Byli Trump i inni, ale się wykruszyli. Kto teraz za granicą jest największym sojusznikiem Dudy?

Katarzyna Zuchowicz
Andrzej Duda mówił, że z prezydentem Brazylii zgadzają się ideologicznie i zaprosił go do Polski. Ostatnio spotkali się szczycie ONZ w Nowym Jorku i rozmawiali o zbliżającej się wizycie. Dziś notowania obu lecą na łeb na szyję, a Brazylijczycy właśnie ocenili, że Jair Bolsonaro to najgorszy prezydent w historii ich kraju. Aż rodzi się pytanie: z kim jeszcze za granicą Duda ma dziś jakieś relacje? Bo w polityce nie ma już nie tylko Trumpa.
Kto jest dziś najbliższym sojusznikiem prezydenta Andrzeja Dudy w polityce międzynarodowej? Fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER/East News
Ławka wydaje się krótka. A nawet jeszcze krótsza niż w pierwszej kadencji Andrzeja Dudy. Bolsonaro, znienawidzony przez Brazylijczyków prezydent, przeciwnik szczepień, który nie wierzy w koronawirusa, nawet gdyby teraz przyjechał do Polski i umacniał z nią stosunki, też jest na niej dość wątpliwy. Pomijając jego działania, skrajnie prawicową ideologię itp., prezydent Brazylii zwyczajnie w 2022 roku może przegrać wybory prezydenckie.

Słabe notowania Bolsonaro


Według ostatniego badania opinii publicznej prestiżowego instytutu Datafolha, 48 proc. badanych uznało go za najgorszego prezydenta w historii kraju. Zupełnie inaczej niż jego kontrkandydata – byłego lewicowego prezydenta Inacio Lulę da Silvę, który rządził Brazylią w latach 2002-2010. Tu aż 51 proc. badanych uznało, że był najlepszym prezydentem w dziejach kraju.


Do tego dochodzą inne sondaże, które dają da Silvie ogromną przewagę. Według jednego z ostatnich w wyborach poparłoby go 48 proc. wyborców, a Bolsonaro tylko 22 proc.

Dołóżmy jeszcze sondaż, który wykazał, że 56 proc. Brazylijczyków popiera impeachment Bolsonaro i mamy pewien obraz. Jeśli ten trend się utrzyma, to na drugim półmetku swojej prezydentury Andrzej Duda może stracić kolejnego potencjalnego sojusznika. Bo od początku jego prezydentury kilkoro już się "wykruszyło".

Kogo już nie ma


W polityce nie ma już Donalda Trumpa, który mówił o prezydencie RP: "Mój przyjaciel prezydent Duda". – To zaszczyt, że prezydent Duda jest z nami, mój przyjaciel. Odbyliśmy szereg dyskusji i naprawdę współpracujemy z Polską bardzo dobrze, nigdy nie mieliśmy lepszych relacji, nie byliśmy bliżej Polski, niż teraz – słyszał polski prezydent jeszcze w czerwcu ubiegłego roku. O tych relacjach i wzajemnych kontaktach można by długo pisać. Mówiąc w skrócie, niektórzy eksperci oceniali, że "są na bardzo wysokim poziomie". Z Joe Bidenem do dziś nie udało się ich zbudować nawet w minimalnym zakresie.

Nie ma też prezydenta Słowacji Andrieja Kiszki, z którym trzy lata temu Andrzej Duda szusował na nartach w Szczyrku. Jest prezydentZuzana Čaputová, proeuropejska, liberalna, zwolenniczka adopcji przez pary LGBT, wcześniej działaczka ekologiczna. Latem była z wizytą w Warszawie, a rozmowa z Dudą dotyczyła m.in. praworządności.

– Dla Słowacji są bardzo ważne wszelkie wartości, które tworzą UE, także wartości państwa prawa – powiedziała.

– Wyjaśniłem pani prezydent, na czym polega zasadniczo to, co powiedział TK, bo tak jak zaznaczyłem, jest w przestrzeni międzynarodowej wiele manipulacji, przeinaczeń, bardzo wiele też języka niefachowego, który może wprowadzać w błąd – mówił po spotkaniu Duda. Na arenie międzynarodowej nie ma już także konserwatywnej prezydent Chorwacji Kolindy Grabar-Kitarović, która razem z Dudą w 2017 roku zaprosiła Trumpa do Polski, razem forsowali ideę Trójmorza, wielokrotnie się spotykali i w ogóle – mieli opinię, że dobrze się dogadują i są politycznymi przyjaciółmi.

Grabar-Kitarović wygrała wybory w 2015 roku, tak jak Andrzej Duda. To z nią w pierwszej kolejności prezydent RP spotkał się po wygranej.

Jednak w 2020 roku jego bliska sojuszniczka przegrała wybory z byłym, socjaldemokratycznym premierem, Zoranem Milanoviciem. Cios dla Dudy musiał być ogromny. A zatem kto z zagranicznych przywódców może dziś być uznany za największego politycznego przyjaciela, czy sprzymierzeńca polskiego prezydenta?

Kto sojusznikiem Andrzeja Dudy


– Muszę pomyśleć – reaguje jeden z polityków, których zapytaliśmy o to, kto dziś jest największym sojusznikiem prezydenta RP w polityce międzynarodowej. Kolejny obiecuje, że się zastanowi i oddzwoni.

– Bliski sojusznik Andrzeja Dudy? Zastanawiam się, czy kogoś takiego sobie wypracował. Nie znajduję. Na pewno nikt z poważnych, zachodnioeuropejskich, polityków. Raczej mamy talent, żeby zrażać zagranicznych polityków, zwłaszcza zachodnich. Tak było z Bidenem, to samo z Niemcami – reaguje prof. Roman Kuźniar, doradca ds. międzynarodowych byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Akademii Dyplomatycznej MSZ.

– Z Francją to są Antypody, bo prezydent Francji jest proeuropejski, demokratyczny, to się nie mogło udać. Węgierski prezydent jest kompletnie bez znaczenia. Jest, ale jakby go nie było. Słowaczka jest demokratką – mówi. Dodaje jeszcze, że Brytyjczycy wyszli z UE. A prezydent Czech jest chory. Zmieniły się też władze m.in. w Austrii i na Ukrainie.

A sojusznicy na Wschodzie? Ukraina? – Widać, że tam nie ma chemii. Widać bardzo wyraźnie, że Ukraińcy nie stawiają na Polskę. Gdzieś ona się pojawia, prezydenci mogą się spotkać, ale Polska nie jest już tym krajem, którym mogła być. Polska liczyła się dla Ukrainy, kiedy sama prowadziła politykę zbliżenia z Ukrainą, teraz tego nie robi. I kiedy miała moce przerobowe i wpływy na Zachodzie. Teraz tych wpływów nie ma – uważa prof. Kuźniar.

Trójkąt Lubelski i wizyta na Ukrainie


Ostatnio prezydent był z wizytą w Katarze, a także w Macedonii Północnej, Czarnogórze, na Słowacji, w Paryżu, na Litwie i na Cyprze.

A w ostatnich dniach na Ukrainie w ramach szczytu tzw. Trójkąta Lubelskiego. To nowa inicjatywa, z 2020 roku, z udziałem Polski, Litwy i Ukrainy. Duda spotkał się z prezydentami obu krajów: Gitanasem Nausėdą i Wołodymyrem Zełenskim. "Główny cel spotkania to udzielenie Ukrainie wsparcia w obliczu rosyjskich nacisków i prowokacji" – podała strona prezydent.pl. Wcześniej prezydenci rozmawiali online. – Dzisiaj bezpieczeństwo Ukrainy i regionu jest sprawą fundamentalną. Sąsiedzi i NATO powinni wykazać determinację przy wzmacnianiu Ukrainy – mówił Andrzej Duda.

– Trójkąt Lubelski to dobry kierunek. Ale namawiałbym prezydenta na taką prawdziwą aktywność, bo niepodległa Ukraina jest w interesie Polski. To zawsze był kierunek, który w polskiej polityce nas łączył. W tej chwili stanął pod znakiem zapytania po wizycie nacjonalistów w Warszawie i oświadczeniu pani Le Pen, więc mam nadzieję, że prezydent jest w stanie wnieść trochę inny głos do polskiej polityki obozu rządzącego, trochę więcej racjonalizmu i racji stanu, związanego z poczuciem bezpieczeństwa. Tylko obawiam się o praktyczną realizację – mówi naTemat Andrzej Halicki, europoseł PO, wcześniej szef sejmowej komisji spraw zagranicznych. Czy Wołodymyr Zełenski jest dziś bliskim sojusznikiem prezydenta Dudy? – Póki co, jeszcze nie. Do takiej współpracy nie doszło – uważa Halicki. Wskazuje na potencjał:
pomoc dla Ukrainy, jeśli chodzi o sprzęt, o modernizację armii, o dzielenie się doświadczeniami i bardzo mocne deklaracje polityczne, pełną solidarność.

– Tego oczekuje Ukraina. Ale przypomniałbym, że rząd PiS zaczął, i niestety prezydent Duda poszedł w tym kierunku, od utrącenia Trójkąta Weimarskiego i jego praktycznego znaczenia we wspólnocie europejskiej. Nie ma Grupy Wyszehradzkiej, a Trójmorze nie istnieje – podkreśla.
Andrzej Halicki

Współpraca o charakterze regionalnym jest ważna, ale ważny jest powrót Polski do grona państw, które w sposób bardzo partnerski i konstruktywny traktują swoich najważniejszych sojuszników politycznych. I do tego namawiam prezydenta. Do powrotu na ścieżkę aktywności, także w kształtowaniu polityki wschodniej całej wspólnoty. Bo kiedyś bardzo mocno zależała ona od polskiego stanowiska.

Zostaje Turcja

A zatem kogo w ogóle widzi dziś za granicą wśród najbliższych sojuszników prezydenta?

– Nie widzę ich w ogóle. Tragiczne są strategiczne wybory Kancelarii Prezydenta. Oczywiście jest to pochodną działań rządu i obozu rządzącego i Jarosława Kaczyńskiego. Ale powiedziałbym, że jest jeden kierunek. To niestety Turcja i wariant turecki, o którym kiedyś mówił Kaczyński. W szukaniu partnerów czy sprzymierzeńców Andrzeja Dudy nie lekceważyłbym wątku tureckiego – uważa Halicki. Wspomina m.in. o walce z mediami i rozprawieniu się z niezależnymi sędziami i systemem prokuratorskim w Turcji. – Właściwie w Turcji realizowane jest to dokładnie tak samo, jak u nas. Można powiedzieć, że Erdogan może stać się wzorem i odnośnikiem. Dalej musielibyśmy się zagłębić w odległe sojusze, np. w chiński wątek. To szukanie sojuszników bardzo daleko od naszych najważniejszych interesów związanych z bezpieczeństwem, czyli partnerów europejskich i sąsiadów – dodaje.

Podczas wrześniowego szczytu ONZ prezydent Duda spotkał się właśnie m.in. przywódcą Turcji, a także z prezydentem Brazylii. Na ponad 100 przywódców z całego świata w programie były też spotkania (indywidualne lub wielostronne) z prezydentami: Mongolii, Republiki Mołdawii, Ukrainy, Czarnogóry, Republiki Estońskiej, Republiki Łotewskiej oraz Republiki Litewskiej, a także z premierem Gruzji.

"Sojusz nie spada z nieba"


– Sojusz, czy przyjaźń trzeba sobie wypracować. Trzeba się napracować, żeby mieć sojusznika. On nie spada z nieba. Nie sądzę, żeby prezydent Duda osobiście, bądź kraj, który reprezentuje dzisiaj, potrafił te rzeczy robić. Żeby ktoś uważał, że Polska i prezydent jest takim atrakcyjnym partnerem, że warto być jego sojusznikiem. Trzeba patrzeć też z drugiej strony. Czy ktoś, gdy patrzy na Dudę i na Polskę, chciałby mieć kogoś takiego za sojusznika – mówi prof. Kuźniar.

Z własnego doświadczenia, wspomina, jak powinno wyglądać dbanie o sojuszników. – Zaangażowani są liczni ludzie, żeby kontakt był podtrzymywany. To jest taka tkanina, którą się wytwarza. To nie jest tak, że raz na pół roku się spotkamy, pomachamy do publiczności. Cały czas pracują zespoły, są spotkania, różne inicjatywy. Wtedy możemy mówić o przyjaźni, o tym, że można na siebie liczyć. Pracuje się na to, żeby to było względnie trwałe, żeby nie zawodziło – mówi.

Dodaje: – Bo przecież nie chodzi tylko o mnie – o Dudę, Komorowskiego, czy Kwaśniewskiego – tylko o kraj, który reprezentuję. I który chciałby w tym drugim kraju, poprzez jego prezydenta, mieć partnera do ważnych rzeczy. To wymaga pracy. Oni tego nie potrafią, a nawet powiedziałbym – wręcz przeciwnie. Jeśli jest pomysł na Polskę jako samotną wyspę, to po co nam przyjaciele?