"Rok temu PiS popełniło największy błąd od 2015 roku". Skąd spadki poparcia dla partii Kaczyńskiego?

Katarzyna Zuchowicz
Czarna seria dla PiS trwa już od tygodni. Praktycznie nie ma sondażu, który nie pokazywałby, jak spadło poparcie dla partii rządzącej. Jeszcze niedawno chciało na nich głosować ponad 40 proc. wyborców, dziś około 30. W kraju szaleje inflacja, pandemia, emocje wokół imigrantów i Łukasza Mejzy. – Ludzie to widzą. Partia rządząca płaci za swoje błędy. Czas wielkich haseł i planów oraz realizacji obietnic PiS ma za sobą – mówią nam eksperci.
Kolejne sondaże pokazują spadek poparcia dla PiS. Fot. Piotr Molecki/East News



Gdy w poprzedniej kadencji obecnego rządu 500+ było nowością, gdy PiS dawał wyprawkę 300+, Mieszkanie+, 14 emeryturę, podwyższał pensje minimalne i obiecywał cuda, wydawało się, że nic jest w stanie ruszyć elektoratu Prawa i Sprawiedliwości.

Łamanie konstytucji, walka z sądami, arogancja i buta polityków PiS, loty marszałka Kuchcińskiego, wieże Kaczyńskiego, Misiewicze i inne afery – nic na niego nie działało. I nagle okazuje się, że po latach "świetności", w porównaniu z tym, co było jeszcze kilka miesięcy temu, PiS "zgubił" gdzieś kilka proc. zwolenników. W połowie września chciało na niego glosować niemal 40 proc. Polaków.

– Czara goryczy jest napełniona, ale nie ma tej kropli, która ją przepełni – mówił wtedy naTemat politolog i specjalista ds. marketingu politycznego dr Wojciech Szalkiewicz.
Czytaj także: Ekspert: PiS jest do ogrania w sposób podręcznikowy, trzeba jednak do tych podręczników sięgnąć
Dziś wszystkie sondaże pokazują spadki. "Czarne chmury nad PiS", "Partia rządząca może stracić aż 41 mandatów", "Nowy sondaż CBOS druzgocący dla Morawieckiego i spółki" itp., itd – tak od tygodni media analizują wyniki partii rządzącej, która – mimo spadków – ciągle jednak prowadzi.

– Partia rządząca płaci za swoje błędy. Takie pandemonium, jakie ufundowała sobie przez ostatnie dwa lata – zaczynając od majowych wyborów, przez piątkę dla zwierząt, wyroki TK, pandemię, konflikt z UE, sądy, rozpad koalicji, utratę większości – jeśli spojrzeć na chłodno, robi wielkie wrażenie. Jednocześnie trzeba przyznać, jest to bardzo solidna konstrukcja, skoro po tylu porażkach ciągle się utrzymuje powyżej 30 procent – komentuje w rozmowie z naTemat dr hab. Jarosław Flis, socjolog z UJ.

Sondaże i los PiS


Każdy sondaż wywołuje falę komentarzy, przeciwnicy PiS wpadają w euforię nawet przy tych 30 proc., w PiS – jak sprawdziliśmy, podobno się nie przejmują. Ale trend spadkowy widać bardzo wyraźnie.

– W tej chwili obserwujemy rozchwianie jednego z filarów sukcesu i potęgi PiS, czyli stabilności sytuacji społeczno-gospodarczej. Wyborca jest bombardowany doniesieniami dotyczącymi życia codziennego i to jest ten moment, w którym dyskusja na temat inflacji i drożyzny dotarła do opinii publicznej i znajduje odzwierciedlenie w sondażach. Obecna sytuacja uderza nie w temat drugoplanowy, zastępczy, dla wielu wyborców. Uderza w nich. Ale to nie jest moment, w którym opozycja może spokojnie usiąść i powoli dzielić mandaty i stanowiska między siebie – komentuje w rozmowie z naTemat politolog, prof. UW Rafał Chwedoruk.

– Pytanie, czy teraz nastąpi stagnacja PiS na nieco niższym poziomie niż wcześniej, czy PiS zdoła powrócić do poziomu, który miał podczas wyborów w 2015 roku i latem tego roku, czyli 35-38 proc. Do ostatnich wyborów było jasne, że PiS wygra i będzie rządził. Pytanie było tylko o skalę. Od jesieni ubiegłego roku każda spekulacja wiąże się z realnym pytaniem o utratę władzy przez PiS. Obecne zachwianie w sondażach oznacza, że czeka nas sytuacja narastającej, permanentnej niepewności. I to jest czymś nowym – dodaje.
Rafał Chwedoruk

Teraz obserwujemy początek ruchów tektonicznych, które za kilka miesięcy pokażą stary i zarazem nowy system partyjny. Stary, bo aktorzy będą ci sami. Nowy, bo wynik starcia będzie obarczony największą od 2015 roku niepewnością.

Co najbardziej zachwiało tym filarem PiS i jakie mogą być dla niego konsekwencje? Czy PiS może coś jeszcze zrobić, by odzyskać wyborców?

– Czas wielkich haseł i planów oraz realizacji obietnic PiS ma za sobą. To było w poprzedniej kadencji. Także przestrzeganie wyborców przed Tuskiem nie jest tym, co może stać się leitmotivem kampanii wyborczej. Dziś trudno dostrzec instrumenty, którymi PiS mógłby się posłużyć, żeby powtórzyć sytuację wychodzenia z wcześniejszych kryzysów. Tak naprawdę los PiS będzie zależał od czynników, na które partia ta będzie miała tylko fragmentaryczny wpływ, czyli od poziomu życia codziennego Polaków – uważa prof. Rafał Chwedoruk.

Ludzie czują się sfrustrowani


Pandemia i inflacja – na to najczęściej wskazują eksperci, jako czynniki, które pogrążają dziś partię Jarosława Kaczyńskiego.

– Jedną z przyczyn na pewno jest pandemia i to jak rząd sobie z nią nie radzi. Nie wprowadza obostrzeń dla niezaszczepionych i przez to cierpią osoby zaszczepione, które nie są w stanie dostać się do lekarza na czas. I nie jest to tylko elektorat opozycji, ale również Prawa i Sprawiedliwości. Dziś tak dużo ludzi umiera na COVID-19, że choćby nie wiem, co mówili, to nie ma szans, że przykryją cierpienie wielu osób z powodu straty kogoś bliskiego w rodzinie, czy wśród znajomych – reaguje w rozmowie z naTemat Alicja Defratyka, ekonomistka, autorka projektu ciekaweliczby.pl.

Jej zdaniem PiS nie wprowadza obostrzeń nie tylko dlatego, że – jak słyszymy od dłuższego czasu – obawia się swojego elektoratu.

– To jest jedna wielka fikcja. Gdy na początku pandemii wprowadzali zakaz wchodzenia do lasów i inne obostrzenia, to ludzie się pilnowali, dostosowali się. Uważam, że boją się, że stracą większość w Sejmie, bo w szeregach Zjednoczonej Prawicy jest dużo antyszczepionkowców. Bardziej nie chcą narazić się koalicjantom, by nie stracić władzy, niż swoim wyborcom. A ludzie przecież widzą, że w innych krajach paszporty covidowe funkcjonują i działają, bo nawet jak jest dużo zakażeń, to liczba zgonów jest nieporównywalnie niższa niż w Polsce, a my jesteśmy na czele niechlubnych statystyk – dodaje.
Alicja Defratyka

Czują się sfrustrowani, że rząd idzie na rękę niezaszczepionym. Ponad 50 proc. zaszczepionych Polaków to widzi, są zdenerwowani sytuacją, mają świadomość, że są to niepotrzebne zgony, że można było im zaradzić. Widać, że rząd jest w stanie poświęcić ludzkie życia dla interesu politycznego. A to pokazuje, jak zgniła jest ta władza. To musi odbić się na poparciu dla rządzących.

Drożyzna też uderza w elektorat PiS


Inflacją i drożyzną żyjemy wszyscy. Również elektorat PiS. – PiS próbuje zakłamać rzeczywistość i wmówić ludziom, że inflacja albo nie jest groźna albo to wina Tuska, Zachodu, UE, wszystkich, tylko nie ich. A z inflacją jest tak, że ona dotyka wszystkich i najbardziej może być odczuwalna właśnie przez ich elektorat. Wśród wyborców PiS jest więcej osób gorzej sytuowanych i mniej zarabiających oraz emerytów i rencistów niż wśród wyborców partii opozycyjnych. Te grupy procentowo najwięcej ze swoich dochodów wydają na jedzenie, mieszkanie, energię więc najbardziej odczuwają wzrost inflacji – mówi Alicja Defratyka.

– Dlatego choćby nie wiem co teraz robili i mówili, to nie są w stanie zakłamać i zakrzyczeć tej rzeczywistości, ponieważ przez tak duży wzrost ceny wielu osobom nie starczy pieniędzy do pierwszego. I nawet jak wprowadzają różne tarcze, to one i tak nie zrekompensują tej drożyzny – dodaje.

Jak pokazał ostatni sondaż IBRIS dla Onetu, już ponad 13 proc. respondentów jest niezdecydowanych, na kogo głosować. To o ponad 5 punktów procentowych więcej niż we wrześniu. – To jest właśnie skutek rozchwiana filaru społeczno-gospodarczego. PiS wygrywał na tym, że ktoś, kto na co dzień niezbyt interesuje się polityką, głosuje swoją kieszenią. I dopóki ta kieszeń jest wypełniona przynajmniej na podobnym poziomie jak wcześniej, to w naturalny sposób wyborca orientuje się na tego, kto według niego najbardziej się do tego przyczynił. Po co miałby głosować na kogoś, kto nie jest już w stanie tego zagwarantować? Dotyczy to wszystkich wyborców, ale przede wszystkim kluczowych grup, które głosowały na PiS: mniej zamożnych, oddalonych od centrów – wskazuje prof. Chwedoruk.

PiS i młodzi wyborcy


Ale to może być niejedynym problemem PiS, który znajduje odzwierciedlenie w ostatnich sondażach.

– Przesłanki początku końca hegemonii PiS w polskiej polityce pojawiły się wraz z największym triumfem w dziejach tej partii, czyli ostatnimi wyborami sejmowymi. PiS triumfował z bezprecedensowym wynikiem, przy bardzo wysokiej frekwencji. Nic tylko można było otwierać szampana i szykować się do sprawowania władzy nie krócej niż Angela Merkel. Tyle tylko, że ten triumf pokazał mityczny szklany sufit. Nie tyle w sensie arytmetycznego wyniku, ale kurczących się zasobów demograficznych – zauważa prof. Rafał Chwedoruk.

Ma na myśli wymianę pokoleniową. Ludzi starszych, którym PiS w dużej mierze zawdzięczał triumfy. I młodych, których PiS nie udało się pozyskać, choć – jak zauważa politolog – w PiS mieli na to po wyborach nadzieję. W tym celu powołano pełnomocnika ds. młodzieży, a wcześniej już sama nominacja Mateusza Morawieckiego na premiera miała być próbą zwrócenia się do innych wyborców. Jak widać, nie bardzo się udało.

– Niezbyt było wiadomo, skąd PiS ma czerpać wyborców, żeby te topniejące zasoby demograficzne w kolejnych wyborach odbudowywać. Ten argument znalazł bardzo mocne potwierdzenie jesienią ubiegłego roku w kwestii aborcji. PiS popełniło wtedy swój największy błąd od 2015 roku. Mam na myśli werdykt TK, który nie tylko zablokował PiS możliwość pozyskiwania wyborców w młodszym pokoleniu, ale przeciwstawiło to młodsze pokolenia prawicy w ogóle. Ten najbardziej oczywisty kierunek poszukiwań – w miejsce najstarszych, najmłodsi – odpadł – tłumaczy politolog.
Rafał Chwedoruk

Niezależnie od czynnika demograficznego, PiS zyskał olbrzymią liczbę głosów nie tylko tradycyjnymi wyborcami prawicy, którzy bezwarunkowo popierają PiS. Ale tym, że polityką społeczną zyskał wielu wyborców apolitycznych, niezainteresowanych na co dzień polityką. Jest to wyborca, którego trudno zmobilizować. I bardzo łatwo zdemobilizować. To co obserwujemy teraz jest prostą pochodną problemu z utrzymaniem poziomu życia codziennego.

Czytaj także: Morawiecki nie będzie miał powodów do dumy. Polacy dobitnie ocenili pracę szefa rządu

Czy to początek końca PiS?


Czy PiS może jeszcze notować dalsze spadki? Alicja Defratyka wskazuje na twardy elektorat PiS, który ogląda tylko TVP. Tu może być klucz do odpowiedzi.

– Jeśli ktoś od 6 lat stale ogląda TVP Info i Wiadomości, gdzie jest stek kłamstw i praktycznie wiele informacji jest prezentowanych na odwrót niż w rzeczywistości, to nie ma szans, by nie wierzył w to, co tam mówią. Zakładam, że taki twardy elektorat, będący pod wpływem propagandy, to ok. 25 proc.. A zatem jest jeszcze pole manewru do spadku poparcia PiS do tego poziomu. Idą Święta. Dla setek tysięcy Polaków będą to bardzo smutne święta ze względu na stratę kogoś bliskiego. Będą też bardzo drogie, najdroższe od 20 lat. Myślę, że jest jeszcze pole do spadku – uważa.

Pytanie, czy wyniki ostatnich sondaży mogą oznaczać, że to może być początek końca rządu PiS?

– Takie pytania słyszę od nastu lat. Za PO też pytano przy każdym sondażu, czy to już koniec. Ale to tak nie wygląda. Oczywiście zależy od tego, co to jest koniec. Wybory są za dwa lata. Szybszym końcem byłoby utworzenie przez opozycję rządu technicznego. Tylko do tej pory de facto nigdy jeszcze to się w Polsce nie udało, może trochę rząd Hanny Suchockiej miał taki charakter, ale to było ponad ćwierć wieku temu. Inne wyobrażenie to tsunami. W takim sensie, że jest to taki koniec, jak w przypadku AWS – komentuje prof. Jarosław Flis.

Ale, jak zaznacza, w ten ostatni scenariusz nie bardzo uwierzy. – Ileż partii było już składanych do grobu, nie tylko w Polsce. Sam nie bardzo widziałem nadzieje dla socjaldemokratów w Niemczech, a teraz proszę, mają kanclerza. W Czechach ODS wydawał się zupełnie przegrany, teraz ma premiera. Jak się spojrzy na Polskę, to od 20 lat na scenie ciągle widzimy te same cztery partie. I opowieści o codziennym armagedonie, że teraz to już koniec, pewnie będą się powtarzać – mówi. Socjolog zauważa jednak, że poparcie dla PiS wcale nie musi spaść jeszcze bardziej, żeby oddać władzę. – W 2014 roku PO z PSL-em do spółki miały mniej więcej takie notowania jak teraz PiS. To wystarczało, żeby odejść w poczuciu solidnego upokorzenia. 30 proc. dla PiS w zupełności wystarczy do powtórzenia tego scenariusza. Wyniki dzisiejszych sondaży dają władzę opozycji. PiS nawet z Konfederacją nie ma większości. Gdyby wybory odbyły się dziś to wiadomo, kto by świętował, a kto miał kaca – mówi prof. Flis.

Kilka dni temu szef pracowni badawczej IBRIS, Marcin Duma, mówił w rozmowie z Anną Dryjańską, że pogłoski o końcu PiS na razie mają wątłe podstawy i to nie jest tak, że jedynym scenariuszem dla władzy jest równia pochyła. – Tak, widzimy spadek od końca października, ale ma on swoje przyczyny, które nie muszą odgrywać roli w nadchodzących miesiącach. Innymi słowy: PiS może to poparcie odzyskać, nic nie jest wyryte w kamieniu – powiedział.
Czytaj także: Władzy spada, opozycji nie rośnie. Wyjaśniamy, co się dzieje ze sfrustrowanymi wyborcami PiS

Trzeba patrzeć na opozycję


Prof. Chwedoruk uważa, że tak naprawdę musimy poczekać do wiosny z odpowiedzią na pytanie, jak realnie i na trwałe układa się poparcie dla PiS, po świętach, feriach, fali pandemii.

– Moim zdaniem w olbrzymim stopniu powinniśmy teraz śledzić nie tyle PiS, co patrzeć na opozycję. Słabnąca pozycja PiS jest trochę amortyzowana tym, co działo się wśród opozycji. Powrót Tuska wzmocnił PiS. Pozwolił przywołać proste schematy, które przemawiają do wielu wyborców. Teraz raczej czeka nas kilka miesięcy podobnego podejścia do kolejnych sondaży jak teraz. Po każdym sondażu będziemy przeliczać, czy to jest moment przełomu, czy nie. Natomiast jest wiele zmiennych, kompletnie zewnętrznych, które mogą wiele w polityce powywracać – wskazuje politolog.
Rafał Chwedoruk

Dziś dzieje się bardzo dużo, również na świecie. Czy w Polsce przejmujemy się negocjacjami Chin z amerykańskimi kompaniami i zakupem gazu? A to może mieć gigantyczny wpływ na naszą sytuację i notowania rządzących.

Alicja Defratyka uważa, że przesilenie już nastąpiło. – Większość grup społecznych mocno oberwała po decyzjach władzy. To kobiety, przedsiębiorcy, osoby LGBT, lekarze, sędziowie. Poziom ich frustracji jest duży. Zresztą sondaże pokazują, że łącznie opozycja ma znacznie większe poparcie niż PiS. To już nie jest "troszeczkę" więcej. I PiS się tego boi – mówi. Dlatego ma obawy, co partia rządząca mogłaby zrobić z takimi wynikami. – PiS nie będzie chciało łatwo oddać władzy. Nawet jeśli wygra kolejne wybory, to jest duże ryzyko, że one mogą zostać sfałszowane albo Sąd Najwyższy nie uzna wyniku. Obawiam się, że zrobią wszystko, by nie oddać władzy. Dobrze wiedzą, że niektórzy z nich złamali Konstytucję, a inni mogli nawet dopuścić się popełnienia przestępstwa, więc strata władzy może być dla nich bardzo bolesna – uważa.