Adam Bodnar: Walka o wolność mediów się nie kończy

Adam Bodnar
dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS, były Rzecznik Praw Obywatelskich
Decyzja Prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowaniu LexTVN to zdecydowanie dobra wiadomość na koniec ponurego roku. Prezydent nie zdecydował się na wysłanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że to ślepa uliczka. Prezydenckiego weta nie należy jednak traktować w kategoriach końca walki o wolność mediów w Polsce.
Adam Bodnar: Weto Prezydenta jest zatem dobrym sygnałem dla wolności mediów, ale nie powoduje ono,
że dotychczasowe zagrożenia znikną. Fot. Piotr Zagiell/East News

Czytaj także: "Prezydencie, jeszcze możesz". Adam Bodnar pokazuje, co stanie się z "Lex TVN"


Art. 14 Konstytucji RP stanowi, że: „Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu.” To postanowienie umieszczone jest nie bez przyczyny w pierwszym rozdziale Konstytucji.

Wspieranie wolności prasy i środków masowego przekazu to zasada konstytucyjna, która ma służyć trwałości systemu demokratycznego i poprawnemu funkcjonowaniu państwa. Tymczasem w Polsce od lat wolność mediów jest przez władzę ograniczana, a LexTVN miała być przysłowiowym gwoździem do trumny. Jednak to, że ustawa nie została ostatecznie przyjęta, nie oznacza oddalenia istniejących gróźb dla wolności mediów.

Zamiast misji publicznej - misja służenia rządowi

Spójrzmy z lotu ptaka na krajobraz medialny. Media publiczne, zgodnie z ustawą z 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji, powinny realizować tzw. misję publiczną. To oznacza, że programy nadawane przez TVP czy Polskie Radio powinny cechować się „pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu.”


Jestem przekonany, że większość obywateli czytając te słowa, wręcz nie dowierza, że taki jest wymóg prawny, bo propaganda w mediach publicznych przekracza jakiekolwiek dopuszczalne ramy. Słowem – zamiast misji publicznej jest raczej misja bezwzględnego służenia rządowi. Do tego dofinansowywana przez podatnika znaczącymi środkami.

W pewnym stopniu do tego się przyzwyczailiśmy. Nie możemy jednak zapominać, że tak głębokie związki między mediami publicznymi a rządem zakłócają normalny proces polityczny i konkurencję pomiędzy poszczególnymi siłami politycznymi. Mogą mieć także wpływ na wynik wyborów.

Państwo polskie – wyniku przejęcia Polska Press przez PKN ORLEN - zaczęło także kontrolować szereg regionalnych tytułów prasowych i portali internetowych. To oczywiście ma wpływ na ograniczenie pluralizmu dyskusji. Nie bez przyczyny dziennikarze z poszczególnych lokalnych czasopism są zwalniani lub sami odchodzą z pracy, często po 20-30 latach pracy na rzecz swoich małych ojczyzn.

Władza tworzy także różnego rodzaju uzależnienia finansowe prywatnych tytułów – poprzez patronaty oraz zamawianie reklam spółek Skarbu Państwa. Prof. Tadeusz Kowalski z Uniwersytetu Warszawskiego dokonał analizy wydatków na reklamy i wykazał, że w latach 2015-2020 ponad 5,4 mld zł zostało przeznaczone na reklamy przez spółki Skarbu Państwa, a najbardziej na tym skorzystały różne tytuły prawicowe.

Jeśli media otrzymują stały zastrzyk gotówki od państwa, to trudno się spodziewać ich niezależności redakcyjnej.

Ostrze krytyki może się stępić

Jednak na formach uzależnienia finansowego się nie kończy. Sprawa LexTVN pokazuje, że za pomocą rozwiązań regulacyjnych państwo może zaszkodzić każdemu prywatnemu właścicielowi. Nie zawsze to może polegać na tworzeniu nowych warunków koncesji radiowo-telewizyjnych.

Już sam zbieg u jednego właściciela różnych interesów gospodarczych, zwłaszcza w sektorach regulowanych (jak energetyka, telekomunikacja, media), może prowadzić do tzw. mrożącego skutku. Ostrze krytyki może się stępić, a media posiadane przez takiego właściciela mogą prowadzić działalność w sposób bardziej powściągliwy i ostrożniejszy.

Z punktu widzenia jakości demokracji, to oczywiście również nie jest dobre, bo podstawowa rola mediów to kontrola władzy oraz informowanie społeczeństwa, a nie szukanie kompromisów.

Warto także pamiętać, że oprócz różnych mechanizmów własnościowych i regulacyjnych, rząd może cały czas sięgnąć po inne metody ograniczenia działalności gospodarczej na rynku medialnym. Niecały rok temu – 10 lutego 2021 r. - zobaczyliśmy czarne plansze na ekranach telewizorów, komputerów i tabletów, a sygnał radiowy przestał być nadawany. Był to protest przeciwko wprowadzeniu specjalnego podatku od reklam.

Rząd odstąpił od tych planów, ale przecież zawsze może do nich powrócić. Możliwe jest także podejmowanie dalszych starań w celu skupienia procesu zamawiania wszystkich reklam spółek Skarbu Państwa w rękach jednego podmiotu - specjalnie utworzonego domu medialnego.

Tak to właśnie działa na Węgrzech. W ten sposób potężna siła gospodarcza takiego podmiotu może oddziaływać na prywatne media, które jeszcze pozostają niezależne, ale nie mogą sobie pozwolić na pozyskiwanie reklam wyłącznie z sektora prywatnego. Ceną za takie reklamy może być cichy przykaz, aby pewnymi tematami się nie zajmować, w niektórych sprawach raczej milczeć, niż podbijać przekaz godzący w interesy polityczne obozu władzy.

Zagrożenia nie znikną po wecie Dudy

Ograniczenie wolności mediów może także polegać na kierowaniu powództw strategicznych przeciwko dziennikarzom. Na bronienie się przed pozwami typu SLAPP mogą pozwolić sobie tylko większe redakcje, które stać na prawników oraz na długotrwałe procesy. Mniejsze tytuły mogą nie mieć takiej siły i będą odpuszczać sobie niektóre aktywności w zakresie np. dziennikarstwa śledczego.

Nie możemy także zapominać, że warunki uprawiania zawodu dziennikarza są także w Polsce ograniczone, czego najlepszym przykładem jest istnienie 3-kilometrowej strefy przygranicznej. W czasie stanu wyjątkowego dziennikarze nie mogli tam pracować. Teraz – w czasie stanu „parawyjątkowego” już mogą, ale tylko w ramach zorganizowanych przez władzę „wycieczek”.

Weto Prezydenta jest zatem dobrym sygnałem dla wolności mediów, ale nie powoduje ono, że dotychczasowe zagrożenia znikną. Polska jest obecnie na 64. miejscu na świecie w rankingu wolności mediów przygotowywanym przez Reporterów bez Granic. Podejrzewam, że w kolejnej edycji raczej nie poprawimy swoich notowań.

Dlatego jak się już nacieszymy z weta Prezydenta oraz sukcesu protestów obywatelskich, to zastanówmy się, co możemy zrobić, aby dbać o wolność mediów w tych trudnych warunkach.

Po pierwsze, należy władzy cały czas patrzeć na ręce i nie pozwalać na jakiekolwiek dalsze ograniczenia regulacyjne czy własnościowe. Po drugie, trzeba doceniać niezależnych dziennikarzy i dziennikarki, zwłaszcza tych, którzy najwięcej ryzykują i zajmują się dziennikarstwem śledczym.

Wreszcie po trzecie, należy wspierać wszystkie inicjatywy opierające się na finansowaniu społecznościowym (crowdfunding). Kryzys radiowej Trójki doprowadził do powstania „Radia Nowy Świat” oraz „Radia 3/5/7”.

Czytaj także: Bodnar: Polska znowu spadła w rankingu rządów prawa. Jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w UE


Teraz na naszych oczach - w konsekwencji przejęcia Polska Press przez PKN Orlen - powstają nowe tytuły regionalne: tygodnik i portal „Zawsze Pomorze” oraz nowy portal informacyjny na Śląsku.

Myślę, że jeśli te projekty się powiodą, to w ich ślad pójdą następne redakcje regionalne. Zadecydują o tym obywatele, którym zależeć będzie na opiniotwórczych i rzetelnych mediach jako gwarantach wolności i demokracji. Może pod koniec 2022 r. będziemy już mogli mówić o kilkunastu takich inicjatywach.

Miejmy nadzieję, że dobrowolne składki obywateli na funkcjonowanie mediów będą działać jak woda wypełniająca powstające szczeliny - rozsadzą skały rosnącego autorytaryzmu.
Czytaj także: Adam Bodnar: W Polsce mamy stan zalegalizowanego bezprawia