Podwyżki wykańczają przedsiębiorców. Ceny wyższe nawet o 300 proc. "Pętla na szyi się zaciska"
Albo na zero, albo na minusie
Emilia jest właścicielką cukierni w małej miejscowości na Mazurach. W sezonie letnim, kiedy pojawiają się turyści, sprawy zwykle mają się lepiej. Popularność jej słynnych jagodzianek już dawno przekroczyła granice miasteczka, co oczywiście przekłada się na zawartość firmowej kasy.Oczekiwanie na tradycyjne wakacyjne rozkręcenie biznesu może okazać się jednak trudniejsze niż zazwyczaj. – To jest taki strzał w kolano dla przedsiębiorców. Zaczęła się pandemia, było wszystko pozamykane, później otworzyli, ludzie zdążyli trochę odetchnąć i znowu to samo... Kolejna pętla na szyi się zaciska. To jest przykre – podkreśla kobieta.
Tą pętlą są oczywiście podwyżki. Podwyżki cen, wzrost rachunków i państwowych danin. Najnowsza propozycja rządu, czyli tarcza antyinflacyjna, z tego uścisku może jednak nie wyswobodzić. Średnio o 24 proc. wyższe mają być opłaty za prąd, za gaz o 54 proc.
– Tarczą objęte są osoby indywidualne, a przedsiębiorcy nie. Już teraz mój rachunek za sam prąd wynosi około 4 tys. zł miesięcznie. Od stycznia może wzrosnąć nawet o 1 tys. zł. Poza tym to jest nie tylko kwestia prądu, to jest też kwestia podwyżek cen towaru, ZUS-u, to jest też kwestia kosztów, jakie ponosimy w związku z zatrudnianiem pracowników, bo przecież płaca minimalna idzie w górę. Dobrze, że idzie, ale nikt nie mówi o tym, że przedsiębiorca ponosi ogromne koszty, a nikt tego nie rekompensuje w żaden sposób. To jest temat rzeka – dodaje.
– Cena mąki w górę, to samo ceny oleju i cukru. Wiadomo, że hurtownia też musi sobie odbić takie wzrosty. Przed świętami mąż pojechał po towar i okazało się, że 100 proc. cen towaru poszło w górę. Pełne zaskoczenie. Zimą ciężko jest spiąć budżet. Mocno trzymamy się za kieszeń – podkreśla rozmówczyni.
Teoretycznie mogłaby podnieść ceny, ale, aby rzeczywiście wyszła na plus, wzrosty musiałyby być bardzo zauważalne. A to mogłoby być równoznaczne ze stratą klientów. Sprawy nie ułatwia lokalizacja cukierni.
– W małych miasteczkach mamy związane ręce. Nie mogę podnieść cen, bo nie dam rady konkurować z marketami. Koszty rosną, więc te małe firmy naprawdę będą albo upadać, albo się zamykać. Ludzie nie będą w stanie utrzymać swoich biznesów – zaznacza.
Jej zdaniem ciosem dla przedsiębiorców może być też Polski Ład, a mówiąc dokładniej zmiany podatkowe, które ustawa wprowadza. Ostrzegała przed tym Konfederacja Lewiatan: – Zmiany, które wejdą w życie 1 stycznia 2022 roku, pogorszą warunki funkcjonowania firm, istotnie zwiększą koszty prowadzenia działalności gospodarczej i są największą w historii podwyżką podatków dla przedsiębiorców.
– Dziś tak naprawdę lecimy po kosztach i na przetrwanie. Ale podejrzewam, że ta inflacja się nie skończy na tym, co jest teraz. W tej chwili, jeśli mam dziennie 500 zł w kasie, to jestem happy. Od tego trzeba odliczyć wypłaty, światło, i wychodzę albo na zero, albo zostaję na minusie. Zastanawiam się, czy nie będę musiała wyjechać do większego miasta – podsumowuje właścicielka cukierni.
Nie jesteśmy w stanie nadążyć za podwyżkami
W podobnym tonie przebiega rozmowa z Grzegorzem Schabińskim, właścicielem hotelu i restauracji. Kiedy pytam, co idzie w górę, słyszę, że wszystko. – Od nowego roku miesięczne koszty utrzymania bardzo pójdą w górę. Za same media zapłacimy jakieś 100 proc. więcej. W przypadku gastronomii trzeba też mówić o około 30-40 proc. podwyżkach kosztów dodatkowych. Nie ma mowy o czymś takim jak stabilność ceny. Ceny surowca, który przychodzi do produkcji, codziennie są wyższe o kilka procent – zaznacza.Jak te procenty przekładają się na konkretne sumy? Tego nie można jeszcze do końca oszacować, ale wiele wskazuje na to, że jeśli dziś koszt utrzymania hotelu Grzegorza Schabińskiego wynosi 15 tys. zł miesięcznie, to za chwilę będzie to 30 tys. zł.
– Ciężko mówić o pieniądzach, ale 100 proc. więcej trzeba płacić za wszystkie usługi. Do tego jeszcze zmiana wynagrodzeń, podniesienie stawki minimalnej. Wszystko będzie rzutowało na ceny. Jednak nie jesteśmy w stanie podnosić ich adekwatnie do szybkości wzrostu opłat za media. To jest ciężka sytuacja – mówi mężczyzna.
– Nie jesteśmy w stanie przełożyć podwyżek na zmiany cen u nas, bo nie jesteśmy w stanie tego kalkulować. Tak naprawdę cena powinna być ceną dnia, a przecież zmiana ceny w firmie oznacza zmianę cenników, ofert, to jest proces, który trwa. Nie jesteśmy w stanie reagować na to, co przychodzi z dnia na dzień – dodaje rozmówca naTemat.
Zdaniem Grzegorza Schabińskiego, aby nie stracić, ceny noclegów powinny wzrosnąć o przynajmniej 100 proc. Jest to jednak zmiana nierealna. – Nie będzie na to klienta, a jeśli zmniejszy się liczba potencjalnych klientów, to ta cena powinna iść 150 proc. do góry... Niektóre produkty będą na tyle drogie, że ludzie nie będą z nich korzystać – mówi.
Mężczyzna podkreśla, że cały czas trzeba mieć rękę na pulsie. Sytuacja dla przedsiębiorców nie jest najlepsza od początku trwania pandemii, czyli już prawie od 2 lat.
– Wszystko wymaga czasu, działania, większej czujności, rynek jest nieprzewidywalny. Widzę różnicę, nie zawsze wiem jak reagować, ale robię wszystko, żeby firma działała. O siebie aż tak się nie boję, bardziej boję się o ludzi, których zatrudniam, którym muszę zapłacić. Mam zobowiązania. Po to powstało przedsiębiorstwo, żeby zarabiać pieniądze, więc muszę jakoś działać – przyznaje.
Młodzi przedsiębiorcy są nauczeni pewnej zmienności, ale większym problemem może to być dla starszych przedsiębiorców. Tacy, którzy mają np. po 60 lat, tak naprawdę zdążyli rozwinąć biznes, który przez ostatnie 20 lat był stabilny. Jednak przez to wszystko, co się dzieje, biznes zaczyna być dla nich nierentowny biznes.
Często spotykam się z takimi ludźmi, którzy nie wiedzą jak reagować na rynek, nie wiedzą, co dalej. W tej chwili sprzedają swoje biznesy, zamykają je.
Pamiętajmy też, że nie jest to problem tylko pracodawcy, bo kłopot będą mieli i pracownicy. To, że właściciel firmy nie może czegoś spiąć przełoży się na falę bankructw, niewypłacalności, przełoży się na zarobki ludzi. Jeśli przedsiębiorca zatrudniał 8 osób, to oznacza, że utrzymywało się z tego kilka domostw. To jest domino.
Strach się bać
Joanna od 15 lat jest fryzjerką, od ponad 10 prowadzi działalność. Jej branży, co zresztą nie zaskakuje, również nie omijają podwyżki. – Praktycznie każdy produkt poszedł w górę. Ceny niektórych nawet o 100-300 procent. Choć nawet jeśli coś podrożało o 1-3zł, to i tak to odczujemy przy zamówieniu 50 sztuk – wyjaśnia i podaje przykłady.Cena folii aluminiowej wzrosła z 23 zł na 59 zł (mniejsza gramatura). Rękawiczki z 10 na 45 zł, co oczywiście jest wersją najtańszą, bo są także i po 60-70 zł. Ręczniki papierowe do wycierania włosów wcześniej kosztowały 28 zł obecnie 39-40 zł.
Oczywiście w naszej rozmowie pada i hasło "prąd", na które kobieta reaguje słowami "strach się bać" – w salonie fryzjerskim zużywa się go bardzo dużo. Droższe są także usługi księgowej i cena wynajmu lokalu.
– Dodatkowo obowiązkowe wymienianie kas fiskalnych na online. Najtańsza 1700 zł. Co z tego, że państwo ci zwraca 700 zł, a 1000 to co? – dodaje. Czy więc jedynym rozwiązaniem jest podniesienie cen?
– Myślę, że ten, kto nie podniesie cen, będzie jakoś zarabiał, ale kiedy przyjdzie mu zapłacić za wszystko na koniec miesiąca, to raczej uzna, że bardziej będzie mu się opłacało iść do kogoś do pracy, niż być przedsiębiorcą – podsumowuje.