Fantastyczne zakończenie Turnieju Czterech Skoczni. Wielki faworyt sensacyjnie zatrzymany

Krzysztof Gaweł
Ryōyū Kobayashi w świetnym stylu wygrał 70. Turniej Czterech Skoczni, ale na koniec rywalizacji był dopiero piąty w Bischofshofen i nie powtórzył swojego wyczynu sprzed trzech lat, gdy zwyciężył we wszystkich czterech konkursach. Piękną serię Japończyka przerwał Daniel Huber, który był najlepszy na swoim obiekcie. Piotr Żyła finiszował 13., a Dawid Kubacki 27. Polacy imprezy do udanej nie zaliczą.
Ryōyū Kobayashi wygrał 70. Turniej Czterech Skoczni, ale nie zdołał pobić rekordu zwycięstw Fot. CHRISTOF STACHE/AFP/East News
Kamil Stoch wyjechał w połowie rywalizacji. Jakub Wolny i Paweł Wąsek nie awansowali do czwartego konkursu. Na zakończenie 70. Turnieju Czterech Skoczni reprezentowali nas więc Andrzej Stękała, Piotr Żyła i Dawid Kubacki, dwaj ostatni złączeni w parze KO pierwszej rundy. Pewne więc było, że jeden Polak będzie w drugiej serii zawodów. Tak samo jak to, że po triumf w imprezie sięgnie niesamowity Ryōyū Kobayashi.

Wszyscy kibice zadawali sobie pytanie, czy Japończyk drugi raz w historii weźmie cztery wygrane z rzędu w imprezie i zgarnie wielkiego szlema skoków narciarskich. Wszyscy kibice nad Wisłą czekali też na przełamanie Polaków i dobre skoki. Takie jak Dawida Kubackiego w kwalifikacjach, który był dziesiąty i znów był sobą. Próba Andrzeja Stękały nie napawała optymizmem. 123 metry to było niezbyt udane pożegnanie z zawodami.


Na czele znalazł się tymczasem Karl Geiger, niedawny lider Pucharu Świata skoczył aż 140,5 metra i prowadził w konkursie bardzo pewnie, zerkając na kolejne skoki rywali. Dziesiątą parą od końca był nasz duet Dawid Kubacki – Piotr Żyła, po którym mieliśmy podwójne powody do radości. Obaj skoczyli po 128 metrów, ale wyżej oceniono próbę Żyły, który wygrał rywalizację KO. Kubacki do zawodów dostał się jako "lucky looser".

Na czele doszło do sporej niespodzianki, bo niespodziewanie krótko skoczył Ryōyū Kobayashi. 133,5 metra dało mu dopiero piąte miejsce i stratę 6,8 punktu do liderującego Karla Geigera. Za plecami Niemca znaleźli się jeszcze: Daniel Huber (136,5 metra), Yukiya Sato (139 metrów) oraz Halvor Egner Granerud (136,5 metra). Rywalizacja zapowiadała się pasjonująco.

Zwłaszcza że już na początku Marius Lindvik, który pierwszy skok miał bardzo nieudany (126 metrów), huknął aż 139 metrów i został zdecydowanym liderem zawodów. Nie zdołał go przeskoczyć Dawid Kubacki, który w drugiej próbie uzyskał raptem 123 metry, do tego miał wielkie problemy przy lądowaniu i z 17. pozycji w zawodach spadł na miejsce 27. Niestety, na więcej naszego asa nie było tym razem stać.

Tymczasem Piotr Żyła zakończył TCS skokiem o długości 134 metrów. "Wewiór" też miał problemy z lądowaniem, ale został wiceliderem zawodów i mógł się uśmiechnąć szeroko, w swoim stylu. To był jego najlepszy skok w Bischofshofen, finiszował 13. Została nam więc tylko rywalizacja o Złotego Orła i rekord, który miał na wyciągnięcie ręki Ryōyū Kobayashi. Musiał jednak chwilę poczekać na swój skok.

A w międzyczasie Lovro Kos skoczył aż 144 metry, zbliżając się na metr do rekordu skoczni i wskakując na prowadzenie. Jury zaraz obniżyło rozbieg, ale walka trwała w najlepsze. Liderujący w PŚ i TCS Japończyk zamknął rywalizację skokiem na 133,5 metra i zaprzepaścił szansę, by wygrać zawody. Ale i tak w cuglach zgarnął triumf w całej imprezie. Choć do historii nie przeszedł tak, jak sam planował.

W czwartek najlepszy był Daniel Huber, który na swoim obiekcie był najlepszy, a pierwszy w karierze triumf w PŚ zgarnął po skoku na 137 metr skoczni. Drugie miejsce dla Halvora Egnera Graneruda, który finiszował skokiem na 136 metrów, a Karl Geiger zakończył zmagania trzeci, bo uzyskał finalnie 132 metry.

Czytaj także: Kryzysowe spotkanie i plan ratowania Kamila Stocha. Małysz: potwierdziła się moja teoria

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut