Dziennikarz obwinił Sasina za sytuację z Turowem. Polityk nie pozostawił tego bez komentarza
Robert Mazurek w czasie rozmowy z wiceszefem MSZ Marcinem Przydaczem stwierdził, że za sytuację wokół kopalni Turów winę ponosi Jacek Sasin. Jak się okazało słuchał on wywiadu i postanowił odpowiedzieć dziennikarzowi na jego opinię. "Turów to wina Sasina mniej więcej w podobnym stopniu jak Roberta Mazurka" – uznał polityk.
Dziennikarz obwinia za Turów Sasina
Nawiązał także do odwołania ambasadora Polski w Czechach. Mirosław Jasiński został odwołany, gdyż powiedział, że "brak empatii" po stronie polskiej doprowadził do obecnego konfliktu z Czechami.– O tym, że wina leży po stronie ministra Sasina mówili polscy eurodeputowani z Prawa i Sprawiedliwości, a nie żadna wroga opozycja, tylko PiS-owscy eurodeputowani, a nagle się okazało, że Sasin zawinił, a ambasadora powiesili – spuentował żartobliwie Mazurek.
Jego wypowiedzi bez komentarza nie pozostawił Jacek Sasin. "Panie redaktorze Robercie Mazurku Odsłuchałem dzisiejszą rozmowę z Marcinem Przydaczem i pańskiej tam opinii. I powiem tak. Turów to wina Sasina mniej więcej w podobnym stopniu jak Roberta Mazurka" – skwitował zaczepkę dziennikarza polityk.
Spór w sprawie Turowa trwa już niemal rok
Spór trwa od tamtej pory. W maju 2021 roku TSUE zastosował tymczasowy środek w postaci nakazu zaprzestania wydobycia węgla brunatnego. Polska do nakazu się jednak nie zastosowała.Nasz kraj nie zamierza wstrzymywać pracy kopalni. Kompleks energetyczny w Turowie odpowiada w końcu za 5 proc. krajowej produkcji energii elektrycznej i jest istotnym elementem krajowego systemu elektroenergetycznego, który ma wpływ na zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego w Polsce.
W 2020 roku minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka przedłużył koncesję na wydobywanie węgla brunatnego w Turowie na kolejne sześć lat, czyli do 2026 roku. Plany zakładają natomiast działalność kopalni nawet do 2044 roku.
Czytaj też: "To niezgodne z prawem Unii". Rzecznik rządu o karze za Turów i utracie unijnych pieniędzy
Dodajmy, że Polska została też ukarana przez Unię. W kraju od jakiegoś czasu jest jednak nastrój, jakby wszyscy zapomnieli już o tym, że jakaś kara w ogóle została nałożona na Polskę, że chodzi o 500 tys. euro dziennie za niewstrzymanie wydobycia w kopalni i że TSUE podjął taką decyzję we wrześniu.
Warto przeczytać: Nagle odwołany polski ambasador w Czechach ponownie zabiera głos. Morawieckiemu pójdzie w pięty
Ale w UE cierpliwość chyba jest na wyczerpaniu. Katarzyna Szymańska-Borginon, korespondenta RMF FM w Brukseli, jako pierwsza podała wiadomość, że do Polski wysłano już trzy wezwania do zapłaty, pierwsze 8 listopada 2021 r. A ponieważ Polska nie zapłaciła w terminie 45 dni po pierwszym wezwaniu, KE zaczęła naliczać wysokie odsetki.
Rzecznik KE podał potem, że Komisja wysłała do Polski dwa wezwania do zapłaty kar ws. kopalni Turów i dotąd nie otrzymała pieniędzy.
Czytaj także: "Za chwilę zacznie się robić dramat". Tak w Brukseli patrzą na to, jak Polska traci pieniądze
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut