Funkcjonariusz SOP brał udział w wypadku Beaty Szydło. Teraz pracuje dla Elżbiety Witek

Maja Mikołajczyk
Jak udało się ustalić Wirtualnej Polsce, jeden z funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa, który brał udział w wypadku Beaty Szydło w Oświęcimiu w 2017 roku, pracuje teraz w grupie ochronnej marszałek Sejmu Elżbiety Witek.
Świadek wypadku z udziałem Beaty Szydło pracuje teraz dla marszałek Elżbiety Witek. Fot. Piotr Molecki/ East News

Pracował dla Szydło, teraz ochrania Witek

G. w czasie wypadku, do którego doszło w Oświęcimiu w 2017 roku, był szefem grupy ochronnej ówczesnej premier Beaty Szydło i jechał z nią w samochodzie. W wyniku zderzenia to właśnie on ucierpiał najbardziej i z otwartym złamaniem nogi trafił do Wojskowego Instytutu Medycznego.


W związku z tym G. był przesłuchiwany w sprawie jako jeden z ostatnich funkcjonariuszy. Zeznania szefa ochrony Szydło nie zostały jednak ujawnione przez prokuraturę.

Zgodnie z nieoficjalnymi informacjami, G. miał niedawno przejść na emeryturę, jednak stało się inaczej. Wirtualna Polska ustaliła, że funkcjonariusz SOP pracuje obecnie w grupie ochronnej marszałek Sejmu Elżbiety Witek.

G. ma kilkunastoletnie doświadczenie jako funkcjonariusz BOR (obecne SOP). Wcześniej przez kilkanaście lat ochraniał Donalda Tuska, gdy pełnił on funkcję premiera. Wcześniej G. pracował w polskiej ambasadzie w Iraku.

Funkcjonariusze BOR składali fałszywe zeznania?

Doniesienia, do których dotarła WP, to nie jedyne doniesienia na temat wypadku Szydło, jakie pojawiły się w ostatnim czasie. Niedawno "Gazeta Wyborcza" rozmawiała z oficerem BOR Piotrem Piątkiem, który również brał udział w rzeczonym wypadku. Zgodnie z jego słowami, funkcjonariusze BOR mieli być nakłaniania do składania fałszywych zeznań.

– On zarządził, jak mamy jechać i jak mamy mówić... To nie było mówione wprost. Raczej "Piotrek, wiesz jak było", "wiesz, jak będzie dobrze dla nas", "wiesz, jak mówić" – relacjonował.

Funkcjonariusze BOR biorący udział w wypadku mieli skłamać na temat sygnalizacji dźwiękowej, która miała kluczowe znaczenia w sprawie i przesądzała o całkowitej lub częściowej winie kierowcy seicento, który wjechał w jedną z limuzyn z kolumny transportującej Szydło do domu.

Piętek stwierdził, że wspomniana sygnalizacja dźwiękowa była wyłączona, choć powinno być odwrotnie. Oficer BOR wytłumaczył jednak, dlaczego nie zdecydowano się na jej włączenie.

– Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – przekazał "GW".Może Cię zainteresować również:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut