając aktualnego stężenia 25(OH)D we krwi. Mówią, że tym, którzy to negują, na rękę jest złe samopoczucie innych.

Używają też takich argumentów, że skoro na pewno wszyscy mają niedobory, każdy powinien brać ogromne dawki, bo to uchroni ludzi przed zakażeniem. Tak naprawdę to są interesy.

Co jeszcze może się z nami dziać, jeśli ulegniemy takim trendom?

Duże dawki witaminy D mogą wpływać na wydzielanie parathormonu, czyli hormonu niezwykle ważnego np. w przypadku kontroli gospodarki wapniowo-fosforanowej. Poza tym jeśli dochodzi do zbyt dużego wydzielania wapnia z kości i zbyt dużego wchłaniania wapnia z przewodu pokarmowego, czyli mamy duże stężenie wapnia w krwi, to w efekcie zwiększa się ryzyko chorób sercowo-naczyniowych i ryzyko kamicy nerkowej.

Mamy badania, które opisują przedawkowanie witaminy D – osoby przyjmowały powyżej 30 tys. jednostek dziennie – u części doszło z tego powodu do niewydolności nerek.

Jednak to znowu są pojedyncze przypadki. Są osoby, którym po takich dawkach nic się nie działo. Choć trzeba podkreślić, że badanie przeprowadzono po ponad roku przyjmowania tak ogromnych dawek, nie wiemy natomiast, co działoby się z nimi, gdyby suplementacja trwała 3 lub 5 lat. Wiemy natomiast, że jeśli stężenie 25-OH witaminy D wzrośnie powyżej 90 ng/ml, dochodzi do pewnych zaburzeń gospodarki wapniowej, hormonalnej.

Jakie dawki witaminy D powinniśmy przyjmować?

To wszystko zależy od jej poziomu w naszym organizmie, od tego w jakim jesteśmy wieku, ile mamy tkanki tłuszczowej – większe osoby powinny przyjmować większe dawki. Jednak tego nie określamy sami. Może to zrobić lekarz na podstawie wyników badań.

Jednak jeśli ktoś z normą, kto czuje się dobrze i dotychczas przyjmował dawkę około 2 tys. dziennie, nasłucha się tych teorii i zacznie przyjmować dawki 30 tys., to po takiej suplementacji nagle może poczuć ogromne zmęczenie, może dojść do poliurii, polidypsji, wymiotów, bólów i osłabienia mięśni itd. Przyczyną takich dolegliwości może być właśnie toksyczna dawka witaminy D w organizmie.

Duże dawki witaminy D mogą również powodować reakcję obronną organizmu – zacznie wytwarzać alternatywną wersję metabolitu witaminy D, który jest nieaktywny. Nieaktywny metabolit nie działa, choć w podstawowych wynikach badań możemy widzieć, że poziom witaminy D w naszym organizmie jest w normie.

Może więc wytworzyć się oporność na działanie takich dużych dawek. Ten mechanizm obronny jest taki sam, jak w przypadku insulinooporności. Może spaść pobudliwość receptorów na działanie witaminy D, więc będzie słabiej działać.

Są też schorzenia, w przypadku których takich dużych dawek, dużych stężeń witaminy D w krwiobiegu, być nie powinno. To jest np. sarkoidoza, gruźlica, nadczynność przytarczyc.

A w pożywieniu możemy znaleźć witaminę D?

Tak i możemy mówić, jak wspaniałe są źródła witaminy D, ale to i tak będzie za mało. Albo suplementacja, albo 15 minut na słońcu latem.
Czytaj także: https://natemat.pl/zdrowie/325241,suplementy-na-odpornosc-i-wspierajace-prace-mozgu-jakie-preparaty-kupowac