Role jakby się odwróciły. Widać to po reakcji Polaków na zwycięstwo Zuzany Čaputovej w wyborach prezydenckich. Kiedyś to Słowacy zazdrościli Polakom czy Węgrom. Mieli swojego Mečiara, potem Fico, nie weszli z innymi do NATO, spadały na nich gromy za neonazistów w parlamencie. Jednak dziś to inni patrzą na nich z zazdrością. "Bracia Słowacy, pokazaliście jak to się robi!" – komentują Polacy wygraną Čaputovej.
Przypuszczalnie jeszcze kilka tygodni temu mało kto w Polsce w ogóle o niej słyszał. Dobrze nie znali jej nawet sami Słowacy. W polityce pojawiła się dopiero w 2017 roku, jej partia miała ledwo 3 procent procent, a tu nagle taki skok.
Zuzana Čaputova w ciągu dwóch tygodni, jakie minęły od pierwszej do drugiej tury wyborów prezydenckich, stała się nieprawdopodobnym fenomenem, który szybko przekroczył granice Słowacji. Proeuropejska, liberalna, zwolenniczka adopcji przez pary LGBT, działaczka ekologiczna, która przez 14 lat walczyła przeciwko wysypisku śmieci w rodzinnym Pezinoku.
"Mieliśmy strasznie ciężką drogę"
Od kilku dni słychać zewsząd, że na Słowacji nastała ogromna zmiana, a Zuzana Čaputova jest powiewem świeżości również dla całego regionu, nadzieją, zwłaszcza dla Polaków i Węgrów. 45-letnia prawnik, rozwiedziona matka dwóch córek, z dnia na dzień stała się bohaterką, a Słowacy przykładem, jak można wyznaczyć nowy, polityczny trend.
Tym bardziej zwraca to uwagę, że przed laty bywało raczej odwrotnie. Gdy Polska wchodziła do NATO, Słowacja była w tyle. Na forum międzynarodowym była krytykowana niemal jak my dziś. A i potem wcale nie było łatwiej.
– Mieliśmy strasznie ciężką drogę. U nas był Vladimir Mečiar, populizm, nacjonalizm. Nie przyjęto nas razem z Polską, Czechami i Węgrami do NATO. W porównaniu z naszymi sąsiadami my cały czas musieliśmy walczyć. Nigdy nie mieliśmy poczucia, że wszystko jest już skończone. W tamtych latach wszyscy nam pomagaliście, ale patrzyliście też z taką pobłażliwością "A ci Słowacy...". To utrzymywało nas w przekonaniu, że nigdy nie mogliśmy spocząć na laurach – mówi naTemat Magda Vášáryová, ekspert od spraw międzynarodowych i dyplomatka, która przez 5 lat była ambasadorem Słowacji w Polsce.
– Zawsze patrzyliśmy na was, że jesteście lepsi. Bardziej doświadczeni, przecież losy waszego kraju są bardziej złożone. To jak Polska się rozwijała, zawsze budziło w nas zazdrość. (...) Gdyby nie Polska, Słowacja nigdy nie weszłaby do NATO i następnie do UE i musimy być za to wdzięczni Polsce i polskim politykom – mówiła.
"W Bratysławie czuć było powiew i chęć zmiany"
Teraz po wygranej Zuzany Čaputovej Magda Vášáryová śledziła komentarze o nowej prezydent w Polsce i bardzo się z nich cieszy. Z tego, że Polacy w ogóle zainteresowali się Słowacją i z tego, że jej kraj może pomóc i być przykładem dla Polski.
O tym, jak zareagowali Polacy na jej zwycięstwo, pisaliśmy już tutaj. "Gratuluję. W Polsce też nastąpi zmiana i wygra mądrość", "Mam nadzieję, że pani sukces będzie pozytywnym impulsem dla nas, Polaków" – cytowaliśmy opinie. "Cud nad Tatrami. Pora na cud nad Wisłą" – napisał na Facebooku Dawid Ciżewski. "Szczęściarze!" – odpowiedziała mu jedna z komentujących.
– Zwycięstwo Zuzany Čaputovej budzi nadzieję wszędzie. Na Słowacji, w Polsce, na Węgrzech i w Czechach. Ale trzeba pamiętać, że to dopiero pierwszy krok do ewentualnej zmiany – mówi naTemat Łukasz Grzesiczak, znawca Czech i Słowacji z portalu Holistic News.
Był w sztabie Zuzany Čaputovej podczas pierwszej i drugiej tury wyborów. – W Bratysławie czuć było powiew i chęć zmiany. Kiedy w sobotę spotykałem się ze znajomymi i przyjaciółmi na Słowacji, to w kawiarniach nikt nie mówił o niczym innym. Tylko o tym, że Čaputova musi wygrać – opowiada.
Nowa prezydent zrobiła na nim wrażenie: – Ona wygrała swoją naturalną charyzmą. Pamiętam, że kiedy wiadomo było, że zostanie prezydentką, przemówiła do swoich zwolenników w poruszający sposób. Swoje wystąpienie rozpoczęła słowem "dziękuję" w językach mniejszości narodowych Słowacji. Obok stała tłumaczka języka migowego. Kiedy zaczęła mówić, to wszyscy zamilkli. Bo każde jej słowo robiło wrażenie.
Afery i korupcja
Swoją kampanię zbudowała na walce z korupcją. Nigdy nie krytykowała swoich przeciwników politycznych, nie używała języka agresji. Otwarta, zwyczajna, normalna. – Gdy ją zobaczyłem na wiecu w styczniu, od razu wiedziałem, że będę na nią głosował. Była autentyczna. Po prostu zaufałem temu, co mówiła. Rzadka cecha w słowackiej polityce – mówił jeden ze Słowaków tygodnikowi "Time".
Do niedawna rządził tu Robert Fico, populista krytykowany w kraju, na zewnątrz niekoniecznie postrzegany źle. – Słowacy nie mieli żadnych problemów z art. 7. Socjaldemokratyczny rząd nie atakował UE. Wręcz przeciwnie, mówił o silniejszej integracji. Słowacja uznawana była za tygrysa Europy Środkowej. Jako pierwsi przyjęli euro. Doszło do bardzo dużego wzrostu gospodarczego – wymienia Łukasz Grzesiczak.
Jednak w kraju wybuchały afery, głośno było o korupcji, ludzie coraz bardziej mieli dość Fico. Ale, jak słyszymy, protestowała przede wszystkim Bratysława, i to dość niemrawo. Co się stało, że nagle stali się wzorem dla innych?
"Niechęć przeciwko Fico dosłownie eksplodowała"
– Zmiana w społeczeństwie następowała już od pewnego czasu. Od wyborów prezydenckich pięć lat temu, w których demokratyczny Andriej Kiska pokonał Roberta Fico. Ale prawdziwy wstrząs społeczeństwo odczuło rok temu po śmierci dziennikarza Jána Kuciaka. To był wstrząs, który pobudził nas – mówi Magda Vášáryová.
Fico dwukrotnie był szefem rządu: w latach 2006–2010 i 2012–2018.
Łukasz Grzesiczak: – Generalnie na Słowacji pewnie dziś prezydentem byłby Robert Fico lub ktoś przez niego wskazany, gdyby rok temu nie zamordowano Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kusnirovej. Nic prawdopodobnie by się nie zmieniło. Niechęć przeciwko Robertowi Fico wtedy dosłownie eksplodowała. Ponad 100 tysięcy ludzi wyszło na ulice już nie tylko w Bratysławie. Protesty wybuchały co chwila. Nastąpił wielki kryzys polityczny. Fico podał się do dymisji, ale nadal rządzi z tylnego siedzenia, koalicja rządowa się nie rozpadła. Śmierć Kuciaka była tragedią, która w ostatnim roku przeorała słowacką scenę polityczną.
Tu wskazuje na pewną analogię. – Zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza nie doprowadziło do czegoś takiego, co śmierć Kuciaka na Słowacji. Mam wrażenie, że u nas jakbyśmy już o tym zapomnieli. Na Słowacji to była tragedia, która zmieniła losy narodu.
"Na Słowacji mamy nowe pokolenie"
Wszystko mogło potoczyć się jednak inaczej. Dotychczasowy prezydent Andriej Kiska – ten sam, z którym Andrzej Duda jeździł na nartach – był najpopularniejszym politykiem na Słowacji. Wywołał duży szok, gdy ogłosił, że nie będzie ubiegał się o kolejną kadencję. Pozostawił opozycję liberalną w chaosie i rozproszeniu.
I tu wkracza Zuzana Čaputova – wiceszefowa malutkiej partii Progresywna Słowacja. – To taka kanapowa partia bratysławskiej kawiarni. Liberalno-lewicowa, która ma nie więcej niż 3 procent poparcia. Bądźmy uczciwi, wystawili ją tylko po to, by zrobić kampanię partii politycznej przed wyborami parlamentarnymi w 2020 roku – mówi publicysta.
Z jednej strony, jak uważają nasi rozmówcy, społeczeństwo zmieniło się po śmierci Jána Kuciaka. Magda Vášáryová: – Na Słowacji mamy teraz nowe pokolenie, które nie mówi już "A co mi do tego. Wyjadę sobie z kraju i nic mnie nie obchodzi". Tak już nie jest. Tak nie jest od śmierci Jána Kuciaka. Pani Čaputova jest reprezentantką tego nowego pokolenia ludzi, którzy nie traktują już polityki jako coś, co ich nie obchodzi.
Ale z drugiej strony, jak uważa Łukasz Grzesiczak, do zwycięstwa Čaputovej doszło ze względu na pewien zbieg okoliczności: – Opozycja była rozproszona. Było dwóch kandydatów proliberalnych, jeden przeniósł swoje głosy na Čaputovą. Gdyby nie jego poparcie, nie byłoby jej w drugiej turze. Uważam to za kluczowe. Podzieliły się też głosy populistów. Gdyby się zjednoczyli, do drugiej tury wszedłby nacjonalista i przypuszczam, że wynik wyborów mógłby być wtedy inny.
Wybory w 2020 pokażą prawdę
Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że nacjonaliści są wciąż dużą siłą na Słowacji. "Słowacja szokuje Europę i własne społeczeństwo" – pisał w 2016 roku znany serwis EUObserver, gdy neonaziści dostali się do parlamentu. "Quo vadis, Słowacjo?" – pytali w mediach społecznościowych ludzie.
Wraz z Čaputovą Słowacja przybrała jednak nową twarz. Przynajmniej na teraz. – Trzeba pamiętać, że to dopiero pierwszy krok do ewentualnej zmiany. Trzymam kciuki, żeby podobne siły, których emanacją jest Čaputova, wygrały wybory parlamentarne w przyszłym roku. Uważam, że bez tego odnowa, o której mówi nowa prezydent, nie będzie możliwa – uważa Łukasz Grzesiczak. Ma obawy, czy np. siły nacjonalistyczne nie zjednoczą się przed przyszłorocznymi wyborami.
Magda Vášáryová: – Musimy dalej walczyć. W ludziach jest energia. Neofaszyści i antysystemowcy też przybierają na sile. W przyszłym roku mamy wybory parlamentarne i to dopiero nam pokaże, czy Słowacja naprawdę się zmieniła.